Niektórzy pozostali przytomni do późnych godzin nocnych, inni przebudzali się kilkukrotnie i przeciągali się, zmieniali miejsce, dorzucali drew do ognia lub na jakąś chwilę znikali w leśnych ostępach, lecz z tego, co zaobserwowałam, byłam jedyną, która nawet na chwilę nie zmrużyła oka.
Tak jak większość lubi balować do później nocy, tak brakuje chętnych do pobudki wczesnym rankiem. W godzinach świtu wszyscy inni pogrążeni byli w stosunkowo głębokim śnie. Leżałam na plecach znudzona i coraz bardziej poirytowania, czego oczywistą przyczyną był brak snu. Kątem oka spojrzałam na Zawilca, zastanawiając się, czy powinnam dyskretnie go obudzić. On nie robił hałasu, przynajmniej nie celowo, istniała więc szansa, że uda nam się zniknąć niepostrzeżenie. Co jednak, gdyby nadepnął na jakąś gałązkę albo potknął się, bogowie wiedzą o co? Ciężko byłoby to jakoś wytłumaczyć, uznałam więc, że lepiej nie ryzykować. Niedługo wszyscy wstaną i zaczną się rozchodzić do domów, wtedy mogą dać nam nawet błogosławieństwo na drogę.
Przewróciłam się na drugi bok, kierując wzrok na grzbiet jakiegoś ciemnego basiora, którego imienia chyba nie udało mi się zapamiętać. Ponownie zaczęłam rozmyślać nad sytuacją moją i towarzysza, jednak ciężko było mi się skupić. Pojedyncze myśli krążyły mi po głowie w całkowitym chaosie. Czułam jakąś dziwną złość, którą ciężko było mi ukierunkować, chyba tylko na cały świat i jego brak sprawiedliwości, przez który nie mogłam normalnie się wyspać. Zaczęłam uderzać cicho łapą w ziemię w rytm jakiejś szybkiej melodii, po czym stwierdziłam, że dłużej tak nie mogę.
Podniosłam się i ruszyłam w las ogarnięty poranną mgłą. Odeszłam na odległość, którą uznałam za bezpieczną, po czym wzięłam kilka oddechów zimnego powietrza, mając nadzieję, że pomoże mi się to rozbudzić. Rozprostowałam łapy, rozciągnęłam mięśnie, po czym wykonałam przebieżkę, zbyt szybko zakończoną z powodu braku sił. Nazbyt zdyszana, odpoczywałam chwilę, przysiadłszy pod jakimś drzewem. Później chyba kręciłam się bezładnie po okolicy, aż słońce wstało i jakiś głos w głowie podpowiedział mi, że czas wracać.
Instynkt mnie nie mylił. Kiedy dotarłam na miejsce wczorajszego spotkania, wszyscy byli już na nogach, a ognisko zamieniło się w dymiące popioły. Na mój widok Zawilec podniósł uszy, a ktoś inny odezwał się głośno:
- Hej Etain, baliśmy się, że postanowiłaś nas opuścić.
Uśmiechnęłam się niewinnie.
- A nie, trochę gorzej się poczułam. Brzuch mnie jakby rozbolał.
- O, może to z głodu? Zapraszamy na wspólne polowanie, twój kolega już się zgodził.
Jasne, pewnie. Na takim polowaniu z pewnością nietrudno o wypadek, w którym życie straciłaby jakaś dwójka nietutejszych wilków. Spojrzałam na Zawilca, zastanawiając się, czy zdążył powiedzieć coś głupiego, kiedy mnie nie było, oczywiście poza zgodą na udział w tak ryzykownej rozrywce.
- Nie, wiesz, chyba nie bardzo dam radę biec. Wracam już do domu - odwróciłam się do białego wilka - Idziesz ze mną?
Zawilec zgodził się nerwowym ruchem głowy. W tym samym momencie zauważyłam, że leży przy nim jakiś żółty kwiat. Odczytując z jego oczu, że jest dla mnie, a nie dla naszych towarzyszy w podzięce za gościnę, zabrałam go i dołączyłam do reszty ekwipunku.
- Dziękuję, bardzo ładny. Jeszcze kilka i zrobię sobie wianek.
Zdecydowałam się, że zapytam samca o okazję, z jakiej dostałam ten prezent, kiedy już będziemy sami, tymczasem skupiłam się na rozmowie z towarzyszami, szybkim podziękowaniu i serdecznych pożegnaniach, po których każdy z nas ruszył w swoją stronę.
Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu. Z początku chciałam zapytać Zawilca, kim naprawdę byli nasi zeszłonocni towarzysze, szybko uznałam, że to już chyba nieszczególnie ważne i że zwyczajnie mogłam się pomylić w osądzie.
Zdążyłam zamyślić się już i stracić kontakt z rzeczywistością, kiedy za naszymi plecami rozległ się jakiś szelest, tak głośny, że instynktownie odwróciłam się błyskawicznie w stronę, z której dochodził.
<Zawilec?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz