poniedziałek, 5 września 2016

Od Beryla CD Eclipse

Położyłem głowę na łapach, lekko wzdychając. nie miałem pojęcia, jak długo jeszcze będziemy w obcym miejscu, ani kiedy zobaczymy nasz ukochany dom. Chociaż, nie byłem w stu procentach pewny, czy kiedyś jeszcze w ogóle go zobaczymy. Strasznie smutne.
Zacisnąłem powieki. Delikatnie poprawiłem łapę, która trochę mi już zcierpła. Było mi źle, niewygodnie i nic nie zapowiadało poprawy. To przez tęsknotę. Przez chęć odprężenia się we własnej jaskini, wsłuchania się w ciche, jakby odległe cykanie świerszczy. Tu też było je słychać. Nawet wyraźniej. Jednak co z tego, jeśli to nie te świerszcze? To obce, pewnie wredne i brzydkie, świerszcze tego miejsca. Tej nieidealnej przestrzeni, która nie jest moim domem. Nieidealnej... ponieważ nie jest moim domem.
*****
Gdybym wiedział, jak blisko jestem domu, z pewnością wsłuchiwałbym się w to cykanie nawet z przyjemnością.  Bo  to  te  same  świerszcze  cykały...
*****
Zasnąłem. Z pełną świadomością, niczym się nie przejmując. A jednak w głębi serca czułem niepokój.
Następnego dnia, obudziłem się, czując na grzbiecie ciepłe futro Irysa. Odwróciłem się. Spał obok, jedna jego uszy były czujnie uniesione w górę. Co chwila kręcił głową mrucząc coś cicho przez sen. Ja nie spałem już tak czujnie. Starość nadeszła.
Eclipse leżała trochę dalej, łapami w naszą stronę. Wydaje mi się, że po prostu nie ufała psu, nie odwracając się do niego tyłem. Mi było wszystko jedno.
Wstałem. Przeciągnąłem się słabo, lecz z lubościa, po czym podszedłem do Eclipse. Przebudziła się.
- Dzień dobry, kochanie - szepnąłem.
- Dzień dobry. Już wstaję.
- Chciałbym zobaczyć Andreia. Może już się obudził. Co ty na to? - zapytałem.
- Pewnie - wadera również przeciągnęła się - jeśli człowiek da nam go zobaczyć, powinniśmy z nim porozmawiać. O tym wszystkim... co się stało.
Przeszliśmy przed dom, gdzie przywitał nas radośnie Adolf. Usiedliśmy pod schodami prowadzącymi do drzwi wejściowych, czekając na pojawienie się człowieka, który niedługo miał nakarmić psy.
- Andrei był przytomy, zanim przybyliśmy? - zapytałem.
- Nie - odpowiedział Adolf - w zasadzie nie było z nim żadnego kontaktu.
- Szkoda. To może i teraz się nie obudził... - dodała zafrasowana Eclipse.
- Może się obudzi? - Adolf przekornie się uśmiechnął.
- Nie jest już młody... - zauważyłem - jak my.
Siedzieliśmy pod domem. Pogoda zmieniała się, z każdą chwilą robiło się coraz chłodniej.
Nagle zauważyliśmy Eclipse, biegnącą od strony sadu. Wyglądała na roztrzęsioną.

Wątek niedokończony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz