środa, 31 października 2018

Podsumowanie października!

Kochani Członkowie WSC!
Nadszedł naprawdę najwyższy czas na podsumowanie miesiąca, którego imię widzicie w tytule. Nie było źle, względem poprzedniego miesiąca aktywność w naszej watasze stanowczo wzrosła. W sumie nie bardzo wiem, co mógłbym jeszcze dodać, więc do rzeczy:
Niekwestionowanym mistrzem pisania w tym miesiącu jest Aisu z 8 opowiadaniami,
Drugie miejsce w rankingu liczby napisanych opowiadań otrzymuje Haruhiko z 3 opowiadaniami,
A na trzecim miejscu plasują się, uwaga... Palette, Kou, Astelle, Kyohi, Conquest, Zawilec oraz Raisa i Hanako, których niestety nie ma już w naszym gronie.
Tak wyszło.
Oprócz wilków, w naszych opowiadaniach wystąpili Goth i Mundus.

Jak co miesiąc, wszyscy wyżej wymienieni, w podziękowaniu za zaangażowanie, otrzymują po jednym punkcie do wybranej umiejętności.

                                                                                        Wasz samiec alfa,
                                                                                            Oleander

wtorek, 30 października 2018

Od Aisu CD Conquesta

Propozycja basiora trochę mnie zaskoczyła. Gdy Conquest odchodził podążałam za nim wzrokiem. Jego propozycja była kusząca. Poznałabym tereny watahy i nie musiałabym się martwić, że się zgubię. Po namyśle spojrzałam w taflę wody. Moje oczy były już mniej zaczerwienione. Wstałam i podeszłam do leżącego basiora. Conquest spojrzał w moją stronę. Wzięłam wdech i wydech by się uspokoić. 
- Chciałabym cię prosić o pomoc.- powiedziałam patrząc w ziemię.- Mógłbyś mnie oprowadzić?- spytałam unosząc wzrok na oczy basiora. 
- Pewnie.- odparł basior. Po chwili wstał, a ja złożyłam uszy i spojrzałam w bok. Od dawna nie prosiłam o pomoc. Ciężko było mi wymówić te słowa. Zazwyczaj sama dawałam radę. Muszę się przyzwyczaić do tego, że zaczynam życie od nowa. To co stało się kiedyś musi zostać zapomniane. Ciężko mi to przychodzi. Tak po prostu zapomnieć o wspólnie spędzonym czasie z rodziną. Gdyby nie Rose wszystko byłoby takie jak wcześniej czyli idealne. 
- Ej?- usłyszałam głos Conquesta. Spojrzałam rozkojarzona na basiora.- Wszystko ok?- spytał. Ja tylko przytaknęłam skinieniem głowy. Trochę było mi głupio, że tak łatwo odpłynęłam w myślach. 
- Możemy ruszać?- spytałam. Conquest uśmiechnął się i przytaknął. Ruszyliśmy przed siebie. Conquest oprowadził mnie po terenach watahy. Niektóre z nich były mi już znane inne zaś całkiem nowe. Starałam się zapamiętać jak najwięcej by później nie mieć problemów z dotarciem do jakiegoś miejsca lub powrotem. Conquest zauważył, że cały czas się rozglądam. 
- Chcesz zapamiętać jak najwięcej?
- Tak. Ta wiedzą przyda mi się, żebym się nie zgubiła.- powiedziałam pewnie. Gdy wracaliśmy leśną ścieżką poczułam jak kamyk, na którym nieświadomie stanęłam osuwa się. Straciłam równowagę i wylądowałam brzuchem na ziemi. Westchnęłam ciężki. Dlaczego jestem taką niezdarą? Wstałam i otrzepałam się z liści, ziemi i trawy. Czułam się dziwnie wiedząc, że Conquest widział mój „wypadek”. Nie usłyszałam jednak śmiechu z jego strony co bardzo mi pomogło. Poczułam się lepiej. Spojrzałam na Conquesta.
- Nic ci nie jest?- spytał.
- Nie, ale od dziś nie lubię kamieni.- oznajmiłam, a basior zaśmiał się krótko. Dalej szliśmy w ciszy. W głowie miałam parę pomysłów jak mogłabym nawiązać rozmowę, ale był jeden niewielki problem. Mija nieśmiałość. Gdy tylko miałam zamiar coś powiedzieć głos w mojej głowie mówił „ A ci jak źle to zabrzmi? A co jak go urazisz?”. Wolałam siedzieć na razie cicho. Po kwadransie doszliśmy do rzeki. 
- Więc to już koniec naszej wycieczki.- oznajmił basior. 
- Dziękuję za wszystko.- powiedziałam i odwróciłam się. Stanęłam jak wyryta widząc przed sobą pień drzewa. Dzieliły go od mojego pyska tylko milimetry. Mruknęłam pod nosem i odeszłam od pnia. Poczułam nagłe burczenie w brzuchu. Czyli zgłodniałam.
- Masz może ochotę udać się ze mną na polowanie?- spytałam. W ten sposób poge pokazać mu moją wdzięczność. Spojrzałam na basiora.

< Conquest? >

sobota, 27 października 2018

Od Conquesta CD Aisu

- Oh.. - odparłem, podchodząc nieco bliżej. - Chyba zakłócę Twą samotność. 

Wadera w odpowiedzi mruknęła cicho. Zaobserwowałem, że wadera jest spięta i miała dość mocno zaczerwienione oczy.
- Coś się stało? - zapytałem, chociaż odpowiedź była wręcz pewna.
- Nic. - odwróciła wzrok. Wadery...
- Jasne. Nazywam się Conquest, a Ty? - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Aisu. - odparła szybko.

Wadera mnie zaczęła nieco zaciekawiać. Sam nie wiem dlaczego, ale fakt, iż Aisu nie chciała powiedzieć cóż ją gryzie, trzymał mnie w tejże chwili obok niej i wręcz ekscytował. 
- Ładne imię. - usiadłem. - Nie widziałem Cię tutaj wcześniej, jesteś nowym członkiem tutejszej watahy?

Wadera pokiwała głową twierdząco, po czym usiadła w bezpiecznej odległości od mnie. Czyżbym gryzł? 
- Jeżeli tylko byś zechciała, mogę Cię oprowadzić nieco tu i tam, choć sam jeszcze w pełni nie znam tutejszych terenów. - uśmiechnąłem się. Nie chcąc być nachalnym wstałem, po czym odszedłem na kilka metrów od samicy i położyłem się. Czas płynął tak przyjemnie powoli, a moje życie donikąd nie gnało. Miałem czas na nic-nie-robienie.


poniedziałek, 22 października 2018

Od Aisu - "Przeszłość, która boli", cz. 3

Liście swobodnie spadały z koron drzew i przyozdabiały ziemię kolorami. Czerwień, złoty i pomarańcz. Kolory jesieni oplatały cały świat. Aisu lubiła tę porę roku, lecz jej ulubioną była zima. Związane było to z jej mocami lodu. Mała Aisu radośnie biegała po terenach watahy. Za nią zaś biegli Figo, Dei i Timon. Merida wraz z Beto leżeli na niewielkim pagórku i spoglądali na swoje pociechy. 
- One tak szybko rosną.- westchnęła wadera, bardziej wtulając się w bok partnera. 
- Niedługo będą dorosłe. Jestem pewien, że Aisu odziedziczy piękno po tobie.- odparł Beto i polizał partnerkę. Merida uśmiechnęła się delikatnie.
- Wiesz. Ta nowa wadera mi się nie podoba.- odparła wilczyca.
- Co masz na myśli?
- Emituje od niej zła energia.
- Eh Merido. Jesteś pewna, że o to chodzi? 
- Tak Beto. Ta wilczyca nie przypadła mi do gustu.- oznajmiła Merida i położyła swoją głowę na łapach. Zamknęła oczy i pogrążyła się w głębokim śnie. Beto, spojrzał na swą ukochaną z czułością. Położył swoją głowę na jej grzbiecie i również pogrążył się we śnie. Aisu biegała radośnie wśród spadających liści. Gdy się zatrzymała, jeden kolorowy liść zleciał prosto na jej pyszczek. Aisu zaśmiała się i pozbyła się liścia. Po chwili dobiegli do niej bracia. 
- Aisu!- krzyknął Figo i skoczył na siostrę. Po chwili Dei i Timon dołączyli do zabawy. Szczeniaczki bawiły się razem wesoło. Po chwili zza krzaków wyłoniła się Rose. Za nią wyszły się trzy małe waderki i dwa małe basiorki. Beto usłyszawszy głosy innych wilków, wstał i podszedł do Rose.
- Widzę, że wybrałaś stanowisko opiekunki szczeniaków.- powiedział Beto, stając przed Rose.
- Tak. Uwielbiam te rozkoszne potworki.- zaśmiała się Rose. 
- Może moje dzieci mogłyby pobawić się z tymi szczeniakami.- zaproponował Beto. Rose skinęła głową i ruszyła za Beto. Dei, Timon, Figo i Aisu spojrzeli po sobie. Trzy waderki zaproponowały zabawę braciom Aisu. Basiory były zauroczone waderkami więc zgodziły się i razem pobiegli kawałek dalej. Aisu została sama z dwoma nieznanymi jej basiorami. 
- Jestem Aisu.- powiedziała wadera, uśmiechając się ciepło. Basiory zaczęły się śmiać, a Aisu poczuła się spęszona. Położyła po sobie uszka. 
- Jestem Rik, a to mój przyjaciel Pedro.- odparł rudy basior. Aisu uśmiechnęła się. Jednak gdy poczuła, że zostaje popchnięta, uśmiech zniknął z jej pyszczka. Spojrzała ze łzami w oczach na Rika i Pedra. Basiory ze złośliwymi uśmieszkami zaczęły jej dogryzać.
- Jesteś nic niewarta.-powiedział Rik.
- Jesteś tu zbędna.
- Jesteś niebezpieczna.
- Lepiej, żebyś odeszła.- Aisu czuła jak po jej policzkach spływają słone łzy. Poczuła jak Rik zaczyna ją gryźć. Po torturach Aisu wstała obolała i utykając, pobiegła jak najdalej. Zatrzymała się dopiero po dłuższej chwili. Nagle zaczęło padać. Wadera nie miała schronienia. Można powiedzieć, że się zgubiła. Postanowiła usiąść pod drzewem. Czuła jak jej futerko robi się mokre od deszczu. Postanowiła schować się pod liśćmi krzaku. Gdy ich dotknęła, zamroziły się. Stworzył się w ten sposób lodowy daszek. Aisu położyła się pod nim. Czuła smutek, żal i niechęć do życia. Może Rik i Pedro mają rację? Może ona naprawdę jest zbędna. Aisu zaczęła się zastanawiać, co ona takiego zrobiła. Zawsze była z tyłu. Nie wychylała się. Dlaczego z dania na dzień wszyscy ją znienawidzili. Aisu, pogrążyła się we śnie. Po jakimś czasie obudziła się, słysząc swoje imię. Deszcz dalej padał. Wadera wyszła ze swojej kryjówki i podążyła za głosem 
- Asiu!- krzyczała zapłakana Merida.- Kochanie gdzie jesteś?!- Aisu słysząc głos matki, przyspieszyła kroku. Gdy ją ujrzała podbiegła do niej i wtuliłam się w nią. 
- Mamo.- powiedziała, coraz mocniej wtulając się w rodzicielkę. Merida zaczęła tulić i lizać swoją ukochaną córkę.
- Gdzie byłaś, tak bardzo się martwiłam. Wracajmy do domu.- oznajmiła wilczyca i wzięła swoją pociechę w pyszczek. Wchodząc do jaskini, Asiu usłyszała głos ojca.
- Jak mogliście nie dopilnować swojej siostry!? Jesteście jej starszymi braćmi i waszym zadaniem jest dbanie o nią.
- Tato to nie nasza wina.- powiedział Dei. 
- To wina Aisu. Niepotrzebnie się oddalała.- dodał Timon. Figo, natomiast siedział w ciszy. Aisu słysząc słowa braci, położyła uszy smutna. Więc dla nich również jest problemem. Mówi się trudni. Należy żyć dalej. Lub skrócić swój żywot i cierpienia innych. Tak. Aisu zaczęła zastanawiać się co byłoby, gdyby jej nie było.
- Macie szlaban do odwołania.- krzyknął Beto. Następnie odwrócił się. Widząc Meridę oraz Asiu podbiegł do nich. Aisu, mogła czuć język ojca na swoim futerku. Uśmiechnęła się delikatnie. Gdy Merida położyła waderę na ziemi, jako jedyny podbiegł do niej Figo. Brat rzucił się na siostrę i zaczął ją lizać. Dwaj pozostali bracia spoglądali na Aisu z nienawiścią. Tak oto Rose udało się poróżnić rodzeństwo.
   C. D. N.

wtorek, 16 października 2018

Astelle odchodzi!

The last days of summer by MaeyWox
Astelle - powód: śmierć

Od Astelle - "Rozkwit"

Siedząca samotnie w jaskini, wadera łapała oddech z trudem już od dłuższego czasu. Nie dalej niż kilka minut temu, poprosiła swojego ukochanego o przyprowadzenie ich dzieci. Jaskier widząc smutny uśmiech wyszedł od razu, nie pytał nawet. Zresztą to była Astelle- wielce uparta wadera, która wyjaśniłaby to, co miałaby tylko w ostateczności. Od jakiegoś momentu, przestała wychodzić na długie spacery, coraz częściej zostawała u siebie.
Wkrótce przybyli szybkim krokiem Jaskier oraz ich dzieci: Wrotycz i Palette. Dopiero wówczas, Astelle odwróciła się do nich. Chociaż wyglądała na spokojną, w jej aurze dało się wyczytać smutek i pokonanie.
-Już jesteśmy kochana- odezwał się łagodnie Jaskier podchodząc bliżej z dorosłymi dziećmi.- Czy teraz wyjaśnisz ta prośbę?
-Tak- odezwała się cicho i zakaszlała okropnie, z jej pyska ulały się kropelki krwi. Uniosła na nich wzrok i rzekła zbyt spokojnie.- Umieram. Chciałam się z wami pożegnać.
Jej słowa były niczym grom na serca bliskich. Wszyscy opadli na ziemię, w oczach zbierały się łzy.
-Co ty mówisz, najdroższa? Czemu stroisz sobie okrutne żarty?- Spytał się łamliwym głosem jej partner. Chociaż jeszcze się bronił przed prawdą, Astelle nie mówiła nic.
-Co się dzieje mamo?- Spytał niespodziewanie Wrotycz. Uśmiechnęła się do syna, by zaraz przenieść spojrzenie na cała swą rodzinę.
-W mojej rodzinie, niektórzy chorowali na dziwną odmianę chorobę, zawsze objawiała się pojawianiem się kwiatów. Każdy kto zachorował na to, umierał po jakimś czasie... Na mnie również zaczęły się pojawiać- na dowód tego, wadera wyprostowała, odsłaniając przy tym siebie od ogona i swój kark. W niektórych miejscach dostrzegli żółte kwiaty. Nagle zachwiała się i upadłaby gdyby nie szybki ruch Jaskra, który ją złapał. Uśmiechnęła się słabo- nie zostało mi wiele czasu, kochani.
-Czemu nie mówiłaś?!- Głucho odezwał się ukochany. 
-Nie ma na to lekarstwa. Moje moce na to nie działaby, gdybym je miała...
-Choroba odebrała ci moce leczenia?- Spytała się cicho Palette ukrywając spojrzenie za grzywką. Kiwnęła jej słabo głową.
-Ciesze się, że omija mnie cierpienie w bólu, jak to czasem bywa- znowu zakaszlała i tym samym ukazała płatki niewinnie wyglądających kwiatków, które wypadły jej z pyska, a kolejny wyrósł jej we włosach. Z każdą chwilą, Astelle słabła w zatrważającym tempie.- Tak mi przykro, że to się tak potoczyło. Jestem z was dumna... Wrotuś, trzymaj się tego co ważne dla ciebie, tylko nie pij tak dużo, dobrze? Paletko, wiem, że jesteś silna, otwórz się na życie...- Z trudem obejrzała się na czarnego basiora.- Iskierko... Jesteś mi bratnią duszą i ideałem.. Będę patrzeć na was z drugiego świata... Bądź silny kochanie... Zajmijcie się sobą i watahą... Kocham... was...
Oddech jej się urwał a wówczas wszystkie rośliny na niej rozkwitły. Astelle umarła z łagodnym uśmiechem na pyszczku w otoczeniu bliskich, którzy zaraz podnieśli lament.

sobota, 13 października 2018

Od Palette - "Nareszcie", cz. 4 (CD "... A może?")

Palette zamknęła oczy, przywołując obrazy bliskich, przyjaciół i całego stowarzyszenia watahy. Na wspomnienie ich wyrazów pyska, uśmiechnęła się łagodnie. Odetchnęła i otworzyła oczy, tym razem spoglądając spokojnie na odległy horyzont, nie na te byty.
-Nie miałabym serca zostawić ich. Zresztą trzeba się nimi zaopiekować. Taki Wrotuś musi być trzymany z dala od trunków- zaśmiałam się na to.- Rodzicom dałam już dość zmartwień, chcę to naprawić. Chciałabym odpokutować to, co się stało z moim niejakim udziałem.
Goth i Hope wymienili się spojrzeniami, co dawało przypuszczenie, że czekali na takie słowa. Uśmiechnęli się ku trójogoniastej. Podeszli oboje do niej i uścisnęli ją przyjaźnie, gdzie Hope dodatkowo ucałowała ją w czoło a Goth we włosy. W tej chwili kolejno każda z ofiar demona zaczęła świecić własnym blaskiem, odpowiadającym kolorom ciała i wolno znikać, machały w podzięce za zrealizowanie celu, które je połączył. Po może pięciu minutach, Goth z Hope i Palette także zaczęli znikać.
-Pamiętaj, moja droga- odezwała sie Hope, jakby z większej odległości.- Będziemy ci wsparciem duchowym, nawet jak zapomnisz tego, co tu się stało.
-Demona nie lekceważ, miej to na uwadze- rzekł Goth jakby szepcząc.
-Nie odpowiedzieliście mi na wszystkie pytania!- Krzyknęła wadera. Nagle usłyszała coś jakby przemieszczający się chichot kogoś młodego. Brzmiało to jak rozchichotany szczeniak.
-Z czasem rodzi się więcej pytań niż odpowiedzi, co poradzić? Spotkamy się już wkrótce!- Zawołał radośnie szczeniak, którego nie dało się określić płci.
-Co...?- Nie dokończyła pytania, bowiem od ostatniego położenia głosiku wydobyło się oślepiające światło.

*

-Uh- mruknęła obolała Palette otwierając oczy. Obraz miała tak nieostry, że dopiero po dłuższej chwili mrugając, mogła dostrzec sytuację. Leżała. Leżała na ziemi, na terenie watahy. Zgramoliła się do pozycji siedzącej rozglądając się. O rany, ale pobojowisko. Zaraz...
Natychmiast spojrzała po sobie, doszukując się poważnych obrażeń. Nic z tego. Może i była cała umorusana pyłem, krwią i nie tylko ale nie znalazła nawet najmniejszej rysy. Ale jak to? Przecież umarła z powodu zadanych jej obrażeń a teraz jakimś cudem siedziała sobie otumaniona z powrotem na ziemiach watahy! Ale... Gdzie była wcześniej? Próbując sobie przypomnieć napotkała gęstą mgłę we wspomnieniach. Czemu nagle ma pustkę w głowie? Nie mogła skupić się na tym, bowiem usłyszała okrzyki nawołujące jej imię, coraz z bliższej odległości. Ledwie się odwróciła a zaraz została pochwycona w objęcia matki.
-Co się stało?- Spytał ją ojciec. Mimo solidnego otumanienia, wiedziała co powiedzieć.
-Goth został zapieczętowany sporą siłą. Znikł- powiedziała ze słabą energią. Astelle ja przytuliła do siebie, gdy inni wznieśli okrzyk radości.

*

Mimo bycia dość towarzyską postacią, Palette wyjątkowo wymknęła się z szybko zrobionej biesiady z okazji pozbycia się tego problemu. Odeszła z dala od wesołych pieśni i śmiejących się wilków, sama usiadła pod gołym niebem na brzegu rzeczki. Wpatrując się w nocne niebo, usłyszała znajomy chód.
-Jak się trzymasz?- Spytał Kuraha siadając obok.
-Dziwnie- powiedziała niezbyt głośno, cały czas patrząc w nieboskłon.- To, że przeważającą część mocy poświęciłam nieświadomie na nałożenie pieczęci na niego, o mocach których nie wiedziałam to jeszcze przeboleje bo wróciłam do punktu wyjścia. Ale... Mam wrażenie, że nagle znikła spora część życia. Nie umiem tego nazwać inaczej- dodała.- To jakby poświęcić mnóstwo czasu nad obrazem, nagle on znika i zostaje pusta stronica. Nie wiem co zrobić.
-Może czas żyć jak naprawdę chcesz?-Podpowiedział. Dopiero wtedy spojrzała na niego, siedział obok.
-Chyba nie mam już wymówki, by żyć życiem- westchnęła rozbawiona i spojrzała znowu w niebo.- Piękna dziś noc.

< Kuraś? WRESZCIE KONIEC FINAŁU >

Od Aisu CD Kyohi

Podczas patrolowania terenów watahy spotkałam pewnego basiora. Na początku uznałam go za zagrożenie, ale szybko okazało się, że nie jest w stanie mi zagrozić. Gdy powiedział, że szuka domu i czy mogłabym zaprowadzić go do alfy, przytaknęłam tylko. Ruszyłam w stronę jaskini alfy. Droga była dość długa. Szliśmy w ciszy. Żadne z nas nie rozpoczęło rozmowy. Ja nie miałam odwagi, a basior? Pewnie to samo. Gdy doszliśmy do jaskinia alfy skinęłam głową w kierunku wejścia.
- To tu.- odparłam beznamiętnie. Basior niepewnie przytaknął. Gdy wszedł do środka ja czekałam na niego na zewnątrz. Można powiesić, że gdy wychodził był cały w skowronkach. Wstałam i podeszłam do niego.
- I jak?
- Zostałem przyjęty.- oznajmił radośnie Kyohi.
- Gratulacje.- powiedziałam i odwróciłam się. Miałam zamiar wrócić do moich obowiązków. Jednak basior zatrzymał mnie.
- Em Aisu?- spytał niepewnie. Stanęłam i spojrzałam pytająco na basiora.
- Tak?
- Czy mogłabyś oprowadzić mnie po tutejszych terenach?- westchnęłam zrezygnowana. Przytaknęłam skinieniem głowy. Kyohi podbiegł do mnie. Razem ruszyliśmy w stronę rzeki. Oprowadziła mnie do po całym naszym terytorialnego. Podczas oprowadzania spotkaliśmy paru członków watahy. Ja jednak nie zaczynałam żadnych rozmów. Można powiedzieć, że za bardzo się bałam. Gdy skończyłam oprowadzanie basiora stanęłam naprzeciwko niego.
- Teraz znasz już całe tereny naszej watahy.- oznajmiłam.
- Tak. Dziękuję ci Aisu.- powiedział basior, a ja poczułam się jakoś dziwnie. Zignorowała jednak to uczucie i odwróciłam się do basiora tyłem. 
- Może jesteś głodny? Właśnie wybieram się na polowanie. Może chcesz iść ze mną?- spytałam. Szczerze chciałam by Kyohi'emu spodobało się tutaj. Im więcej wilków tym lepiej.

< Kyohi? >

Od Aisu - "Przeszłość, która boli", cz. 2

- Aisu! Skup się. Musisz się skupić, jeśli chcesz wykonać to prawidłowo!- krzyczał basior. Poraz kolejny mała Wadera poniosła porażkę. 
- T-tato. Ja już nie dam rady.- wyjąkała Aisu.
- Bzdura! Jeśli się poddasz, nigdy nie będziesz silną! Musisz pocierpieć, byś stała się lepsza.- wilczyca westchnęła ciężko i bezsilnie upadła na ziemię. Przez trening jej ciało odmawiało posłuszeństwa. 
- Nie dam rady.- powiedziała Aisu ze łzami w oczach. Nie chciała zawieść ojca, ale nie była w stanie stan o własnych siłach. 
- Beto!- krzyknęła Merida.- Już dość.- dodała stanowczo.
- Jeśli teraz się podda...
- Wtedy odzyskać siły, a jeśli zamęczysz ją na śmierć? Zastanów się nad swoim zachowaniem. To jeszcze szczeniak. 
- Mam dość. Idę się przejść.- basior prychnął i odwrócił się, po czym odszedł od swojej partnerki i córki. 
- Choć kochanie. Mama ci pomoże.- samica wzięła swoją pociechę w pyszczek i zaniosła do jaskini. Położyła brązową waderę obok jej braci. Basiory gryzły się nawzajem. Aisu jednak nie miała na to ochoty. W jej głowie dalej tkwił obraz złego na nią ojca. W głębi zastanawiała się, dlaczego nie może być bardzo silną i szybką waderą. Merida położyła się i wpatrywała w swoje szczeniaki. Gdy zobaczyła, że jej córka czymś się przejmuje, polizała ja po główce. 
- Co się stało Aisu?
- Dlaczego tata był zły?- spytała niepewnie wadera. Matka zdziwiona pytaniem córki zamyśliła się.
-Wiesz kochanie. Tata chce, byś była silna, ale nie rozumie, że jesteś jeszcze mała.
- To nieprawda! Jestem już duża.- zaprzeczyła oburzona wilczyca. Merida zaśmiała się lekko. 
- Masz rację, ale te treningi nie są dobre dla ciebie.
- Co powinnam zrobić by tatuś byk zadowolony?
- Możesz nazbierać dla niego pięknych kwiatów.
- Dziękuję mamo?- odparła radośnie Aisu i wtuliła się w rodzicielkę. Merida uśmiechnęła się i zaczęła myć swoją córkę. Po kąpieli Aisu wyszła z jaskini, szukając jakiś bardzo pięknych kwiatów. Po dość długim czasie natknęłam się na niewielką polanę, na której rosło wiele pięknych kwiatów. Szczególną uwagę małej wadery przykuły czerwone maki. Podbiegła do nich i urwała parę. Z szerokim uśmiechem pobiegła do centrum watahy. Wychodząc zza krzaków, natychmiast wypuściła kwiatki z pyszczka. Do jej zielonych oczu naleciały łzy. Na jej twarz wkradł się smutek i niedowierzanie, które po chwili zastąpił gniew. Zobaczyła, że jakaś wadera kręci się obok jej ojca. Może byłoby to normalne, gdyby nie znaki, jakie mu posyłała. Beto, spoglądał na nią obojętnie. Tylko to cieszyło Aisu, że jej ojciec pamiętał o swojej rodzinie. Mała wadera ponownie wzięła w pyszczek maki i podeszła do swojego ojca. Nieznana jej wadera posłała jej groźne spojrzenie. Aisu zignorowała to i z uśmiechem położyła kwiatki przed basiorem.
- To dla ciebie tatusiu.
- Z jakiej to okazji?- spytał zaskoczony Beto.
- Chciałabym cię przeprosić za mój trening.- powiedziała niepewnie Aisu i spuściła swoją głowę na dół. Basior westchnął i podszedł do córki. Położył łapę na jej grzbiecie i jednym ruchem przybliżył Aisu do siebie. Wilczyca wtuliła się w ojca, a ten uśmiechnął się niewidocznie. Wadera, która wcześniej miała za cel Beto, odchrząknęła dosyć głośno. Basior odwrócił się w jej stronę.
- Aisu to jest Rose. Nowa wadera w naszej watasze. 
- Witaj Aisu.- różowa wadera uśmiechnęła się sztucznie. Aisu wyczuła to i postanowiła, że zabierze ojca do jaskini. Jak to najlepiej zrobić? Wspaniałą grą aktorską. Aisu podeszła do wadery. „Niechcący” potknęła się i upadła. Beto, natychmiast podbiegł do niej. Aisu zapiszczała z „bólu”. 
- Aisu? Co się stało?- spytał zatroskany Beto. 
- Chyba zraniłam się w łapkę.- powiedziała Aisu łkając. Beto, wziął swoją córkę w pysk i ruszył w stronę jaskini. Aisu uśmiechnęła się pod noskiem, widząc zdenerwowaną Rose.

   C. D. N.

Od Kyohi

Jako iż los nie był dla mnie łaskawy zostałem wyrzutkiem. Odrzucony przez własną watahę. Byłem sam jak palec. Od kiedy tak o można wyrzucić jakiegoś członka? Nie zrobiłem nic złego. Po prostu sobie żyłem gdzieś z boku. Nie chciałem wtrącać się w nie swoje sprawy. Unikałem walk. Nie lubiłem przemocy. Mimo wszystko posiadam na ciele wiele ran. Mogę powiedzieć, że znęcani się nade mną. Nigdy nie miałem odwagi postawić się komuś. Byłem najsłabszy z watahy. Teraz gdy tak myślę czuję, że jednak był powód do wyrzucenia mnie. Obecnie włóczyłem się po nieznanym mi dotąd lesie. Nie byłem pewien gdzie jestem, ani dokąd zmierzam. Minęło trochę czasu. Byłem załamany. Od tak długiego czasu nie otworzyłem do nikogo pyska. Czułem się samotnie. Jednak miałem nadzieję, że znajdę nowy dom. Idąc przez las słyszałem tylko swoje kroki. Po chwili jednak poczułem dziwny chłód. Rozejrzałem się nerwowo. Nikogo jednak nie zobaczyłem. Ruszyłem dalej. Czułem czyjąś obecność. Byłem niespokojny. Nagle potknąłem się i wywróciłem w stertę liści. Wytrzepałem się z nich. Usłyszałem ciche warczenie. Zaniepokojony natychmiast wstałem na cztery łapy. 
- C-czy ktoś tu jest?- spytałem łamiącym się głosem. Jednak nic mi nie odpowiedziało. Już chciałem ruszyć biegiem przed siebie, ale przeszkodziła mi brązowa wilczyca. Rzuciła się na mnie. Wylądowałem na plecach. Syknąłem lekko z bólu.
- Kim jesteś!?- powiedziała stanowczo wadera. Czułem płynący z niej chłód. Przeszły mnie ciarki.
- Ja. Jestem. No. Ten.
- Mów!- warknęła.
- Jestem Kyohi- odparłem cicho. Wadera prychnęła i zeszła ze mnie. Wstałem z powrotem na cztery łapy. 
- Te tereny należą do watahy Srebrnego Chabra. Jesteś tu intruzem.- odparła chłodni wadera. Przełknąłem głośno ślinę. 
- Ja. Ja chciałbym dołączyć.- wydusiłem z siebie. 
- Jestem Aisu i jestem tu strażniczką.
- Miło mi cię poznać Aisu. Mogłabyś zaprowadź mnie do alfy?- spytałem. Wadera skinęła głową i ruszyła w nieznanym mi kierunku. Ruszyłem za nią.

< Aisu? >

Od Kou

Idąc sobie laskiem nuciłam pod nosem jakąś piosenkę. Nie było to za łatwe, ponieważ w puszki trzymałam świeżo upolowanego zająca. To nie był dla niego szczęśliwy dzień. Po chwili przysiadłam obok jakiegoś drzewa. 
- Czas na posiłek.- powiedziałam radośnie. Pochyliła mnie nad zwierzęciem i zatopiłam w nim swoje kły. Po posiłku postanowiłam się napić. Tylko gdzie znajdę jakiś strumyk lub rzekę? Nie znam tych terenów. Rozejrzałam się. Postanowiłam udać się przed siebie. Radośnie podskakiwałam idąc w nieznanym kierunku. Nagle usłyszałam szum rzeki. 
- Tak!- krzyknęłam radośnie i potruchtałam w stronę, z której słyszałam szum wody. Po chwili ujrzałam rzekę. Podeszłam do jej brzegu. Zauważyłam, że woda jest tam bardzo czysta. Pochyliłam się i zaczęłam ją pić. Czułam ukojenie w pyszczku. Gdy się napiłam oblizałam swój pysk. Zauważyłam, że końcówki mojej zielonej grzywki są mokre. Zaśmiałam się i odwróciłam się z zamiarem odejścia. Jednak coś mi przeszkodziło. Poczułam zapach innego wilka. Rozejrzałam się. Dość daleko ode mnie stała niebieska wilczyca. Zauważyłam, że również pije. Postanowiłam, że podejdę do wadery. Jednak gdy ruszyłam wilczyca skierowała się w stronę lasu. Chyba mnie nie zauważyła. Pójść za nią, czy lepiej nie? A co tam! Uśmiechnęłam się i ruszyłam za waderą. Muszę przyznać, że jest szybka. Przyspieszyłam kroku by ją dogonić. Na moje nieszczęście zgubiłam ją. Westchnęłam zrezygnowana. Ruszyłam w głąb lasu. Idąc karciłam się w myślach za to, że nie pobiegłam za nią. Może znalazłabym nową przyjaciółkę. Nagle zauważyłam motylka. Był bardzo ładny. Nie mogłam mu się oprzeć. Jego pomarańczowe skrzydła jakby mnie zahipnotyzowały. Ruszyłam śladem małego stworzonka. Doprowadził mnie do cudownego wodospadu. Wokoło niego rosło pełno róż. Zamerdałam radośnie ogonem. Podeszłam do wodospadu. Spojrzałam w taflę wody. Zobaczyłam w niej swoje odbicie. Muszę przyznać, że wyglądam jak sto nieszczęść. Moja grzywka była w fatalnym stanie. Cała poczochrana. Zaśmiałam się sama z siebie. 
- Kim jesteś?- odwróciłam się zaskoczona. Zauważyłam niebieską waderę, którą widziałam wcześniej. Zamerdałam radośnie ogonem.
- Jestem Kou. A ty?- spytałam radośnie. Udało mi się ją znaleźć. Wróć. Raczej to ona znalazła mnie, ale nieważne. Może uda mi się z nią zaprzyjaźnić. Miło byłoby mieć kogoś bliskiego. Zwłaszcza, że nie znam tutejszych terenów.
< Megami? >

Nowy członek!

Untitled143.jpg
Kou - pomocnik

czwartek, 11 października 2018

Nowy członek!


Kyohi - obrońca

Odchodzą!


Raisa - powód: decyzja właściciela


Hanako - powód: decyzja właściciela

Naprawdę miło było z dzielić z Wami tą przestrzeń...

Od Aisu CD Conquesta

Leżałam w swojej jaskini i rozmyślałam nad tym, co mogłabym porobić. Trochę nudno tak siedzieć i nic nie robić. Może udałabym się na mały spacer? Pogoda nie jest zła. Wstałam leniwie i wyszłam na zewnątrz. Przymknęłam oczy, ponieważ jasne promienie ciepłego, letniego słońca raziły moje oczy. Gdy powoli zaczęłam się przyzwyczajać, mogłam zauważyć pojedyncze kontury drzew, krzewów i skał. Z czasem mój wzrok wrócił i mogłam zauważyć wszystko dokładnie. Rozejrzałam się. Niebo było czyste i błękitne. Spojrzałam w stronę lasu. Po krótkim namyśle zdecydowałam się do niego pójść. Wchodząc w głąb, poczułam, że temperatura jest niższa. Wszędzie widziałam drzewa, krzewy i zwierzęta leśne. Nie miałam ochoty na polowanie. Wolałam poczekać, aż będę bardziej spragniona jedzenia. Idąc leśną ścieżką, nasłuchiwałem śpiewów ptaków, szelestu liści i wiatru odbijającego się od moich uszu. Muzyka lasu była taka fascynująca. Pamiętam, jak uwielbiałam ją w młodości. Westchnęłam ciężko na wspomnienia moich szczenięcych lat. Niestety czasu nie cofnę. Muszę, żyć z poczuciem winy. Udałam się nad brzeg rzeki. Usiadłam bezsilnie. Spojrzałam w taflę wody. Ujrzałam w nim odbicie przygnębionej, smutnej i bezsilnej wadery, która popełniła okropną zbrodnię. Poczułam, że moje oczy wypełniają się łzami. Rozejrzałam się szybko by upewnić się, czy nikt tego nie widzi. Ostatniej nocy znów miałam ten sam koszmar. Zdarzenie sprzed lat. Cała wataha skuta w wiecznym lodzie. Ból zawsze nasila się z każdym dniem. Czułam, jak łzy spływają po moich policzkach. Nagle usłyszałam szelest liści i poczułam zapach innego, nieznanego mi wilka. Szybko otarłam łapą swój pyszczek. Przybrałam obojętny wyraz twarzy. Miałam nadzieję, że wilk nie zauważy moich zaczerwienionych oczu. Zawsze mogę powiedzieć, że to przed ziemię, wiatr lub piasek z brzegu rzeki. Zauważyłam, że zza krzaków wyłonił się basior. Jego wygląd wydał mi się naprawdę ciekawy. Gdy wilk spojrzał w moją stronę, szybko odwróciłam wzrok. Spojrzałam ponownie w taflę wody. Po chwili usłyszałam głos samca za sobą.
- Co tu robisz?- spytał basior. 
- Siedzę w samotności.- odparłam chłodno. Prawda była taka, że nie chciałam, by zobaczył mnie w takim stanie, w jakim obecnie się znajduje. Bałam się, że może się ze mnie śmiać tak jak inne szczeniaki za młodu.

< Conquest? >

niedziela, 7 października 2018

Od Zawilca CD Hanako

- Mam nadzieję, że nie jesteś zły przez to, iż porównałam ciebie do tego króliczka? - zapytała Hanko, najwyraźniej z jednoczesnym zastanowieniem nad swoimi słowami. Beztroski uśmiech zniknął z jej pyszczka, a rozluźnienie, które towarzyszyło jej przez czas całej naszej wcześniejszej rozmowy, zamieniło się w delikatne zakłopotanie, czego wilczyca chyba nie starała się ukryć.
- Nie, nie jestem - odpowiedziałem, chociaż przyznam, że w pierwszej chwili gniew zaczął mną trochę trząść. Dopiero słowa wadery i jej wytłumaczenie tego charakterystycznego porównania sprawiły, że moje emocje uspokoiły się ciut.
- W każdym razie przepraszam, jeśli odebrałeś coś zbyt osobiście - wstała i przeszła obok mnie, a spokojny uśmiech powrócił i dał się zauważyć w jej życzliwych oczach. W pierwszym odruchu chciałem go odwzajemnić, lecz nie zrobiłem tego, co spowodowało kolejny spadek nastroju i cios rozdrażnienia wycelowany przez mój specyficzny umysł prosto w ciało, aby jeszcze bardziej zakłócić jego mowę. Tak zazwyczaj toczy się to błędne koło.
- Nie przejmuj się - energicznie i trochę na siłę zamachałem ogonem, dokładając wszelkich starań, by wyszło choć po części radośnie.
- To ja przepraszam, że musisz mieć do czynienia z takim niepewnym elementem jak ja - to powiedziawszy spuściłem głowę. Nigdy nie lubiłem walczyć ze sobą, a coraz częściej miałem wrażenie, że do tego ograniczało się moje funkcjonowanie wśród innych wilków. Ciągła, bezsensowna bójka mojego ciała z umysłem - przepraszam... - mruknąłem ciszej i usiadłem na ziemi.

piątek, 5 października 2018

Od Wrotycza CD Haruhiko

Kiedy Haruhiko znalazł się najpierw w zasięgu kąta mojego prawego oka, a następnie dynamicznie zaszedł mi drogę, przypomniałem sobie, że nie odpowiedziałem na jego pytanie. Wydawało mi się ważne, ale zwlekałem zbyt długo. Basior nie mógłby przecież domyślić się, że moje milczenie spowodowane było długim zastanowieniem i rozpaczliwym doszukiwaniem się prawdy, takiej, jaką sam chciałbym usłyszeć.
- Haruhiko... - zatrzymałem się również, dosyć gwałtownie, stawiając swoje przednie łapy tuż przed ustawionymi nieco pod kątem nogami towarzysza - powiem szczerze - wyrzekłem i kontynuowałem bez dłuższej przerwy, jako że zwykłem używać dosyć prostych dróg przekazu - boję się, że gdybym wyznał ile było takich rzeczy, straciłbym tą część twojego spojrzenia, która patrzy na mnie z życzliwością.
- Odpowiedz, proszę - wilk wpatrywał się we mnie ostrożnie, znad lekko zniżonego pyska. Lekko zmarszczyłem brwi, cicho wypuszczając powietrze z płuc.
- Całe... całe moje życie - na tym zakończywszy, płynnie ominąłem basiora i wolnym truchtem ruszyłem naprzód, nasłuchując dobiegających z tyłu kroków. Mój umysł zarejestrował je po chwili.
- Wrotycz? - zatrzymał mnie raz jeszcze, stanowczym głosem. Zdawałem sobie sprawę z tego, że moja odpowiedź była co najmniej wymijająca, jednak podejrzewając, że zaszedłem w niej już i tak zbyt daleko, nadal nie wiedziałem, jak mogę wyjść z ogólników.
- Wiesz... czym jest Liga Beżowej Ziemi? - zapytałem w końcu, wyłapując chwilę, gdy Haruhiko znalazł się przy moim boku.
- Być może.
- Należę do tej organizacji od, jeśli się nie mylę, kilkunastu miesięcy. I nie baz powodu była ona pierwszym miejscem, w które zabrałem cię zaraz po tym jak dołączyłeś do Watahy Srebrnego Chabra - po krótkim czasie ciszy, podczas której zastanawiałem się nad słusznością wypowiadania tych słów, zapytałem -  jestem omegą, wiesz o tym?
Wilk kiwnął głową w milczeniu.
- Wiesz dlaczego?
Teraz wolnym gestem zaprzeczył, moje spojrzenie nie spotkało się już z jego niepewnym, jakby zmieszanym lub zawstydzonym z jakiegoś powodu wzrokiem.
- Ligrek, znasz Ligreka. Przeze mnie przez trzy godziny bez mała, wisiał związany postronkiem na drzewie.
Odczekałem jeszcze moment, by sprawdzić reakcję rozmówcy, po czym nie napotkawszy niczego co świadczyłoby o odrazie lub oburzeniu, mówiłem dalej:
- Mundus. Znasz też Mundurka. Nieomal poszedł do piachu, gdy wydałem na niego wyrok zostawiając konającego, leżącego w zamarzającej wodzie, przywiązanego do ziemi.
Haruhiko podniósł wzrok.
- Lecz nie znasz Wilibóra, nie zdążyłem ci przedstawić tego szlachetnego serca, choć bardzo żałuję - przejechałem pazurami po ubitej ziemi, czując rozlewającą się po moim ciele falę bezsilności i goryczy - przeze mnie wydali na niego wyrok. Zginął, bo próbował mi pomóc. On jeden, umysł, który znał, jakże to kiedyś powiedziałeś? Człowieczeństwo.
Minęło kilka następnych sekund. Ponownie musiałem odczekać, by uspokoić skołatane myśli.
- Erbenik, poprzedni przywódca Ligi Beżowej Ziemi. To ja go zabiłem. Te wilki, których imiona są mi obce. Wilczyca, która ucierpiała przez mój afekt i jej brat, którego podpaliliśmy... za życia...
- Dosyć, wystarczy - basior odwrócił wzrok.
- Widzisz, Haruhiko, kim jestem. Oto mój los, oto historia, którą napisało moje sumienie, a raczej jego  anemiczna karykatura. Żyłem źle, a zapewne wielu tego konsekwencji nawet nie jestem świadom. To najbardziej boli.
Teraz z kolei ja odwróciłem się, robiąc równocześnie kilka kroków do przodu. Usłyszałem, jak mój towarzysz westchnął i ruszył za mną.
Zacząłem wyczekiwać. Otworzyłem przed tym wilkiem część swojej duszy i oczekiwałem na jego odpowiedź, choć z początku szczerze wątpiłem, by odpowiedział tym samym.

< Haruhiko? >

Od Haruhiko - "Po drugiej stronie", cz. 2

— Zacznijmy od początku — powiedziałem słabym szeptem, poruszając beznamiętnie łyżką w czymś, co Wrotycz określił mianem budyniu. Ciało, w jakim się znalazłem, nadal było dla mnie obce. W czasie drogi do kuchni, upadłem prawie na podłogę, kiedy okazało się, że nogi funkcjonują podobnie jak łapy, lecz jest między nimi subtelna różnica. Nie wspominając już o ubieraniu. Ta sprawa powinna zostać przemilczana i zapomniana w otchłaniach przeszłości. Ciemnowłosy usiadł naprzeciwko mnie, opierając policzek o swoją rękę. Palcami obracał irytująco dzwoniące, metalowe koło. 
— Byliśmy wczoraj na imprezie integracyjnej — zacząłem, na co Wrotycz skinął delikatnie głową — I Kuraha … wyciągnął... Jak to określiłeś? 
— Zielsko. 
— Wyciągnął zielsko — podjąłem przerwany wątek, wracając tym do bawienia się zawartością plastikowej miski — Przez co miałem, eh, schizę, tak? A ty jako dobry przyjaciel zaniosłeś mnie do jas... To znaczy, mieszkania. 
— Powiedzmy, że tak było — Wrotycz zaśmiał się pod nosem na wspomnienie czegoś, co nagle pojawiło mu się w głowie. Wrócił jednak szybko do chyba typowego dla siebie wyrazu twarzy, odepchnął się od blatu stołu i podniósł. Chwilę krążył po niewielkiej kuchni, przesuwając pudełka na blatach, coś niby układając, aby ostatecznie oprzeć się o jedną z szafek. 
— Ty za to twierdzisz, że jesteś … wilkiem. Takim prawdziwym. Z jakiegoś stada srebrnego tulipana. 
— Srebrnego Chabra — poprawiłem go odruchowo, po czym włożyłem do ust łyżkę budyniu. Był całkiem smaczny jak na coś o podobnej konsystencji. 
— Wiem, że jest to dla ciebie dziwne. Jednak ty też jesteś wilkiem. Kurahy to akurat nie znam jakoś specjalnie dobrze, ale za to rozmawiałem z Mundusem. Wiem, kim on jest, na pewno mnie kojarzy. 
Zapadła długa cisza między nami. Wrotycz spoglądał przez okno, muskając palcami swój kształtny podbródek. Wpatrywałem się w niego wyczekująco jak skazaniec w sędziego, który może jedną decyzją przypieczętować los danej osoby. Może brunet takowej władzy nie posiadał, jednak to od niego zależało, czy uda mi się spotkać z ptakiem, który to mógłby wyciągnąć mnie z tego niepokojącego świata. Po długiej chwili, potrząsnął z lekka głową. 
— Dobra, kończ to jeść. Pójdziemy do Mundurka, niech on ci wyjaśni to wszystko na spokojnie, bo mnie to zaraz coś chyba trafi. 



Wyszliśmy na zewnątrz akademika. Między nim a głównym budynkiem, gdzie, jak to powiedział Wrotycz, odbywały się wykłady, rozciągał się park. Gdzieś z centrum skweru dobiegał przyjemny szum wody w fontannie, a co jakiś czas docierały do mnie dźwięki rozmów. To miejsce tętniło życiem. Szkoda tylko, że nie było tu na pierwszy rzut oka nikogo, kto by mógł mi pomóc w tej całej sytuacji. Musiałem zdać się na Wrotycza. Spojrzałem na jego plecy, gdyż te jedynie widziałem, kiedy snułem się za brunetem. Wyglądał na rozluźnionego, a w dodatku zdawał się ignorować ludzi wokół. Po prostu kierował się w tylko sobie znanym kierunku, z dłońmi w kieszeniach, od czasu do czasu obdarzając pobieżnym spojrzeniem kogoś, kogo znał. Nie było tych osób zbyt wiele, ale odniosłem wrażenie, że wiele kobiet ogląda się za moim przewodnikiem. Z każdym kolejnym ich chichotem denerwowałem się w głębi coraz bardziej, aż nie wytrzymałem. 
— Nie patrz się na niego! — krzyknąłem nagle, zaciskając dłonie w pięści i mierząc wściekłym spojrzeniem dziewczynę. Ta jedynie zaśmiała się cicho, mrugnęła porozumiewawczo do Wrotycza i odeszła, zostawiając nas w końcu samych. Odwróciłem się ponownie do młodzieńca, chcąc ruszyć dalej. Lecz Wrotycz nawet się nie ruszył. 
— Będziesz robił mi sceny przy każdej dziewczynie, jaką spotkamy? Nibiela przecież nic nie zrobiła. 
— Ale mogła — burknąłem nieco urażony brakiem pomyślunku ze strony towarzysza — Obcym nie wolno ufać. Są niebezpieczni. Stanowią potencjalne zagrożenie. Jak nie masz zamiaru tego pilnować, to ja to zrobię, czy tego chcesz, czy nie! 
Brunet rozmasował palcami swoje skronie. Kilkukrotnie zabierał się do odpowiedzi, lecz ostatecznie machnął ręką i po prostu podjął przerwaną drogę. Przyspieszył zauważalnie, przez co musiałem podbiec, aby w ogóle nadążyć za Wrotyczem. Wyczuwałem napięcie z jego strony. Tym razem jednak uznałem, że lepiej będzie, jak zamilknę. Przynajmniej raz. 
Dotarliśmy do miejsca, które, według napisu nad dużymi drzwiami, było biblioteką uniwersytecką. Młodzieniec nacisnął łokciem na klamkę, aby później pchnąć wrota barkiem. Przemknąłem szybko przez szczelinę, nie chcąc zostać zmiażdżonym przez ciężki kawał drewna. Rozejrzałem się wokół, obserwując wysokie półki, wypełnione książkami. Musiało być ich setki, jak nie tysiące. A może miliony? 
— Mundus pewnie siedzi w czytelni. — wyjaśnił Wrotycz, na co przytaknąłem w pełnym zachwytu milczeniu. Towarzysz pozwolił mi cierpliwie nacieszyć się widokiem, lecz kiedy chwila zaczęła się przedłużać, chwycił mnie za łokieć i pociągnął w odpowiednią stronę. Na początku nie mogłem rozpoznać osoby siedzącej przy stole, lecz w miarę jak się zbliżaliśmy, poznawałem coraz więcej cech, odnajdywałem znane niuanse w obcej twarzy. Ten sam błysk w oku, zaczesane do tyłu włosy miały podobną barwę do upierzenia ptasiego mentora? Nauczyciela? Przywódcy? Kto go tam wie. Nawet kiedy Mundus podniósł się, zobaczyłem, że stoi w iście mundusowej manierze. 
— Witaj, Wrotycz. Widzę, że przyprowadziłeś ze sobą Haru, prawda? 
— M-Mundus — jęknąłem żałośnie, wyrywając się brunetowi i podbiegając do drugiego osobnika. Bezpardonowo przywarłem do jego klatki piersiowej — Zabierz mnie stąd. Błagam. Zrób te swoje mądre rzeczy i mnie stąd zabierz! 

   C. D. N.

Od Aisu

Leżałam w swojej jaskini i rozmyślałam nad tym, co mogłabym porobić. Trochę nudno tak siedzieć i nic nie robić. Może udałabym się na mały spacer? Pogoda nie jest zła. Wstałam leniwie i wyszłam na zewnątrz. Przymknęłam oczy, ponieważ jasne promienie ciepłego, letniego słońca raziły moje oczy. Gdy powoli zaczęłam się przyzwyczajać, mogłam zauważyć pojedyncze kontury drzew, krzewów i skał. Z czasem mój wzrok wrócił i mogłam zauważyć wszystko dokładnie. Rozejrzałam się. Niebo było czyste i błękitne. Spojrzałam w stronę lasu. Po krótkim namyśle zdecydowałam się do niego pójść. Wchodząc w głąb, poczułam, że temperatura jest niższa. Wszędzie widziałam drzewa, krzewy i zwierzęta leśne. Nie miałam ochoty na polowanie. Wolałam poczekać, aż będę bardziej spragniona jedzenia. Idąc leśną ścieżką, nasłuchiwałem śpiewów ptaków, szelestu liści i wiatru odbijającego się od moich uszu. Muzyka lasu była taka fascynująca. Pamiętam, jak uwielbiałam ją w młodości. Westchnęłam ciężko na wspomnienia moich szczenięcych lat. Niestety czasu nie cofnę. Muszę, żyć z poczuciem winy. Udałam się nad brzeg rzeki. Usiadłam bezsilnie. Spojrzałam w taflę wody. Ujrzałam w nim odbicie przygnębionej, smutnej i bezsilnej wadery, która popełniła okropną zbrodnię. Poczułam, że moje oczy wypełniają się łzami. Rozejrzałam się szybko by upewnić się, czy nikt tego nie widzi. Ostatniej nocy znów miałam ten sam koszmar. Zdarzenie sprzed lat. Cała wataha skuta w wiecznym lodzie. Ból zawsze nasila się z każdym dniem. Czułam, jak łzy spływają po moich policzkach. Nagle usłyszałam szelest liści i poczułam zapach innego, nieznanego mi wilka. Szybko otarłam łapą swój pyszczek. Przybrałam obojętny wyraz twarzy. Miałam nadzieję, że wilk nie zauważy moich zaczerwienionych oczu. Zawsze mogę powiedzieć, że to przed ziemię, wiatr lub piasek z brzegu rzeki. Zauważyłam, że zza krzaków wyłonił się basior. Jego wygląd wydał mi się naprawdę ciekawy. Gdy wilk spojrzał w moją stronę, szybko odwróciłam wzrok. Spojrzałam ponownie w taflę wody. Po chwili usłyszałam głos samca za sobą.
- Co tu robisz?- spytał basior. 
- Siedzę w samotności.- odparłam chłodno. Prawda była taka, że nie chciałam, by zobaczył mnie w takim stanie, w jakim obecnie się znajduje. Bałam się, że może się ze mnie śmiać tak jak inne szczeniaki za młodu.

< Conquest?>

czwartek, 4 października 2018

Od Aisu - "Przeszłość, która boli", cz. 1

Delikatne promienie słoneczne oświetlały mój pyszczek. Otworzyłam leniwie swoje oczka. Leżałam wtulona w mojego starszego brata Figo. Ziewnęłam i wstałam na moje cztery łapki. 
- Dokąd idziesz?- spytał mnie mój braciszek. Spojrzałam na niego radośnie. Jego brązowe futerko lśniło oświetlone przez promienie słoneczne. 
- Poszukać Timona i Dei. 
- Tata ich zabrał na naukę polowania. 
- Dlaczego nie zabrał też ciebie?- spytałam zaskoczona. 
- Nie jestem tak zdolny, jak oni. Jestem niepotrzebny.- odparł Figo. Zauważyłam w jego niebieskich oczkach łzy. Natychmiast podbiegłam do niego i przytuliłam z całej siły. 
- Nigdy tak nie mów Figo! Jestem potrzebny. Jeśli nie im i nie tacie to mi.- powiedziałam stanowczo. Figo, uśmiechnął się do mnie i wstał. 
- Może poszukamy mamy?- spytał, a ja radośnie pomerdałam ogonkiem. Radośnie wybiegliśmy z naszej jaskini. 
- Jak myślisz? Gdzie może być mama?
- Pewnie ogląda szkolenie Dei'a i Timona. 
- Wiesz, gdzie to?
- Niestety nie.- powiedział smutno Figo. Rozejrzałam się i zauważyłam znaną mi wilczycę. 
- Pani Florio!- krzyknęłam i podbiegłam do rudej wilczycy. 
- Witaj kochana Aisu. 
- Dzień dobry pani.- odparłam grzecznie.
- Czy coś się stało skarbeńku?
- Wie pani, gdzie mogą być moi bracia oraz rodzice. 
- Ah. Trenują w centrum watahy. Traficie czy mam was zaprowadzić?- spytała Wadera z czułym uśmiechem.
- Gdyby pani mogła nas zaprowadzić bylibyśmy bardzo pani wdzięczni. 
- Więc chodźcie szkraby.- razem z Figo ruszyliśmy, za straszą wilczycą. Po krótkim czasie znaleźliśmy się w centrum. 
- Dei! Skoncentruj się! Timon zmień ustawienie łap!- krzyczał nasz tato. My razem z Figo pobiegliśmy do białej wilczycy, która była naszą mamą. 
- Aisu, Figo. Widzę, że już moje dwa małe śpioszki wstały. Jak wam się spało?
- Bardzo przyjemnie mamo. Co robi tata?- spytałam zaciekawiona, przyglądając się starszym braciom. 
- Trenuje twoich braci na silnych i odważnych samców. 
- Dlaczego Figo nie jest z nimi?
- Wiesz kochanie... Tatuś myśli, że Figo nie nadaje się na wojownika. 
- To nieprawda.- zaprzeczyłam. Podeszłam do Figo i rzuciłam się na niego. Zaczęłam gryźć jego uszy. Figo, zaśmiał się i odwdzięczył mi się tym samym. Bawiliśmy się ze sobą chwilę. Przerwał nam tata, stając naprzeciwko nas. Poczułam ciarki na moich pleckach. 
- Co wy wyprawiacie?- spytał surowo basior. Nasz tata był naprawdę silny i duży. Jego futro było czarne, a oczy wściekle złote. Złożyłam uszy i natychmiast pobiegłam razem z Figo schować się za naszą mamę.
- Beto. Ile razy mam cię prosić byś nie straszył naszych szczeniąt?
- Daj spokój Merido. 
- To tylko dzieci.
- Tak, ale już najwyższa pora by nauczyły się czegoś i życiu. Tylko je rozpieszczasz. To nie wyjdzie im na dobre. 
- Mają jeszcze tyle czasu skarbie. 
- Czasu? Niedługo Dei i Timon skończą 6 miesięcy. 
- Eh. Mówić do ciebie to jak mówić do drzewa.- odparła mama zrezygnowana. Wstała i wzięła mnie razem z Figo w swój pyszczek. Złożyłam uszka. Nie lubię, jak rodzice się kłócą. Wilczyca zaniosła nas do jaskini.
- Czy moje kochane wilczki są głodne?- spytała z troską. Razem z Figo przytaknęliśmy niepewnie. Mama skinęła głową i wyszła z jaskini. Położyłam się na moim małym legowisku. Figo, podszedł do mnie i wtulił się we mnie. 
- Jak myślisz? Dlaczego rodzice się kłócą?- spytałam zatroskana. Zaczęłam lizać brata po czubku głowy.
- Nie jestem pewien. Tata chce by Dei i Timon wyrośli na silnych samców, a mama uważa, że są jeszcze za młodzi. 
- Nie rozumiem, dlaczego tata nie widzi tego, co ja widzę w tobie.
- Czyli?
- Inteligencji, wierności i oddania.- powiedziałam senna. 
- Dziękuję, że tak mówisz.- odparł basior i bardziej wtulił się w mój bok. Gdy Merida wróciła z posiłkiem dla swoich pociech, zobaczyła jak jej najmłodszy synek i jedyna córka tuła się do siebie.

   C. D. N.

środa, 3 października 2018

Od Haruhiko CD Wrotycza

— Wrotycz, powiedz mi proszę — Dotruchtałem do basiora, który wyrwał do przodu, nawet nie oglądając się za siebie. Postanowiłem utrzymać odpowiednią odległość od wilka, aby, prewencyjnie rzecz jasna, nie narazić się na jakiekolwiek uszczerbki na zdrowiu. Do idiotów, moim skromnym zdaniem, które osobiście popierałem, nie należałem, a i do person wypełnionych brawurą również było mi daleko. Wrotycz zdawał się być czymś albo poddenerwowany, albo zaniepokojone. Nie było mi dane zapytać o to przed wybyciem z siedziby tej arcyciekawej organizacji, znanej jako Ligia Beżowej Ziemi, na podobno normalny o tej porze dnia patrol okolicy. Z resztą, po nocy nie miałem ochoty na rozmowy. Dopiero powrót na łono natury sprawił, że odzyskałem część straconych sił, wróciłem do życia. 
— Czy kiedykolwiek... Zrobiłeś coś, czego później żałowałeś? 

Za najlepszą część polowań od zawsze uważał moment, kiedy ofiara orientowała się, że za nią podąża. Szkoda tylko, że najczęściej w takich chwilach było już za późno na jakiekolwiek zmiany. Na przejście w pobliże watahy. Na oddalenie od siebie nieuchronnego wyroku. Na odkupienie. 
Bo za takowe swoją pracę uważał. Niósł odkupienie tym biednym duszom, co zgrzeszyły swymi czynami bądź po prostu narodziły się, biorąc tym dług, jaki pomagał wilkom spłacić. Czy tego chciały czy nie. Tak było również w tym przypadku. 
Podążał za waderą prawie przez cały dzień. Chłonął wzrokiem jej ciało, zapamiętywał ruchy, drobne gesty, jakie wykonywała. Wiedział, że nim się rozpędzi, musi chwilę się rozruszać, zapewne z powodu dawnego uszczerbku na zdrowiu. Wilczyca również oglądała się za siebie. Robiła to jednak szybko. I rzadko. Za rzadko. 
Dlatego nie zorientowała się, że nie jest w lesie sama. Zaprowadziła go do swojego ulubionego miejsca na terenie watahy — kwiecistego gaju, gdzie zwierzęta wiły swe gniazda, a z dala dobiegał szum wody w rzece. Specjalnie stanął na samotnej gałązce. Wadera odwróciła się momentalnie. 
— Haruhiko, nie spodziewałam się ciebie... — zachwiała się, kiedy odebrał jej energię. Wbrew sobie, uniósł kąciki pyska i zeskoczył w dół niewielkiego pagórka. Ujrzał w zielonych oczach samicy strach. 
— Nie bój się, Kyo — wyszeptał spokojnym tonem, jakby miało to wpłynąć na waderę — To nie potrwa długo. Obiecuję. 

Opuściłem nieco uszy, kiedy wiatr zerwał się i przeczesał nasze futra, uwalniając nowe zapachy. Przyłapałem się na nieco głębszym niż typowo wdechu, kiedy woń Wrotycza do mnie dotarła. Dziwne. Nigdy się tak nie zachowywałem. Czy to dlatego, że ten tajemniczy basior jako jedyny od dawna okazał mi … zrozumienie? Zainteresowanie? Poświęcił uwagę? Czy może za wiele sobie wyobrażam? 
Jedno było pewne. Nadal mi nie odpowiedział. 
Przyspieszyłem więc, aby kosztem zmęczenia wyprzedzić milczącego wilka i zmusić go tym do zatrzymania. Opuściłem nieco łeb, nie chcąc, żeby Wrotycz pomyślał, że chcę rzucić mu wyzwanie. Przyglądałem się mu jednak, czekając na odpowiedź.  

< Wrotycz? > 

wtorek, 2 października 2018

Od Aisu CD Hanako

Spojrzałam niepewnie na waderę. Uścisnęłyśmy swoje pały. Siedziałam, przyglądając się Hanie. 
- Mi również miło cię poznać.- powiedziałam, wpatrując się w ziemię. Wadera machała wesoło ogonem. Było w niej wiele pozytywnej energii. 
- Może masz ochotę coś zjeść?- zadała kolejne pytanie. Po krótkim namyśle przytaknęłam skinieniem głowy. Jana z uśmiechem zaczęła wymieniać zwierzynę, która występuje na terenach watahy. 
- Może jeleń szlachetny?- spytałam. Hana przytaknęła i ruszyła przed siebie. Ruszyłam tuż za nią. Szłyśmy tak jakiś czas. W pewnym momencie poczułam zapach jelenia. Hana również musiała go poczuć, ponieważ dała znak skinieniem głowy, że nasza zdobycz jest niedaleko. W oddali ujrzałyśmy stado jeleni. Wyostrzyłyśmy jednego, który odstawał od stada. Ustawiłyśmy się na odpowiednich pozycjach. Gdy Hana dała znak, zaatakowałam. Hana wyskoczyła tuż za mną. Po dość długiej i męczącej walce jeleń padł martwy. W nagrodę mogłyśmy zatopić w nim swoje kły. Spojrzałam niepewnie na waderę.
- Proszę, jedz śmiało. Zasłużyłyśmy. – odparła z szerokim uśmiechem Hana. Podziwiałam ją za jej Pozytywizm. Chciałabym być taka jak ona. Zaczęłyśmy zajadać się zdobyczą. Gdy się najadłyśmy, ruszyłyśmy w stronę rzeki, by zaspokoić nasze pragnienie. 
- Więc chciałabyś dołączyć do naszej watahy?- spytała Hana, idąc przed siebie. Zamyśliłam się. Dołączenie do watahy to dobry pomysł. Może zapomnę o tym wydarzeniu? Może zapomnę o prześladującym mnie koszmarze? 
- Dobrze. Chcę dołączyć.- powiedziałam cicho. Wadera zamerdała radośnie ogonem. 
- Wspaniałe. Skoro jesteś tu nowa, pewnie nie znasz za bardzo terenów. Może cię oprowadzić?
- Skoro chcesz.- powiedziałam troszkę zimno. Bałam się przywiązać do nowej osoby. Gdybym ją skrzywdziła, załamałabym się do końca. Hana wydaje mi się wspaniałą waderą. Bardzo podoba mi się jej zachowanie i charakter, ale boje się, że może jej się coś przeze mnie stać. 
- Zatem ruszajmy.- oznajmiła wilczyca. Podczas zwiedzania Hana zadawała mi różne pytania, na które starałam się odpowiedzieć, najlepiej jak umiem. 
- Co lubisz robić?
- Wpatrywałam się w gwiazdy i rozpływać się w krainie marzeń.
- To fantastycznie. Ja uwielbiam jeść, zwłaszcza słodkie rzeczy.
- To ciekawie.- przyznałam. Czuła się trochę pewniej niż wcześniej. Polubiłam towarzystwo Hany. Wadera opowiadała mi o poszczególnych miejscach, które mijaliśmy, zwiedzając tereny. Słuchałam jej z zaciekawieniem. Gdy nasze zwiedzanie dobiegło końca, Hana stanęła przede mną i z uśmiechem spytała:
- Może się zaprzyjaźnimy?- zamrugałam kilkakrotnie zaskoczona. Byłaby moją pierwszą przyjaciółką. A co jeśli ją skrzywdzę? Nie, nie mogę tego zrobić. Będę nad sobą panować.
- C-chętnie- odparłam zawstydzona. Miło, że zdobyłam nową przyjaciółkę. Na pewno będzie mi lepiej w towarzystwie. Mimo wszystko nie mogę zapomnieć o tym, co zrobiłam. Jestem niebezpieczna i muszę uważać, by nikogo nie skrzywdzić. 
- Dziękuję ci za wszystko Hana.- powiedziałam i delikatnie przytuliłam waderę. Byłam cała zarumieniona. W mojej głowie była burza. Skąd wzięłam w sobie tyle odwagi. Nie żałowałam swojego czynu. Miło było poczuć ciepło innego wilka. Gdy się od siebie odsunęłyśmy, na mój pyszczek wkradł się niewidoczny uśmiech.

Od Haruhiko — "Po drugiej stronie" cz.1

Obudziłem się gwałtownie, szargany niepokojem, drżący z zimna, przerażony jak nigdy. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio miałem tak wyraźny sen. Mogę przysiąc, że czułem na swoim wilczym ciele podmuchy wiatru, jaki przeczesywał niczym ogromne palce me futro, pod łapami łamały mi się kruche źdźbła przymrożonej trawy, a na języku czułem gorzki posmak żółci. Z drugiej jednak strony, zupełnie nie mogłem przywołać z odmętów stopniowo rozbudzającego się umysłu szczegółów nocnej wizji. Jedyne, co widziałem pod powiekami, to barwne plamy, przemykające i zmieniające się jak światła w kalejdoskopie. 

— Wszystko jest w porządku — wyszeptałem do siebie, chcąc tym podnieść się na duchu. Podniosłem ręce, chcąc odgarnąć z twarzy włosy. Czekaj. Co chciałem zrobić? 

Rzeczywistość nagle uderzyła mnie i sprawiła, że panicznie zacząłem oglądać swoje ciało. Z każdą sekundą zauważałem coraz więcej szczegółów nie pasujących do wizji świata, do jakiej przywykłem. Futro zniknęło, łapy stałe się jakieś takie … inne, chude, a dodatkowo blade, jaskinia, w której ostatnio spałem, zmieniła się w sam nie wiedziałem nawet w co, a dodatkowo zmysły odbierały tak wiele sygnałów, że trudno było skupić się na jakimkolwiek na dłuższą chwilę. Podciągnąłem nogi do piersi, nie zwracając uwagi na materiał, jaki zsunął się z całkiem miękkiego kamienia na drewniane podłoże. Zadrżałem, czując szorstkość na bezwłosej skórze, lecz spróbowałem to zignorować. Z całych sił zacisnąłem powieki, licząc na to, że jak ponownie spojrzę na otoczenie, okaże się, iż wszystko wróciło do normy. Nic z tego. 

— Cholera. Co się dzieje? Dlaczego to się dzieje? — zadawałem te pytania samemu sobie, żywiąc się słabą nadzieją, że ktoś lub coś rozwieje moje wątpliwości. Walcząc ze zbliżającym się atakiem paniki, zacząłem p o j m o w a ć. Nie jestem w stanie tego dokładnie opisać. Po prostu zrozumiałem, na co patrzę. Te dziwne wyrostki to ręce oraz dłonie. Kuliłem się na łóżku, a pościel spadła na panele. Przez przybrudzone okno wpadały promienie światła, objawiając się jako jasne plamy na stercie książek, leżących na biurku zaraz obok … Nie, określenia tej rzeczy nadal nie znałem. 

Podskoczyłem gwałtownie na łóżku, gdy ktoś załomotał w drzwi. Spojrzałem od razu w tamtym kierunku. Gdybym miał taką możliwość, pewnie zastrzygłbym uszami. Mogłem jednak tylko nasłuchiwać, czekać, aż źródło dźwięku samo się ujawni. I nie okaże się być zagrożeniem. 

— Żyjesz jeszcze? — Męski, znany głos rozległ się po pewnym czasie, będąc zapewne reakcją na brak mojej odpowiedzi. Nim zdążyłem otrząsnąć się z szoku i odpowiedzieć, że tak, żyję, ale za dobrze to się nie mam, klamka opadła, a w progu stanął ludzki przedstawiciel płci męskiej. Zmierzyłem go szybko wzrokiem, chłonąc pobieżny wygląd ciemnowłosego osobnika. Wtedy instynkt przejął górę, a ja jak ostatni idiota warknąłem głucho, odsuwając się w róg łóżka. Brunet uniósł brew i skrzyżował ręce. Następnie ni to prychnął, ni to zaśmiał się. 

— A ty co? Znowu wypiłeś jakieś podejrzane mieszanki od Kurahy? Wiedziałem, że zabieranie cię na tamtą integrację jest bez sensu. Powinieneś zostać z Mundurkiem.  

— Kim jesteś? — odburknąłem, patrząc spode łba na ciemnowłosego. Dopiero w momencie, kiedy zobaczyłem, że nieznajomy przewraca oczami i spogląda znacząco na moje ciało, sięgnąłem po pościel i speszony zakryłem nieodpowiednie do pokazywania światu rejony kołdrą. 

— Twoim współlokatorem, debilu — Samiec prychnął po raz kolejny. Wyczułem, że zaczyna tracić cierpliwość. Chyba trudno mu panować nad emocjami. Przypomina mi pod tym względem pewną personę, tak bliską memu sercu. 

— Mówią na mnie Wrotycz. Naprawdę nic nie pamiętasz?

   C. D. N.

poniedziałek, 1 października 2018

Od Raisy CD Wuwuzeli

Z trudem przyszło mi podtrzymywanie jakiejkolwiek rozmowy z wadera. Zastanawiałam się przez chwilę czy wadera posiada w ogóle głos. Spojrzałam się na waderę, gdy nagle ona wypowiedziała kilka słów ze swojego pyszczka. Zapytałam się jej o imię, aby nie zwracać się do niej w niegrzeczny sposób. Wuwuzela. Mało kiedy spotykane imię, jednak pasowało niej. Niestety ona oczekiwała, że i ja się przedstawię. Co prawda był mały problem bo nie wiedziałam w jaki sposób mam się przedstawić, ale postanowiłam użyć swojego imienia, które pasowało ostatnio Conquest'owi. 
Na szczęście obrażenia wadery nie były poważne. Chociaż odrobinę mi ulżyło. Bałam się, że mogło to być coś poważniejszego jak mi by się mogło wydawać. Pożegnałyśmy się z medykiem. Skierowałam się w stronę pól uprawnych. To właśnie od tamtego miejsca miałam zamiar zacząć oprowadzke po terenach.
- Zacznę oprowadzkę od tutejszych pól. Jako, iż nadchodzi jesień nie będziemy nikomu przeszkadzać, gdyż pracę na roli przybrały wolniejszego tempa - uśmiechnęłam się delikatnie na kilka chwil. Wciąż uśmiechanie sprawiało mi problem. Spojrzałam się na waderę, która szła tuż obok mnie. Zastanawiałam się nad pewna rzeczą już od dłuższego momentu. 
- Czy to przeze mnie ograniczasz się z rozmawianiem? - spojrzałam się na nią kątem oka, zadając jej pytanie, gdyż to właśnie to nie dawało mi od dłuższego czasu spokoju. - Nie to, że mi przeszkadzasz czy też mam coś złego na myśl, ale nie chcę, abyś się mnie bała czy coś w tym stylu. Zawsze możesz mi powiedzieć co ci nie odpowiada, a ja się spróbuję dopasować - naprawdę nie wiedziałam dlaczego, ale dzisiaj moja buzia nie chciała się zamknąć. 

< Wuwuzela? >

Od Hanako CD Aisu

Dzisiejszego dnia, lekcje skończyły się szybciej. Toż to dla mnie nie było za dobre rozwiązanie, ze względu na to, że kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić sama ze sobą. Obeszłam kilka terenów watahy, aż w końcu zdecydowałam się skierować ku lasu. Gdy weszłam do niego, radosne głosy zwierzaków powitały mnie. Ukojenie dla moich uszu. Nie czułam się tak samotna. Wesoło powędrowałam w głąb lasu. W pewnym momencie wyczułam zapach wilka, nie był to jednak nikt z naszej watahy, gdyż poznałam wszystkich i zapamiętałam ich zapach. Tak więc poszłam dalej za zapachem nieznanego mi wilka. Usłyszałam zakłopotany, nawet lekko drżący głos. Należał on do wadery. Wyłaniając się zza krzaków, ujrzałam przed sobą waderę. Jej futro miało ciekawe znaczenia w dodatku kolor był taki uroczy. Uśmiechnęłam się w jej stronę z nadzieją, że zostanę jej przyjaciółkom. Co jak co, ale ja kochałam poznawać nowe osóbki.
- Hoi Aisu! - uśmiechnęłam się jeszcze szczerzej niż na początku. - Jestem Hana - odpowiedziałam merdając szybciej swoim ogonem. - Czy zechciałabyś się ze mną zaprzyjaźnić? - zapytałam od razu wprost. - Może masz ochotę coś zjeść wspólnie? - zadałam kolejne pytanie. - Czy chciałabyś może dołączyć do naszej watahy? Czy chcesz zwiedzić trochę tereny? Co lubisz robić? - nim zadałam kolejne pytanie, odetchnęłam głęboko i zatrzymałam się, gdyż za mocno się zagalopowałam z mówieniem. - Wybacz, ale ja już tak mam. Za dużo mówię i to w dodatku wszystko na raz. To może zaczniemy od początku? - spojrzałam się na nią z uśmiechem.
- Tak - odpowiedziała trochę zmieszana. 
- Jestem Hana, miło mi ciebie poznać! - wyciągnęłam łapę w jej stronę.

< Aisu? > ^^