wtorek, 30 kwietnia 2019

Podsumowanie kwietnia!

Moi kochani,
Dziś przybywam do Was z tym samym co zawsze ostatniego dnia każdego miesiąca (lub, względnie, kilkadziesiąt godzin po terminie, jak dzisiaj). Oto najnowsze podsumowanie kwietnia!
Na wstępie zaznaczę, że ten miesiąc był dla naszej watahy bardzo dobry, budujący i wnoszący duuużo dobrego do jej historii. Nasze archiwum, które możecie zobaczyć po prawej stronie - to teraz osobna kwestia. Mieliśmy bowiem, kochani, tak dużo opowiadań, że zapis o pierwszych kilku opowiadaniach z archiwum naszej watahy wybuchł i nie istnieje. Jeśli więc chcecie je zobaczyć, musicie wejść w ostatnie widoczne opowiadanie i klikać zamieszczony pod nim link "Starszy post". Aż do skutku.
Namieszało to też trochę w liczeniu, które wilki napisały najwięcej opowiadań. Udało się to jednak, a oto wyniki:

Najwięcej opowiadań tego miesiąca napisał Ruten, było ich aż 19.
Zaraz po nim, na drugim miejscu stoi Azair Ethal i 18 opowiadaniami.
Trzecie miejsce zajmuje Lucas, który napisał 10 opowiadań.

A teraz czas na określenie, które inne postacie otrzymają punkty do umiejętności. A są to: RaitoRysioGoth i Mundus.

Gratulacje!

                                                                               Wasz samiec alfa,
                                                                                   Zawilec

niedziela, 28 kwietnia 2019

Od Serenity CD Naoru

Bycie szczenięciem w sumie pozbawionym rodziny, ponieważ brat przestał reagować na jej obecność, było smutne. Otoczona z każdej strony cudzymi marzeniami, waderka marzyła by zostać przytulona w ciepłe objęcia dowolnego członka rodziny. Jej rodziny. Niestety, pozostał wyłącznie Ruten, którego zachowanie zostało wspomniane ciut wcześniej. Co poradzić, że mała marzyła by się przytulić do rodziców? Doskonale jednak zdawała sobie sprawę, że to marzenie nigdy się nie ziści. W tamtym okresie czasu, Serenity uświadomiła sobie, jak bardzo jest samotna pośród marzeń wilków.
Przeglądając marzenia, Serek natknęła się na jedno, wręcz iskrzące się i należące do Naoru. Przyjrzała się kuli w której dostrzegła ją, jego siostrę podające sobie szczęśliwe łapki. Uśmiechnęła się na ten widok - Nao chciał je ze sobą zapoznać i liczył na zaprzyjaźnienie się.
"Słodkie" pomyślała uskrzydlona. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej, że od dawna jest noc i Nao pewnie na nią czeka. Nie trzeba było mówić, że wyleciała wręcz jak z procy, taka wesoła.
Ktoś na nią czekał.
Było grubo po drugiej, czyli dużo po czasie o jakim do tej pory się pojawiała. Klasycznie skierowała się w kierunku jeziora, gdzie już z oddali dostrzegła zarysy dwóch postaci. Ich bogata paleta barw upewniły ją, z kim Naoru stał a w sumie machał do niej. Udało jej się wdzięcznie opaść idealnie na cztery łapy, wówczas gdy skrzydła uderzyły łagodnie o ziemię i była w trakcie składania ich, podszedł basiorek z waderką nieco z tyłu. Nao tradycyjnie wręcz miał przyklejony uśmiech na pyszczku.
-Myślałem, że już się nie zjawisz- zaśmiał się wesoło.
-Wybacz, straciłam poczucie czasu- powiedziała lekko zawstydzona. Spojrzała przez jego ramię z delikatnym uśmiechem.- Witaj Asmira, miło cię ujrzeć na żywo. Masz słodkie marzenia- dodała odruchowo po czym się roześmiała perliście.
-Och, znasz mnie?- Zaskoczyła jego siostrę. Spojrzała na brata z ciekawością- co jej opowiadałeś?
-Ja nic- uniósł łapę w geście obrony.
-Powiedzmy, że znam cię i innych prawie, że na wylot- uśmiechnęła się ciepło Serek. Asmira spojrzała na Naoru, który wysłał jej spojrzenie "nie pytaj, też nic nie wiem".- W każdym razie cieszę się, że dane było nam się spotkać.
-Ano!- Pisnęła ucieszona.- Co będziemy robić?
-Wybierzcie coś- zaproponowała biała. Po chwili dodała śmiejąc się.- Tylko nie zabawa w chowanego, będę bez szans.
-Ach, w sumie dosłownie błyszczysz- zgodziła się po zauważeniu Asmira. Kiedy Serek pokazała jej by spojrzała w górę, dopiero wówczas dostrzegła rozpościerającą się nad nią barwną zorzę.- O jaa! Ale fajne!
-Także tyle w kwestii chowanego- podsumował wdzięcznie Nao, przez co obie się zaśmiały na jego słowa.- Berek jak wczoraj?
-Asmira, co ty na to?- Zapytała się biała. Druga energicznie pokiwała główką i zaraz szczenięta zaczęły się ganiać. Oczywiście nie obyło się bez wpadek, typu zderzenie boczno-czołowe przez rodzeństwo czy potknięcie się o własne skrzydło przez Serka, która zacnie poleciał do przodu robiąc fikołka, śmiała się przy tym niezmiernie. Serek typowo tak się wczuła w zabawę, że jej niezdarna strona brała górę, przez co w końcu rodzeństwo pomagało jej śmiejąc się wyplątać z własnych piór. Ta beztroska zagłuszyła wewnętrzny alarm białej, która stanowczo zbyt późno uświadomiła sobie, że świt zaraz nastąpi. Nao zauważył to, że jeszcze nie znikała.
-Rany, nigdy nie zostawałaś tak długo- uśmiechnął się szeroko, siostra dołączyła do tego.
-Jeszcze nie bawiłam się tak- przyznała im. Nagle znieruchomiała. To było uczucie jakby gdzieś w kręgosłupie podano jej niewielki ale wystarczający do wyczucia prąd. Spojrzała w górę, łącznie z nią rodzeństwo.
Zorza jak ślicznie mieniła się hen wysoko, tak teraz leciała w dół na nią, co dało się porównać do wody o dużym ciśnieniu z wodospadu. Dosłownie wyglądało to na wodospad zorzy.
Serek szybko spojrzała uspokajająco na nich, widząc ich zaskoczenie.
-Widzimy się nast...- nie dokończyła bowiem cała zorza spadła na nią pochłaniając z watahy do "jej wymiaru". Z chwilą pierwszego promienia świtu. Miała nadzieję, że tamta dwójka nie spanikowała na ten dość groźnie wyglądający widok, który w dotyku przypominał ciepły lekki strumień wody.

<Nao?>

Od Azaira Ethala CD Rutena - "Motyl Nocny"

Azair, kompletnie nie pojmujący idei sentymentu do szpargałów, a tym bardziej gromadzenia pamiątek, wpatrywał się w kawałek materiału z niepewnością, szczerze wątpiąc w to, czy wystarczy on, żeby wykupić ich z łap tych wilków. Na jego ocenę z pewnością oddziaływał też Mundus, który owy materiał przyniósł. Zaczął zastanawiać się, czy on czasem nie przyczynił się właśnie do pogorszenia ich sytuacji.
Ku jego zaskoczeniu, w grupie ich agresorów zapanowało dziwne poruszenie.
— To z NIKL'u —  stwierdził ze zgrozą jeden z nich.
Aza nie miał bladego pojęcia, czym ten niesamowity "NIKL" jest, ale widocznie budził respekt wśród tutejszych, bo wilk nazywany Teodrinem już zaczął mamrotać przeprosiny.
Niestety, wrogie fatum widocznie wciąż ciążyło na trójce naszych bohaterów, bo fioletowa wadera uśmiechnęła się kpiąco.
— Skąd mamy wiedzieć, że nie jest to podróbka? — zapytała, wychodząc przed tłum. — Ten ptak mógł to wziąźć skądkolwiek.
— I co zrobisz? — zagadnął jeden z jej towarzyszy. — Zabierzesz ich do siedziby NIKL'u, żeby zapytać, czy ich czasem nie znają? Puknij się w ten swój głupi łeb, kobieto.
Azair kątem oka zerknął na Rutena. Bordowy basior był cały spięty, za to stojący obok Mundus wyglądał na całkowicie spokojnego, żeby nie powiedzieć wyluzowanego.
— Zamknij się, Marion — warknęła wadera. — Chociaż... Wiesz co, to nie jest zły plan...
Zmierzyła wzrokiem Azaira, Rutena i Mundusa, po czym podeszła do Teodrina i zaczęła gorączkowo szeptać mu coś do ucha.
— Daj spokój, nie wpuszczą nas tam — oponował dalej wilk nazwany Marionem.
— Ciebie może nie... — mruknęła wadera, na tyle głośno, żeby wszyscy usłyszeli.
Czym jest ten NIKL? I czemu wszyscy czują przed nim taki respekt?, pomyślał Azair i już miał o to spytać Rutena, ale napotkał jego wzrok, który przekonał go o tym, że jego mistrz również zadaje sobie te pytania.
Szczeniak zrozumiał, że jedyną osobą, która jest w stanie udzielić mu odpowiedzi, jest Mundus.
Westchnął w duchu. Nienawidził niepewności; musiał wiedzieć, o co chodzi...
Szybko podbiegł do Mundusa i udał, że przytula się do jego nogi dla poczucia bezpieczeństwa. Jakiś wilk przyglądnął mu się, ale najwidoczniej uznał to za całkowicie normalne i przeniósł wzrok na fioletową waderę, teraz zawzięcie kłócącą się z Teodrinem.
Hamując obrzydzenie wywołane bliskością tej niebieskiej wywłoki, przytulił się do niego jeszcze trochę mocniej, rezygnując jednak z pokazowego trzęsienia się ze strachu. Nikt by się na to nie nabrał.
Ruten rzucił mu pytające spojrzenie, ale Aza zignorował go i podniósł wzrok na Mundusa.
— Czym jest NIKL? O co chodzi? — zapytał szeptem.
Czapla, podobnie jak bordowy wilk, mierzyła go zdziwnionym spojrzeniem, a usłyszawszy pytanie, zmarszczyła brwi.
— Później ci... — zaczął, ale Azair mu przerwał.
— Nie, powiesz mi teraz — oznajmił i włożył w to zdanie całą swoją siłę, tak, że zabrzmiało jak rozkaz.

< Ruten? >

Od Azaira Ethala CD Asmiry

Azair obejrzał się jeszcze za Naoru, wzrokiem oceniając całą jego sylwetkę.
Kiedy nie wypatrzył niczego ciekawego, powrócił z powrotem do Asmiry, która już od minuty wymieniała różne popularne szczenięce zabawy.
W duchu prawie ją wyśmiał, ale przypomniał sobie, że to prawdopodobnie on jest w tym momencie "najdziwniejszy", bo Asmira to po prostu normalny szczeniak w jej wieku, za to on, Aza, powinien dawno udać się do psychologa. Zachichotał pod nosem.
Szybko jednak opanował się i zerknął na Asmi, żeby upewnić się, że nie zauważyła, ale ona, nawet jeśli jej się to udało, uśmiechała się przyjaźnie, oczekując na jego odpowiedź.
Zreflektował się szybko i odchrząknął.
— Wiesz, najbardziej chyba podoba mi się berek — zaproponował, a waderka od razu na to przystała i szturchnęła go łapką, krzyknęła "Berek, ty gonisz!", po czym zaczęła uciekać ile sił w łapkach. Azair podniósł się leniwie i w podskokach ją dogonił, szturchnął oraz uciekł.
Nawet nie zauważył, kiedy w trakcie zabawy na jego pyszczek wkradł się uśmiech, kiedy to przyglądał się Asmirze, która ledwo łapała oddech od biegania i śmiania się głośno.
Azair, uważający się za kogoś ponad to wszystko, nie wiedział, że zwykła zabawa może być tak przyjemna. W swojej wcześniejszej watasze nikt się z nim nie bawił, wręcz przeciwnie, inne szczeniaki unikały go. Często zbierał za to burę od Matki, ale chociaż bardzo chciał, nie potrafił nikogo zmusić do lubienia go, nauczył się więc cieszyć się czasem spędzonym samotnie na obserwowaniu innych (często były to wilki powszechnie szanowane i lubiane; chociaż wmawiał sobie, że to przypadek, to tak naprawdę obserwował ich, żeby dowiedzieć się, co sprawia, że inne wilki do nich lgną).
— Może teraz w chowanego? — zaproponowała Asmira, kiedy zmęczeni zabawą leżeli w trawie, ciężko dysząc. Aza czuł się nieco słabo, ale pokiwał łebkiem, zamknął oczy i zaczął liczyć do dwudziestu.
Waderka, chichocząc radośnie, pomknęła gdzieś na lewo, jak wywnioskował z odgłosów.
Gdy skończył, wstał, otworzył oczy i skierował się dokładnie tam, gdzie widać było końcówkę ogona wadery.
— Mam cię. Teraz ty szukasz — powiedział, trącając ją łapą.

< Asmira? >

sobota, 27 kwietnia 2019

Od Naoru CD Serenity


Aisu spojrzała na swojego syna, który wszedł przed chwilą do środka jaskini. Asmira dawno już spała wtulona w ojca. Brązowo-biała wadera leżała tuż obok ukochanego. Widząc, że jej syn położył się przy wyjściu wstała i podeszła do niego. 
- Co się dzieje skarbie? Dlaczego nie idziesz do nas?
- Widziałaś ją, prawda?- spytał, a wadera spojrzała na synka. 
- Słucham?- spytała, nie będąc pewną słów Nao. 
- Widziałaś Serenity?
- Oczywiście kochanie. Dlaczego pytasz? 
- Boję się, że to tylko sen.- oznajmił i ułożył smutno główkę miedzy małymi łapkami. Aisu uśmiechnęła się ciepło i ułożyła obok wilczka. 
- Kochanie, ona nie jest snem. Naprawdę ją spotkałeś i zakolegowałeś się z nią. 
- Nie mamusiu.- odparł poważnie, a wadera spojrzała zaciekawiona na niego. 
- Ona nie jest moją koleżanką. 
- Więc kim dla ciebie jest? 
- Może zabrzmi to dziwnie, ale czuję się tak, jakbym mógł jej zaufać i powierzyć wszystkie moje sekrety i tajemnice. Dlatego nie jest ona moją koleżanką, a przyjaciółką. - odparł, a na pyszczek jego matki wdarł się czuły uśmiech. 
- Kochanie, wiem, że chcesz się spotykać z Serenity, się wiedz, że potrzebujesz snu. 
- Dlatego postanowiłem spać przed nocą. Chcę spędzać z nią, jak najwięcej czasu mamusiu. 
- No dobrze, już dobrze. Porozmawiamy o tym jutro, a teraz idź już spać. 
- Ale mamusiu dziś jest jutro. 
- Dlatego musisz jak najszybciej pójść spać. - odparła uśmiechnięta. Nao wtulił się w jej bok i zasną. Zaraz po nim zasnęła Aisu. Gdy basiorek otworzył oczy, było już dosyć późne rano. Wstał na cztery łapki i się rozejrzał. Nie widział w jaskini nikogo, więc wyszedł. Zauważył swoją siostrę. Podszedł do niej z uśmiechem. 
- Dobry Asmi. Gdzie mama i tata? 
- Doberek Nao. Mama i tata są na polowaniu. Co zrobiłeś mamie? 
- O co chodzi?- spytał zaskoczony. 
- Gdy mama wychodziła, wyglądała na niewyspaną. 
- Wiesz, że lubię nocne spacery. - odparł z przepraszającym uśmiechem. Nie był pewien, czy dobrym pomysłem będzie zabranie siostry w nocy do jeziora i zapoznanie jej z Serenity. Wątpił, by waderki się nie dogadamy. Obie wykazują się spokojem, empatią i dobrem. Postanowione. Nao podszedł do siostry i zaproponował jej wspólne wyjście. Samiczka zgodziła się choć nie była pewna czy to dobry pomysł. Gdy dzień mijał i powoli nastawał wieczór, szczeniaki udały się nad jezioro. Były trochę przed czasem, ale tym razem powiedziały przynajmniej Aisu o swoim wyjściu. Matka bała się, że może im się coś stać, ale Nao zapewnił, że zaopiekuje się Asmirą najlepiej jak umie. 
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?- spytała Asmirka, a Nao uśmiechnął się. 
- Chciałbym ci przedstawić moją przyjaciółkę. - odparł, a Asmira podskoczyła radośnie. 
- Jejku! To fantastycznie! Gdzie ona jest?
- Musimy na nią cierpliwie poczekać. - powiedział, a siostra przytaknęła z uśmiechem.


<Serku?>

Od Conquesta CD Aisu ”Lód, który stopił serce”

Dzień narodzin szczeniąt zbliżał się nieubłaganie szybko, a delikatny niepokój szarpał moimi myślami w nocy jak i za dnia. Aisu potrzebowała dużo opieki, którą dostarczałem jej może nawet momentami aż za bardzo. W dniu, w którym dwójka kolorowych puchatych kulek przyszła na świat, od rana panowała w powietrzu lekka ekscytacja. W żadnej chwili nie opuszczałem wadery, która ostatecznie wydając na świat nasze potomstwo, była wyraźnie padnięta. 
- To najpiękniejszy dzień mojego życia. - odparłem pewnie, spoglądając na wtulone w Aisu maluchy.
- Racja. - uśmiechnęła się brązowo biała wadera. Szczenięta postanowiliśmy nazwać Naoru oraz Asmira. Choć oba posiadały futro barwnie ozdobione brązem, białym oraz fioletem, Aisu twierdziła, że Naoru jest bardziej podobny do mnie. Młode posiadały zaś oczy po waderze, bowiem oboje z rodzeństwa mieli je w barwie soczyście zielonej, jak moja ukochana.
Asmira i Naoru rozwijali się w bardzo szybkim tempie, błyskawicznie ukazując swe własne, indywidualne cechy charakteru, ale także powoli zadatki mocy. Cieszyłem się, że oboje mają magiczne zdolności, mi to niestety nie było dane, albo po prostu nigdy ich nie odkryłem... ciężko stwierdzić.

< Aisu? Wybacz, że takie przemyślenia a nie akcja, lecz kompletnie nie mam weny :c >

Odchodzą!


Kyohi - powód: decyzja właściciela

Znalezione obrazy dla zapytania scary anime wolves
Shi - powód: decyzja właściciela

Wuwuzela odchdzi!

kosmos by gracemeere
Wuwuzela - powód odejścia: decyzja właściciela

Jak to mówią: nie wszystek umrę!

piątek, 26 kwietnia 2019

Od Serenity CD Naoru

Serenity nie mogła narzekać na brak zajęć w ciągu dnia, jaki panował w "świecie" teraźniejszym. Doglądała marzeń wilków, które w jej sferze przyjmowały kolory kolorowych i świecących się baniek. Jeśli jakieś wydawało się o słabszym świetle, co znaczyło o mniejszej wierze i niepewności właściciela, Serek tuliła marzenie i szeptała ciepłe słowa wzmocnienia. Powodowało to, że wilk czuł nagle pewność co do swoich racji, a co z tym idzie, marzenie/ bańka miało wzmocnioną jasność. Robiła to w międzyczasie, kiedy nie była brana na pewnego rodzaju zajęcia starszych Strażników Marzeń, które wprowadzały do wdrożenia i przejęcia roli jako Strażnika Marzeń. Chociaż kojarzyła częściowo swoje obowiązki, z chęcią słuchała starszych. Kwestia mocy nie była jeszcze w pełni opowiadana, z racji nie znania wszystkich mocy u białej.
W końcu nastał wieczór. Kiedy niebo w pełni okryło się granatowym płaszczem a gwiazdy i księżyc radośnie migotały, Serenity mogła odwiedzić watahę. Ktoś w końcu na nią czekał. Z tą myślą grzejącą małe serduszko, Serek zadowolona wleciała w świat i dała się ponieść skrzydłom. One wiedziały gdzie prowadzić, jakby były swoistym nawigatorem. Pomyślała, że może być znowu przy jeziorze, tak jak wczoraj się spotkali po raz pierwszy. To znaczy, on ją poznał po raz pierwszy a ona mogła go zobaczyć. Nie myliła się.
Wylądowała gładko przy brzegu, gdzie o dziwo, Naoru drzemał. Waderka wesoło zachichotała na ten widok, co spowodowało wybudzenie się basiorka. Sennie przetarł oczy i dopiero po tym odwrócił się ku źródle dźwięku. Oczy mu się rozszerzyły przy czym na jego pysku zagościł szeroki uśmiech.
-Jesteś!- Powiedział ucieszony zrywając się na równe łapki.
-Obiecałam, że się znowu spotkamy- uśmiechnęła się lekko.
Mały nie tracił czasu, zaraz klepnął ją wciągając do zabawy w berka. Nie zostawała mu dłużna, zaraz zaczęła go gonić. Miała utrudnione zadanie przez fakt skrzydeł ale nagle wpadła na pomysł, że może je użyć. Nagle je rozłożyła i wzleciała na wysokość metra by dogonić go i klepnąć.
-Hej to nie fair!- Zaprotestował ale się roześmiał.
-Nie było mowy, że mamy wyłącznie biegać- zauważyła słodko również się śmiejąc. Przez jej ruch, Nao zaczął skakać by ją złapać ale nie dawała się tak łatwo.
-Nie skacz po skałach, możesz zrobić sobie krzywdę- ostrzegła widząc jego krok ku nim. Zniżyła się do wysokości pół metra, byle tylko nie wchodził na skałki. Co jakiś czas opadała na ziemię by biegać przy zmianie goniącego. Zabawa trwała w najlepsze, aż w końcu po dłuższym czasie padli na ziemię dla złapania oddechu i śmiania się przyciszonymi głosami. Podczas późniejszego rozmawiania o wszystkim i o niczym, Serek nastawiła uszy.
-Hej, Nao? Powiedziałeś swoim rodzicom, że wychodzisz nocą?- Zapytała go.
-Znaczy się, rodzice wiedzą, że lubię spacerować w nocy.
-O bardzo później porze? Jest koło trzeciej w nocy...
-Oj, to bardzo późno. Czemu pytasz?
-Bo chyba ktoś cię nawołuje- dodała. Faktycznie, po dłuższej chwili dało się usłyszeć ciche, bo z daleka, wołanie kolegi. Wymienili się spojrzeniami i wstali, aby pójść w tamtym kierunku. Serek wzbiła się w powietrze i lecąc, oświetlała przyjacielowi trasę, pomagając przy tym świetle księżyca, ponieważ jej zorza również była oświetleniem. Po minucie, Naoru dotarł do brzegu polany, gdzie po środku jeszcze chwilę stała jego mama. Na jego widok, podbiegła do syna.
-Naoru, wiesz która godzina?- Zapytała się go po obejrzeniu czy nic sobie nie zrobił.
-Przepraszam mamo- odparł skruszony.- Nie chciałem powiedzieć, bo byś nie pozwoliła mi cała noc być poza jaskinią.
-Jesteś jeszcze szczenięciem i potrzebujesz dużo snu- powiedziała fachowo.- Czy możesz mi wyjaśnić twoją obecność poza domem o tak późnej porze?
-No, ja...- zawahał się ale wówczas, Serek wylądowała obok niego.
-To przeze mnie- powiedziała spokojnie.- Dobry wieczór, pani Aisu. Jestem Serenity, pamięta mnie pani?
-Serenity? To naprawdę ty?- Spytała się dorosła wadera spoglądając z zaskoczeniem na nią. Kiwnęła łebkiem. Wilczyca uśmiechnęła się.- No proszę, ale podrosłaś... Tylko...
-Wiem, co chce pani powiedzieć. I nie, nie wiem czemu czas dla mnie tak biegnie- uśmiechnęła się zakłopotana.
-Ostatnim razem, też byłaś tylko w nocy- przypomniała jej przygodę, jak jej matka zaalarmowała cała watahę bo rano jej córka zniknęła z jej boku i dopiero w nocy pojawiła się dokładnie tam, gdzie była widziana po raz ostatni.
-Sporadycznie nocami się zjawiam- odparła. Zarejestrowała, że Nao w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie. Chyba wychwytywał nowe informacje o koleżance.
-Gdyby rodzice mogli zobaczyć cię z bratem- powiedziała wzruszona wilczyca.- Jesteś taka podobna do matki.
-Do... mamy...- wydukała mała, nie wiedząc czemu, czując jak gromadzą jej się łzy. Oczywiście często przytłaczała ją ta samotność jako sieroty, jeszcze niechęć brata do niej.  Aisu widząc szkliste złote ślepka małej, wyciągnęła łapę i matczynym gestem przyciągnęła ją do siebie przytulając łapą. Serek wtuliła się w nią dając upust łzom. Tak bardzo chciała poczuć ciepło mamy, Caeldori.
-Już dobrze- szepnęła Aisu do jej uszka.- Rozumiem.
Po kilku minutach, Serenity w końcu odsunęła się wycierając pyszczek z łez. Nao był wyraźnie zasmucony widząc koleżankę we łzach , jednak nagle coś sobie przypomniał. Aisuw tym czasie powiedziała, że to miłe że się przyjaźnią ale jest późno i Nao musi iść spać. Szczeniaki się z tym zgodziły i cała trójka poszła ku jaskini rodziny. W progu basiorek zatrzymał się, dając znać mamie, że chce się pożegnać. Mama zgodziła się i znikła w jaskini. Tymczasem Naoru wyciągnął zza siebie białą różę pozbawioną kolców i wysunął łapę z nią.
-To dla ciebie. Chciałem dać ci to wcześniej- dodał z zawstydzeniem. Serek się uśmiechnęła przyjmując kwiatek.
-Dziękuję, jest śliczna. Ale nie musiałeś...
-Dałaś mi piórko to też chciałem coś dać- wybronił się, na co ta zaśmiała się cicho. Spojrzała w horyzont dostrzegając jaśniejące niebo. Musiała się zbierać.- To... do jutrzejszej nocy?
-Postaram się- uśmiechnęła się rozpościerając skrzydła. Pomachali sobie, po czym Nao wszedł do jaskini a Serenity wzbiła się w niebo, by zniknąć z nadejściem kolejnego dnia.


<Nao?>

Od Naoru CD Serenity

Gdy tylko Naoru wszedł do jaskini, udał się do swojego legowiska. Padł na nie zmęczony i zasnął. Przed snem upewnił się, że piórko jego przyjaciółki dalej znajduje się u jego boku. Bał się, że spotkanie z Serenity może okazać się tylko snem. Uszczypnął się jeszcze, lecz to wszystko dalej trwało. Więc to nie sen, więc naprawdę spotkał waderkę podobną do anioła. 
Nao obudził się znacznie później niż wszyscy. Trudno było się mu dziwić. Aisu widząc, że jej synek się obudził, podeszła do niego i położyła się obok. 
- Jak ci się spało? - spytała z troską. 
- Dobrze mamo. - odparł. Aisu uśmiechnęła się do syna. Gdy chciała już wstać Nao zaskoczył ją dosyć nietypowym pytaniem. 
- Mamusiu, czy czułaś się kiedyś tak, jakby twoje spotkanie z kimś było tylko snem? 
- Cóż skarbie...- zaczęła nie wiedząc, jak odpowiedzieć Nao. - Szczerze to czasem się zastanawiam, czy szczęście, które mnie spotkało nie jest snem. - powiedziała, a Nao spojrzał na nią. 
- Jakie szczęście mamusiu? 
- Wy oraz wasz tata jesteście moim szczęściem. - odparła wadera, a Nao spojrzał na mamę zaskoczony. Po chwili przytulił się do jej boku. 
- Nie jesteśmy snem mamusiu. Czujesz? Jestem naprawdę. - powiedział wzruszony, a Aisu również przytuliła synka. 
- Kochanie wiem o tym, że jesteście naprawdę. - odparła wzruszona. Nao uśmiechnął się promiennie do mamy. 
- Mamo, a czy istnieją wilczki podobne do aniołów?- spytał, a jego pytanie znów zaskoczyło Aisu. 
- Pewnie tak, choć żadnego nie widziałam. - odparła. Nao przytaknął. Wstał i poszukiwał mamie za rozmowę. Następnie udał się w teren by szukać wilki, którym mógłby pomóc. Cały dzień zleciał mu dosyć szybko. Końcówkę dnia postanowił przespać, by dłużej wytrzymać bez ziewania. Chciał dziś znów spróbować zobaczyć Serenity. Czuł małe wyrzuty sumienia, gdy Serenity mogła mieć wiele na główce. Mimo to miał nadzieję spotkać ją. Gdy się obudził poczuł, że musi również dać coś swojej przyjaciółce. Ona podarowała mu piórko, które było przepiękne, a on? Nic. Nim zapadł zmrok, pobiegł na najbliższą łąkę i znalazł najpoważniejszą różyczkę jaką znalazł. Kiedyś tata wspominał mu, że mama uwielbia róże. Pamiętał to i pomysłami, że Serenity też może spodobać się ten kwiatek. Jego białe płatki były tak czyste, jak futerko Serusia. Nao postarał się usunąć kolce, tak by jego przyjaciółka mogła swobodnie złapać łodygę kwiatu. Udał się nad jezioro gdzie pierwszy raz spotkałem Serenity. Długo rozmyślał, czy aby na pewno kwiatek spodoba się waderce. Postanowił, że zaryzykuje. Udał się nad jeziorko i czekał. Minęło dość sporo czasu, a on poczuł dziwne zmęczenie. Postanowił, że przez krótką chwilę, utnie sobie drzemkę. Chciał spędzić z Serenity jak najwięcej czasu. 

<Serenity?>

Od Zawilca CD Etain

- Co możesz o nim powiedzieć? - Etain dopytywała o Sekretarza.
- No... - zacząłem, a mój ogon nadal drżał nerwowo, z każdą chwilą coraz silniej, zwiastując nadejście jakiejś mało błyskotliwej odpowiedzi. Namyślałem się jeszcze przez chwilę, dopiero po kilku sekundach zdając sobie sprawę z prostoty pytania. Jak zwykle, zeżarły mnie nerwy. Uspokój się, Zawilec, uspokój się i coś odpowiedz.
- To dosyć długa historia - mruknąłem w końcu - Sekretarz jest dużo starszy ode mnie, mieszka w WWN chyba od urodzenia. W zasadzie nadaje się do funkcji, którą pełni wręcz idealnie... jak można wnioskować po imieniu. To wilk-chodząca odpowiedzialność. W razie potrzeby zawsze pomoże, sprawy członków swojej i naszej watahy traktuje jak własne, w pełni osobiste problemy. Myślę, że Wrotycz dobrze zrobił, przekazując mu zarządzanie WWN... być może to uchroniło ją od losu, jaki czekał WSJ. Upadek i zagubienie.
- Wrotycz? - zdziwienie Etain wywołane było prawdopodobnie usłyszeniem nowego imienia.
- Mój przyjaciel. Barwna historia, ale chyba nie ma sensu teraz jej opowiadać. Fakt faktem, jeszcze jakiś czas temu, WWN była zarządzana normalnie, tak, jak inne watahy w okolicy. Alfy, dziedziczenie władzy przez męskich potomków... teraz to bardziej kwestia powołania. Czas pokaże, co lepsze.
Mijaliśmy właśnie granicę Stepów. Dzień był wyjątkowo ciepły i przyjemny, nawet takiemu królikowi jak ja wyjątkowo chciało się żyć.
- Czyli lubisz... - usłyszałem zamyślone słowa Etain.
- Politykę - domyśliłem się - eee... - kiwnąłem głową na znak wątpliwości - jeśli chcesz coś o mnie wiedzieć, to najważniejsze chyba, że przede wszystkim lubię spokój. Czasem wcale nie mam ochoty siedzieć na tym stanowisku... wiedząc, że niejeden nadawałby się do tego dużo lepiej, niż ja. Wiesz, moim marzeniem jest zaszyć się... w takiej malutkiej jaskini... patrzeć sobie na las, chodzić na spacery... polować na zające, jak zgłodnieję - ups, chyba za bardzo wczułem się w to opowiadanie. Przybrałem coś na kształt zmieszanego uśmiechu.
- A ty? - zapytałem - cały czas gadamy o mnie, o WSC, a tymczasem ja nadal nie wiem, jaka jest twoja historia - uśmiechnąłem się już zupełnie, z jak najlepszymi intencjami, nie chcąc wydać się natrętny, a jednocześnie poznać waderę trochę lepiej.
- Zawilec... - zaczęła podejrzliwie - czy ty właśnie się uśmiechasz?
- Oj - chociaż grymas znikł z mojego pyska tak szybko, jak się pojawił, zacząłem odruchowo zezować na swój noc - możliwe - powiedziałem spokojnie, chociaż moje serce zabiło mocniej. Czyżbym w ciągu tych kilku dni zrobił aż taki postęp? - no, wracając - uciekłem wzrokiem gdzieś w bok - co Ty lubisz robić, Etain? I co właściwie sprawia ci przyjemność? Wiesz, wielu rzeczy możemy się od siebie nauczyć. Albo przynajmniej ja od ciebie, bo sam chyba w niczym nie jestem wybitnie dobry - spuściłem wzrok, przez chwilę patrząc na swoje przednie łapy, robiące się coraz bardziej szare od kurzu i drobnego piasku, po którym dreptaliśmy.

< Etain? >

Od Asmiry CD Azaira Ethala

Asmira uśmiechnęła się delikatnie. 
- Brata Naoru.- oznajmiła, a Azair przytaknął. - Chciałbyś go poznać?- spytała. 
- Czemu nie. - odparł. Waderka radośnie pognała do środka jaskini, gdzie Aisu leżała i myła brata. 
- Naoru choć szybko, chcę ci kogoś przedstawić. - odparła radośnie. Aisu zaśmiała się. 
- Twój brat zaraz wyjdzie. - oznajmiła. Mała uśmiechnęła się i wróciła do nowo poznanego  wilczka. 
- Nao zaraz przyjdzie. - powiedziała, a Azair przytaknął. Usiadła i spojrzała z zaciekawieniem na basiorka. 
- Skąd wiesz gdzie mieszkamy? - spytała. Szczerze ją to ciekawiło skąd Azair wiedział o ich miejscu zamieszkania i o tym, że ich mama już urodziła. 
- Dowiedziałem się wcześniej.
- A skąd wiesz o nas? Nie jesteśmy długo na tym świecie. 
- Pani Etain mi powiedziała. 
- Rozumiem. Nie znam pani Etain.- odparła smutno. 
- Jeszcze dużo przed tobą. - odparł. Asmira zamerdała radośnie. Nagle z jaskini wyszedł Naoru razem z Aisu. 
- Asmirko, Naoś idę na polowanie. Zostańcie tutaj i uważajcie na siebie. - powiedziała wadera, a szczeniaki przytaknęły z uśmiechami. Aisu odeszła, a Naoru skierował swe kroki ku centrum watahy. 
- Gdzie idziesz Naoru? - spytała Asmira.
- Mama wcześniej prosiła, bym udał się do pani Joeny. 
- Poczekaj jeszcze chwilkę. 
- Dlaczego? - spytał zaciekawiony. 
- Pamiętasz? Chciałam ci kogoś przedstawić. To jest Azair Ethal. - powiedziała Asmira, wskazując basiorka siedzącego niedaleko nich. 
- Miło mi. Jestem Naoru. - odparł brat i podszedł do nowo poznanego wilczka. Podał mu łapę na poznanie na co Azair również podał mu swoją. Asmi zamerdała radośnie widząc, że jej brat dogaduje się z Azą. 
- Miło było cię spotkać, ale muszę już iść. Mama będzie smutna jeśli tego nie załatwię. - odparł Nao i odszedł. Asmira spojrzała na Azaira i podeszła do niego. 
- Co chciałbyś porobić? - spytała z uśmiechem. - Możemy udać się nagle jeziorko lub pobawić się w chowanego. Możemy też pobawić się w berka i ganiać między drzewami. - zaczęła wymieniać znane jej gry. Chciała się z kimś zaprzyjaźnić, gdyż jej brat często wolał spędzać czas marząc nad jeziorem. 

<Azair?>

czwartek, 25 kwietnia 2019

Od Etain CD Zawilca

Jedyną rzeczą, na którą miałam akurat ochotę była odrobina albo całe mnóstwo snu, jednak nie mniej niż jego brakiem czułam się poirytowana faktem istnienia tak fatalnego, o ile można tak powiedzieć, zgrania między mną a Zawilcem. Przecież biały dopiero co otworzył oczy po spokojnej nocy. Przespał nawet wczorajszy świt, podczas którego ja czułam się wystarczająco rozbudzona, by biegać tam i z powrotem po zielonym lesie. Nieźle by się zdziwił, słysząc orzeczenie, jak to zamierzam położyć się teraz spać pod najbliższą sosną. Nawet gdyby przystał na to bez pytań, w co głęboko wierzyłam, i znalazł sobie zajęcie na najbliższe kilka godzin, jak wyglądałaby następna noc, kiedy ja byłabym znowu pełna energii, a on już niekoniecznie? Kolejny dzień, podczas którego ktoś z nas prawdopodobnie musiałby nadrabiać albo wlec się bez humoru?
Pokręciłam głową, porzucając ten pomysł i zastanawiając się, czy jest inna rzecz, która sprawiłaby mi w tym momencie radość i którą można by było zastąpić spotkanie z Sekretarzem. Zabawa kamieniami przy jakiejś rwącej rzece? Skakanie przez ogień? Żadna z tych koncepcji nie wzbudziła we mnie entuzjazmu. Zdecydowałam się więc działać zgodnie z planem i pozwolić sprawom samym się toczyć, mając cichą nadzieję, że może wydarzy się coś ciekawego.
Wróciwszy na tereny watahy obranej za pierwotny cel, zwróciłam uwagę na krajobrazy mijane po drodze. Żaden mnie tak naprawdę nie zaskoczył, odniosłam wrażenie, że wybrawszy się na spontaniczną eksplorację poprzedniego dnia, zdążyłam zobaczyć praktycznie wszystko, co stado oferowało. Czułam się trochę zdziwiona, a trochę zawiedziona, na pewno w jakiś sposób zadowolona z faktu, że zamiast w to miejsce trafiłam na tereny Watahy Chabra. Choć nie widziałam tam jeszcze wiele, domena Zawilca wydawała się być o wiele ciekawsza.
Upewniwszy się, że nie ma co zajmować umysłu obserwowaniem mijanej zieleni, wróciłam myślami do bieżących spraw i przypomniałam sobie o nowym kwiatku otrzymanym od basiora. Zapytawszy o okazję, czekając chwilę, aż rozmówcy uda się wysłowić, dowiedziałam się, że w Kiribati obchodzono dziś Światowy Dzień Zdrowia. Zgodziłam się, że miało to jakiś punkt zaczepienia z moją osobą, ale... Kiribati? Z uniesioną brwią spytałam o położenie tej krainy, lecz tłumaczenia Zawilca wcale nie zmniejszyły mojego zdziwienia, nie sprawiły też, że dowiedziałem się czegoś nowego. Drugą okazją miał być Światowy Dzień Chorych na Hemofilię, co miało trochę sensu, aczkolwiek wciąż ciężko było mi uwierzyć, że ktoś pamięta o takiej dacie i świętuje jej nadejście. Spojrzałam na basiora spode łba. Raczej nie wydawał mi się być aż tak drobiazgowy, chyba że miał jakiś dziwny pociąg do kwiatów, na co wskazywać mogło jego unikalne imię, lecz z taką cechą wiązałam raczej drugą osobę, która towarzyszyła nam na początku drogi, a od pewnego czasu pozostawała w ukryciu. Jeśli Mundus rzeczywiście za tym stał, to... to było dziwne. Nie należał do grona samców, od których chciałabym otrzymywać prezenty.
Zacząwszy odczuwać pewne zniesmaczenie, postanowiłam zmienić bieg myśli. Zwróciłam się do Zawilca:
- Lubisz takie rzeczy?
Spojrzał na mnie zmieszany, bezgłośnie prosząc o powtórzenie pytania.
- No, polityka, dyplomacja. Znaczy, wiem, że raczej musisz, ale skoro oboje możemy się zgodzić, że nie jesteś wielbicielem przygód, pomyślałam, że może w tym czujesz się trochę pewniej.
Zawilec zamrugał, rozmyślając nad odpowiedzią. Jego ogon drżał nerwowo.
Wykorzystując moment, w którym zbierał myśli, dodałam:
- A z tym Sekretarzem to dobrze się znacie? Co możesz o nim powiedzieć?

<Zawilec?>

Od Rutena CD Azaira Ethala - "Motyl Nocny"

Co powie Ruten
Podczas gdy fioletowa wadera i ten przerośnięty basior unieszkodliwiali Azaira, ja stałem otoczony wrogami, razem z Mundusem, co do którego miałem wrażenie, że z każdym dniem wygląda coraz nędzniej. Ta myśl spowodowała u mnie jakieś wyjątkowe rozbawienie. Najpierw wczoraj wrócili razem z Azairem cali pokrwawieni, poobijani i zakurzeni, jak po długiej walce, dziś Mundurek przez przypadek stał się główną ofiarą karczmarki machającej gałęzią. Uśmiechnąłem się lekko, po czym przeniosłem wzrok na rozgrywającą się obok nas, dosyć nieprzyjemną scenę. Ech, miałem nadzieję, że może jego walka przyda nam się na coś. Ale nie w tej sytuacji. Nie opłacało się nawet z nimi zaczynać, mimo wszystko Aza był tylko szczeniakiem... czy tylko? Pomimo, iż nie widziałem dokładnie całego zajścia, bo zasłaniały mi pozbawione sensu i duszy ciała naszych wrogów, nie mogłem wyzbyć się odczucia, że to starcie wyglądało trochę... nienaturalnie.
- Idziemy! - ryknął nagle brązowy, kulawy basior. Podniosłem wzrok, który chwilę wcześniej melancholijnie wbiłem w ziemię, zapominając o całym świecie. W pierwszym odruchu popatrzyłem na Azaira stojącego nieopodal. Był pod łaskawą opieką fioletowej. Potem przeniosłem spojrzenie na Mundusa, który był zajęty swoim skaleczonym skrzydłem i zdawał się już nie interesować tym, co działo się wokoło. Westchnąłem. Nie, w ogóle nie było sensu walczyć. No nic, trzeba iść. Zaraz, co wybrał? Co odrzekł na pytanie o wartości, które kiedyś mu zadałem? Zaufanie, czy szacunek? Zaufanie. Zatem zaufam mu i również postaram się poczekać.

Wolno powłóczyłem nogami, stąpając po małych kamyczkach leżących na szerokiej, błotnistej ścieżce o dziwnym, beżowym kolorze przypominającym piach zmieszany z wapnem. Zbliżaliśmy się zatem do gór WSJ. Podniosłem wzrok. To chyba ich siedziba. Ba, ale kim te indywidua w ogóle były...
- No, to teraz mówcie - towarzystwo rozstąpiło się, tym samym znów pozwalając nam stanąć obok siebie - co wy za jedni?
- Przybysze - odezwałem się pierwszy, kierując spojrzenie gdzieś w dal, aby nie napotkać nim nikogo z nich - z daleka. Z południowego... zachodu - postanowiłem jak najdokładniej trzymać się pierwotnej wersji naszej historii.
- Ach tak - uśmiechnął się chytrze basior, jak mi się zdaje, przez swoją kompankę nazwany wcześniej imieniem Teodrin - ale wiecie, co jest na południowym zachodzie? Czyżbyście przybywali aż zza terenów wielkiego NIKL'u?
- Co, o czym... - zmarszczyłem brwi, lekko cofając głowę. W tym samym jednak momencie wtrącił się Mundurek, w którego oczach dostrzegłem po raz pierwszy tego dnia jakby ożywienie.

Co powie Mundus
Podniósł wzrok. Czy znowu usłyszał to najmilsze słowo, które już nieraz przychodziło mu z pomocą?
- Nie! - zaprzeczył nagle głośno, nie dbając o możliwość skonsultowania tego wtrącenia z towarzyszami. Nie było na to czasu - przybywamy z jego siedziby.
- Z jego siedziby - powtórzył nieco zdumiony wilk, nadal ukazując powątpiewanie.
- Szliśmy... ponad trzy dni... mamy ze sobą nieletniego. Byliśmy naprawdę zmęczeni, w innej sytuacji nawet do głowy nie przyszłaby nam walka...
- A jednak twój koleżka w ramach wyjaśnienia dziwnego zachowania tego dzieciaka palnął mnie kamieniem w głowę.
- Tylko się broniłem - mruknął Ruten, choć Teodrin raczej tego nie dosłyszał.
- Przybywacie więc z NIKL'u - wrócił do poprzedniego tematu, który, widać, zaintrygował go. Mundusa nawet to nie zdziwiło. W WSJ wszyscy byli trochę rąbnięci na tym punkcie, kto wie, może i słusznie. On sam zresztą postanowił uczepić się tej wersji wydarzeń jak tonący brzytwy, uznał ją bowiem za najbezpieczniejszą, na jaką było ich teraz stać. A komu kiedyś w wodzie grunt niespodziewanie usunął się spod nóg, wie, czym jest chwyt tonącego.
Tymczasem brązowy basior pytał dalej:
- A skąd mamy wiedzieć, że nie łżecie? Próbowaliście wykonać zamach na... moją nogę. Nie możemy puścić wolno na naszej ziemi kogoś, kogo intencji nie jesteśmy pewni - wyszczerzył się, co według niego miało uchodzić chyba za uśmiech przebiegły. Mundus westchnął w duchu.
- Mamy dowód materialny - odrzekł, przy czym wyczuł na sobie zdumione spojrzenia towarzyszy. Uśmiechnął się do nich uspokajająco, choć trwało to nie więcej, niż mgnienie oka - tyle, że nie przy sobie. Mogę go wam przynieść, jeśli naprawdę konieczne jest, byśmy tłumaczyli się przed zupełnie obcymi nam przecież wilkami...
- Ach tak! - Teodrin wydawał się być oburzony - jesteśmy największą, najmocniejszą działającą tutaj kompanią. Pilnujemy tych terenów.
- Prosta bandyterka - ptak szepnął sam do siebie, jednak wystarczająco wyraźnie, by Azair i Ruten mogli to usłyszeć - bez alfy nic już tutaj nie działa jak powinno.
- A wracając - ciągnął brązowy, kulawy - o jakim dowodzie mówisz? Jeśli naprawdę przybywacie z NIKL'u... to macie moje przeprosiny - wyrzekł uroczyście - ale jeśli nie... - to rzekłszy zawołał do swoich znajomych siedzących w kole niedaleko - hej, zabierzcie te wilki do naszej jaskini. Niebieski przyniesie nam to, o czym rozmawialiśmy!

Powracamy do ogółu wydarzeń
Ruten popatrzył na ptaka, który miał odejść. Ten przelotnym, jakby pokrzepiającym gestem położył mu skrzydło na łopatce i nie mówiąc nic więcej zniknął wśród krzewów.
- Do zachodu słońca! Do zachodu słońca masz być z powrotem! - oznajmił jeszcze Teodrin.
- To co? - bordowy wilk zwrócił się do Azaira - zostajemy... mam tylko nadzieję, że Mundus nie postanowi wykorzystać tej okazji... - nie dokończył. Obaj wiedzieli chyba, o co chodzi. Tymczasem kilkoro członków tej swołoczy zaprowadziło ich do jaskini, w której usiedli i przez chwilę trwali w milczeniu. Jak to "nie postanowi wykorzystać"? Nie mieli przecież żadnego dowodu. Ruten nigdy w życiu nie widział na oczy całej tej tajemniczej organizacji. A załatwić jakąś podróbę w przeciągu... no, może dwóch godzin? To było przecież niewykonalne...
- Jestem ciekaw, co zamierzają zrobić, jeśli on nie przyjdzie - wreszcie Azair zdecydował się przerwać ciszę, zaraz po tych słowach opuszczając głowę jakby powiedział coś niewłaściwego i zaczynając wpatrywać się w stosik cienkich gałązek leżących przed nimi. Miały zapewne służyć do rozpalenia w niedalekiej przyszłości ogniska.
- Ech - Ruten ziewnął - nic, co wymagałoby pośmiertnego wyprucia nam flaków i udekorowania nimi swojej siedziby. Są na to zbyt tępi.
Azair uśmiechnął się. Ten uśmiech. Prawie taki sam. Starszy basior otrząsnął się. Chwilami zdawało mu się, że dostrzega między tym malcem a sobą aż za dużo nieoczywistych podobieństw.
Słońce od dłuższej chwili chyliło się ku zachodowi.
- Jak tam nasi goście? - jeden z elementów niechętnie zajrzał do wewnątrz, zaraz jednak wycofał się i dał się słyszeć tylko jego stłumiony przez ściany groty głos - eee, nic, siedzą w tym samym miejscu od godziny.
Na chwilę zapadła cisza, po czym więźniowie usłyszeli drugi głos:
- No to wyprowadź ich stamtąd! Ich żuraw nie wrócił, pewnie już go więcej nie zobaczymy - z zewnątrz zaczęły dochodzić szybkie kroki zmierzających w ich stronę wilków.
- Zasiekę sukinsyna - syknął bordowy wilk, wbijając pazury w ziemię. Zaraz jednak odetchnął i zadał sobie pytanie, czy będzie miał jeszcze taką okazję.
Po niedługim czasie Azair i Ruten znów znaleźli się przed jaskinią. Mimo niknącej nadziei, przynajmniej jeden z nich nadal zerkał co chwilę w stronę, gdzie zniknął Mundus. Czy naprawdę jego ostatni gest miał znaczyć tylko "miło było cię poznać, Ruten"?
Basior usiadł na ziemi, coraz uporczywiej wpatrując się w niknący w mroku las. Zaczął nerwowo stukać końcówką ogona o ziemię, jakby miało to cokolwiek zmienić, wyrazić jego oczekiwanie i przekazać otaczającym ich wilkom "jeszcze chwila, jeszcze chwila, nie ważcie się zbliżać, dopóki ostatnie promienie słońca widać wciąż na niebie".
Ale nic się nie stało. Dało się słyszeć tylko szepty Teodrina, naradzającego się z równie potężnym jak on sam basiorem o pogodnych oczach i kremowej sierści, tym, który dołączył do walki wtedy, przed karczmą. Ruten z coraz większym trudem wytrzymywał tą złudną ciszę.
- Możemy? - rzucił wreszcie w kierunku wilków - jeśli chcieliście coś ustalić... załatwmy to szybko, bo niezmiernie nam się śpieszy - ostatnie jego słowa tchnęły zjadliwością. Zresztą było mu już wszystko jedno. Zaczynał wątpić, że ten dzień zakończą żywi.
- Tak taaak, ustalimy - Teodrin po raz kolejny tego dnia skonstruował na swoim pysku grymas na kształt szyderczego uśmiechu. Potem zniknął na chwilę wśród swoich kolegów, aby po kilku sekundach pojawić się znów z czymś ciężkim w pysku.
"Łom? O Panie, skąd oni wzięli łom" - przebiegło przez myśl wilkowi. Wolał nawet nie myśleć, co zamierzają nim podważać i kruszyć. Wolał zażartować w duchu, że pewnie głównie swój honor.
Zdołał nawet uśmiechnąć się resztką wewnętrznych sił, po czym jeszcze raz, odruchowo spojrzał wgłąb lasu. Tak na zakończenie, żeby mieć absolutną pewność.
I nadal nic. Kiedy się odwrócił, dostrzegł, że nie jeden, ale kilka basiorów idzie w ich kierunku z metalowymi przedmiotami, których przeznaczenie jest aż ordynarnie oczywiste.
Azair warknął ostrzegawczo. Jego towarzysz przez chwilę patrzył tępo na znajdujących się już tuż przed nimi przeciwników. Nagle zmarszczył brwi. Tak, tuż za nimi. To przecież takie łatwe...
Jakieś nieprzyjemne uczucie zwiotczenia przebiegło po całym jego ciele. otrząsnął się, aby odgonić je od siebie, nadal intensywnie myśląc. Jakiś pomysł nasuwał mu się do głowy, tylko jak go odkryć...
Jeśli cisnąłby w nich Azairem, to przeleciałby on pomiędzy wrogami. To dałoby im nieocenioną chwilę ogłupienia napastnika, a on, Ruten, zyskałby w najlepszym razie nawet kilka sekund na próbę okrążenia ich. Stamtąd tylko krok do skał, na które wspięliby się w mgnieniu oka. A tam już są u siebie, pod skałami całe to barachło może stać i szczekać. I atakować, proszę bardzo. Pod gradem kamieni. Jeden pod tawerną nie wystarczył, teraz rozprawi się z nimi tyloma, ile wpadnie mu w łapy.
- Azair, skoncentruj się, leć na tamte skały - rzucił do szczeniaka, z całej siły popychając go przed siebie. Udało się, Azair przebiegł pomiędzy nogami Teordina i jego kremowego kolegi, przy okazji torując sobie drogę zębami. Kiedy znalazł się po drugiej stronie, obejrzał się na Rutena, który także był już w innym miejscu. Wtem jednak stało się coś, czego nie przewidzieli. Jeden z wilków zakręcił się wokół niczym zawodowy atleta, z wielką siłą wyrzucając trzymany w pysku, metalowy pręt tak, że spadł on zaraz przed bordowym pyskiem. Jego właściciel wyhamował wszystkimi czterema nogami, w ostatniej chwili ratując swoją szczękę od poważnego urazu. Potem wszytko potoczyło się szybko, basiory zdążyły już odkryć próbę podstępu i skoczyły do przodu niemal wszystkie naraz, zapominając nawet o swoich wymyślnych narzędziach.
W tej jednak chwili Ruten nie myślał o nich, nawet ich nie zauważał. Zza drzew wyłonił się szary kontur postaci. To on, wrócił. Wrócił. Wyglądał, jakby zaraz miał wypluć płuca i ledwie trzymał się na nogach, ale mimo to wyprostował się pewnie. W dziobie trzymał kawałek materiału o ziemisto—morskiej barwie. Zgromadzeni, którzy również szybko go zauważyli, ze zdumieniem wpatrywali się w to, co było bez wątpienia jakimś okryciem wierzchnim.

- To z NIKL'u - stwierdził ze zgrozą jasny basior.
- To chyba twoje - Mundus omijając pozostałych podszedł do Rutena i wręczył mu materiał. Wilk przypatrzył się przedmiotowi.
- Co to jest? - szepnął.
- To... pamiątka. Później ci opowiem.

< Azair? >

Od Azaira Ethala CD Rutena - "Motyl Nocny"

Azair, popchnięty przez większego wilka, odwrócił się do niego i obnażył kły.
— Uważaj, gówniarzu — warknął do niego basior groźnym głosem i popchnął go tak, że szczeniak wylądował pyskiem na ziemii.
Aza podniósł się, po czym splunął w bok. Ślina zabarwiona była krwią.
— Precz ode mnie — powiedział do basiora, ale jakby nie swoim głosem. Ten był niski, jakby odbijający się echem. — Trzymaj swoje brudne łapy z daleka.
Brązowy wilk zamarł, widocznie zaskoczony nowym tonem Azy, ale zaraz roześmiał się, jakby na zamaskowanie chwili słabości.
Pozostałe wilki z nowej grupy zaśmiały się szyderczo, jeden nawet zagwizdał.
— No proszę. A co mu zrobisz, hm? — zapytała wadera, uśmiechając się kpiąco. Azair kłapnął w jej stronę szczękami, ale nie uzyskał takiej reakcji, jakiej się spodziewał, bo brązowy wilk pchnął go łapą na ziemię, orając skórę na boku szczeniaka.
Reszcie grupy widocznie się to spodobało, bo zaraz przyłączyli się do pobliźnionego i ze śmiechem zaczęli gryźć, kopać i popychać małego wilka, który spokojnie pozwalał się walać po ziemii.
Czekał na doskonały moment, a kiedy nadszedł, poczuł w kościach znajome mrowienie. Zamknął oczy i gdy je otworzył, stał tuż za brązowym basiorem. Nie tracąc czasu wbił się szczękami w jego tylną, ranną nogę i zaczął szarpać mięśnie najszybciej, jak potrafił. Zrobiło mu się słabo od wilczego smaku, ale nie przestawał. Napawał się krzykami bólu, a gdy uznał, że wystarczy, wskoczył na jego grzbiet i popchnął go na ziemię, tak, że zarył pyskiem w ziemię. Już miał wbić zęby w jego kark, gdy przerwał mu znajomy głos.
Przestań.
WYNOCHA Z MOJEJ GŁOWY!
Jednak ta chwila zawahania wystarczyła waderze, aby zepchnąć szczeniaka z wilka i zamachnąć się na niego łapą. Szybko szarpnął głową w bok, żeby uniknąć okaleczenia. Wilczyca nie zraziła się tym i po prostu przycisnęła go łapą do ziemii, z taką siłą, że wystarczyło tylko zwiększyć nacisk, żeby połamać mu żebra.
— Waleczny — mruknęła mu do ucha. Azair, ciężko dysząc, kłapnął w jej stronę szczękami.
Reszta wilków otoczyła rannego ciasnym kręgiem, jeden starał się zająć jego okaleczeniem, ale najwidocznie żaden nie posiadł tajemnej sztuki uzdrawiania, bo basior dalej wrzeszczał z bólu.

< Ruten? >

Od Rutena CD Azaira Ethala - "Molyl Nocny"

- Te, paniczyku - rosły basior splunął na ziemię obok siebie i podniósł się ciężko, podwijając chorą nogę pod brzuch, po czym zaczął kuśtykać w moim kierunku - ty czegoś o tym nie wiesz? Bo mi to wygląda - tu z kolei przeniósł wzrok na stojącego obok Azaira i pośpiesznie przestąpił z nogi na nogę, przenosząc ciężar ciała w jego stronę - na jakiś mały sabotaż!
- Co my mamy do tego? - zrobiłem krok w lewo, tym samym stając pomiędzy szczeniakiem a tym  szemranym typem - spaliśmy tam - kiwnąłem głową w stronę naszego siennika.
- Przesuń się - basior podniósł przednią łapę, aby popchnąć mnie łokciem. Siedząca za nim wadera przerwała natychmiast:
- Uspokój się! Oni niczego ci nie zrobili. Popatrz, zaplątałeś się w jakieś ga... - przerwała, nie chcąc pewnie przypadkiem się wygłupić, cały czas jednak nie spuszczała wzroku z tego, czego resztki leżały w miejscu, w którym spał wilk - heeej! Przecież to umyślnie skonstruowana pułapka!
Nie zamierzałem tracić czasu. Fajnie się rozmawiało, ale teraz chyba najwyższy czas przejść do czynów.
Jednym, szybkim ruchem w obie łapy chwyciłem kamień, który wcześniej uszkodził łapę basiora i zamachnąłem się nim. Towarzyszka rannego wykazała się zaskakująco dobrym refleksem. Wrzasnęła, zanim jeszcze moja broń zdołała dolecieć do celu:
- Teodrin, bij, trzymaj!!!
Wilk odwrócił się, jednak było już za późno. Trafiłem prosto w potylicę, ogłuszają przeciwnika. W tym samym czasie zmiarkował się również Mundus, błyskawicznie atakując ostatniego, nie uczestniczącego do tej pory w kłótni wilka, który, obudzony krzykiem wilczycy, właśnie podnosił się z legowiska, aby wesprzeć swoich. Nie zdążył, z zaskoczenia przyparty na powrót do ziemi szponami mego towarzysza. Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc Azaira skradającego się w kierunku śliwkowej dziewczynki.
Wszystko trwało nie dłużej jak trzy, czy cztery sekundy. Nagle nie wiedzieć skąd wyskoczyła karczmarka, krzycząc coś w przejęciu.
- Co tu sia dzieje! Prosza przestać natychmiast! Bić sie do lasu! To jest porządny dom!
To mówiąc wpadła między nas i kogo popadnie zaczęła okładać jakąś gałęzią. Ponieważ jednak trudno było jej trafić w ruchome cele, szybko przeniosła całkowitą siłę rażenia na Mundusa i leżącego pod nim basiora.
- Prosza sie stąd wynosić! - darła się chrypliwym głosem. Uciekając przed śmiercionośnymi ciosami niewiasty przerwaliśmy walkę, by następnie skierować się czym prędzej ku wyjściu. Dopiero na zewnątrz, zanim jeszcze zdążyłem zorientować się w pozycjach wrogów, poczułem na swoim karku zaciskające się szczęki. Przez chwilę nie byłem w stanie zrozumieć, co dzieje się wokół. Jedno było pewne, pojawiły się obce wilki.
- Ooo, co my tu mamy! - zaśmiał się jeden z przybyłych, potężny basior o kremowej sierści, trzymając mnie za skórę nad łopatkami tak, że przednimi łapami ledwie dotykałem ziemi.
- Auu - nasz przeciwnik dotknął łapą potylicy - ta żmija walnęła mnie w głowę.
- Na takiego też wygląda - jasny puścił. Z ulgą poruszyłem głową i rozejrzałem się. Ach, dziewczyna trzyma unieruchomionego Azaira, a z tawerny właśnie wychodzą ten drugi z jeszcze jakimś wilkiem, wyprowadzając Mundurka. No świetnie, pomyślałem, kładąc uszy po sobie.
- Jak to jednak dobrze, że postanowiliśmy trochę wcześniej przyjść na spotkanie - ponownie zaśmiał się nowo przybyły - zabieramy ich ze sobą, nie?
- Brązowy wilk przytaknął i popatrzył na mnie z nienawiścią.
- Odpłacę ci pięknym za nadobne, jaszczurko - wycedził przez zęby, ale szedł już w inną stronę. Śledziłem go wzrokiem. Zatrzymał się przy swojej wilczej towarzyszce, chwytając Azaira za ramię.
- Idziemy! - zawołał do pozostałych, szarpiąc szczeniakiem i ciągnąc go za sobą. Potem mruknął coś do niego równie groźnie jak poprzednio i cisnął nim o ziemię. Przyglądałem się całej scenie z zaciekawieniem.

< Azair? >

Od Azaira Ethala CD Rutena - "Motyl Nocny"

Azair z niechęcią spojrzał na postawione przed nim mięso. Ostrzeżenie ze strony Rutena nie było bynajmniej konieczne, prędzej odciąłby sobie łapę, niż zanurzył zęby w tym niewiadomego pochodzenia i wątpliwej jakości posiłku.
Podczas gdy jego nauczyciel rozmawiał z innymi wilkami, Aza czas przeznaczył na obserwację.
Największy z całej trójki, basior siedzący najbardziej po lewej, miał kolor brązowy, który na łapach i ogonie przechodził łagodnie w czarny. Poszarpane uszy i parę blizn niesprawnie ukrytych pod sierścią dawały doskonałe świadectwo przebytych bójek, a może nawet i bitew. Z nim lepiej nie zadzierać, a jeśli zdażyłaby się taka konieczność, należy atakować tylnią prawą nogę – wygląda nieciekawie, jakby była uszkodzona. Aza nie wątpił, że wilk radzi sobie z tą kontuzją, ale jedno mocne zaciśnięcie szczęki pozbawiłoby go równowagi.
Drugi basior przedstawiał się nieco mniej imponująco. Chociaż był tego samego wzrostu, co poprzedni wilk, nie mógł poszczycić się tak rozbudowaną muskulaturą. Ten miał kolor jasnoniebieski, wąskie oczy i duże uszy, z których jedno było przebite kilkoma kawałkami metalu. Wyglądało to całkiem nieźle, więc Aza odhaczył sobie w pamięci, żeby nie zapomnieć podejść do tego wilka i zapytać o te nietypowe ozdoby.
Jeśli miałby wskazać, którego wilka obawiałby się najbardziej, bez wahania uznałby, że to wadera sprawia wrażenie najniebezpieczniejszej. Była drobna, smukła, bez wątpienia zwinna. Kolor jej sierści podchodził pod brudny fiolet. Miała długie kończyny i wyglądała na sprytną, a w jej oczach tlił się błysk inteligencji. W myślach nazwał ją przywódczynią całego trio.
Podstarzałą właścicielką tawerny w ogóle się nie przejmował. Była zbyt otyła i ociężała, żeby zrobić komukolwiek krzywdę, no, może poza możliwością siadnięcia na nim.
— Widzicie, kochani, jak dobrze zostaliśmy przyjęci? — powiedział do nich Ruten, wstając z pniaka i dając niemy znak, aby oni uczynili to samo.  —  Na tych wschodnich ziemiach ta sama co lata temu gościnność.
W trójkę udali się na posłanie, umościli wygodnie (Azair w nieznacznym oddaleniu od reszty, jakby nie chciał, nawet przypadkowo, przez sen, dotknąć Mundusa) i zasnęli.

Gdy szczeniak zaczął się wybudzać, było jeszcze ciemno. Już miał położyć się z powrotem, gdy zorientował się, że ze snu wybudziły go szepty.
— Śpijcie, ja zostanę na straży. Nie ufam im — odezwał się głos należący do największego basiora.
— Daj spokój. To młodzian, ptak i głupi szczeniak, co mogą nam zrobić? — Wadera okazywała zdecydowane lekceważenie.
— A ja się z nim zgadzam. Wyglądają podejrzanie — trzeci głos brzmiał najciszej. — Wy się dogadajcie, ja uderzam w kimono.
Po chwili ciszy rozmowa się wznowiła.
— Widziałaś, jak ten szczeniak dziwnie na nas patrzył?
— Młodzian wygląda rozsądnie, na pewno by go opanował, idioto. W dodatku ten ptak też miał go na oku. A poza tym... Przecież to szczenię. Co może ci zrobić? Czyżbyś się cykał?
— Skąd — w głosie wilka zabrzmiała uraza. — Wiesz co, gadasz od rzeczy. Idź już spać.
Wadera zachichotała cicho i już po chwili w jaskini rozległ się jej spokojny oddech.
Nie potrzeba było dużo czasu, aby chrapanie największego basiora poinformowało o tym, że ten zrezygnował z warty.
W głowie Azaira zaczęła formować się myśl, a gdy ukazała mu się w pełni, uśmiechnął się upiornie sam do siebie i wstał ostrożnie, starając się nie wydawać żadnego dźwięku. Zamarł, gdy wadera przewróciła się na drugi bok i wymamrotała coś przez sen, ale za chwilę dreptał już cichutko w stronę wyjścia. Zabrał parę mocnych liści, kilka gałązek i jeden średni kamień, po czym wziął się za montowanie prostej pułapki, która unieruchomiłaby nogę największego basiora i, gdy ten szarpnąłby nią, uszkodziłaby ją kamieniem. Po chwili postanowił też lekko związać tylnie nogi wadery. Sam był zdumiony tym, że nie obudził ich swoimi pracami.
Gdy praca była wykonana, szczeniak, zadowolony z siebie, położył się z powrotem.
Przez chwilę wydawało mu się, że śledzi go wzrok Mundusa, ale uznał to za przewidzenie.

Następnego ranka całą trójkę obudził krzyk bólu.
— Ała! — wrzasnął największy basior. Aza otworzył jedno oko i uśmiechnął się kącikiem oka, gdy zobaczył, że jego noga rozharatana była przez ostrą końcówkę kamienia. Wadera mruknęła coś i spróbowała wstać, ale zaraz runęła jak długa pyskiem na ziemię. Szczeniak z trudem powstrzymał się od chichotu.
— Co się stało? — zapytał Ruten uprzejmym tonem z wczoraj.
— To się stało! — odwarknął basior, wskazując pyskiem na swoją nogę.
Mundus nic nie powiedział, tylko zerknął na Azę karcącym wzrokiem. Azair zrobił niewinną minkę i wzruszył ramionami.

< Ruten? >

Od Rutena CD Azaira Ethala - "Motyl Nocny"

Mundus
Podniósł się z niemałym wysiłkiem. Pierwsze sekundy spokoju musiał wykorzystać na otrzepanie się z piach, a i tak było źle. Co najmniej źle.
Nie mógł powstrzymać drżenia mięśni, z których powoli schodziły hormony walki i stresu. Zrobił kilka chwiejnych kroków i jakby niezupełnie świadomie przyjrzał się swojemu skrzydłu. Ono i jego noga były stanowczo najbardziej ranne. Nie żadna tragedia, ale chyba... lekko kulał.
Z kilku ran na jego nodze wypływała krew, strzepnął ją również ze skrzydła. Potem zaczął iść już normalnym tempem, przenosząc swoje zainteresowanie na drepczącego kilka kroków przed nim basiorka. Tamten nie odwrócił się nawet na chwilę, nie sprawdził, czy przeciwnik idzie za nim. Może nasłuchiwał. Ale przecież wystarczyłby jeden ruch...
Pokręcił głową. Nie, nie było najmniejszego sensu tego powtarzać. Nie lubił przegrywać, zwłaszcza w chwilach, gdy była to przegrana, której się nie spodziewał. A to? Miał wrażenie, że Azair użył siły, której sam do końca nie rozumiał, czegoś nieporównywalnego z tym, co reprezentowały jego słabe jeszcze mięśnie.
Mógł skończyć walkę w inny sposób. A jednak nie zrobił tego i nie zrobi, podał powód. Choć brzmiał on zupełnie niedorzecznie i Mundus mógłby przysiąc, że nie był dokładną i jedyną prawdą. Ten wilk będzie stanowił zagrożenie.
Powoli zrównał z nim kroku. Niemal czuł każdy jego napięty mięsień, gotowy do obrony. Przez myśl przeszło mu też, że młodzik może żałować swojego nagłego zrywu, który ich obu doprowadził do tak żałosnego stanu, zaraz jednak oddalił od siebie tę myśl. Równie prawdopodobne bowiem było, że po tak spektakularnie odniesionym zwycięstwie, Azair niczego już nie żałował. Kwestia schematu. Tak przecież działa wilczy mózg, tak można go kształtować i warunkować...
W umyśle ptaka szarpał się nawał nieskładnych myśli. Każdą z nich starał się wyłapać, choć nie wszystkie zdążał. Jedna była szczególnie ponętna. A może właśnie w ten sposób tym szczeniakiem... pobawić się trochę?
Mundus zawsze miał dosyć dużą kontrolę nad swoim umysłem. Świadomość przesunęła swoją granicę w kierunku podświadomości, a następnie zatarła ją zupełnie. Mimo tego czasem miał wrażenie, że mimo wszystko zaczyna tracić nad nim kontrolę. W tamtej chwili pragnął jedynie odsunąć się od wszystkiego, z czym miał styczność przez ostatnie dni i odpocząć.
"Czyżby, tak szybko?" - drwiąco zapytał sam siebie - "już cię to ściska, dusi? Jednak chciałbyś uciec, tylko nie masz gdzie... i pewnie takiego miejsca ani takiej chwili nie odnajdziesz".
Popatrzył na idącego obok. On zdawał się już zapomnieć o poprzednim zajściu, a być może dopiero chciał o tym zapomnieć. Mundus nie był pewien, jaką postawę powinien przyjąć względem tego charakteru. Kim on był? Sprzymierzeńcem? Wrogiem? Z pewnością sprzymierzeńcem Rutena, jednak o czym dokładnie to świadczyło? Czy nie właśnie o tym, że jawił się jako jednostka nader podejrzana? Darował mu życie, choć nie wiadomo, dlaczego to zrobił. Zaatakował go. Teraz idzie obok i choć nadal jest cały w kurzu i krwi, a nogi ma jak z waty, wyraz jego oczu mówi o beztrosce, która jest znakiem tego, że zupełnie nie zdaje sobie sprawy, że jego wygrana w tej walce była bardzo niepewna.
Ale on zdaje sobie z tego sprawę, a to pokazuje z kolei, że w beztrosce przyozdabiającej pysk wilka jest pewna nieszczerość.

- Jesteśmy na miejscu - powiedział nagle. Szary ptak popatrzył przed siebie i pokiwał głową.
- Myślisz, że jest wewnątrz?
- Nie sądzę. Ale być może pojawi się tu niedługo - szczeniak zajrzał do wewnątrz jaskini, po czym zwrócił się szeptem do stojącego obok towarzysza - o proszę, jest.
- Dzień dobry... - ten ostrożnie pojawił się w polu widzenia rosłego basiora leżącego pod ścianą jaskini - przychodzę z jaskini wojskowej.
- Czego chcą? - odmruknął Zero.
- Pański syn jest potrzebny na szkoleniach.
- Tak?
- To szkolenia terenowe, będą trwać parę dni. Duża odpowiedzialność, ale dla niego równie duża szansa... - mówił dalej Mundus - wolimy zapytać o zgodę, zanim wyruszymy. Nie wróci do domu przez kilka nocy.
- Ta, idźcie - przytaknął niechętnie basior. Jego rozmówca uśmiechnął się bez przekonania, po czym kiwnął głową i niczego więcej nie mówiąc wyszli na zewnątrz.


Ruten
Zapowiadało się na deszcz, powietrze było chłodne, a nisko nad ziemią wisiała gruba, ciemniejąca warstwa szarych chmur. Chwilami było niemal bezwietrznie, a chwilami zrywał się tak silny wiatr, że zastanawiałem się, kiedy upadnie pierwsze drzewo, rosnące pod moją jaskinią.
Niebawem Azair i Mundus wrócili do jaskini. Przyjrzałem się im uważnie, zarówno na białej sierści młodego wilka, jak i na niebieskawych piórach żurawia dostrzegłem ślady krwi. Położyłem uszy po sobie.
- Ktoś was zaatakował? - zapytałem wreszcie, z cieniem surowości, na wypadek, gdyby odpowiedź była... przecząca?
Zdaje się, że wymienili między sobą chłodne spojrzenia, których wymowy nie byłem jednak w stanie odgadnąć.
- Nikt nas nie zaatakował - odrzekł Mundurek - jego ojciec się zgodził. Możecie iść.
Wstałem i skierowałem się do swojej skrytki. To znaczy, że można się zbierać. Nie będzie mi potrzebne chyba nic oprócz strzykawki, jednej z małych buteleczek z białawym proszkiem i małego nożyka.
- Możecie? - uniosłem jedną brew - nie zaszczycisz nas swoją obecnością? Ptak westchnął bezgłośnie, opierając się plecami o ścianę jaskini. Uśmiechnąłem się lekko.
- Zatem, Azair, idziemy - minąłem ich obojętnie, wychodząc z groty - nooo, Mundurku, nie daj się długo prosić.
Nie ufałem do końca ani jednemu, ani drugiemu. w Azairze było coś, przez co nie potrafiłem traktować go jak zwykłego, bezmyślnego dzieciaka (któremu, nawiasem mówiąc, również bym nie ufał). On był inny od wszystkich szczeniąt, które znałem, w pewnym sensie przypominał mi też mnie w tym słodkim, beztroskim okresie.
Szliśmy więc w końcu wszyscy trzej, a z każdym przebytym przez nas kilometrem wiatr wiał coraz silniej. Niebo smętnie pokryte ciemnymi chmurami dawało nam znać o nadchodzącej wielkim krokami i dosyć gwałtownym tempem pierwszej, wiosennej burzy. Świat zataczał kółko, pory roku znów następowały jedna po drugiej. Całe życie w przyrodzie to jedno wielkie déjà vu. Szedłem dalej, rozmyślając nad tym dziwnym ciągiem wszystkiego co rzeczywiste, starając się nie wpaść w odrętwienie i nie rozkojarzyć się. Od tego bowiem tylko krok dzieliłby mnie od chwilowej utraty pamięci. Miałem wrażenie, że zdarzała mi się coraz częściej, choć nadal nie mówiłem o niej nikomu. I ta przypadłość, tak starannie ukrywana, nie przeszkadzała mi zbytnio.
Po pewnym czasie zaczęło też kropić. Zadrżałem. Zbierająca się w powietrzu, ciężka wilgoć i mokre plamki na sierści nie były niczym przyjemnym.
Wicher dął z całej siły, prosto w nas. Rozejrzałem się z niechęcią, na tyle, na ile pozwalała mi na to ciemność oraz zatykający napór przenikającego na wskroś, lodowatego powietrza. Chwilami trudno było nawet otworzyć oczy, chwilami głos wiązł w gardle, a o usłyszeniu czegokolwiek oprócz ogłuszającego huku nie mogło być mowy. Kątem oka, starając się jak najbardziej stopić głowę z tułowiem, dostrzegłem tylko stojącego obok mnie, walczącego z porywem wiatru Azaira, a zaraz za nim, w mroku, jakieś niebieskie pióra. Przytaknąłem sam sobie na pytanie, czy obaj towarzysze są ze mną, po czym ruszyłem przed siebie wolnym krokiem, licząc, że zdołają mnie dogonić. Widziałem przed sobą coś ciekawego. To mogło być coś, czego szukaliśmy. I to w najlepszym momencie.
Weszliśmy do jakiejś tchnącej kurzem, stęchlizną i zgniłym chmielem tawerny. To dziwne miejsce, w mroku nie byłem nawet w stanie zorientować się, czy można było nazwać je jaskinią, norą, czy jeszcze czymś innym. Z ulgą wyprostowałem się, nie musząc walczyć z zawieruchą. Pośrodku płonęło ognisko, wokół leżało kilka pni drzew, na których siedziały dwa wielkie basiory i wilczyca. W kącie jakaś podstarzała wadera rozdzielała mięso z dorodnego jelenia.
- Dobry wieczór, można? - skłoniłem się lekko.
- Ależ proszę - uśmiechnęła się. Przesłodziła. Stanowczo przesłodziła.
- Kim jesteście, przybysze? - rzucił w naszą stronę jeden z gości - nie jesteście z WSJ!
- Macie rację. Możemy się przysiąść? - podszedłem do nich. Moi towarzysze ruszyli za mną. Niezbyt zachwycony wilk mruknął coś pod nosem.
- Dwa jelenie żebra poproszę! - pogodnym, żeby nie powiedzieć naiwnym głosem zawołałem w kierunku karczmarki.
- Ekscentrycznie, co? - zaśmiała się siedząca obok basiorów wilczyca - czy przyjemnie chodzić po lesie w taki ziąb?
- Niestety, długa droga za nami - odrzekłem cicho - dziękuję Opatrzności, że zdołaliśmy dotrzeć aż tutaj.
Pracująca przy mięsie wadera podała jedzenie. Popatrzyłem na nie podejrzliwie i dałem Azairowi niemy sygnał, by nie próbował tego jeść.
- Co sprowadza was w nasze strony? - zapytał ponownie mrukliwy gość - może jesteście szpiegami?
- Nie, skądże - odparłem, jakbym wziął jego słowa niemal za obrazę - szukamy rodziny. Mieszkała gdzieś niedaleko. Tyle, że było to lata temu i obawiamy się, że nikogo bliskiego możemy już tu nie zastać... no, kochani - zwróciłem się do towarzyszy, wstając znad kolacji - musimy chyba przenocować w tym miejscu. Jutro rano ruszymy dalej.
- Chwileczkę - warknął basior - nie zjedliście?
- Ach, raczą państwo wybaczyć, to w żadnym wypadku nie jest związane z państwa towarzystwem przy stole - posmutniałem - zachowamy na jutrzejszy poranek... jestem dziś tak zmęczony, że niczego już nie przełknę. A teraz dobranoc. Dobra kobieto, czy znajdzie się tu dla nas nocleg?
Karczmarka niechętnie skinęła głową w kierunku leżącego pod jakąś skalną ścianą siana. Znów skłoniłem się lekko, na znak podziękowania.
- Widzicie, kochani, jak dobrze zostaliśmy przyjęci - powiedziałem znów do Azaira i Mundurka, którzy nie wypowiedzieli do tej pory ani słowa - na tych wschodnich ziemiach ta sama co lata temu gościnność.

< Azair? >

środa, 24 kwietnia 2019

Od Azaira Ethala

Jako że poprzedniego dnia Ruten oznajmił Azairowi, że kolejna lekcja się nie odbędzie, szczeniak miał cały dzień do spożytkowania. Czy był z tego zadowolony? Sam nie wiedział. Uwielbiał towarzystwo swojego nauczyciela, ale nie był pewny, czy jego umysł wytrzymałby kolejną dawkę wiedzy.
Wyszedł z jaskini później niż zwykle; słońce wisiało już wysoko na niebie, gdy w jego świetle konsumował korzonki i jagody. Ojca już dawno nie było w jaskini, ponieważ wyszedł bez słowa (nie licząc oczywiście rzuconego oschle "dzień dobry").
Szczeniak postanowił wybrać się na spacer, ponieważ dawno nie obserwował żadnego innego wilka niż Ojca, Rutena, Mundusa i paru trupów.
Nie miał określonego celu podróży, stwierdził, że ruszy po prostu przed siebie. Nie minęła nawet dobra godzina, gdy na drodze napotkał Etain, medyka.
— Dzień dobry, proszę pani — przywitał się grzecznie. — Czy są jakieś nowe wieści?
Znał się już z Etain – zwykł często wypytywać ją o członków watahy i najnowszych wiadomościach, ponieważ medycy dużo wiedzieli.
— Dobry. — Wadera zmierzyła go spojrzeniem. — I tak, są. Aisu urodziła. Dwójkę szczeniąt.
— Ojej! — Azair spróbował udać mile zaskoczonego, przywołał więc na pysk mały, ale jak najbardziej szczery uśmiech. — Muszę w takim razie jak najszybciej je poznać! Dziękuję pani bardzo!
I, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź (co po jakimś czasie wydało mu się nieco impertynenckie) pobiegł do jaskini Aisu. Przed nią zastał małą waderkę, nieco zbyt kolorową jak na jego gust. Nie znał jej, co wysuwało prosty wniosek, że jest ona niedawno narodzonym dzieckiem Aisu i Conquesta.
— Witaj — przedstawił się, siadając nieopodal, naprzeciwko. — Jestem Azair Ethal. A ty?
— Asmira, miło cię poznać — odparła wadera, uśmiechając się miło.
— Masz rodzeństwo? — zapytał basiorek po chwili ciszy. Oczywiście, że miała, doskonale o tym wiedział, ale chciał, żeby wadera sama mu opowiedziała.

< Asmira? >

Od Azaira Ethala CD Rutena - "Motyl Nocny"

Azair zerknął kątem oka na Mundusa, który uśmiechał się lekko, nieco kpiąco, ze wzrokiem wbitym przed siebie. Z jego, trzeba przyznać, pełnej gracji postaci biła niemal namacalna pewność siebie, a przynajmniej tak się szczeniakowi zdawało.
Uśmiechaj się, póki możesz, pomyślał Aza.
Przeszli w ciszy jeszcze kawałek drogi, gdy w głowie basiorka pojawiła się pewna myśl. Myśl, która pragnęła krwi... Która potęgowała odgłos bijącego serca Czapli... Która ruszyła mięśniami Azy, wbijając pazury w bok ptaka...
Element zaskoczenia mógł odhaczyć; Czapla wydała się na tyle zaskoczona, że parę pierwszych ciosów przypadło Azie, ale za chwilę to, co zaczęło się jednostronnym atakiem, przeszło w dziwne zwarcie, ni to taniec, ni walka... Agresja musiała trochę ustąpić obronie, gdy szczeniak zasłaniał się łapami przed bezlitosnym dziobem i skrzydłami, które biły go po bokach. Ryk i warczenie wilka mieszało się z odgłosami wydawanymi przez ptaka. Próbował złapać szczęką jedno ze skrzydeł, przegryźć na pół, powyrywać pióra, z których część fruwała dookoła. On też nie był bez ran – doskonale czuł rozciętą skórę na udzie, na łopatce, ale adrenalina nie pozwoliła mu o niej myśleć... Nie to jest teraz ważne, teraz liczy się tylko, żeby przerwać ten dźwięk bijącego serca, teraz przyśpieszony... By wbić się kłami w smukłą szyję... Udało mu się ją przytrzymać dwoma łapami i już miał zatopić w niej zęby, gdy chude nogi odepchnęły go, a skrzydła znów zaczęły trzepać jego pysk. Kurz dookoła nie odbierał pola widzenia, przeciwnie, gdy dostał się do oczu Azy, jakby bardziej go otrzeźwił. Skupił się i wyliczył moment, a gdy skrzydło było parę milimetrów od jego policzka, chwycił je zębami i szarpnął w bok, po czym upadł na nim całym ciężarem. Smak zwycięstwa zagościł na jego języku, tak, nareszcie pokazał tej Czapli, gdzie jej miejsce... Ale nie, to tylko sprytny zwód, bo ptak po raz kolejny kopnął go i zrzucił ze swojej kończyny, po czym zaczął bezlitośnie dziobać po bokach i karku, wydając ptasie okrzyki.
Wtem, po ugryzieniu nogi Mundusa, Aza spostrzegł, że jest ona aż lepka od ciemnej cieczy. Odepchnął ptaka, odskoczył w bok i wykorzystał sekundę na zezowanie na swój pysk; tak, ponownie dziwna wydzielina spływała z jego zębów na ziemię, plamiąc jego białą sierść. Nie przyszło mu się jednak cieszyć wygraną zbyt długo, bo Mundus uderzył go skrzydłem tak mocno, że wilczek, zaskoczony, przewrócił się. Czapla uśmiechnęła się zwycięsko i już, już otwierała dziób, żeby coś powiedzieć, ale wtem...
Azair poczuł dziwne mrowienie w kościach, nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego... Jego łapa zafalowała, jakby rozszczepiając się na małe cząsteczki, z których każda poleciała w inną stronę... Szczeniak poczuł, że musi poddać się temu uczuciu, intuicja podpowiadała mu, że to konieczne, jeśli nie chce doznać wstydu przegranej... Rozluźnił się więc i zorientował się, że nie czuje już nacisku szponów Mundusa, przeciwnie, jest wolny. Każda jego kończyna falowała, jakby składając się z maleńkich kawałeczków, nieliczne z nich zmieniły kolor na czarny, fioletowy, czerwony, niebieski, nawet żółty, potem po kolei zaczęły znikać. Otworzył oczy (kiedy zdążył je zamknąć?) i ze zdziwieniem zauważył, że Czapla stoi tyłem tuż przed nim.
To moja szansa, pomyślał i skoczył, przyciskając do ziemi ciało ptaka. Nie tracił czasu na zbytnie napawanie się tryumfem, tylko szybko rozwarł szczęki i skierował je ku gardle.
Przestań, rozległ się głos. Był delikatny, należał z pewnością do wadery. Tylko że nigdy wcześniej go nie słyszał.
Nie rób tego. 
Szczeniak poczuł, że głos ma miejsce w jego głowie i był tak wyraźny, jakby on sam to pomyślał. Zdumiony, odsunął się od Czapli i gwałtownie złapał oddech. Jego klatka piersiowa ledwo nadążała za oddechem.
Wynoś się z mojej głowy, pomyślał.
Daruj mu życie. Nie tobie pisane jest je odebrać.
— Tym razem daruję ci życie — powiedział głośno Azair, ale wydawać by się mogło, że to nie jego słowa, że on jest tylko pośrednikiem, a tak naprawdę autorem zdania jest ktoś oddalony o miliony kilometrów. — Tylko dlatego, że ON cię szanuje.
Azair poczuł się dziwnie otępiały, ale otrzepał się szybko i ruszył w stronę jaskini Ojca. Odwrócił łeb za siebie, tam, gdzie Czapla gramoliła się z ziemi, równie zaskoczona, jak on sam.
— Pośpiesz się — mruknął wilk pod nosem, tak cicho, że nie był pewien, czy Czapla w ogóle dosłyszała.

< Ruten? >

Od Serenity CD Naoru

Biała kiwnęła łebkiem uśmiechając się.
-A jeszcze jak widzisz wiatr... To jest niesamowite- dodała czując ponownie pieszczotliwy wiatr. Naoru zaciekawił się jeszcze bardziej słysząc jej słowa.
-Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Można zobaczyć wiatr?
-Tak- zapewniła go nowa koleżanka.- Chcesz tego spróbować?
-Pokaż!- Zareagował z radością.
Serenity rozejrzała się po ziemi szukając pomocy. Jej uwaga padła na leżące płatki kilku kwiatów rosnących nieopodal. Zebrała je w kupkę, następnie podeszła do basiorka i wymieniając się podekscytowanymi spojrzeniami, podrzuciła trzymane w małych łapkach różnokolorowe płatki z chwilą poczucia ponownie wiatru. Poderwał on płatki w górę po czym rozpoczął zabawę nimi, przez co zaczęły lecieć w różnych kierunkach wykonując coraz to bardziej imponujące akrobacje. Szczenięta obserwowały to przedstawienie z ekscytacją, po czym spojrzały na siebie w tej samej chwili, niczym synchronizacja. W jego oczach, swoją drogą o interesującej barwie, wręcz dostrzegła iskierki podekscytowania.
-To było super! Świetnie jest spojrzeć na to z tej strony.
-Cieszę się, że ci się to podobało- odparła szczerze ucieszona waderka.
-Niesamowite... Ale jak to jest możliwe, że nie poznaliśmy się wcześniej?- Widząc jego entuzjazm, Serek poczuła silną potrzebę jakoś wybrnięcia z tego tematu. Chociaż ona go "znała" dłużej, on dopiero co ją spotkał. Musiała być ostrożna, żeby nie wziął jej za dziwaka.
Ups. Przecież nim jakby była...
-O-och... Pojawiam się czasem nocą, nigdy za dnia...- Zamyśliła się mała szukając odpowiednich słów. W końcu westchnęła.- Nie mogę zbytnio tego powiedzieć.
-Nie ufasz mi?- Ponownie zaskoczył ją pytaniem. Zerknęła w jego oczy i poraziła ją jego powaga szczerości, którą ujrzała. Uniosła łapkę w górę i zaraz również skrzydło osłaniając również Naoru przed silniejszym podmuchem.
-To temat, którego sama zbyt nie rozumiem- przyznała.- Poza tym ledwie co mnie poznałeś, więc wątpię...
-Że to zrozumiem?- Wtrącił zawiedziony.
-Że mi uwierzysz.- Dokończyła właściwie. Chyba poczuł się pewniej bo nie posmutniał.- Ale wiesz... Kiedyś powiem ci, kim jestem.
-Trzymam za słowo- uśmiechnął się ciepło. Zaraz jednak koleżka ziewnął, co od razu zarejestrowała.- Sorki.
-Nie szkodzi. Może idź spać, co? Widzę, że jesteś już zmęczony.- Serek przekrzywiła łepek,- jest koło 11 w nocy, rodzice i siostra będą się o ciebie martwić.
-Skąd wiesz, która godzina?
-Może intuicja?- Uśmiechnęła się. Odprowadziła go niemal pod jaskinię jego rodziny i już chciała odlecieć, kiedy dostrzegła jego zasmucony wzrok.- Hej, co jest?
-A co jeśli to tylko sen? A jeśli nie spotkamy się znowu? Chciałbym- spłaszczył uszy do głowy. Położyła mu swoją drobną łapkę na jego ramię w geście pocieszenia.
-Zapewniam cię, że to się dzieje naprawdę. Na pewno też się spotkamy, może niedługo- uśmiechnęła się. Widząc jego niepewność, gładko sięgnęła do swojego skrzydła i wyrwała z niego średniej długości piórko, mieniące się niczym kryształ. Podała mu go.- Weź, to moja obietnica, że jeszcze się spotkamy... A teraz idź spać- dodała cicho chichocząc. Naoru wziął piórko i mocno zacisnął z nim łapkę.
-Ale obiecujesz?
-Tak.
-W porządku... To dobranoc.
Pomachała mu gdy wchodził do jaskini. Dopiero gdy znikł, rozpostarła skrzydła i wzbijając się w powietrze, odleciała.
Tej nocy zajrzała do brata, który akurat spał, po czym bez lądowania, znikła w blasku zorzy.

<Naoru?>

Od Joeny CD Lucasa

Spojrzałam zaskoczona na Lucasa. Nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam jego słowa. On chce tu zostać? Wstałam i niepewnie podeszłam do niego z pyszczkiem skierowanym ku ziemi. 
- Z-zostaniesz?- spytałam. Lucas przytaknął. Uśmiechnęłam się radośnie i przytuliłam przyjaciela. Bardzo za nim tęskniłam. Każdego dnia zastanawiałam się gdzie się podział. Gdy odeszłam od niego spojrzałam w jego fioletowe oczy. 
- To wspaniale.- odparłam szczęśliwa. Lucas spojrzał gdzieś w bok. Podeszła do wyjścia mijają basiora. Stanęłam przy wyjściu i znów spojrzałam w jego kierunku.
- Może się przejdziemy? 
- Trochę ruchu z pewnością mi pomoże.- odparł. Wyszliśmy więc razem. Zaproponowałam krótki spacer wokół mojej jaskini, tak by Lucas mógł się trochę poruszać, ale by nie wpłynęło to źle na jego zdrowie. Powinien jeszcze trochę odpocząć. Basior zgodził się, więc udaliśmy się na owy spacer. Moja jaskinia znajdowała się w lesie. Wokół nas rosły piękne drzewa. Cały czas coś nie dawało mi spokoju. Spojrzałam na Lucasa, który rozglądał się i przyglądał poszczególnym roślinom. 
- Lucas?- zaczęłam niepewnie. Basior spojrzał na mnie. 
- Tak? 
- Nie chce być jakaś wścibska, ale coś mnie cały czas męczy. - zaczęłam.
- O co chodzi? - spytał, a ja przystanęłam. Spojrzałam znów w jego fioletowe oczy i skończyłam swoją wypowiedź.
- Dlaczego postanowiłeś tu zostać? Przecież twoja rodzina jest w innej watasze.

<Lucas?>

Od Aisu CD Etain

Czekałyśmy razem z Etain, aż wilk odzyska świadomość. W między czasie przyglądałam się mu i zastanawiałam skąd mógł on być. Jeszcze nie spotkałam na swojej drodze tego wilka. Musiał więc nie być z naszej watahy. Ciekawiło mnie co więc robił na naszych terenach. Po dłuższej chwili basior powoli zaczął odzyskiwać świadomość. Spróbował wstać, ale czując ból upadł. 
- Uważaj na łapę.- powiedziała Etain. Wilk spojrzał w naszym kierunku, a następnie na chorą łapę. Widok bandaży zaskoczył willa. 
- Kim jesteście?- warknął w naszym kierunku. 
- Waderami, które ci pomogły.- odparłam i pokazałam na części pułapki. 
- Ej!- krzyknął Ryś. 
- No i ten karakal.- dodałam. Wilk spoglądał na nas. Po chwili znów spróbował wstać, lecz tym razem uważał na łapę. Gdy stanął rozejrzał się. 
- Gdzie jestem? - spytał. 
- Na terenach Watahy Srebrnego Chabra. - odparła Etain. 
- Więc już niedaleko.- odparł. 
- Niedaleko dokąd? - spytałam, lecz nie uzyskałam odpowiedzi. Spojrzałam na swoją towarzyszkę. Wilk ruszył, lecz po chwili upadł. Mruknął coś pod nosem i znów starał się wstać.
- Jeśli będzie się tak przewracał cały bandaż diabli wezmą. 
- Muszę iść. To już tak niedaleko. - warknął. Spojrzałam na Etain, a ta przytaknęła. Podeszłam do basiora i stanęłam na przeciw niego blokując mu przejście. 
- Zejdź mi z drogi.- warknął. 
- Tak się odpłacasz za uratowanie łapy? - spytała Etain.  Basior westchnął. 
- Wybaczcie, ale jestem już tak blisko celu. 
- Ale jakiego? - spytałyśmy jednocześnie.
- Szukam źródła o mocy leczenia.- odparł. Razem z Etain spojrzałyśmy na siebie, a następnie znów na wilka. 
- Możemy poznać twoje imię? - spytałam.
- I powód szukania tego źródła?- dodała wadera. Basior westchnął. 
- I tak przez tą łapę szybko dam nie dotrę. - powiedział i milczał przez chwilę.- Zwę się Wezyr i szukam tego źródła dla mojej córki. 
Nasza wataha rozpadła się i wszyscy zostaliśmy sami. Wraz z córką wędrowałem po świecie. Ostatnio zachorowała i to bardzo mocno. Zatrzymaliśmy się u pewnej wadery, lecz ta odparła, że wyleczyć moją córkę może tylko to źródło. Jeśli nie napije się ona tej wody w ciągu kilku dni, umrze. 
- Nigdy nie słyszałam o takim źródle.- odparłam. 
- Jest ono magiczne i tylko wilki o dobrym sercu mogą je znaleźć. Jest legenda, że źródło to wędruje. Pojawia się w jednym miejscu i zostaje tam przez jakiś czas. 
- Skąd wiesz gdzie jest teraz?- spytała Etain.
- Pewien wędrowny wilk mi o nim powiedział i oznajmił, że  jest ono niedaleko tych terenów. - odparł. Usiadłam i zaczęłam się zastanawiać. Po chwili przeprosiłam Wezyra i poprosiłam Etain na słówko w cztery oczy. 
- Myślisz, że to co mówi jest prawdą?- spytałam. 

<Etain?>

Od Naoru CD Serenity

Minęło już trochę czasu odkąd Naoru ujrzał pierwszy raz otaczający go świat. Zdążył już dużo zobaczyć. Najbardziej zadziwiały go gwiazdy, które pojawiały się tylko nocą. Skrywały one tajemnice, które razem z nimi znikały za dnia. Dla małego były to niezwykle fascynujące zjawiska. Dzień, Nao spędził pilnując siostry oraz pomagając swojej matce jak tylko mógł. Wieczorem zaś gdy upewnił się, że mama oraz tata śpią udał się do wyjścia z jaskini. Zatrzymał go jednak głos siostry. 
- Dokąd idziesz ?- spytała sennie. Naoru uśmiechnął się niewinnie. 
- Śpij spokojnie Asmi, idę podziwiać gwiazdy.- oznajmił. Waderka wróciła więc do snu, a mały Nao wyszedł z domu. Udał się nad jezioro gdzie, gdzie zazwyczaj siadał przy drzewie i podziwiał ciała widniejące na niebie. Nagle zauważył coś ta pięknego i niesamowitego, że podążył za tym wzrokiem. Okazało się, że niesamowite zjawisko to, było tak naprawdę mała białą waderką. Jego pierwszą myślą było to, że odwiedził go aniołek. Waderka uśmiechała się miło, co Nao starał się odwzajemnić choć uśmiech często zmieniał się w otwarty z wrażenia pyszczek. Usłyszał w pewnym momencie śmiech Serenity. Musiał przyznać, że waderka naprawdę ślicznie się śmiała. Spojrzał na nią i się uśmiechnął. 
- Wybacz. Nie widziałem cię tu wcześniej, a wyglądasz naprawdę ślicznie.  - odparł.- Jesteś pewna, że nie jesteś aniołkiem? - spytał, a Serenity znów się zaśmiała. 
- Jestem pewna.- odparła. Nao podszedł trochę bliżej, stanął w takiej odległości, by nowo poznana waderka nie poczuła się niekomfortowo. 
- Miło mi cię poznać Serenity. Przedstawił bym się, ale już znasz moje imię.- zaśmiał się. Lekki wiaterek zerwał się i rozwiał ich futerka. Nao zaśmiał się wesoło, a waderka spojrzała na niego z zaciekawieniem. 
- Wiaterek jest taki niesamowity. Zawsze gdy wiele czujemy lekki chłód. Nie jest to ciekawe? - spytał radośnie waderki. 

<Serenity?>

Od Serenity - "Wspomnienia matczynego kwiatu", cz. 5 (+16)

! Opowiadanie może zawierać brutalne sceny !

Wspomnienia są zaznaczone kursywą

Pogoda tejże nocy wydawała się być jeszcze bardziej nieprzystępna niż poprzednia. Wiatr dmuchał w lecącą waderkę, nie chcąc robić jej przy tym krzywdy a blokować jej lot. Marzła. Dobitnie wiatr bronił jej zniżania lotu ale przy tym wychładzał jej drobny organizm. Nim Serenity udało się wygrać i wylądować, była przemarznięta. Zebrane wilki czekały w ciszy, spoglądając na szczeniaka ze smutkiem. Wiedziała czemu. Zapowiedziała ostatnim razem, że tym razem dowiedzą się o najokrutniejszym incydencie z życia jej matki.
Mała wyjątkowo nie powiedziała nic od siebie, w ramach przywitania to tylko kiwnęła lekko głową innym. W tamtej chwili wolała jednak, aby wiatr nie pozwolił jej wylądować za wszelką cenę. W pierwszej chwili chciała coś rzec, jednak z jej pyszczka wydobyła się cisza mimo poruszania szczęką. Westchnęła ciężko i spojrzała nieco nieobecnym wzrokiem na zebranych.
Czas przekazać innym ostatnią wole jej matki.


Tygodnie mijały, jednak moja matka nie ruszała się ze swojej jaskini. Bezustannie szlochała za utraconym przyjacielem, który ledwo co ją odnalazł. Przyroda wydawała się warstwami wydawać ostatnie tchnienia z każdą łzą mamy, które nie przestawały opuszczać jej oczu. Nie w sposób było ją przekonać by zjadła lub wypiła cokolwiek, o wyjściu z jaskini nie było nawet mowy. Nie można było wydobyć od niej chęci na rozmowę. Ciocia Palette skapitulowała z próbami i jedynie doglądała w milczeniu moją mamę. Podobnie jak inni. Zawsze ktoś miał ją na oku.
Kiedy po może czterech tygodniach odgłosy wydobywające się z izolującej się mamy znacznie straciły na sile, ktoś postanowił sprawdzić stan mamy. Tym wilkiem okazał się tata, który na widok leżącej mamy, niczym porzucona w kąt lalka, z której oczu już samoistnie leciały łzy, prawdopodobnie przejął na siebie skrawek żalu od niej, bowiem schylił się ku niej z bólem wypisanym na pysku.
-Kwiatuszku- szepnął błagalnie,- proszę, zjedz coś. Zdziel mnie jak chcesz. Tylko proszę, przestań płakać.
-Już go nie ma- wyszeptała gardłowo i to z ogromnym trudem mama otwierają oczy, które były wówczas martwe za życia.
-Był dla ciebie bardzo ważny- tata stwierdził niż zapytał. Kolejne strużki łez opuściły pozbawione wyrazu oczy mamy.
-Wiesz... Wiesz, że mój gatunek zakochuje się raz na całe życie? Kochamy z całych sił... A cierpimy mocniej.
-Cael, pozwól mi wyjaśnić...
-Ciebie też straciłam... Wyjdź stąd- powiedziała mama nie spoglądając w jego kierunku.- Zostaw mnie.
-Caledori...
-Daj mi opłakiwać kochanego przyjaciela.
-I dać pozwolenie na zagładę watahy?- Nikt nie wiedział, kiedy Mundus wszedł do jaskini. Mama nie drgnęła.- Przyjmij me kondolencje, jednak zdajesz sobie sprawę, że twój żal zabija przyrodę? Zwierzyna całkiem uciekła, wilki zaczynają głodować. Panienko, proszę, weź pod uwagę innych, pozwól na osłabienie smutku.
-Myślisz, że bycie altruistą jest odpowiedzią na wszystkie żale? Że altruista nie ma prawa do zajęcia się sobą?- Spytała się cicho ignorując pochylającego się nad nią tatę.
-Ależ oczywiście, że nie- zgodził się ptak.- Każdy potrzebuje czasem być egoistą. Proszę mieć jedynie na uwadze, że rodziny coraz bardziej nie mają czym wykarmić swoje młode.
-Zostawcie mnie- odezwała się ponownie mama. Szelest piór na coś miękkiego wskazywał najpewniej, że Mundus położył skrzydło na grzbiecie taty bo po chwili cicho opuścili ją. Po godzinie spędzonej w otaczającej ciszy, mama uniosła tępo głowę. Dla tych, co oglądaliby ją z boku, wyglądało to bardziej na marionetkę, której ktoś uniósł sznurki ku górze. Z pozbawionym wyrazem pyska i oczu zbierała się do sztywnego siadu.
Zarejestrowała nagły trzask, ledwie skierowała w tamtą stronę uszy, gdy usłyszała lodowaty głos.
-Miło cię widzieć ponownie- odezwał się wilk, który odwiedzał ją w koszmarach.- Twój Strażnik przekazał ci wiadomość?
-Co tu robisz?- Spytała głucho odwracając się słabym ciałem na wskutek nie przyjmowania pokarmów czy płynów. Na wspomnienie o jej bliskim przyjacielu, serce ponownie się zacisnęło. Jego trupio-blade oczy błysnęły.
-Czyżby nie powiedział kto przejął jego Kwiat Życia?
Głowa mamy lekko opadła do przodu. Zawyła kiedy basior rzucił resztki poszarpanej łodygi, będącej ucieleśnieniem żywota Kwiatu, na ziemię jak zwykły śmieć. Z szeroko otwartych oczu zaczęły szybko lecieć łzy. Więc to on...? To przez niego Darien Darius był martwy?
-Nie ma teraz nikogo, kto mógłby cię ochronić- szepnął lodowatym tonem. Mama zdążyła wrzasnąć na tyle głośno, że tata pojawił się w progu jaskini by zobaczyć znikającego wilka, który trzymał mamę.


Serenity westchnęła nerwowo. Słuchacze dostrzegli jej zesztywniałe ciałko, kiedy skończyła na porwaniu matki. Szczerze? Szczeniak nie chciał opowiedzieć co było dalej. To było okrutne. Zbyt brutalne by mogła to przekazać. Szczegóły te, wracałyby do niej w koszmarach, gdyby zasypiała.
-Em... Wszystko w porządku?- Zapytała się jedna z wader.
-Tak jakby...- Odparła mała.- Tylko... To co teraz chciałabym wam powiedzieć to wyjątkowo brutalne...
-Nie musisz, jeśli nie chcesz- dodała inna dorosła wadera spoglądając na szczeniaka ze współczuciem.
-Skoro zaczęłam, powiem... Chociaż tak bardzo tego nie chcę- dodała ciszej z bólem.


Mama kolejne wydarzenia chciała wymazać z pamięci. Czułam to, kiedy "przekazała" mi swoje wspomnienia, które nie były znane sporej części watasze. To było to, które za wszelką cenę wolałaby zapomnieć.
Fobos po porwaniu mamy, zawiązał jej łapy rozpościerając dostęp do ciała. Kiedy ruszył ogonem i odpalił kilka świec, dotarło do niej, że leży na ołtarzu. 
-Możesz się drzeć, nikt cię nie usłyszy.
-Co chcesz mi zrobić?!
-Kiedy złoże cię w ofierze, mój cel życia się wypełni... Ale zanim to nastąpi...- Fobos pochylił się nad mamą i wepchnął jej język do jej gardła- Zabawię się tobą.
Wilk zgotował jej tortury. Nie patyczkował się z bezbronną waderą. Kaleczył jej smukłe ciało, aż w końcu... Aż w końcu...


Serenity spojrzała na zgromadzone wilki ze łzami w oczach.


Zgwałcił ją. Brutalnie pozbawił czystości ciała. I to nie raz. Gwałcił ją długi czas. Mama płakała podczas tego wymuszonego stosunku. Jej pierwszy raz, jej cnotę chciała oddać swej miłości. Po kolejnym gwałcie na sobie, mama leżała pozbawiona możliwości ruchu czy innej reakcji. W końcu zszedł z niej i sięgnął po rytualny nóż, po czym przytknął jej do gardła.
Nagle kryjówkę zagłuszył wycie jeszcze innego wilka. 
Nie wiadomo jakim cudem, mój ojciec zmaterializował się tam. Wystarczyło, że spojrzał na udręczone ciało mamy, z którego spływała krew i nasienie dręczyciela, by w jego oczach pozostała wyłącznie ślepa furia mordu.
-Zapłacisz za to- wycharczał i rzucił się na Fobosa. 
Mama nie widziała walki, jedynie słyszała ją. Trwała ona kilkanaście minut, kiedy nagle usłyszała silny zgryz, niczym wgryzanie się w coś miękkiego a po chwili trzask skręcania karku. Po chwili ktoś ją dopadł i przerwał łańcuchy, by przygarnąć do siebie z płaczem. Mama z trudem otworzyła oczy. Jakieś dwa metry przed sobą widziała martwego Fobosa z rozszarpanym gardłem i skręconym karkiem, chyba dla pewności jego zgonu.
Tata cały w kurzu walki, trzymał roztrzęsiony mamę i przyciskał jej niemal bezwładne ciało do siebie.
-Kwiatuszku, wybacz mi- płakał. Słabo zamrugała oczyma. Wrotycz ją ocalił. Chociaż zachowała życie, straciła coś bezpowrotnie.
-Wrotuś...- szepnęła słabo wtapiając się w jego uścisk, nie pozwalając jej odejść. Mam zapamiętała to jako znak, że nie chciał jej znowu stracić.
-Spóźniłem się- zaszlochał widząc jej stan tylnej części ciała.
-Nie. Zdążyłeś w porę- szepnęła.


Serenity widząc wilki, które płakały podczas słuchania, sama otarła swoje strużki łez.
-Tata nie wyjawił jak udało mu się odnaleźć mamę. Zabrał ją z powrotem i nie zamierzał jej zostawić samej. Właśnie wtedy ponownie się do siebie zbliżyli. To była tez ich pierwsza noc razem. I nim zapytacie: mój brat i ja nie jesteśmy dziećmi Fobosa- powiedziała ze stanowczością.- Jesteśmy pełnoprawnymi potomkami Wrotycza i Caeldori.
Westchnęła chcąc uspokoić głos.
-Wkrótce przyroda odrodziła się a mama dowiedziała się o swej ciąży. Resztę historii już znacie... To było wszystko, co chciano, bym wam przekazała... Wkrótce świt- dodała mała istotka spoglądając w odsłonięty horyzont. Zwróciła się ponownie do zebranych.- Dziękuje, że zechcieliście wysłuchać tych historii wspomnień.
Po kiwnięciu głowami, szczeniak rozpostarł skrzydełka i odleciała, dając się pochłonąć zorzy, przenosząc się do "swojego wymiaru" z nastaniem kolejnego dnia.