sobota, 30 kwietnia 2016

Od Beryla CD Eclipse

- Więc, Andreiu - zacząłem, przeżuwając kawałek mięsa - powiesz nam, co cię do nas sprowadza?
- Bez pośpiechu...  - wilczur mruknął jakby sam do siebie, a następnie bez przekonania wzruszył ramionami.
- Czyli? - Eclipse domagała się sprecyzowania wypowiedzi.
- Nic specjalnego... po prostu - tu jego głos nagle się urwał.
- Ty coś przed nami ukrywasz - odgadłem - nie podoba mi się to - zerknąłem spode łba na wilka, odrywając kolejny kawałek dziczyzny.
Basior spojrzał na mnie, po czym wyprostował się, przez chwilę nic nie mówiąc.
- Rozmawiałem z tymi z WSJ.
- Co?! - przez kilka tygodni beztroskich wakacji, prawie zupełnie zapomniałem, że już od zeszłego roku mamy problem  Watahą Szarych Jabłoni, która wtargnęła na nasze tereny. Westchnąłem ciężko.
- Co i powiedziałeś? - zapytała Eclipse.
- Raczej, przepraszam, co oni mi powiedzieli. Nawet nie dali mi dojść go głosu. Z resztą do przekazania mieli też niewiele, bo...
Tu nastąpiła chwila przerwy. W końcu powiedział krótko:
- Drobne ścięcie sąsiedzkie. Upili się chmielem, rosnącym nad rzeką i chuliganili. Przyszedłem właśnie dlatego, że uważam, iż powinniśmy z nimi coś zrobić. Może zebrać całą drużynę i dać im do zrozumienia...
- Już Andreiu lepiej nie dokańczaj - warknąłem - byłoby może i dobrze,  tym, że oni mają dużo większa drużynę niż my.
- A kto wam tak powiedział? - basior uśmiechnął się przebiegle. Wymieniliśmy zmieszane spojrzenia z Eclipse.
- Mundus... - odpowiedziałem cicho.
- Z tego co mi wiadomo, chociaż nie utrzymuję z nim od dawna żadnych relacji, ptaszek ten chyba od początku jest blisko z WSJ...?
Znów popatrzyłem na Eclipse, a ona na mnie.
- Można by... - wydusiłem - przejść się któregoś dnia na tereny zajęte przez te wilki...
- Można by nawet jutro - sprostowała Eclispe - nie pozwolimy, by hulali jak na swojej ziemi.
- Masz rację - przytaknąłem.

~~ Następnego dnia ~~

Szliśmy milcząc w kierunku terenów WSJ. Andrei, Eclipse i ja. Nie było widać żywej duszy, było tu tak spokojnie, jak wtedy, gdy były one jeszcze nasze. nagle w oddali usłyszeliśmy niewyraźne głosy. Kilka osób rozmawiało na skraju lasu. Podeszliśmy bliżej,
- Nic nie mów - powiedział ktoś płaczliwie.
- Co ty mi możesz zrobić... Ja jestem jak ten... - odpowiedział z cieniem pogardy drugi głos.
- Weź... Mundurek... - płaczliwy głos chyba się zirytował.
Wyszliśmy z lasu. Przed nami rozciągały się pola uprawne, które piaskowa dróżka oddzielała od lasu. Na dróżce zaś, leżało kilka grubych drzew ściętych przez człowieka. Siedząc na ściętych pniach, wesoło debatowali sobie członkowie Watahy Szarych Jabłoni. Dwóch strażników, i błękitny ptak przypominający czaplę. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Pozwolicie przyjaciele... że sprawdzę, kto tu przyszedł - jeden z wilków spojrzał w naszą stronę, po czym bełkotliwie powiedział do towarzyszy:
- To nikt ważny.
- Czekaj! - zaprotestował błękitny ptak - znam tych typów - po czym wstał i uśmiechnął się do nas.
- Dzień dobry, Berylu - skłonił się uprzejmie, chwiejąc się.
- Dobry wieczór... - zupełnie skołowany skinąłem głową.
- A jeszcze bardziej dzień dobry dla moich drogich przyjaciół, Eclipse i Andreia - rozłożył skrzydła w powitalnym geście, po czym znowu usiadł na pniu.
- Uważaj na słowa - warknął oschle Andrei.
- Daj tam spokój - jeden z wilczurów machnął łapą i powiedział do Mundusa - na czym skończyliśmy? Aaaaa. Na tym, że ta twoja mała wataha nie ma z nami żadnych szans!
- A założysz się...? - ptak zachichotał - w pierwszym starciu wygrają dwa do jednego!
- Nie sądzę - odpowiedział ze śmiechem trzeci strażnik.
- Przepraszamy... - zacząłem - chcemy tylko uzgodnić jedną sprawę...
- O co ci znowu chodzi, Berylu?! - Mundus westchnął, kręcąc głową - nie kradniemy wam jedzenia, nie straszymy członków waszej watahy, nawet nie polujemy na waszych terenach!
- Jak to "Waszych"? - zdenerwowałem się - nadal jesteś członkiem naszej watahy.
- Wydaje mi się, że podczas naszego ostatniego spotkania raczyłeś oficjalnie wyrzucić mnie z WSC i nazwałeś... jakimś dziwnym określeniem, którego nie zacytuję.
Przypomniałem sobie nasze ostatnie spotkanie sprzed kilkunastu dni. Rzeczywiście, nie należało do przyjemnych.
- Nie zmieniaj tematu! - krzyknąłem - naruszacie spokój na naszych terenach i wdajecie się w bójki!
- Z kim? - Mundus wydał się być zdziwiony.
- Z Andreiem, na przykład! Wczoraj natknął się na twoich koleżków.
- Popatrz sobie na Andreia i zadaj pytanie: kto tu najczęściej wdaje się w bójki - zachichotał ptak, odwracając się od nas i wbijając wzrok w szerokie pole na którym powoli wzrastało żyto.
- To bez sensu - odezwała się Eclipse - wrócimy, kiedy wytrzeźwieją. Jak na razie mówimy jak do ściany.
- Ależ przychodźcie zawsze i w każdej sprawie - Mundus uśmiechnął się wesoło - ale na przyszłość nie zabierajcie ze sobą tej hieny - to mówiąc wskazał na Andreia.
- Ty mała niebieska papugo! - ryknął Andrei i skoczył w kierunku ptaka. Ten jednak zamachnął się skrzydłem i uderzył wilka z dużą siłą. Jeden ze strażników wstał i zaczął groźnie warczeć.
- To oni zaczynają! Jak zwykle, wszystko to nasza wina! Pokażmy im, że z nami się nie zaczyna... - podszedł do mnie chwiejnie.

< Eclipse? >

niedziela, 24 kwietnia 2016

Od Eclipse C.D Beryla

Po nieudanym polowaniu powróciliśmy do jaskini, oczywiście Andrei nam towarzyszył. Szliśmy w milczeniu. Od czasu do czasu spoglądałam ukradkiem na Andrei'a, gdyż wydawał się jakby miał coś na sumieniu. "Nie.. to pewnie moja wyobraźnia" - Pokręciłam przecząco głową a następnie wypuściłam powietrze nosem.
-Coś cię trapi? - Usłyszałam głos zza siebie
Skierowałam swój pysk w jego stronę
-A niby co masz na myśli Andrei'u?
Wilk przekręcił głowę a następnie znużony powiedział odwracając wzrok
-Czyli jednak nie
Nie wiedziałam o co dokładnie mu chodziło. Może to i lepiej? Wtedy z zamyśleń wyrwał mnie Beryl
-Andrei ma rację, wyglądasz na przybitą
-Eh. A jaka powinnam być skoro od dłuższego czasu nic nie jadłam?
-To zrozumiałe.. - Stwierdził cicho Andrei
-No cóż... - Powiedział z dość radosnym nastawieniem Beryl - Jak nie dzisiaj, to jutro - Zamerdał ogonem
-Ale jutro to nie dziś - Mruknęłam ze smutkiem w głosie
-Zgadzam się z tobą! - Powiedział trochę raźniej Andrei który zbliżył się do nas
-Coś ty taki zgodny? - Syknęłam zdziwiona
-A nie mogę?
-Ach już przestańcie, to nie czas i miejsce na kłótnie! - Pokręcił głową Beryl lecz po chwili zaśmiał się unosząc głowę - Czy wy też uważacie, że choć to wszystko było daremne, to i tak się świetnie bawiliśmy?
Ja i Andrei wymieniliśmy się spojrzeniami a następnie przenieśliśmy je równie zdziwione na Beryla
-Ale o co Ci teraz chodzi? - Powiedzieliśmy równo
On spojrzał się na nas z miną "czy ja coś złego powiedziałem" lecz po krótkiej chwili zaśmiał się. Wtedy przed nas wyskoczył dzik. Ogromny, lecz ranny. Ledwo stał na nogach. Chwiejnie przemieszczał się z jednej strony drogi na drugą. Wtedy Beryl spojrzał się na nas
-A widzicie? Jednak cuda się zdarzają!
Tuż po tym dzik leżał już martwy przygnieciony pod ciężarem Beryla. Podbiegłam do niego truchtem i ucałowałam go w policzek
-No cóż, tyle z naszego spotkania - Powiedział sucho Andrei odwracając się od nas
-A ty gdzie? - Zapytałam po czym podbiegłam do niego - Przecież poszliśmy razem na polowanie, więc teraz zjesz z nami
-Ale nie mam na to ochoty... - Odwrócił swój łeb
-Och już taki nie bądź! - Powiedział ironicznie Beryl
Andrei tylko w odpowiedzi prychnął lecz już nie dawał się dalej namawiać. Poszliśmy do naszej jaskini gdzie we trójkę spożyliśmy syty posiłek
<Beryl? Znów przepraszam za tak długie oczekiwania na odpowiedź z mojej strony :P>

środa, 20 kwietnia 2016

Nowy baner WSC!

baner.png
Tak będzie wyglądał nowy baner Watahy Srebrnego Chabra. Pojawił się jednak problem z zamieszczeniem go jako odnośnika do strony naszej watahy. Jeśli ktoś mógłby zrobić z tego obrazka odnośnik, bardzo proszę o skontaktowanie się ze mną na Howrse.

Samiec alfa WSC,      
Beryl             

sobota, 9 kwietnia 2016

Od Jaskra CD Kasai

Szybko zmierzałem do jaskini pary alfa. Miałem już dość tego uciekania i gonienia za nie wiadomo czym. Może w końcu spotkam Kasai.
Zacząłem biec. Co chwila rozglądałem się, czy nie spotkam żadnego z wilków z WSJ. Nagle, przed sobą ujrzałem samego Kanijela. Czekał na mnie. Był taki spokojny i nieoficjalny, że aż zaczęło mnie to denerwować. Stał i uśmiechał się. Zrezygnowany zacisnąłem powieki i wyhamowałem.
- Czemu tak na mnie patrzysz? - warknąłem bez wstępów.
- Widzisz, miałeś zrobić dla nas pewną rzecz... - przechylił głowę. Przeszedł mnie zimny dreszcz.
- Właśnie idę do jaskini Eclipse i Beryla - mruknąłem.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że dobrze bawiłeś się na wolności przez ostatnie piętnaście godzin.
- Co?! O czym ty...
Coś dotknęło mojego ramienia. Zobaczyłem, że stoi za mną dwóch strażników. Nie tych samych, którzy pilnowali nas w jaskini. Ci byli inni i sprawiali wrażenie groźniejszych. Nagle poczułem uderzenie. Miałem wrażenie, że jeden ze strażników złamał mi żebro.
- Kasai uciekła - usłyszałem jeszcze głos Kanijela.
- Wielka szkoda - syknąłem, zwijając się z bólu - dlatego to spotkanie?
- Myślałem, że pomożesz nam załatwić nasze sprawy, ale tym zajmiemy się później. Wyślę do nich tego mojego nieszczęsnego pomocnika.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Mundusa czeka chyba kolejne poselstwo.
Znów poczułem ból. Drugi strażnik zacisnął szczęki na moim karku.
Wilki zawlokły mnie z powrotem do jakiejś jaskini. Brak mi słów.
Ledwie kilka godzin temu znowu byłem wolny, teraz znów leżę obolały w obcej jaskini.
- Cholera, Jaskierku, wydaje mi się, że to już za daleko zaszło.
- Kto... Mundus?! - wzdrygnąłem się.
Leżał obok mnie, oparty o ścianę, gapiąc się w dal. Skrzydła rozłożył, jakby nie mógł nimi poruszyć.
- Co ci się stało? - zapytałem, udając, że nic mnie w tej chwili nie obchodziło.
- Kanijel. Dowiedział się, że Kasai uciekła - uśmiechnął się patrząc na mnie. Sprawiał wrażenie, że cała ta sytuacja bawiła go i była obojętna bardziej niż mi.
Spojrzałem na niego z lekkim przerażeniem i niepewnością. Wydawał mi się coraz bardziej... no... lekko dziwny. Bardziej niż zwykle.
- Dobrze się czujesz? - zapytałem.
- Tak, dlaczego pytasz? - pokręcił głową.

< Kasai? >

niedziela, 3 kwietnia 2016

Od Kasai CD Jaskra

Tej nocy nawet nie zmrużyłam oka. Miałam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie śledzi, więc zrezygnowałam z choćby krótkiej drzemki i cały czas pozostawałam w ruchu. Nie spotkałam nikogo, ale w jakimś stopniu byłam dzięki temu spokojniejsza. Westchnęłam widząc pierwsze promienie słońca między gałęziami otaczających mnie drzew. Po przejściu paru metrów wiedziałam już, gdzie dokładnie jestem. Moim oczom ukazała się Polana Życia. Nie wyszłam jednak za linię drzew. Postanowiłam na razie unikać otwartych przestrzeni i szybszym już krokiem ruszyłam w stronę jaskini alf. Miałam nadzieję, że po drodze spotkam Jaskra. Jeszcze raz spojrzałam za siebie, by upewnić się, że nikt za mną nie podąża. Właśnie w takich chwilach najbardziej doceniałam leśne ptactwo. Przyspieszyłam.


< Jaskrze? >