poniedziałek, 28 listopada 2016

Od Eclipse C.D Beryla

- Właściwie... -Zamyśliłam się na chwilę, lecz szybko dokończyłam -Właściwie to nigdzie.
- Doprawdy? A mi się wydaję inaczej -Odpowiedział, uśmiechając się przy tym delikatnie.
Odwzajemniłam uśmiech, po czym spojrzałam się w lewo, gdzie mieściła się Polana Życia, z której mój małżonek przyszedł.
- Też masz wrażenie jakby wszystko... wymarło? -Zapytałam, przymykając przy tym oczy -Jest to dość niepokojące...
- Masz rację -Westchnął zrezygnowany
Spojrzałam z powrotem na niego, by następnie do niego podejść i przybliżyć się pyskiem do jego klatki piersiowej.
- Już dawno o  tym myślałam... -Wydukałam w końcu.
- O czym takim? -Zapytał, spoglądając na mnie.
Ponownie się zamyśliłam. Powiedzieć mu to teraz, czy jak wrócimy do jaskini? Wolałam raczej to drugie wyjście, więc tak też postąpiłam. Oddaliłam głowę od jego ciała i spojrzałam w jego oczy, po czym figlarnie się uśmiechnęłam, ukazując przy tym niektóre, boczne kły. Nie ciągnąc dalej tematu, odwróciłam się i zaczęłam iść. Widocznie zakłopotany, podbiegł do mnie truchtem.
- Eclipse? Coś się stało? -Dopytywał, na co tylko pokręciłam przecząco głową.
Spojrzałam w górę, na niebo. Było piękne, a przynajmniej mój wzrok się radował. Długo nie widziałam takiego widoku i sądzę, że już takiego nigdy nie ujrzę. Z rozmyślań nad krajobrazem, odciągnął mnie Beryl, który mnie szturchnął. Zwróciłam się w jego stronę.
- Ech, zachowujesz się jak jakiś szczeniak.
Skinęłam głową, śmiejąc się przy tym wyraźnie.
- To chyba lepiej, że choć mam tyle lat, to nadal mam energię?
<Beryl?> Przepraszam, za takie opowiadanie, ale brak pomysłów.

niedziela, 20 listopada 2016

Od Oleandra CD Apara

Czas mijał, a ja nadal leżałem w ciemnej jaskini, bez jakiejkolwiek nadzei na ratunek. Wyjście na zewnątrz jest zasypane kamieniami a innego chyba nie ma. Z resztą, nawet gdyby gdzieś było, nie znalazłbym go w tej ciemności. Ponadto, nie widziałem, a tym bardziej nie słyszałem, co działo się na zewnątrz.
Przeciągnąłem się. Trzeba wstać i coś wykombinować - może uda mi się odkopać te wielkie kamienie. Podszedłem do wyjścia.Tak... na pewno uda mi się odsunąć te głazy większe ode mnie... te głazy.
Z całej siły nacisnąłem bokiem na jeden z kamieni. Nawet się nie poruszył. Tylko dwa mniejsze spadły z góry, prosto na mój grzbiet.
- Auu... - odskoczyłem. Popatrzyłem na zawalone kamieniami przejście. Nagle, dostrzegłem w ciemności... jakby coś jaśniejszego. Czyżby te dwa kamienie otworzyłły przejście? Tak! Widzę! Tam coś się rusza! To na pewno gałęzie drzew rosnąych na łące. Na zewnątrz jejuż późny wieczór albo noc. Może nikt nie zauważy mojej ucieczki. Znów obudzził się we mnie długo wyczekiwany zmysł trategiczny. Poczułem się jak w niebie. Sam nie wiem dlaczego - ale ucieczę chyba mam w genach.
Jeśli jeszcze raz popchnę ten kamień, to tamten drugi, na górze, pewnie spadnie. Muszę tylko uważać, by mnie nie uderzył. To mogłoby się źle skończyć.
Spadł. Tak jak przypuszczałem. otwór powiększył się prawie dwukrotnie. Do jaskini wleciał zimny przeszywający wiatr.
Wszystko dobrze... tyle, że otwór nadal jest za wysoko. Nie dosięgnę go. Z resztą jest chyba za wąski.
Przełknąłem ślinę. Tego wielkiego głazu zasłaniającego całe wejście nie przesunę. Może ktoś mógłby mi pomóc? Nie mogę przecież zawołać. W pobliżu są pewnie jakieś wrogie wilki.
A może by tak... przekrzywiłem głowę. Być może dam radę wepchnąć głaz do niewielkiego dołka w ziemi. Wtedy będę mógł przecisnąć się przez szczelinę!
Ostatni raz naprężyłem mięśnie i popchnąłem, mocniej niż poprzednio. Zacisnąłem zęby. Moje łapy zaczęły już ślizgać się po twardym podłożu. Nagle kamień poruszył się! Rozkołysałem go, po czym z hukiem zsunął się o kilkanaście centymetrów w dół. Leżał już w dziurze.
Ostrożnie, powoli wcisnąłem sie w szczelinę. Po chwili byłem już na łące. Koniec z więzieniem! Na zawsze. Albo na teraz. uciekam.

Nie wiem, ile kilometrów przebiegłem w szalonym pędzie. W każdym razie, gdy już poczułem się bezpieczny, zatrzymałem się, zastrzygłem uszami, by sprawdzić, czy nikt mnie nie goni, po czym usiadłem pod drzewem. Co mam teraz zrobić? Środek nocy, ciemno wszędzie, głucho wszędzie... mogę spróbować znaleźć Maxa i Ami. Rozdzieliliśmy się. A to często zły pomysł.
Podniosłem głowę i zaćżąłem węszyć. Tylko zapach mokrej trawy, jakichś roślin i dzika, który był tu pewnie jakiś czas wcześniej. Nie wyczułem żadnego wilka. To pewnie jedne z tych "martwych" terenów, na których bardzo żadko można spotkać jakiegoś członka naszej watahy. Nie wiedziałem dokładnie gdzie się znajduję. To na pewno las, ale nic poza tym nie przychodziło mi do głowy.
Truchtem ruszyłem przed siebie.
W końcu, poczułem znajomy zapach. Co prawda to nie żaden wilk, ale z pewnością kolejna osoba, jakiej bym szukał.
- Mundek? - szepnąłem - jesteś tu?
Coś tu nie gra. Nie pasowała mi ta cisza, ani brak oznak życia.  przecież czułem to wyraźnie. Musiał gdzieś tu być. Szkoda, że było tak ciemno, a resztki światła z gwiazd i cienkiego księżyca zatrzymywały gęste konary i gałęzie drzew.
- Mundus - niepewnie ruszyłem przed siebie. Z każdym krokiem miałem coraz gorsze przeczucia. Poa tym, dosyć wyraźnie czułem także inny zapach. To chyba jakiś slny alkohol. Ze złością fuknąłem, wydmuchując z nozdrzy intensywny zapach.
Wtem dojrzałem go między drzewami. Ptak leżał na ziemi, trzęsąc się i dysząc ciężko, jakby właśnie uciekł conajmniej przed niedźwiedziem. Stadem niedźwiedzi.
- Mundek! Jesteś tu! - potrząsnąłem nim. Dosyć bezwładnie machnął skrzydłem, otwierając oczy. Miałem wrażenie, że nie do końca mnie rozumie.
- Chodź - podniosłem go, próbując postawić na ziemi. Ten jednak chwiał się i tylko coś jęknął. W końcu oparł się o drzewo i zjechał z powrotem na ziemię. Wreszcie wziąłe go na grzbiet i powoli ruszyłem przed siebie. Po około godzinie udało mi się znaleźć jedną z jaskiń na naszych terenach. Teraz już wiedziałem, że jestem w domu. Położyłem przemarzniętą i wykończoną czaplę na ziemi. Sam usiadłem obok, zastanawiając się, co mogło się stać. Postanowiłem zaczekać do jutra.

< Max? >

sobota, 19 listopada 2016

Od Apara CD Manti

Gdy tak szliśmy przez gęstwiny lasu miałem nieprzyjemne uczucie że ktoś nas śledzi. Nagle tuż przed nami usiadł na gałęzi kruk.
- Jednak jeszcze są tu jakieś zwierzęta - powiedziałem przyglądając się krukowi
- Szukacie Ami ? - spytał kruk
- Myślałem że kruki nie... - zaczął Max
- Tak - powiedziałem przerywając wypowiedź Maxa - Wiesz gdzie ona jest ?
- Wiem - odparł kruk
- Zaprowadzisz nas do niej ? - spytała Manti
- Chodźcie - powiedział kruk i podleciał na dalszą gałąź
Ciągle tak podlatywał z jednej gałęzi na drugą, a my szliśmy za nim i w końcu wyprowadził nas z lasu na jakąś polanę.
- To gdzie ona jest ? - spytał się Max
- W jaskini - odparł kruk tajemniczo wskazując skrzydłem samotnie stojący dąb
- Ja nie widzę żadnej jaskini - rzekł Max wpatrując się w drzewo
- Podejdźcie do dębu - rozkazał kruk - I powiedzcie hasło
Podeszliśmy do drzewa, czując się dość dziwnie i zapytałem :
- Jakie hasło ?
- Czarne skrzydło - powiedział kruk podlatując do nich i nagle znikając
- Gdzie go wcięło ? - spytał Max - To było te hasło ?
- Chyba tak - powiedziałem
- Czarne skrzydło - powtórzyliśmy i nagle, tak jak kruk, zniknęliśmy
Pojawiliśmy się natomiast w jaskini. Zaczęliśmy się rozglądać i wtedy zauważyliśmy podchodzącą do nas Ami i mówiącą :
- Nareszcie jesteście !


[ Oleander? ]

Od Manti CD Maxa

Czasem zastanawiam się dlaczego to akurat ja muszę mieć skrzydła, a nie inni... To znaczy, fajnie jest polatać i w ogóle ale zazwyczaj właśnie przez to muszę kogoś wciągać czy nieść. Lecz oprócz tego moje skrzydła są bardzo pomocne, na przykład dlatego że mogę się dużo szybciej poruszać niż inne wilki. Powoli wstałam z ziemi i powiedziałam :
- Będziemy musieli poszukać Ami
- Manti ma racje - stwierdził Apar, po czym zerknął na Maxa - Wiesz którędy poszła ?
- Chyba tam - Max wskazał łapą na północ
- Chyba ? - spytałam
- Ech... dokładnie nie pamiętam ale tak mi się wydaje... - powiedział niepewnie Max
- No dobra, to idziemy - oznajmił Apar 
Powoli, w trójkę ruszyliśmy w kierunku wskazanym przez Maxa.


[Apar?] 

Od Maxa

Szedłem dalej przed siebie nie zważając na słowa kotki i nagle gałęzie po których stąpałem, razem ze mną, spadły do wykopanej przez kogoś dziury. Ami podbiegła do krawędzi i powiedziała :
- To pułapka !
- Zauważyłem - odpowiedziałem nie kryjąc złości i rozczarowania - Nie dość że tyle czasu łaziliśmy po lesie na marne, to w dodatku ktoś musiał zastawić tą... durną pułapkę akurat tutaj !!!
- Bądź cicho bo ci nie pomogę ! Zachowujesz się jak dziecko - prawie krzyknęła kotka, a potem dodała już spokojniejszym głosem - Teraz trzeba się zastanowić jak cię stąd wydostać...
- Nie mam pojęcia - odparłem - No chyba że mnie tu zostawisz i spróbujesz znaleźć kogoś do pomocy...
Ami rozejrzała się niepewnie, spojrzała na mnie i powiedziała :
- Zostawić cię tu ? No nie wiem czy to dobry pomysł...
- Ale nie możesz tak ciągle tu przy mnie siedzieć, musisz iść ! - rzekłem
- No dobra - Kotka westchneła i ruszyła dalej
Minuty wlokły się jak godziny, wydawało mi się że czekam już całe wieki. Położyłem się na ziemi i przymknąłem oczy. Znając moje szczęście pewnie jeszcze długo tu posiedzę. Nagle usłyszałem trzask łamanej gałęzi. Natychmiast wstałem i zacząłem uważnie nasłuchiwać, w moim kierunku poruszały się dość powolnym krokiem dwa wilki. Zaraz, zaraz, poznaję ich zapach, to...
- Apar, Manti ! - krzyknąłem
- Max, to ty ?!- odkrzyknął mi Apar
- Tak, chodźcie tu ! - odpowiedziałem
Szybko przybiegli i staneli obok dziury. Manti zajrzała do środka i się spytała :
- Jak tu wpadłeś ?
Szybko opowiedziałem im jak poszedłem z Ami szukając kogoś i wpadłem tutaj.
- Pomożecie mi się stąd wydostać ? - spytałem z nadzieją na pomoc
- Tak... - odpowiedziała niepewnie Manti - Ale łatwo nie będzie 
- A jak chcecie to zrobić ? - spytałem
- Spróbuje cię unieść na tyle wysoko żebyś mógł już się dalej wdrapać
- A dasz radę ? - spytałem niedowierzając 
- Przecież znasz Manti - przerwał Apar - Ona zawsze jakoś da radę
- No to dajesz - powiedziałem do Manti
Wadera podleciała do mnie i zaczęła mnie wciągać na górę, widać było że nie było jej łatwo, po chwili kiedy już było bardzo blisko powiedziała puszczając mnie :
- Tutaj już sam musisz się wdrapać, nie mam siły...
Powoli wgramoliłem się na górę. Usiadłem i spojrzałem na Manti. Siedziała nie mając już na nic siły i dysząc ciężko, podszedłem do niej i powiedziałem :
- Dzięki
- Nie ma za co - wadera uśmiechnęła się do mnie słabo.


[Manti ?]

Od Beryla

Las skąpany we mgle, był dziś nadzwyczajnie cichy. Niedawno spadł pierwszy śnieg. Co prawda zdążył już stopnieć, ale miałem wyjątkowo silne przeczucie, że właśnie dziś lub jutro spadnie następny.
Leżałem pod drzewem, przeciągając się i delektując chłodnym porankiem - ostatnio stałem się bardziej wycofany z życia naszej watahy. Myślę, że po prostu się zestarzałem. No nic. Mimo wszystko trzeba się czasami pokazać i upewnić naszą małą społeczność, że jeszcze żyję. Wstałem, kierując się w stronę Polany Życia, która wyglądała teraz zupełnie inaczej, niż w lato. Woda pokryła się cienką warstwą lodu a nieliczne liściaste drzewa pozrzucały liście leżące treraz na ziemi. Mgła zasnuła całą polanę. Nadawało jej to nieco tajemniczy wgląd.
Przypomniałem sobie o Luboradzu - wielkim wilku, którego Eclipse i ja spotkaliśmy nieopodal ludziej wioski, gdy Andrei, poszkodowany przez kłusowników leczył się u pewnego człowieka. Trzeba go będzie niedługo odwiedzić. Mam nadzieję, że już wyzdrowiał. Wtedy też poznaliśmy dwa psy - Adolfa i Irysa.
Kilkanaście dni temu wróciliśmy na tereny WSC, razem z Luboradzem. Zadomowił się u nas w lesie, choś nie widziałem go od jakiegoś czasu. Postanowiłem w pierwszej kolejności zneleźć jego. Miałem mieszane uczucia co do tego basiora. Trudno było zaufać komuś obcemu, w dodatku silniejszemu od siebie.
- Luboradz! - krzykrąłem, wchodząc na cichą łąkę.
Odpowiedziało mi tylko nieśmiałe echo.
Zaniepokoiła mnie ta cisza. Nikogo nie ma? Czy rzeczywiącie jest tak zimno, że wszyscy pochowali się w jaskiniach i śpią? Przecież właśnie na Polanie Życia zawsze było najwięcej... hmm... życia. Dziś wygląda jak martwa.
Wróciłem do lasu. Nadal nikogo. Tylko coś białego przemknęło kilka metrów dalej. Mój wzrok stanowczo pogorszył się jakiś czas temu, więc nie widziałem dokładnie, kto pojawił się przede mną. Postanowiłem zawołać na chybił-trafił.
- Eclipse? - zmróżyłem oczy, napinając mięśnie gotowe do walki lub ucieczki.
- Beryl? Wyszedłeś wreszcie na świat? - usłyszałem znajomy głos. Odetchnąłem z ulgą.
- Tak, kochanie. Szukam Luboradza. Widziałaś go może?
- Nie - dpowiedziała Wadera - od kilku dni. Może znudziło mu się w naszej watasze i odszedł.
- Nie wiem - ziewnąłem - w każdym razie, może to i lepiej. Powiesz mi tym czasem, dokąd tak się spieszyłaś?

< Eclipse? >

niedziela, 13 listopada 2016

WSC znowu działa!

  Witajcie, Drodzy Członkowie Watahy Srebrnego Chabra!
Jesteśmy szczęśliwi, że znowu możemy być tutaj z Wami, na stronie naszej cudownej watahy, a także, że możemy pisać teraz ten post. Oczywiście wiedzieliśmy, że to nastąpi już niedługo, jednak po zastanowieniu postanowiliśmy skrócić trochę czas zawieszenia WSC i wrócić do Was już dziś.
Mamy nadzieję, że wróciliście z takim samym zapałem i weną jak my i, gdy WSC rozgrzeje się trochę, nie zabraknie chętnych do pisania opowiadań.
Wiemy, że po tak długiej przerwie być może trudno jest powrócić do pisania, jednak wierzymy w Was i wiemy, że nie opuścicie nasw tak trudnej chwili. mamy nadzieję, że odpoczęliście i powracacie pełni nowych sił.

                                                                           Wasz samiec alfa,
                                                                               Beryl