środa, 24 kwietnia 2019

Od Serenity - "Wspomnienia matczynego kwiatu", cz. 5 (+16)

! Opowiadanie może zawierać brutalne sceny !

Wspomnienia są zaznaczone kursywą

Pogoda tejże nocy wydawała się być jeszcze bardziej nieprzystępna niż poprzednia. Wiatr dmuchał w lecącą waderkę, nie chcąc robić jej przy tym krzywdy a blokować jej lot. Marzła. Dobitnie wiatr bronił jej zniżania lotu ale przy tym wychładzał jej drobny organizm. Nim Serenity udało się wygrać i wylądować, była przemarznięta. Zebrane wilki czekały w ciszy, spoglądając na szczeniaka ze smutkiem. Wiedziała czemu. Zapowiedziała ostatnim razem, że tym razem dowiedzą się o najokrutniejszym incydencie z życia jej matki.
Mała wyjątkowo nie powiedziała nic od siebie, w ramach przywitania to tylko kiwnęła lekko głową innym. W tamtej chwili wolała jednak, aby wiatr nie pozwolił jej wylądować za wszelką cenę. W pierwszej chwili chciała coś rzec, jednak z jej pyszczka wydobyła się cisza mimo poruszania szczęką. Westchnęła ciężko i spojrzała nieco nieobecnym wzrokiem na zebranych.
Czas przekazać innym ostatnią wole jej matki.


Tygodnie mijały, jednak moja matka nie ruszała się ze swojej jaskini. Bezustannie szlochała za utraconym przyjacielem, który ledwo co ją odnalazł. Przyroda wydawała się warstwami wydawać ostatnie tchnienia z każdą łzą mamy, które nie przestawały opuszczać jej oczu. Nie w sposób było ją przekonać by zjadła lub wypiła cokolwiek, o wyjściu z jaskini nie było nawet mowy. Nie można było wydobyć od niej chęci na rozmowę. Ciocia Palette skapitulowała z próbami i jedynie doglądała w milczeniu moją mamę. Podobnie jak inni. Zawsze ktoś miał ją na oku.
Kiedy po może czterech tygodniach odgłosy wydobywające się z izolującej się mamy znacznie straciły na sile, ktoś postanowił sprawdzić stan mamy. Tym wilkiem okazał się tata, który na widok leżącej mamy, niczym porzucona w kąt lalka, z której oczu już samoistnie leciały łzy, prawdopodobnie przejął na siebie skrawek żalu od niej, bowiem schylił się ku niej z bólem wypisanym na pysku.
-Kwiatuszku- szepnął błagalnie,- proszę, zjedz coś. Zdziel mnie jak chcesz. Tylko proszę, przestań płakać.
-Już go nie ma- wyszeptała gardłowo i to z ogromnym trudem mama otwierają oczy, które były wówczas martwe za życia.
-Był dla ciebie bardzo ważny- tata stwierdził niż zapytał. Kolejne strużki łez opuściły pozbawione wyrazu oczy mamy.
-Wiesz... Wiesz, że mój gatunek zakochuje się raz na całe życie? Kochamy z całych sił... A cierpimy mocniej.
-Cael, pozwól mi wyjaśnić...
-Ciebie też straciłam... Wyjdź stąd- powiedziała mama nie spoglądając w jego kierunku.- Zostaw mnie.
-Caledori...
-Daj mi opłakiwać kochanego przyjaciela.
-I dać pozwolenie na zagładę watahy?- Nikt nie wiedział, kiedy Mundus wszedł do jaskini. Mama nie drgnęła.- Przyjmij me kondolencje, jednak zdajesz sobie sprawę, że twój żal zabija przyrodę? Zwierzyna całkiem uciekła, wilki zaczynają głodować. Panienko, proszę, weź pod uwagę innych, pozwól na osłabienie smutku.
-Myślisz, że bycie altruistą jest odpowiedzią na wszystkie żale? Że altruista nie ma prawa do zajęcia się sobą?- Spytała się cicho ignorując pochylającego się nad nią tatę.
-Ależ oczywiście, że nie- zgodził się ptak.- Każdy potrzebuje czasem być egoistą. Proszę mieć jedynie na uwadze, że rodziny coraz bardziej nie mają czym wykarmić swoje młode.
-Zostawcie mnie- odezwała się ponownie mama. Szelest piór na coś miękkiego wskazywał najpewniej, że Mundus położył skrzydło na grzbiecie taty bo po chwili cicho opuścili ją. Po godzinie spędzonej w otaczającej ciszy, mama uniosła tępo głowę. Dla tych, co oglądaliby ją z boku, wyglądało to bardziej na marionetkę, której ktoś uniósł sznurki ku górze. Z pozbawionym wyrazem pyska i oczu zbierała się do sztywnego siadu.
Zarejestrowała nagły trzask, ledwie skierowała w tamtą stronę uszy, gdy usłyszała lodowaty głos.
-Miło cię widzieć ponownie- odezwał się wilk, który odwiedzał ją w koszmarach.- Twój Strażnik przekazał ci wiadomość?
-Co tu robisz?- Spytała głucho odwracając się słabym ciałem na wskutek nie przyjmowania pokarmów czy płynów. Na wspomnienie o jej bliskim przyjacielu, serce ponownie się zacisnęło. Jego trupio-blade oczy błysnęły.
-Czyżby nie powiedział kto przejął jego Kwiat Życia?
Głowa mamy lekko opadła do przodu. Zawyła kiedy basior rzucił resztki poszarpanej łodygi, będącej ucieleśnieniem żywota Kwiatu, na ziemię jak zwykły śmieć. Z szeroko otwartych oczu zaczęły szybko lecieć łzy. Więc to on...? To przez niego Darien Darius był martwy?
-Nie ma teraz nikogo, kto mógłby cię ochronić- szepnął lodowatym tonem. Mama zdążyła wrzasnąć na tyle głośno, że tata pojawił się w progu jaskini by zobaczyć znikającego wilka, który trzymał mamę.


Serenity westchnęła nerwowo. Słuchacze dostrzegli jej zesztywniałe ciałko, kiedy skończyła na porwaniu matki. Szczerze? Szczeniak nie chciał opowiedzieć co było dalej. To było okrutne. Zbyt brutalne by mogła to przekazać. Szczegóły te, wracałyby do niej w koszmarach, gdyby zasypiała.
-Em... Wszystko w porządku?- Zapytała się jedna z wader.
-Tak jakby...- Odparła mała.- Tylko... To co teraz chciałabym wam powiedzieć to wyjątkowo brutalne...
-Nie musisz, jeśli nie chcesz- dodała inna dorosła wadera spoglądając na szczeniaka ze współczuciem.
-Skoro zaczęłam, powiem... Chociaż tak bardzo tego nie chcę- dodała ciszej z bólem.


Mama kolejne wydarzenia chciała wymazać z pamięci. Czułam to, kiedy "przekazała" mi swoje wspomnienia, które nie były znane sporej części watasze. To było to, które za wszelką cenę wolałaby zapomnieć.
Fobos po porwaniu mamy, zawiązał jej łapy rozpościerając dostęp do ciała. Kiedy ruszył ogonem i odpalił kilka świec, dotarło do niej, że leży na ołtarzu. 
-Możesz się drzeć, nikt cię nie usłyszy.
-Co chcesz mi zrobić?!
-Kiedy złoże cię w ofierze, mój cel życia się wypełni... Ale zanim to nastąpi...- Fobos pochylił się nad mamą i wepchnął jej język do jej gardła- Zabawię się tobą.
Wilk zgotował jej tortury. Nie patyczkował się z bezbronną waderą. Kaleczył jej smukłe ciało, aż w końcu... Aż w końcu...


Serenity spojrzała na zgromadzone wilki ze łzami w oczach.


Zgwałcił ją. Brutalnie pozbawił czystości ciała. I to nie raz. Gwałcił ją długi czas. Mama płakała podczas tego wymuszonego stosunku. Jej pierwszy raz, jej cnotę chciała oddać swej miłości. Po kolejnym gwałcie na sobie, mama leżała pozbawiona możliwości ruchu czy innej reakcji. W końcu zszedł z niej i sięgnął po rytualny nóż, po czym przytknął jej do gardła.
Nagle kryjówkę zagłuszył wycie jeszcze innego wilka. 
Nie wiadomo jakim cudem, mój ojciec zmaterializował się tam. Wystarczyło, że spojrzał na udręczone ciało mamy, z którego spływała krew i nasienie dręczyciela, by w jego oczach pozostała wyłącznie ślepa furia mordu.
-Zapłacisz za to- wycharczał i rzucił się na Fobosa. 
Mama nie widziała walki, jedynie słyszała ją. Trwała ona kilkanaście minut, kiedy nagle usłyszała silny zgryz, niczym wgryzanie się w coś miękkiego a po chwili trzask skręcania karku. Po chwili ktoś ją dopadł i przerwał łańcuchy, by przygarnąć do siebie z płaczem. Mama z trudem otworzyła oczy. Jakieś dwa metry przed sobą widziała martwego Fobosa z rozszarpanym gardłem i skręconym karkiem, chyba dla pewności jego zgonu.
Tata cały w kurzu walki, trzymał roztrzęsiony mamę i przyciskał jej niemal bezwładne ciało do siebie.
-Kwiatuszku, wybacz mi- płakał. Słabo zamrugała oczyma. Wrotycz ją ocalił. Chociaż zachowała życie, straciła coś bezpowrotnie.
-Wrotuś...- szepnęła słabo wtapiając się w jego uścisk, nie pozwalając jej odejść. Mam zapamiętała to jako znak, że nie chciał jej znowu stracić.
-Spóźniłem się- zaszlochał widząc jej stan tylnej części ciała.
-Nie. Zdążyłeś w porę- szepnęła.


Serenity widząc wilki, które płakały podczas słuchania, sama otarła swoje strużki łez.
-Tata nie wyjawił jak udało mu się odnaleźć mamę. Zabrał ją z powrotem i nie zamierzał jej zostawić samej. Właśnie wtedy ponownie się do siebie zbliżyli. To była tez ich pierwsza noc razem. I nim zapytacie: mój brat i ja nie jesteśmy dziećmi Fobosa- powiedziała ze stanowczością.- Jesteśmy pełnoprawnymi potomkami Wrotycza i Caeldori.
Westchnęła chcąc uspokoić głos.
-Wkrótce przyroda odrodziła się a mama dowiedziała się o swej ciąży. Resztę historii już znacie... To było wszystko, co chciano, bym wam przekazała... Wkrótce świt- dodała mała istotka spoglądając w odsłonięty horyzont. Zwróciła się ponownie do zebranych.- Dziękuje, że zechcieliście wysłuchać tych historii wspomnień.
Po kiwnięciu głowami, szczeniak rozpostarł skrzydełka i odleciała, dając się pochłonąć zorzy, przenosząc się do "swojego wymiaru" z nastaniem kolejnego dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz