Kolejny dzień mijał mi nadzwyczaj spokojnie. Shino uznał, że przerwa mi się przyda, więc całe popołudnie włóczyłem się po lesie. W końcu, nieźle już znudzony, puściłem się biegiem w kierunku polany.
Na miejscu zwolniłem do truchtu. Moją uwagę przykuły siedzące nieopodal zające. Wiedziałem wprawdzie, że nie mam szans na dogonienie takowego, ale sam pościg mógł okazać się dobrą zabawą i ćwiczeniem.
Zaczęły uciekać, gdy tylko znalazłem się bliżej. Ruszyłem, więc za tym z lewej, jednak szybko odległość między nami zwiększyła się tak, że ledwo widziałem go wśród śniegu. Drugi był za to znacznie wolniejszy i chyba ranny. Jego ucieczka wyglądała bardziej jak desperackie podskoki. Mimo tego, pościg kosztował mnie sporo wysiłku i gdyby zrezygnowane zwierzę nie próbowało ukryć się między gałązkami krzewu, pewnie nawet bym go nie dopadł.
Z upolowanym obiadem w pysku, pobiegłem do jaskini ciotki, gdzie zastałem jedynie jej towarzysza. Z chęcią podzieliłem się z nim posiłkiem, licząc, na mniejszy wycisk następnego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz