wtorek, 16 października 2018

Od Astelle - "Rozkwit"

Siedząca samotnie w jaskini, wadera łapała oddech z trudem już od dłuższego czasu. Nie dalej niż kilka minut temu, poprosiła swojego ukochanego o przyprowadzenie ich dzieci. Jaskier widząc smutny uśmiech wyszedł od razu, nie pytał nawet. Zresztą to była Astelle- wielce uparta wadera, która wyjaśniłaby to, co miałaby tylko w ostateczności. Od jakiegoś momentu, przestała wychodzić na długie spacery, coraz częściej zostawała u siebie.
Wkrótce przybyli szybkim krokiem Jaskier oraz ich dzieci: Wrotycz i Palette. Dopiero wówczas, Astelle odwróciła się do nich. Chociaż wyglądała na spokojną, w jej aurze dało się wyczytać smutek i pokonanie.
-Już jesteśmy kochana- odezwał się łagodnie Jaskier podchodząc bliżej z dorosłymi dziećmi.- Czy teraz wyjaśnisz ta prośbę?
-Tak- odezwała się cicho i zakaszlała okropnie, z jej pyska ulały się kropelki krwi. Uniosła na nich wzrok i rzekła zbyt spokojnie.- Umieram. Chciałam się z wami pożegnać.
Jej słowa były niczym grom na serca bliskich. Wszyscy opadli na ziemię, w oczach zbierały się łzy.
-Co ty mówisz, najdroższa? Czemu stroisz sobie okrutne żarty?- Spytał się łamliwym głosem jej partner. Chociaż jeszcze się bronił przed prawdą, Astelle nie mówiła nic.
-Co się dzieje mamo?- Spytał niespodziewanie Wrotycz. Uśmiechnęła się do syna, by zaraz przenieść spojrzenie na cała swą rodzinę.
-W mojej rodzinie, niektórzy chorowali na dziwną odmianę chorobę, zawsze objawiała się pojawianiem się kwiatów. Każdy kto zachorował na to, umierał po jakimś czasie... Na mnie również zaczęły się pojawiać- na dowód tego, wadera wyprostowała, odsłaniając przy tym siebie od ogona i swój kark. W niektórych miejscach dostrzegli żółte kwiaty. Nagle zachwiała się i upadłaby gdyby nie szybki ruch Jaskra, który ją złapał. Uśmiechnęła się słabo- nie zostało mi wiele czasu, kochani.
-Czemu nie mówiłaś?!- Głucho odezwał się ukochany. 
-Nie ma na to lekarstwa. Moje moce na to nie działaby, gdybym je miała...
-Choroba odebrała ci moce leczenia?- Spytała się cicho Palette ukrywając spojrzenie za grzywką. Kiwnęła jej słabo głową.
-Ciesze się, że omija mnie cierpienie w bólu, jak to czasem bywa- znowu zakaszlała i tym samym ukazała płatki niewinnie wyglądających kwiatków, które wypadły jej z pyska, a kolejny wyrósł jej we włosach. Z każdą chwilą, Astelle słabła w zatrważającym tempie.- Tak mi przykro, że to się tak potoczyło. Jestem z was dumna... Wrotuś, trzymaj się tego co ważne dla ciebie, tylko nie pij tak dużo, dobrze? Paletko, wiem, że jesteś silna, otwórz się na życie...- Z trudem obejrzała się na czarnego basiora.- Iskierko... Jesteś mi bratnią duszą i ideałem.. Będę patrzeć na was z drugiego świata... Bądź silny kochanie... Zajmijcie się sobą i watahą... Kocham... was...
Oddech jej się urwał a wówczas wszystkie rośliny na niej rozkwitły. Astelle umarła z łagodnym uśmiechem na pyszczku w otoczeniu bliskich, którzy zaraz podnieśli lament.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz