Oleander chciał właśnie coś powiedzieć, jednak w tej samej chwili Kama bezceremonialnie mu to uniemożliwiła, wskakując na niego.
- Pójdziemy na spacer? Proooszę! - spytała błagalnie
- Oczywiście, jeżeli chcesz - stwierdził basior posyłając jej uśmiech i delikatnie ją z siebie spychając - A gdzie byś chciała iść?
- Gdziekolwiek - powiedziała wzruszając ramionami - Byleby nie siedzieć ciągle w miejscu...
Już po niedługiej chwili wraz z Oleandrem spokojnie spacerowaliśmy przez cichy las rozmawiając o rzeczach ważnych i ważniejszych, a nasza córka biegała gdzieś w zasięgu wzroku i radośnie ganiała wszelkie napotkane zwierzątka, które mimo dotkliwego mrozu nie zaszyły się w swoich norkach, gniazdach czy innych kryjówkach.
Nagle Kama zamarła stojąc na małym pagórku i wpatrując się w coś po drugiej stronie.
- Mamusiu! Tatusiu! - zawołała z lekką nutą lęku
- Co się stało kochanie? - spytałam
- Tu... tu ktoś leży...
Wymieniłam z Oleandrem spojrzenie pełne niepokoju i razem szybko pobiegliśmy do córki. Kiedy już tam wbiegłam i spojrzałam na to co przykuło uwagę Kamy wstrząsnęły mną dreszcze. Na dole leżał nieżywy, zdobiony licznymi ranami pies. Już na pierwszy rzut oka można było się domyśleć, że jest ofiarą tak dobrze znanej nam choroby...
- Z moim braciszkiem też się tak stanie? - spytała Kama po chwili ciszy
< Oleander? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz