wtorek, 23 kwietnia 2019

Od Zero CD Aisu

Pytanie było dosyć trudne. Nienawidzę sytuacji, w których to ja muszę podejmować decyzję. Stawiłem jednak na łut szczęścia i zaproponowałem, żebyśmy udali się do Różanego Wodospadu. Nazwa brzmiała nieco kiczowato, ale lepszy rydz niż nic, prawda?
Aisu zgodziła się, więc ruszyliśmy w drogę.
— Duża jest ta wataha? Chodzi mi o tereny — zagadnąłem.
— Czy ja wiem... — odparła wadera. — Coś około czterdziestu kilometrów kwadratowych...
Raczej duża.
Kiwnąłem głową na znak, że zrozumiałem i rozejrzałem się dookoła. Pogodna była, można by rzec, wyśmienita. Nie za ciepła, głównie przez chłodny wiatr, ale słońce przygrzewało dosyć mocno. Wszystko rozkwitało, chociaż w końcu nic dziwnego, skoro już wiosna. Wciągnąłem powietrze nosem. Pachniało świeżą trawą.
Nie miałem już pomysłu na temat do rozmowy, postanowiłem więc milczeć. Aisu jednak mnie wyręczyła.
— Masz jakieś specjalne moce? — zapytała znienacka.
— Hm... — zawahałem się, ale ostatecznie stwierdziłem, że raczej nie zaszkodzi mi, jeśli jej powiem. — Potrafię tworzyć ogień. A ty?
Wadera cicho zachichotała.
— Moje moce związane są z lodem — wyjaśniła, gdy spojrzałem na nią pytająco.
— No, tośmy się dobrali — podsumowałem wesoło.
Reszta drogi minęła nam w ciszy. Nie miałem ochoty kontynuować dialogu, stwierdziłem, że jeśli Aisu wpadnie do głowy jakieś pytanie, to je zada.
— Jesteśmy na miejscu — oznajmiła wadera. Niepotrzebnie jednak. Samemu usłyszałem szum spływającego z góry wodogrzmotu, a drobinki wody tańczyły dookoła, mocząc mnie i stojącą obok Aisu.
Do tego wszystkiego dochodził jeszcze intensywny, okropny zapach róż. Prychnąwszy, potrząsnąłem głową, żeby się go pozbyć. Nie udało się, więc westchnąłem z rezygnacją i rozejrzałem się dookoła.
Musiałem przyznać, że pomimo zapachu unoszącego się w powietrzu, miejsce robiło wrażenie.
Zawsze byłem fanem wodospadów, ale ten przechodził najśmielsze wyobrażenia. Nie był może największym, jaki w życiu widziałem, za to cechowała go niebywała szerokość (było to na pewno dobre trzydzieści metrów). Jeśli dodamy do tego otoczenie tak porośnięte różami, że zdawać by się mogło, że jakikolwiek inny kwiat czy krzak wydawałby się w tym miejscu niemal chwastem, możemy mieć mniej więcej obraz całego otoczenia. Słońce było tutaj najwidoczniej przyjacielem, bo oświetlało latające w powietrzu krople wody, tworząc tęcze w przeróżnych rozmiarach. Ja, jako oczywisty miłośnik rzeczy pięknych, czułbym się w tamtym miejscu doskonale, gdyby nie wspomniany wcześniej, intensywny kwiatowy zapach, który drażnił mój wrażliwy nos.
— Pięknie tu, prawda? — zagadnęła Aisu szeptem, jakby nie chcąc zakłócić harmonii całego miejsca.
— Zgadzam się — odparłem, również najciszej, jak to było możliwe.

< Aisu? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz