Uśmiechnął się z wyrazem pyska, który nawet przez lornetkę mógłby wydać się podejrzany. Zwlekał chwilę z odpowiedzią, po czym odrzekł cicho, lekko unosząc brwi i na chwilę przymykając oczy jakby ze skrywanym, wyniosłym westchnieniem:
- Ruten, bardzo mi miło - odpowiedź ta udzielona została spokojnie i nieśpiesznie, dokładnie tak miała zabrzmieć. Uśmiech nie znikał z jego pyska, choć nietrudno było ujrzeć w nim więcej stwierdzenia "spadaj, dzieciaku", niż czystej, koleżeńskiej prostoty. To nie tak, że basior widział w wilczycy szczenię. Nie wyglądała na dużo młodszą od niego, ba, może nawet była nieznacznie starsza. Ale nie zamierzał na razie zmieniać tonu na mniej protekcjonalny. Czuł niejaką wyższość nad całym tym stadem ślepych i głuchych. Jak do tej pory nie znalazł z nimi wspólnego języka i nie można z całą pewnością stwierdzić, że w jakikolwiek sposób go to martwiło.
- Co tu robisz? - wadera nie rezygnując z dalszej rozmowy (bo niby dlaczego miałaby to zrobić?) usiadła naprzeciwko niego. Przez chwilę trwała cisza, a dwa wilki tylko patrzyły sobie w oczy.
W końcu Ruten spuścił wzrok, korzystając z okazji, gdy jego "rozmówczyni" oderwała na chwilę oczy od jego gadzich źrenic, których dłuższe oglądanie było swoją drogą wątpliwą przyjemnością i mogło doprowadzić prędzej do dreszczy, niż do spokoju. Joena popatrzyła za siebie, przenikając skupienia gałęzi drzew, ocierających się i stukających o siebie, wydających przy tym niepokojące dźwięki, które mogłyby równie dobrze świadczyć o kimś, kto ukryty jest za nimi.
"To duży plus dla niej" - pomyślał Ruten - "czujność. To podstawa w naszych realiach" - tu naszły go myśli i chwila zastanowienia, czy osobnik słaby, mały, który nie ma dużych szans na przeżycie w przypadku ataku silniejszego drapieżnika, mógłby w hipotetycznych warunkach mieć stuprocentową pewność podołania ucieczce, mając do dyspozycji tylko czujność i średnią umiejętność szybkiego biegania. Po kilku przeprowadzonych na szybko w głowie wizualizacjach, nie wgłębiając się zbytnio w pozostałe warunki, doszedł do wniosku, że nie. Nie mógłby mieć stuprocentowej szansy, nawet gdyby świat opierał się jedynie na sile, szybkości, czujności i zawsze wokół byłaby pusta przestrzeń porośnięta tylko mniej lub bardziej licznymi drzewami.
Zamknęła się więc kolejna droga, która mogła doprowadzić go do rozwiązania kolejnego z przemyśliwanych problemów.
Ponownie zainteresował się rozmową z Joeną. Ta w międzyczasie zdążyła ponownie obdarzyć go ciekawym spojrzeniem.
- Co tu robisz? - powtórzyła. Tak, zadała już wcześniej to pytanie.
- Nic specjalnego - odpowiedział bez przejęcia. Czy to jedyne, o czym można rozmawiać z takimi wilkami? Zatem robi się nudno. Trzeba będzie w najbliższym czasie przenieść tory tego spotkania na bardziej... odpowiadający mu klimat - a ty? - spojrzał na nią, dostrzegając wypoczęcie i gotowość, gotowość do sprężystego ruchu w każdym z mięśni, co szybko skojarzył z lokalizacją ich spotkania. Rzeka, byli niedaleko granicy watahy - wybierasz się gdzieś? - postanowił zapytać wprost.
Popatrzyła na niego nieco mniej pewnie. Ach, zapomniał o uśmiechu. Znów uniósł kąciki pyska, aby wyglądać przyjaźniej.
< Joeno? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz