czwartek, 22 września 2016

WSC zawieszona!

Wataha Srebrnego Chabra zostaje zawieszona, przypuszczalnie do 1 grudnia.
Niestety wszyscy mamy teraz mało czasu, więc wrócimy dopiero za dwa miesiące.

Pamiętajcie, że WSC była zawieszona już wiele razy i zawsze powracaliśmy. Teraźnejsza sytuacja również jest chwilowa.
Do zobaczenia w grudniu!

                                                                               Wasz samiec alfa,
                                                                                  Beryl

piątek, 16 września 2016

Od Kasai CD Jaskra

Obudził mnie śpiew ptaków. Od razu zerwałam się na równe nogi, przeklinając w duchu swoją nieostrożność. 
Jak mogłam zasnąć wiedząc, że ktoś na pewno ruszy moim śladem? Wyjrzałam z jaskini i odetchnęłam z ulgą. W pobliżu nie było nikogo, a na mokrej ziemi zauważyłam jedynie ślady jeleni. 
Usiadłam i próbowałam zebrać myśli. Pokazałam WSJ na co mnie stać... I co dalej? Siedzieć i czekać na dalszy rozwój wydarzeń czy działać? Coś musiałam zrobić.
Przeciągnęłam się leniwie i wstałam. Postanowiłam wrócić do obowiąków stróża, które ostatnio zaniedbałam, póki nie wymyślę jak uprzykrzyć życie tym przybłędom.
Nim weszłam między drzewa spojrzałam jeszcze na bezchmurne niebo. Zapowiadała się piękna pogoda i to zdecydowanie podniosło mnie na duchu.

< Jaskrze? >

środa, 7 września 2016

Od Oleandra CD Apara

Stwór brutalnie cisnął mną o ziemię. Syknąłem, czując rozciągniętą skórę na karku i kurczące się, obolałe mięśnie.
Wejście do młej jaskini, do której nagle zostałem wepchnięty, zostało zawalone jakimś głazem. Położyłem się na zimnej i wilgotnej ziemi, czując ulgę, a jednocześnie martwiąc się o przyszłość. Ledwie udało nam się wydostać z jednego więzienia, już siedzę w drugim. Ciekawe, czy moi towarzysze niedoli też się tu zjawią. Mam nadzieję, że Toru nie zrobi im nic złego.
Chyba zapadała noc, bo żadne światło nie przedostawało się przez szczeliny miedzy wejściem do jaskini a głazem leżącym przed nim. Albo po prostu zostałem uwięziony pod większą stertą kamieni, niż myślałem.

~~ Max i Ami natomiast, nie ustawali w poszukiwaniach. Nic nie ukryło się przed ich czujnymi oczami i uszami. Niestety, Mimo uważnego nasłuchiwania i wypatrywania, niewiele do nich dotarło. Las był pusty... ~~

- Nic nie widzę... - Ami rozgladała się dookoła, lecz jak las szeroki, nie widać było żywej duszy.
- A ja nic nie czuję - Max w skupieniu wciągnął powietrze raz, potem jeszcze raz, w końcu pokręcił głową z bezsilnością.
- Może poszukajmy gdzieś indziej. Tu już od dawna nikogo nie było  - Ami z niepokojem i lekkim wyrazem zażenowania patrzyła na drzewa, między którymi rozciągnięte było mnóstwo pajęcczyn.
- Rzeczywiście, nie czuć zapachu Apara, Manti ani Oleandra... ale oprócz tego nie czuć żadnego innego, znanego zpachu. Czy to koniec świata? Żadnych śladów, żadnych odgłosów, żadnego życia.
Z westchnieniem obrócił się wokoło, po czym bez słowa zawrócił.
- Gdzie chcesz isć? - zapytała z przerażeniem kotka - tam poszedł Mundus. My mieliśmy przeszukać tą część terenów. Pójdziemy dalej, a na pewno kogoś spotkamy!
- Nie wierzę, że tu mogą być jakieś zwierzęta oprócz nas. To pustkowie, nic więcej. Nikogo tu nie znajdziemy.

~~ Tymczasem, Mundus Znalazł się w zupełnie innej części WSC. Uważnie, acz już bez tak wielkiego jak wcześniej zapału podfruwał rozglądał się, w powietrze, wsponał na drzewa i truchtał zaglądając do każdej jaskini i w każdy kąt. ~~

- Kto tam? - ptak wyprostował się, słysząc cichy szelest wśród jałowców rosnących nieopodal. Nic nie odpowiedziało. Mundus przez chwilę wahał się, jednak podszedł do krzaków.
- Podejdź no bliżej - odezwał się ktoś. Mundus nie należał do łatwowiernych, więc po usłyszeniu podejrzanego głosu, zatrzymał się wbijając szpony w ziemię. Już chciał odwrócić się i odlecieć, gdy coś wyskoczyło z krzaków i zchwytało go, przyduszając do ziemi.
- Mam cię - warknął wilk stojący nad ptakiem - dalej pójdziesz ze mną.
Złapał Mundusa za szyję, po czym zawlókł na jakąś małą polanę.
- Siadaj - postawił ptaka na ziemi.
- Więc to ty - Mundus nerwowo przełknął ślinę - ty jesteś Toru...
- Nie bój się. Musisz mi tylko coś opowiedzieć. Ale najpierw, może się napijesz? Pomaga się skoncentrować - podstawił Mundusowi pod dziób naczynie z naczyniem o ostrym zapachu
- Dziękuję - Mundek ze strachem odsunął naczynie - wiem, co to jest.
- Pij - mruknął wilk, wyszczerzając zęby. Czapla niepewnie zanużyła dziób w przezroczystym napoju - z tego co wiem, to nigdy aż tak źle nie szło ci upijanie się podczas zebrań służbowych* - uśmiechnął się złośliwie - więc pij, a póniej powiesz mi, gdzie są teraz twoi przyjaciele z Watahy Srebrnego Chabra.
Mundek szyko wypił zawartość naczynia, po czym otrząsnął się i wysyczał:
- Nic nie powiem...
- Powiesz - wilk znów uśmiechnął się - mam jeszcze dużo tego w zapasie - napełnił naczynie napijem z innego, wielkiego naczynia stojącego obok, stawiając je przed Mundusem - pij, bo przegryzę ci krtań.
Mundus błyskawicznie opróżnił naczynie, powtarzając z jeszcze większą żałością swoje wcześniejsze słowa.

< Max? >
* Patrz opowiadanie: Od Beryla CD Eclipse

wtorek, 6 września 2016

Od Apara CD Max'a

Poszedłem razem z Manti do stawu po to żeby wyczyścić sobie sierść. Gdy byłem już w w wodzie, to chlapnąłem w nią wodą. Ona spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i wskoczyła do wody, po czym się zrewanżowała chlapiąc mnie po pysku. Ja zrobiłem to samo, a potem to już tylko zabawa. Mimo iż byliśmy dorośli to zachowywaliśmy się jak szczenięta. Skakaliśmy, chlapaliśmy, pływaliśmy, a Manti do chlapania używała nawet swoich skrzydeł. Po jakimś czasie jednak się zmęczyłem i wydyszałem : 
- Koniec... Uff... Zmęczyłem się
Manti uśmiechnęła się i powiedziała :
- Jak chcesz
Powoli wyszłem z wody i położyłem się na trawie. Spojrzałem na Manti, która również wyszła ze stawu i położyła się obok mnie. Jeszcze nie wiedziałem jakie losy nas dzisiaj spotkają.
< Oleander ? > Nie mam pomysłu 😞

Od Max'a CD Oleandra

Szedłem w towarzystwie Ami i Mundusa, szukając Oleandera lub chociażby Apara, czy Manti, którzy mogliby nam pomóc. Wszystkie miejsca ziały pustką. Coś mi tu nie pasowało, brak zwierzyny, brak innych wilków, co tu się dzieje ?!
- Naprawdę nie uważasz że jest tu trochę za pusto ? - spytałem się spoglądając w stronę Mundusa - Nie ma innych wilków i prawie żadnych zwierząt...
- Spokojnie, znajdziemy Oleandera - powiedział Mundus - Jak już wcześniej mówiłem, często musiałem kogoś znaleźć na przykład Beryla albo...
- To może byśmy się rozdzielili ? - spytałem Mundusa - Ja pójdę z Ami, a ty sam. Skoro jesteś taki dobry w poszukiwaniach to lepiej żebyśmy ci nie przeszkadzali...
- Nie sądzę, aby było to konieczne... - zaczął Mundus
- Ale ja uważam że tak szybciej znajdziemy Oleandera lub kogokolwiek - uciąłem szybko
- No dobrze - Mundus westchnął cicho i poszedł w inną stronę. Ruszyłem dalej, Ami za mną. Czułem się tak jakby ktoś mnie śledził.
< Apar ? >

poniedziałek, 5 września 2016

Od Beryla CD Eclipse

Położyłem głowę na łapach, lekko wzdychając. nie miałem pojęcia, jak długo jeszcze będziemy w obcym miejscu, ani kiedy zobaczymy nasz ukochany dom. Chociaż, nie byłem w stu procentach pewny, czy kiedyś jeszcze w ogóle go zobaczymy. Strasznie smutne.
Zacisnąłem powieki. Delikatnie poprawiłem łapę, która trochę mi już zcierpła. Było mi źle, niewygodnie i nic nie zapowiadało poprawy. To przez tęsknotę. Przez chęć odprężenia się we własnej jaskini, wsłuchania się w ciche, jakby odległe cykanie świerszczy. Tu też było je słychać. Nawet wyraźniej. Jednak co z tego, jeśli to nie te świerszcze? To obce, pewnie wredne i brzydkie, świerszcze tego miejsca. Tej nieidealnej przestrzeni, która nie jest moim domem. Nieidealnej... ponieważ nie jest moim domem.
*****
Gdybym wiedział, jak blisko jestem domu, z pewnością wsłuchiwałbym się w to cykanie nawet z przyjemnością.  Bo  to  te  same  świerszcze  cykały...
*****
Zasnąłem. Z pełną świadomością, niczym się nie przejmując. A jednak w głębi serca czułem niepokój.
Następnego dnia, obudziłem się, czując na grzbiecie ciepłe futro Irysa. Odwróciłem się. Spał obok, jedna jego uszy były czujnie uniesione w górę. Co chwila kręcił głową mrucząc coś cicho przez sen. Ja nie spałem już tak czujnie. Starość nadeszła.
Eclipse leżała trochę dalej, łapami w naszą stronę. Wydaje mi się, że po prostu nie ufała psu, nie odwracając się do niego tyłem. Mi było wszystko jedno.
Wstałem. Przeciągnąłem się słabo, lecz z lubościa, po czym podszedłem do Eclipse. Przebudziła się.
- Dzień dobry, kochanie - szepnąłem.
- Dzień dobry. Już wstaję.
- Chciałbym zobaczyć Andreia. Może już się obudził. Co ty na to? - zapytałem.
- Pewnie - wadera również przeciągnęła się - jeśli człowiek da nam go zobaczyć, powinniśmy z nim porozmawiać. O tym wszystkim... co się stało.
Przeszliśmy przed dom, gdzie przywitał nas radośnie Adolf. Usiedliśmy pod schodami prowadzącymi do drzwi wejściowych, czekając na pojawienie się człowieka, który niedługo miał nakarmić psy.
- Andrei był przytomy, zanim przybyliśmy? - zapytałem.
- Nie - odpowiedział Adolf - w zasadzie nie było z nim żadnego kontaktu.
- Szkoda. To może i teraz się nie obudził... - dodała zafrasowana Eclipse.
- Może się obudzi? - Adolf przekornie się uśmiechnął.
- Nie jest już młody... - zauważyłem - jak my.
Siedzieliśmy pod domem. Pogoda zmieniała się, z każdą chwilą robiło się coraz chłodniej.
Nagle zauważyliśmy Eclipse, biegnącą od strony sadu. Wyglądała na roztrzęsioną.

Wątek niedokończony.

sobota, 3 września 2016

Od Eclipse C.D Beryla

Wszyscy troje ułożyliśmy się pod balkonem. Położyłam swój pysk na łapach i wsłuchiwałam się odgłosom tutejszego terenu. Choć można było pomyśleć, że powinno być głośno, było stosunkowo cicho i przyjaźnie. Przymknęłam oczy i zaczęłam rozmyślać nad wszystkim. Nagle nasunęło mi się pytanie. Co takiego porabiali teraz nasi synowie. Uśmiechnęłam się mimowolnie, a wtedy usłyszałam ciche westchnienie.
- Na jak długo tu zostaniecie? -Rozwarłam oczy i spojrzałam na psa. Nie wyglądał mi na takiego, który miałby nam coś zrobić. Z jednej strony to dobrze, wręcz wspaniale.
- Powiedzmy, że do tego czasu, kiedy Andrei nie wyzdrowieje -Stwierdził Beryl, kiwając przy tym głową.
- Andrei? -Zapytał, lecz szybko dodał -Ach, ten wilk, którego gościmy... Czyli dość długo -Westchnął i machnął ogonem jak jakiś zdenerwowany kot. Zamilkł na chwilę, po czym nabrał powietrza i ze świstem, dodał -Co wyście w ogóle robili, że jest w takim stanie?
Uniosłam głowę i spojrzałam się na Beryla, który obecnie lustrował mnie swoim wzrokiem. Powiedzieć mu prawdę, czy też nie? Właściwie, czemu byśmy nie mieli. Nic i tak nam nie zrobi. Przybrałam łagodny wyraz twarzy i uniosłam delikatnie kąciki ust.
- Z pewnych niewyjaśnionych przyczyn, trafiliśmy na grupę kłusowników. Uwięzili nas, rozdzielili, a kiedy się odnaleźliśmy, on już był w takim stanie... -Przekręciłam głowę i spojrzałam na trawę, która kołysała się przez wiatr. Kojący widok.
- Czyli, że byliście na ścieżce życia i śmierci? Tylko teraz pytanie... Jak wam się udało uciec? Przecież chyba nikt nie zdołał jeszcze uciec kłusownikom i to jeszcze, jak wspomniałaś, grupce.
Beryl mlasnął, przerywając dalszy rozwój naszej konwersacji, po czym spojrzał na niebo.
- Najwidoczniej mieliśmy szczęście... -Mruknęłam od niechcenia, po czym wstałam i przeszłam kilka kroków. Wtedy zatrzymał mnie głos małżonka.
- Dokąd idziesz? -Zapytał troskliwym głosem.
Spojrzałam na nich wyczyszczonym z uczuć wzrokiem, po czym się uśmiechnęłam.
- Przejść się -Powiedziałam i odwracając się z powrotem, ruszyłam truchtem w stronę lasku.
Jakoś nie miałam ochoty tam siedzieć, tym bardziej że nie chciałam z nikim rozmawiać. Tylko ja i moje myśli to jedyne czego obecnie potrzebowałam. Biegnąc, spojrzałam w górę. Drzewa gdzieniegdzie odkrywały poszarzałe już niebo. Ile my już tu przesiedzieliśmy, a jak długo jeszcze będziemy musieli? Wtedy przypomniał mi się Luboradz. Gdzie się teraz skrywał, nie wiem, lecz coś mi podpowiadało, że niedługo się tego dowiem. Przeszyło mnie dziwne ukłucie, świadczące o tak zwanym przeczuciu do jakiegoś zjawiska. A może to następny wybryk mojej, już i tak nadwyrężonej, wyobraźni? W tym momencie wszystko mogło być możliwe.
<Beryl?>