czwartek, 30 listopada 2017

Od Megami CD Raven'a Crux'a

Chwilę jeszcze wpatrywałam się w wilka który z naszej odległości był już jedynie przesuwającym się punkcikiem.
-Znasz go?-zapytał Raven. Przetworzyłam swoje myśli.Nie znalazłam w nich tego wilka.
-Jakbym go znała, to bym się z nim nie gryzła.
-No w sumie tak...-Raven spuścił na chwilę wzrok, i znów spojrzał na mnie-Myślisz, że mamy przej...jeśli to ktoś z watahy?
W sumie, to tak i nie.Przecież to on mnie zaatakował.-Nie wiem.Ale przecież on sam chciał walki.I to on nas zaatakował.-podniosłam brwi wyżej.
-Tak, ale nie wiadomo co to za typ, i może przecież powiedzieć zupełnie coś innego niż to co się stało.
O tym nie pomyślałam.Popatrzyłam na trochę większe zadrapanie na mojej łapie.-Aaa jak to niby ma wytłumaczyć?-powiedziałam podnosząc łapę.
-Tego nie wiem...Ale znałem dużo takich.
Zacisnęłam zęby.Już nie miałam nic do powiedzenia.Tu przyszedł mi do głowy tekst pewnej piosenki.-Jedyne co jest prawdziwe, to jest tu i teraz.-zanuciłam z lekkim uśmiechem na twarzy.Powtórzyłam to kilka razy przeskakując z łapy na łapę.Miałam nadzieję, że to chodź trochę poprawi atmosferę.Raven uśmiechnął się.
-Dobrze, możemy zapomnieć o tym, co tu zaszło.-powiedział przekierowując wzrok na horyzont.
Zapomnieć...?No dobrze...Gdyby tylko było to takie proste...

< Raven?Wiem, że piszę krótkie opka ale nie dalszą akcję pozostawiam tobie ;v; >

To był udany listopad!

Drodzy Członkowie WSC!

Z radością piszę dzisiaj to ogłoszenie, widzę bowiem, że nasza wataha przeżywa właśnie rozkwit. Pobiliśmy wszystkie rekordy - zawiązaliśmy najwięcej sojuszy, napisaliśmy najwięcej opowiadań,  a i te opowiadania były statystycznie najdłuższe spośród tych, które pisaliśmy od początku istnienia WSC. Jest to oczywiście Wasza zasługa.
Tego pięknego listopadowego dnia nadszedł również czas, aby porównać wyniki opowiadań, jakie napisaliśmy. Tak więc statystyki przedstawiają się następująco:

Najaktywniejszym wilkiem był Jaskier - 31 opowiadań
Zaraz po nim, na podium plasuje się Astelle - 24 opowiadania
A na zaszczytnym miejscu trzecim, Kanaa - 10 opowiadań

Miejmy nadzieję, że następne miesiące będą jeszcze lepsze. Na razie jednak, cieszmy się tym, co już osiągnęliśmy i nadajmy przeszłemu miesiącowi miano "Platynowego Listopada"

                                                                                  Wasz samiec alfa,
                                                                                      Oleander

Od Raven'a Crux'a - 2 trening szybkości

Kolejny, zwyczajny dzień przywitał mnie pochmurnym niebem. Wczesnym rankiem wyskoczyłem do lasu rozprostować nogi. Naszło mnie coś, co spowodowało, że zacząłem tarzać się w śniegu i na przemian formować z niego różne kształty, dając upust temu, co siedziało we mnie od początku tego dnia. Całe szczęście, bez świadków. Skończyłem to szaleństwo w pełni rozgrzany pomimo panującego mrozu, ale nadal złośliwie szczypał mnie w wilgotny nos, co nagle mnie otrzeźwiło, bowiem dotarł do moich nozdrzy zapach zwierzyny, kopytnego. Bez wahania podążyłem tym tropem. Nie było najlżejszego wiatru, całkowita, biała, martwa cisza. Doprowadził mnie do rozległej polany na której pasło się niewielkie stado jeleni wirginijskich. Zwierzęta pracowicie grzebały kopytami w białym puchu, by dobrać się do pożywienia. Zacząłem wolno, bezszelestnie podkradać się do nich, szczerze mówiąc bardziej dla rozrywki niż zaspokojenia głodu. Gdy znajdowałem się kilkadziesiąt metrów od najbliższego z nich, wystrzeliłem jak z procy; minąłem pierwszego, postanawiając dopaść kolejnego. Roślinożercy zorientowali się już w sytuacji i rozpierzchli się na wszystkie strony. Wskoczyłem za swoim celem w gęstwinę, jednak las był w tym miejscu rzadki. Goniłem zwierzynę wytrwale, lecz ostatecznie uciekła. Mimo to, było to dobre ćwiczenie. Kiedy zebrałem trochę sił i równocześnie zgłodniałem, upolowałem średniego dzika, kończąc tę robotę na dziś.

Od Jaskra CD Astelle

Uśmiechnąłem się pod nosem, rzeczywiście, każdy, nawet największy cień kiedyś się kończy i zazwyczaj widać to, co się za nim znajduje.
- Jeśli jeszcze trochę byś poćwiczyła - zacząłem wesoło - pewnie mogłabyś zatrudnić się przy zadawaniu tych podobno piekielnie trudnych zagadek - po czym przysunąłem się do niej jeszcze bliżej, dodając - na szczęście jako starszy szeregowiec jestem w stanie zapewnić nam życie na takim poziomie, że nie musisz pracować. Robisz to tylko dla idei, pamiętaj. Jeśli nie będziesz chciała lub mogła, coś się z tym zrobi...
- Nie ma takiej potrzeby - przerwała żarliwie, kręcąc głową z uśmiechem - naprawdę lubię to, co robię. I czuję, że przynosi to ogólny pożytek. Wracając do tematu, jeśli natomiast ty byś trochę poćwiczył, pewnie dostałbyś się do tych Cieni bez problemu - odpowiedziała z lekkim westchnieniem.
- Taki mam zamiar. Pewnie bez kłopotów się nie obędzie, ale postaramy się tam dotrzeć i jak najlepiej załatwić sprawę.
- Chwileczkę, czy ja powiedziałam już, że cię puszczam? - zapytała zdumionym głosem, udając zdziwienie.
- Mam wrażenie, że tak słyszałem... - teraz z kolei ja udałem zamyślenie, kątem oka przyglądając się waderze z uśmiechem.
- Przestań - zaśmiała się w końcu po krótkiej chwili dezorientacji, przy czym stuknęła wierzchem łapy w moją łopatkę.
- Czyli mogę iść tam z towarzyszem? - spojrzałem na nią urzekająco - on tam będzie nade mną czuwać, obiecuję - zachichotałem - przez całe moje życie robił to wzorowo, więc chyba nic nam się nie stanie!

< Astelle? >

środa, 29 listopada 2017

Od Raven'a Crux'a - 1 trening szybkości

Wszystkie cztery ściany jaskini pokryte były fantastycznymi naciekami, o barwie szaro-czarno-brudnobrązowej, ale ważniejsze było dla mnie w tej chwili to, że nie przepuszczały światła; tylko przez niewielkie ,,okienko" w lewym rogu sufitu sączyła się zielonkawa poświata, niosąc ze sobą pojedyncze trele ptaków wiernych swym terenom także w zimie, i to właśnie sprawiło, że rozwarłem szeroko powieki i rozejrzałem się nieco nieprzytomnie po pomieszczeniu, po czym przeciągnąłem się rozkosznie i postanowiłem zaspokoić swój poranny głód. Nie zwracając niczyjej uwagi, wyszedłem na zewnątrz i zniknąłem wśród zarośli. Przez krótki czas próbowałem złapać ślad, aż trafiłem na trop pospolitego szaraka. Pierwsze podejście nie udało się, lecz czemu się dziwić - przeważnie polowanie kończy się fiaskiem. Za drugim razem także trafiłem na zająca, ale tym razem zapach był intensywniejszy. Skoczyłem prosto na ofiarę, zabijając ją jednym ciosem, kiedy kątem oka dostrzegłem jego krewniaka, już zamierzającego ukryć się w lesie, gdy pojawiła się przed nim twarda, gładka, lodowa ściana. Zaskoczenie i siła uderzenia nawet z moją szybkością wystarczyły, by go dopaść i ukatrupić. Zadowolony przeżułem posiłek i spojrzałem w niebo. Nie minęło jeszcze nawet południe...Zapowiadał się długi, nudny dzień.
Poszedłem ot, przed siebie, kierując się na południe. Wkrótce z marszu przyspieszyłem do biegu. Gnałem coraz szybciej, w locie nieraz ledwo omijając leśne przeszkody, aż zbliżyłem się do granic swojej wytrzymałości. Starałem się jeszcze przyspieszyć - w pewnym momencie już wybijałem się, to znów zwalniałem. Zatrzymałem się dopiero na stepach, gdy zielona linia puszczy ciągnęła się już dość niewyraźnie na horyzoncie. Ciężko dysząc, odpoczywałem chwilę, i ruszyłem ponownie w drogę. Po południu znalazłem się w nieznanych mi górach. Przemierzałem powoli szlaki, co jakiś czas zostawiając znak w postaci bryłek lodu, do czasu, gdy usłyszałem podejrzany szelest. Z krzaków wystrzelił dziwny orzeł. Spojrzał na mnie zaskoczony, po czym bez słowa odleciał. Pod wpływem impulsu pobiegłem za nim; mogła to być dobra okazja do treningu. Ptak najwyraźniej przyjął wyzwanie. Ścigaliśmy się przez dłuższy czas, ale w ostatecznym rozrachunku zostałem w tyle, i to całkiem mocno. Będę musiał nad tym popracować.
- Jesteś nowy w WSC? - spytał, oddalając się.
- Można tak powiedzieć.
Zawróciłem w stronę jaskiń. Jakoś udało mi się zdążyć przed zmrokiem.

Od Ymir'a CD Jaskra

Obudził mnie zimny powiew wiatru. Otwierając szybko oczy, spotkałem przed sobą spokojnie opadającą wodę wodospadu, która odbijała chłód tego miejsca. Poczułem, jak przez moje plecy przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Otrząsając się, wstałem z ziemi. Po wyprostowaniu sylwetki wypuściłem powietrze nosem, przez co ujrzałem biały obłok. Było na tyle zimno, że już działy się takie zjawiska. Uśmiechnąłem się do siebie i spojrzałem przed siebie, w tym samym momencie słysząc dziwny odgłos. Skrzywiłem się delikatnie i z mlaśnięciem ruszyłem do lasu w poszukiwaniu jakiegoś miejsca do zapolowania na cokolwiek. Przebierając powoli łapami, mijałem kolejno drzewa, które wyglądały bardzo podobnie do siebie, przez co po niedługim czasie zacząłem myśleć, że idę w miejscu. Pokręciłem głową i spojrzałem się w obydwie strony, poszukując czegoś, nie do końca wiedząc czego. Chrząknąłem cicho i dalej nie rozmyślając, kroczyłem przed siebie. Po czterdziestu może pięćdziesięciu minutach poszukiwań godnego mnie pożywienia, natknąłem się na sarnę, która energicznie podskakiwała. Zdziwiony, podszedłem bliżej niej, aż w końcu dojrzałem jej tylne nogi obwiązane liną. Wychodząc z krzaków, pokazałem się jej, przez co jeszcze bardziej wierzgała. Przewróciłem oczyma i usiadłem przed nią, przyglądając się jej ruchom. Wyglądała na wyczerpaną. Zapewne męczy się z zasadzką kilka godzin. Odwróciłem na chwilę głowę, po czym podchodząc do niej, wbiłem w jej kark kły. Nawet nie walczyła, po prostu się poddała. Puszczając ją na ziemię, przyjrzałem jej się dokładniej, po czym zacząłem konsumpcję. Niedługo po tym usłyszałem za sobą znajomy głos. Ruszając chwilę uszami, upewniałem się co do swoich podejrzeń, po czym unosząc delikatnie głowę znad zwierzyny, mruknąłem:
- Jeżeli chcesz do kogoś podchodzić, rób to na przyszłość ciszej -spojrzałem się w jego stronę przez ramię, oblizując przy tym pysk.
Ciemny wilczur na chwilę stanął w miejscu, lecz szybko się otrząsnął i podszedł do mnie z delikatnym uśmieszkiem. Próbując go ignorować, powróciłem do poprzedniej czynności, jakim było jedzenie. Kątem oka widziałem, jak wilk siada obok mnie, patrząc na mnie dziwnym, nieodgadnionym wzrokiem, który trochę mnie przytłaczał. W końcu spojrzałem na niego z pytaniem w oczach, lecz długo to nie trwało, gdyż odsunąłem się od sarny, zwieszając przy tym głowę. Wilk patrzył na mnie zdziwiony, przez co czułem się jeszcze dziwniej.
- Jesteś alfą, co nie? W takim razie masz pierwszeństwo -wycedziłem, odwracając przy tym łeb od niego.
Ten zamrugał kilka razy, po czym mówiąc krótkie "dziękuje" dokończył mój posiłek. Siedząc obok niego, przyglądałem się, myśląc. Widząc, że już prawie skończył, zacząłem.
- A więc coś wymyśliliście w sprawie tej watahy, o której wam mówiłem? W końcu to dość poważna sprawa Jaskrze.
- Masz rację -odpowiedział, podnosząc przy tym głowę -i muszę odpowiedzieć, że mamy już plan.
Nie powiem, zaskoczyła mnie jego odpowiedź. Myślałem w końcu, że zajmie to im więcej czasu niżeli noc i pół dnia. Zaśmiałem się do siebie, kręcąc przy tym głową.
- Jestem pod wrażeniem. Szczerze powiedziawszy, myślałem, że będziecie nad tą sprawą siedzieli przez najbliższe kilka dni, może tygodni. Myliłem się jednak -prychnąłem, przyglądając się mu uważniej.
- Masz rację, myliłeś się -odpowiedział niewzruszony moją postawą -Mundus prawdopodobnie jest już gdzieś na tamtych terenach.
- Misja zapoznawcza? -zapytałem, przekręcając głowę.
- Można tak to ująć -pokiwał głową, po czym oblizując wargi, dodał -planuję również się tam wybrać. Mamy zamiar zawrzeć z nimi sojusz. Rodzinna wataha Astelle jest z nimi połączona, więc mamy trochę ułatwione zadanie.
- Jesteście pewni?
Jaskier spojrzał na mnie zdziwiony. Opowiedział mi o kontakcie jego małżonki z rodzinnymi stronami oraz o informacjach związanych z tamtymi watahami. Wszystkiego słuchałem bardzo uważnie, sklejając wszystko w całość.
- Według mnie -zacząłem, wyprostowując się przy tym -jest w tym jakiś podstęp. Nie wydaje ci się to dziwne? Takie długie starania o sojusz i to jeszcze z watahą, która nawet się nie pokazuje swoim sojusznikom. Oraz to, że podobno chcą się dostać do wybrzeża. Może czegoś szukają? Jak dla mnie powinniście to bardziej przemyśleć, a przynajmniej mieć coś, lub kogoś w razie komplikacji.
- Aż tak się martwisz? -uśmiechnął się cwaniacko, na co się skrzywiłem.
- Oczywiście, w końcu to wataha, w której jestem i to od niedawna. Chciałbym jeszcze trochę pożyć.
Wilczur pokręcił głową, a następnie wstał. Zanim jednak ruszył, powiedział.
- Chodźmy więc do Oleandra. Może w końcu coś ustalimy w twojej obecności?
Słysząc to, od razu pokręciłem głową. Na pytanie "dlaczego" szybko odpowiedziałem.
- Nie mam teraz ochoty na takie rozmyślanie. Myślisz, że będąc szpiegiem, mogę wszystko? Mylisz się zatem -prychnąłem, po czym również wstałem, machając przy tym ogonem -jednakże jestem ciekaw waszej dyskusji. Tylko dlatego pójdę -uśmiechnąłem się szeroko, na co wilk spojrzał krzywo.
Nie czekając dłużej, ruszyliśmy w stronę jaskini Oleandra. Droga jednak nie była cicha i spokojna. Cały czas się w czymś wykłócaliśmy czy spieraliśmy. Będąc u stóp jaskini alfy, położyłem uszy po sobie. W oddali mogliśmy dojrzeć zieloną posturę, do której powoli zbliżała się jasna postać Oleandra. Podchodząc do nich bliżej, Jaskier od razu rozpoczął.
< Jaskier? >

Od Kanaa'y CD Oleandra

Wpatrywaliśmy się w zmarłego.
- Poczuł się słabo, więc położył się spać i... - zaczęła cicho Murka
- I już się nie obudził - dokończył Mundus melancholijnie kiwając głową - Przynajmniej odszedł we śnie, bez cierpienia, bez bólu.
Po jego słowach zapadła cisza. Siedzieliśmy chwilę w tym milczeniu, zatopieni we własnych myślach. Ze smutkiem zorientowałam się, że prawdopodobnie i my kiedyś podzielimy jego los. Kiedyś się zestarzejemy i tak jak on, niezdolni do większego wysiłku fizycznego odejdziemy z tego świata. W końcu jednak wyrzuciłam z głowy tą myśl i uznałam, że lepiej jeszcze się nad tym nie zastanawiać. Po chwili Oleander przerwał tą ponurą ciszę mówiąc :
- Trzeba będzie wykopać dół...
- Masz rację, ale... gdzie to zrobimy? - spytałam
Basior spojrzał się pytająco na Murkę.
- Możemy to zrobić gdzieś tu w pobliżu - stwierdziła Murka - Chodźmy poszukać jakiegoś dobrego miejsca - Wadera chwiejnie wstała na cztery łapy i skierowała się do wyjścia z jaskini.
Ruszyliśmy za nią. Na zewnątrz było chłodno i zaczął padał deszcz, zupełnie tak, jakby pogoda chciała się upodobnić do nastroju tej sytuacji. Dosyć szybko znaleźliśmy dobre miejsce na pochowanie Andrei'a - podmokły skrawek ziemi, obok dużej wierzby. Już po niecałej minucie, cali upaprani błotnistą glebą, wspólnie rozkopywaliśmy ziemię, aby mogło powstać tam miejsce, gdzie pochowamy basiora. Kiedy już skończyliśmy, Oleander i Lenek przenieśli go do środka i wszyscy usiedliśmy dookoła dziury. Wiatr dudnił wszystkim w uszy, zupełnie jakby wygrywał żałobną melodię.

< Oleander? >

Od Astelle CD Jaskra

-Ja... Dalej nie czuje się, żeby teraz je mieć. Nie, że nie chcę- dodałam szybko- ale teraz jest zbyt poważna sytuacja. Realne zagrożenie ze strony wroga, nie wiemy czy się nawiąże sojusz z tamtą watahą i teraz jeszcze kwestia zamieszkania. Ale...
-Ale?- Zaciekawił się.
-Ale jak się to wszystko ustabilizuje, to myślę, że wówczas można tym się zająć- zakończyłam na co Jaskierek pogłaskał mnie po głowie.
-Może i masz rację. Chyba zacznijmy od szukania jaskini... Tymczasem zapraszam do siebie.
-Jak miło- uśmiechnęłam się. Idąc tak razem cały czas rozmawialiśmy, tematy jednak często zahaczały o potencjalny sojusz jak i kwestię dzieci. W pewnej chwili sobie coś przypomniałam.- Wiesz, tak mi wpadła do głowy zagadka. Co ty na to?
-Co będę z tego miał jak wygram?
-Jeszcze nie wiem, sam sobie wybierzesz- stwierdziłam, ponieważ naprawdę nie miałam pomysłu na nagrodę. Nie zdziwiłam się na widok tego znajomego uśmieszku pod jego nosem, był gotów. Dla spokoju usiedliśmy pod drzewem, byłam ciekawa finału tej zabawy.
-Możemy zaczynać.
-Wedle życzenia...

Jest to granica, co nie zna granic.
Zmierzanie ku niej nie zda się na nic, 
bo oddala się z każdym krokiem,
choć zawsze jest jak sięgnąć okiem.
Co za nią leży, wszyscy chcą wiedzieć,
ale ona leży zawsze na przedzie. 

Basior dumał nad odpowiedzią dłuższą chwilę, nawet wodził wzrokiem w celu uzyskania pomocy. Westchnął na znak, że to nie działa, dopóki...
-Mam! To cień- powiedział z tryumfem w głosie patrząc na dany cień krzaka rosnącego nieopodal. Ze śmiechem zaprzeczyłam.
-Przykro mi kochanie ale to zła odpowiedź.
-W takim razie co jest rozwiązaniem?
-Horyzont- odparłam z lekkim uśmiechem.

< Jaskierek? >

wtorek, 28 listopada 2017

Od Jaskra CD Astelle

- W takim razie - schyliłem głowę, niepewnie patrząc spode łba na Oleandra, który miał teraz decydujące zdanie w tej sprawie - Mundurek.
- Nie mam ku temu wątpliwości - on również spuścił wzrok, łapą grzebiąc w piasku, którym wyściełana była ta część jaskini.
- Tak, kto jeszcze? - włączyła się Astelle, rozglądając się po zebranych - musimy mieć kilku posłów, nie jednego. Sam przecież sobie nie poradzi.
- Aaa... - machnąłem łapą - nie znasz go dość dobrze. Pozostali będą mu tylko przeszkadzać. Ale, jakby się nad tym dobrze zastanowić, masz rację, kilkorgu łatwiej będzie poradzić sobie z tą niezwykle trudną próbą, na jaką zamierzają wystawić nas alfy tych "Cieni". I tutaj właśnie, nie widzę tak wyraźnie nikogo innego, niż siebie.
- Dlaczego ty? - zawołała Astelle ze skrywanym pod maską zdziwienia przestrachem - dopiero co skończyliśmy z Watahą Szarych Jabłoni. Nie możesz znów działać tak daleko, bo wreszcie źle się to skończy - pokręciła głową, zbliżając się do mnie o krok - jesteś alfą WWN, zbyt narażoną na atak postacią. Niech pójdzie ktoś neutralny.
- Różyczko - odparłem uspokajająco - razem z Mundusem nie takie rzeczy już robiliśmy. Razem zawsze idzie nam jakoś sprawniej, zawsze tak było, więc teraz też damy sobie radę.
- Jeśli chcesz - wzruszył ramionami Oleander - też nie mam lepszego pomysłu. Można by wysłać jeszcze twoją matkę, ale obawiam się, że wyprawa w tak odległe tereny nie jest już na jej lata. Nie mówiąc już o Murce, która po niedawnej śmierci Andreia jest na skraju załamania. W praktyce nie mamy teraz posłów - tu przerwał na chwilę, po czym ziewnął i dodał - może zresztą porozmawiamy o tym na przykład jutro? Obradujemy już dosyć długo, a nie jest to chyba sprawa nie cierpiąca zwłoki. Zanim wróg zorganizuje cokolwiek, pewnie już dawno załatwimy tą sprawę. Najważniejszy jest spokój.
- Nie wiem, czy mogę się z tobą zgodzić - wzruszyłem ramionami - ale jak wolisz. Mi się nie spieszy.
- Zatem kończymy na dziś - teraz odezwała się Kanaa, wstając i rozprostowując stawy. Podnieśliśmy się również i nieśpiesznie wyszliśmy z jaskini.
- Wybacz, nie mogę cię tam puścić - wilczyca teatralnie odwróciła głowę, unosząc podbródek, gdy tylko znaleźliśmy się poza zasięgiem wzroku alf. Uśmiechnąłem się lekko.
- Myślę, że pod moją nieobecność możesz zająć się czymś innym, bez dwóch zdań ważniejszym.
- Co masz na myśli - zapytała, niepewnie kładąc uszy po sobie, gdy zbliżyłem się nieco idąc teraz przy niej.
- Uważam, najdroższa, że powinniśmy poważniej podejść do tematu szczeniąt - zacząłem wolno, lecz w końcu postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę i kontynuowałem pewniej - co ty na to? - zapytałem, machnąwszy ogonem, stając przed nią tak, że nasze nosy mogłyby się teraz zetknąć. Astelle cofnęła się o krok, gdyż drzewo rosnące z tyłu uniemożliwiło jej dalszy ruch. Popatrzyłem jej głęboko w oczy, wyczekując jakichkolwiek słów.

< Astelle? >

Od Astelle CD Jaskra

-Chyba mogę dowiedzieć się coś więcej o tej watasze- powiedziałam zastanawiając się.- Może ktoś z mojej rodziny wiedziałby coś więcej?
-Jak chcesz to zrobić?- Zainteresował się Jaskier. Posłałam mu uśmiech.
-Jest nas tak dużo, że wszyscy nasi rodzice nałożyli na każdego zaklęcie, które pozwala na swobodną komunikacje słuchową i widokową. Jeśli chcecie posłuchać na żywo...- nie musiałam dokańczać bo alfy się zgodziły na transmisje z nimi. Usiedliśmy wygodnie i po bezgłośnym wypowiedzeniu zaklęcia, poczułam coś miłego co oznaczało, że z drugiej strony rozmowa została zaakceptowana. Zaraz pojawiło nam się niczym w małym lusterku widok szczęśliwej dojrzałej wadery o lekko beżowym umaszczeniu i czarną grzywką. Na mój widok uśmiechnęła się szerzej.
-Córeczko! Kochanie, co tam?- Zapytała spokojnie ale wiedziałam, że hamuje się przed lawiną pytań. Pomachałam jej.
-Hej mamo, potrzebuje, a raczej potrzebujemy twojej pomocy- widok był na tyle duży, że zauważyła pozostałą trójkę wilków.- Ta wataha z którą tak walczyliśmy o sojusz, uległo coś tam zmianie?
-Nie Astelle- przekręciła głową.- Para alfa i ich pomocnicy są dalej ci sami. Czemu pytasz?
Spojrzałam z pytaniem w oczach na swoje alfy, na szczęście, Oleander zrozumiał mnie.
-Szanowna pani- odezwał się na początek.- Nasza wataha pragnęłaby zawiązać z ów wspomnianą watahą sojusz. Dzięki pomocy Astelle w porozumieniu z panią, chcielibyśmy się dowiedzieć czegoś na jej temat.
-To samiec alfa u mnie- dodałam krótko. Matka kiwnęła głową.
-Proszę mi mówić na ty, jestem Arla. Co ja mogę powiedzieć? Mimo, że mamy sojusz to mało widujemy tamte wilki, więc nie wiem co mogłabym powiedzieć od siebie... Ale! Wiem, kto może wam pomóc. Astelle, pamiętasz kuzyna Earla? Tam się osiedlił i ma rodzinę, lepiej z nim mówić.
-Dzięki za pomoc mamo! Odezwę się niedługo- obiecałam i nasza rozmowa się skończyła ale zaraz nakierowała na nową, czekaliśmy w milczeniu. Tym razem powitał nas widok popielatego basiora o dobrej budowie.
-Czółko mała- powitał się w swoim stylu.- Słyszałem, że potrzebujesz pomocy, to jestem.
-Cześć duży- uśmiechnęłam się i wyłuszczyłam sprawę. Earl się podrapał zamyślony.
-To dosyć dziwna sprawa. Znaczy się, alfy byłby skłonne na sojusz z porządną watahą...
-Zapewniam cię, że tak jest- odparłam.
-W porządku. Mimo wszystko jak chcecie wysłać tu swoich to dajcie kogoś niesamowicie sprytnego.
-Czemu?- Zapytała Kanaa lekko zdenerwowana. Kuzyn westchnął.
-Nasz przywódca przed każdą audiencją z obcymi poddaje ich próbie sprytu dając zagadkę do rozwiązania. Jak się ją rozwiąże od razu zaprasza na rozmowę i się zgodzi na pomoc, tak ogłosił. A jeśli się polegnie odsyła z kwitkiem. Jest mały problem, do tej pory nikt nie rozwiązał ani jednej.
-Byli już jacyś chętni na sojusz?- Zapytałam się czując, że coś tu nie grało.
-Tak, jakaś wataha w sąsiedztwie kilka tygodni temu pytała się. Jakieś srebrne drzewa...
-Wataha Szarych Jabłoni?- Zapytał Jaskier.
-O, to oni! Niestety nie trafili w zagadce, więc nici. A skąd o nich wiesz?
-Powiedzmy, że nie mamy z nimi dobrych relacji- Oleander mruknął.
-Wrogowie, prawda?- Wszyscy pokiwaliśmy głowami.- To chyba nawet i lepiej. Dobra, skoro wam tak bardzo zależy to mogę uprzedzić alfy o przybyciu waszych posłów. Tylko pamiętajcie...
-Najsprytniejsi- zakończyłam.- Dzięki wielkie, do następnego.
-Trzymaj się tam też.
Rozmowa się zakończyła i teraz siedzieliśmy w ciszy.

< Jaskierek? >

Od Jaskra CD Astelle

- Teraz, najdroższa, zamieszkamy gdzieś bliżej WWN - przygarnąłem waderę łapą do siebie - będziemy blisko twoich pacjentów i moich interesantów.
- To chyba jedyne wyjście - zaśmiała się Astelle. Ja natomiast już pogrążyłem się w myślach i zacząłem zastanawiać się, gdzie ulokujemy nasze przyszłe mieszkanie. Być może będzie na tyle obszerna, że starczy zarówno za nową jaskinię medyczną, jak i za nową siedzibę alf WWN. To byłoby wspaniałe.
- Jaskier! - wtem usłyszałem słowa Kanaa'y, z cieniem ponaglenia w głosie. Otworzyłem szeroko oczy, zerkając bokiem na wilczycę i towarzyszącego jej białego basiora i, dając do zrozumienia, że słucham ich niezwykle uważnie, kiwnąłem głową.
- Bądź tak dobry, by oddalić się na chwilę od marzeń i pomóc nam w rozwiązywaniu jeszcze tego problemu - uśmiechnęła się lekko samica alfa - jakich posłów możemy wysłać na tereny tych "Cieni", by zapytać o sojusz? Pomyślmy.
- Astelciu, kogo proponujesz? - zapytałem poważnie, odrywając myśli od nowego mieszkania i kierując je na właściwe tory.
- Nie wiem - pokręciła głową - nie jestem pewna, jak teraz zareagują na naszą propozycję.
- Zatem nie pozostaje nam nic innego, jak tylko czekać - wzruszyłem ramionami - niedługo będę mieć na ich temat więcej informacji.
- Co? Dlaczegóż to? - Oleander przekrzywił głowę.
- Na ich terenach powinien być teraz ktoś, kto je zdobędzie... - odrzekłem, jednak już nieco mniej pewnie.
- Poczekaj - położył uszy po sobie - wysłałeś tam Mundusa?
Przytaknąłem w milczeniu.
- Czy masz oby pewność, że... sam nie wiem, jesteś świadom tego, co robisz? - zapytał, nieznacznie marszcząc brwi. Po raz kolejny pokiwałem głową, czując, że moje serce bije coraz mocniej. No pięknie. W zasadzie, nie mam już pewności.
Popatrzyłem na Astelle, która wydała mi się nie rozumieć sensu naszych ostatnich słów. Wzrokiem dałem jej znak, że wytłumaczę to później.

< Astelle? >

Odchodzi!

http://fc08.deviantart.net/fs71/f/2012/111/a/1/commission___damien_by_kayfedewa-d4x4osb.jpg
Andrei - powód: śmierć

Na każdego z nas przychodzi pora. Nie Ty pierwszy, nie ostatni.

Od Oleandra CD Kanaa'y

- Oleandrze... - Murka cicho wypowiedziała moje imię, gdy weszliśmy do jaskini, w której siedziała wraz z Andreiem - Andrei... - usłyszałem jeszcze jej cichy głos. Przyspieszyłem kroku, by jak najszybciej znaleźć się obok moich przyjaciół. Uklęknąłem przy Andreiu, próbując zaobserwować jakiś ruch z jego strony. Niczego jednak nie zauważyłem, toteż z coraz większym przejęciem i rosnącym poziomem stresu wbiłem wzrok w białą waderę, siedzącą nad ciałem swojego byłego partnera. Ta podniosła na mnie pełne żalu oczy, jakby wyczuwając na sobie moje spojrzenie.
- On chyba już nie żyje - szepnęła drżącym głosem, starając się zachować spokój jeszcze choć przez chwilę.
Nachyliłem się nad nim, próbując w dalszym ciągu zaobserwować ruch na jego klatce piersiowej. Przyłożyłem łapę do jego szyi. Potem do brzucha. Nic. Nawet żadnej reakcji.
Kanaa usiadła obok mnie i dotknęła łapą mojego ramienia. Spojrzałem na nią ze smutkiem. Następnie oboje przenieśliśmy wzrok na leżącego przed nami wilka, który półotwartymi oczyma po raz ostatni patrzył na świat.
- Już go z nami nie ma - westchnął Lenek żałośnie - Murko, nie patrz na niego. Już mu nie pomożesz, siostrzyczko - to mówiąc odsunął ją delikatnie od ciała. Wadera nadal kochała martwego basiora, nic na to nie poradzimy - ćśś... - Lenek przytulił smutną i jakby otumanioną wilczycę - taka kolej rzeczy - w tamtej chwili nikt nie zastanawiał się nad przyczyną śmierci wilka. Było dla nas jasne, że ktoś tak stary miał prawo odejść w każdej chwili. Nikt nie zastanowił się nad tym, że basior czuł się dobrze jeszcze kilka godzin wcześniej, gdy szedł z nami do tej groty. To z resztą było już nieważne.
W tym momencie usłyszeliśmy kroki u progu jaskini. W wejściu pojawił się błękitny ptak. Od razu wydał się zaniepokojony. Przywołałem go gestem łapy. Podszedł wolno i spojrzał na Andreia, po czym, nie czekając na nasze słowa, usiadł przy nim i zmierzył mu puls, kładąc jednocześnie szpony na jego powiekach, zamykając uchylone oczy wilka.
- Nie żyje - powiedział sam do siebie - jeszcze ciepły...
Pokiwałem głową, ze zdumieniem widząc jak mój niebieski przyjaciel przeciera dziób skrzydłem. Andreia nie pożegnała żadna wilcza łza. Tylko oczy jego niegdyś największego nieprzyjaciela zaszkliły się.

< Kanaa? >

Od Astelle CD Jaskra

-To niezły pomysł, może będą przychylni na sojusz- rzekł Oleander po zastanowieniu.- Trzeba być dobrej myśli.
-Nie chcę psuć pełnego nadziei nastroju- odezwałam się z wahaniem przy czym ściągnęłam na siebie ich uwagę- ale chyba wiem o której mówisz watasze. W podobnej odległości leżą od mojej rodzinnej watahy.
-Do czego zmierzasz?- Zapytała zaciekawiona Kanaa. 
-Bardzo długo walczyli o sojusz z nimi, są bardzo wybredni. Tydzień przed moim odejściem w końcu łaskawie się zgodzili.
-A ile to trwało?- Dalej dociekała się.
-Jakieś dwa lata- bąknęłam, reszta jęknęła.
-W tym tempie to WSJ nas zaatakują- powiedziały chórem basiory. Wzruszyłam ramionami.
-Jednak moja rodzinna wataha nie należała do sporych, malutka jest i mamy skromne tereny, pewnie dlatego z początku odrzucali sojusz. Tu co innego- spojrzałam jeszcze raz na mapy dla pewności.- tereny spore, duża liczba członków oraz jeszcze sojusz z WWN. Jestem przekonana, że zgodzą się.
-W takim razie na co czekamy? Już zaraz posłańcy powinni ruszać- zauważył Jaskier. Wszyscy pokiwali głowami. Myślałam już o wyjściu ale samica alfa się odezwała z wahaniem.
-Chyba powinniście o czymś wiedzieć... Ostatnio coś kamienie na jaskiniach zaczęły się poruszać- nim skończyła, usłyszeliśmy spory huk i na zewnątrz zaczęły się pojawiać kłęby dymu. Nim się obejrzeliśmy, Jaskier już wyglądał o źródle tego sajgonu.
-Wiesz co Astelle? Problem z mieszkaniem samoistnie się rozwiązał- powiedział cały czas patrząc na zewnątrz.
-Co jest?- Wstałam nie rozumiejąc tej wypowiedzi.
-Twoja jaskinia, no... Uległa samozniszczeniu.
-Co?- Wyjrzałam w tamtym kierunku. Rzeczywiście, moją jaskinie zawaliły gruzy. Sporo tego. Chyba wszystkie kamienie wolno leżące przybyły.
-Miałaś tam coś ważnego?
-Nie. Tylko ten mech- jęknęłam i wymieniłam się z ukochanym spojrzeniem, by zaraz razem wybuchnąć śmiechem. Mech jako powód naszego poznania się na początku.

< Jaskierek? >

niedziela, 26 listopada 2017

Od Kanaa'y CD Oleandra

Z każdym niewielkim krokiem przybliżaliśmy się do jaskini wojskowej. Kiedy już byliśmy tak blisko, że znajdowała się w naszym zasięgu wzroku ogarnął mnie niepokój. Nie był to może lęk, strach, czy panika, ale dziwne uczucie, że coś jest nie tak... Stanęłam niepewnie i omiotłam okolicę spojrzeniem. Wszystko wyglądało tak, jak wyglądać powinno - ogołocone drzewa, kilka kałuż, suche krzaki, oszroniona trawa i inne zjawiska będące normalnością w zimowym lesie. A jednak, niepokój nie minął. Najwyraźniej chwilę tak trwałam w bezruchu, ponieważ Oleander odwrócił się i spojrzawszy na mnie spytał :
- Coś się stało?
- Nie, nic, zamyśliłam się - Odpowiedziałam wymijająco i ponownie zaczęłam iść nie zatrzymując już się wcale.
"Ten niepokój może jest spowodowany zmęczeniem?" - zastanawiałam się
Tuż przed wejściem do jaskini na chwilę się zawahałam, jednak nie trwało to długo. Cicho weszliśmy do wnętrza groty. W słabym świetle ujrzeliśmy leżącego pod ścianą Andrei'a i siedzącą obok niego Murkę.
- U was wszystko było dobrze pod naszą nieobecność? - spytał Oleander
Wadera nie odpowiedziała, a basior najwyraźniej chyba spał, ponieważ nawet nie podniósł głowy.
- Murka?
- Oleandrze... - zaczęła wadera niepewnie - Andrei...

< Oluś? Co z Andrei'em? >

Kolejna mała reformacja!

Drodzy Członkowie WSC!
Z przyjemnością pragnę zawiadomić Was o kolejnych zmianach, które, mam nadzieję, ulepszyły naszą watahę. Jest to zasługa głównie Raven'a Crux'a, który bez dwóch zdań wykonał większość niezbędnej do tego pracy. Podziękowania należą się też Astelle, która nawiązała kontakt z watahami z zewnątrz i pomogła nam w poszukiwaniu nowych członków i sojuszy.

Zmiany w strukturze watahy:
1. Dodane zostały nowe stanowiska, oraz opisy wszystkich istniejących;
2. Zmienione zostały mapy terenów WSC, WWN i WSJ;
3. Przeredagowana została zakładka "Zwierzęta";
4. W formularzu dodany został punkt "Umiejętności";
5. Zniesiono sklep (zadecydowaliśmy o tym w ankiecie przewagą jednego głosu);

Jeszcze raz dziękujemy za zaangażowanie!
                                                                                     Wasz samiec alfa,
                                                                                        Oleander

Od Raven'a Crux'a CD Megami

- Ja już pójdę. - oznajmiła w pewnym momencie wilczyca i oddaliła się, znikając za rogiem. Wręcz nieświadomie odprowadziłem ją kątem oka. Zostałem sam na sam z Alfą i kręcącym się niedaleko wartownikiem.
- Dziękuję za miłe powitanie. - kontynuowałem rozmowę w tonie grzecznościowym. 
- Ależ nie ma sprawy. Może chciałbyś wybrać sobie teraz jaskinię? - spytał.
- Sądzę, że nie będzie to potrzebne. Wolałbym teraz rozprostować kości. - rzekłem uprzejmie. Skoro poprzedniej nocy nikt do niej nie zajrzał, to znakiem tego, że jest wolna, ale drugie zdanie mijało się trochę z prawdą...Po gonitwie przez ciemną puszczę, porannej pobudce i marszu do jaskiń wolałem po prostu gdzieś paść i zamknąć oczy. Ale mimo wszystko chciałem także znaleźć się dalej od innych.
- Rozumiem, do zobaczenia. - rzucił tylko na pożegnanie i odszedł w swoją stronę. Ruszyłem tą samą drogą, co Megami, zbaczając tylko nieco w prawo. Wkrótce moim oczom ukazał się łańcuch górski, średniej wysokości, ale za to długi po horyzont. Zacząłem wspinać się po zboczu porośniętym rzadkim lasem iglastym. Niedługo potem znalazłem się na skraju polany; panoszyły się tu wysokogórskie gatunki roślin spomiędzy których wystawały często wielkie głazy i ich odłamki, wszystko pokryte cienką warstwą śniegu. Rozkoszowałem się podmuchem wiatru, który uderzył we mnie po wyjściu z zacisznego boru i panującym na tej wysokości chłodem. Ułożyłem się pod jedną z brył, opierając o chropowatą ścianę, i zamknąłem na dobre powieki. Tego mi było trzeba. Przez długi czas nic, tylko świst wiatru w uszach. Czułem, jak wraca mi coś, czego mi brakowało. W pewnym momencie otworzyłem oczy i napawałem się krajobrazem, gdy na położonej znacznie wyżej półce skalnej zauważyłem jaskrawą, nie do pomylenia plamkę. Z daleka jej chód wyglądał na dziwnie niepewny, a na pewno ostrożny. Wstałem i wytężyłem wzrok, by przyjrzeć się sytuacji bliżej. Wtedy krzyknęła coś, jednak z tej odległości nie byłem w stanie usłyszeć, co dokładnie. 
Nagle jakiś nieopatrznie trącony kamyk potoczył się wolno, ceremonialnie, i bezczelnie zaczął spadać w dół, uderzając co raz o krawędzie skalne. A spowodowała to łapa ciemnego, jednak bardziej wpadającego w brąz basiora, wyraźnie skradającego się w stronę wadery. Nawet debil zorientowałby się, że nie ma dobrych zamiarów. Zdecydowałem się po prostu działać. Natura nie obdarzyła mnie skrzydłami czy innymi dziwactwami, więc nie było mowy o szybkim dostaniu się tam. Wyciągnąłem naprzód łapę.
W momencie, gdy Megami odwróciła głowę, by stanąć oko w oko z wrogiem, między wilkami wyrosła gruba, gładka, lodowa ściana, z paroma bryłami po bokach, uniemożliwiająca konfrontację. Z boku widziałem niepomiernie zdziwionego napastnika i równie zaskoczoną wilczycę. Zacząłem tak szybko, na ile mogłem, wspinać się po śliskich, niekiedy oblodzonych półkach. Wtem poczułem mocne pchnięcie w bok i upadłem. Nade mną stał ten sam osobnik, warcząc i wpatrując się wrogo swymi złotymi oczami. Ledwo umknąłem spod jego kłów, po czym przecisnąłem pod ścianą, przygotowując do starcia. Pierwszy rzuciłem się naprzód, raniąc go lekko pazurami po boku. Wystarczyła chwila mocnego skupienia, by całe moje ciało pokryło się płytkami metalu. Pozwoliłem mu na siebie skoczyć i przejechać po karku, a następnie sam przypuściłem atak na zaskoczonego basiora i zacisnąłem zęby na jego kłębie, dodatkowo cały czas zaciekle drapiąc. Przeciwnik odrzucił mnie, jednak krew sączyła się już z wielu małych ran, a szyja była częściowo poszarpana.
Minimalna chwila przerwy na gardłowe warczenie. Kątem oka zauważyłem skamieniałą waderę, próbującą zrobić krok wprzód. To wystarczyło, aby wilk zranił mnie; wprawdzie nie trafił celu, ale zarobiłem bolesne zadrapanie na nosie. Z wściekłością rzuciłem się na niego i przygniotłem do ziemi, stopniowo dusząc. Z satysfakcją patrzyłem na obłęd w jego oczach. Wtedy Megami zdecydowała się pomóc, szarpiąc jego ogon, lecz mimo to basior zebrał w sobie siły i wyrwał z mego uścisku, staczając się na dół. Przez chwilę leżał pod ścianą, dysząc, po czym uciekł z podkulonym ogonem, odprowadzany stalowym spojrzeniem. Miejmy tylko nadzieję, że jednak nie należy do watahy. Uspokojony już, strząsnąłem z siebie zbroję.
< Megami? >

Od Megami CD Raven'a Crux'a

-To świetnie.-odparł Oleander-Witamy w watasze.Widzę, że Megami się już tobą zajęła.
Siedziałam cicho.Nie chciałam im przeszkadzać, więc poszłam dalej.-Ja już pójdę.-powiedziałam ruszając.Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, więc zaczęłam wchodzić na szczyt gór.Dawno cie czułam tego świeżego, górskiego powietrza.Aż mi serce ścisnęło.Usiadłam tuż przy krawędzi.Coś mnie skusiło aby popatrzeć w dół.Zakręciło mi się w głowie.Odskoczyłam w tył.Od razu lepiej.Otrząsnęłam się.Poczułam obecność jakiegoś wilka.Po rozglądnięciu się, dostrzegłam jego sylwetkę w oddali.Ale nie był to Raven, ani nikt mi znajomy.Położyłam uszy, a oczy otworzyłam szerzej.Jeszcze nie wszyscy mnie tutaj znają.Nie jestem pewna, czy wszyscy są tutaj dobrze nastawieni na nieznajomych.Ale raczej nie.Ale...z drugiej strony byłam strażnikiem watahy.Więc nie mam się czego bać...Chyba.Postanowiłam zachować spokój i zignorować wilka.(Jak na razie).Więc udawałam że go/ją nie widzę i zaczęłam zeskakiwać coraz niżej.Niestety wciąż czułam obecność tego czegoś.A nawet gorzej.Miałam wrażenie, że się coraz to bardziej zbliża.Lekko przechyliłam głowę, by zobaczyć co jest za mną.Widziałam jedynie podnóże góry.Napłynęła do mnie dziwna odwaga...
-Słuchaj!Kimkolwiek jesteś, dlaczego mnie śledzisz!?-wypuściłam powietrze i zamknęłam na chwilę oczy, w oczekiwaniu że pojawi się ten ktoś.Niestety nic.

< Raven?Co to/ kto to? >

sobota, 25 listopada 2017

Od Jaskra CD Kasai

Przez długi czas jeszcze rozmyślałem nad tym wszystkim, co wydarzyło się w ciągu poprzednich dni. A dużo się wydarzyło. O wiele za dużo. Miałem wrażenie, że w Watasze Srebrnego Chabra, jak i w Watasze Wielkich Nadziei ostatnio dzieje się coraz więcej złych rzeczy, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Jedną z nich była z pewnością śmierć Kanjiela, która najprawdopodobniej mocno wpłynie na losy naszych bractw.
Westchnąłem ciężko. Nie miałem z resztą teraz czasu na takie rozmyślania. Musiałem jak najszybciej zebrać drużynę, aby być przygotowanym na ewentualne okoliczności wymagające udziału wojska. Zrobiłem to dosyć szybko, wszystkie wilki były tam, gdzie powinny być i gdzie najczęściej można było je spotkać. Potem postanowiłem przespać się jeszcze przez te ostatnie trzy czy cztery godziny, które zostały do świtu. Gdy rano wstałem, robiło się jasno. Rozciągnąłem mięśnie i wyruszyłem w umówione miejsce. Byli tam Kasai i Mundus. Brakowało tylko Shino.
- Witajcie - uśmiechnąłem się słabo, myśląc o czekającej nas podróży.
- Czołem, czołem - odrzekł Mundus, grzebiąc pazurem w piasku. Kasai natomiast odwzajemniła mój uśmiech, choć wyglądała bardziej na przytłoczoną tą sytuacją. Wolno ruszyliśmy w kierunku zachodnich terenów watahy, nie mówiąc nic. W końcu zapytałem:
- A gdzie Shino?
- Pewnie zaraz dołączy - odrzekła wadera - może znów był w pobliżu granicy WSJ.
Pokiwałem głową. Bardzo możliwe.
Rzeczywiście, lis dołączył do nas po niedługim czasie, wyskakując z jakichś krzaków akurat wtedy, gdy mijaliśmy granicę naszej watahy. We czworo weszliśmy na tereny wroga, mijając je jednak bez większych problemów i poruszając się cały czas po południowej ich części.
Zapowiadała się długa droga, która, jeśli wydarzyłoby się coś niespodziewanego, mogła zająć nawet kilka dni. Zaraz przed granicą, przekraczając którą mieliśmy pożegnać ewentualne zagrożenie ze strony WSJ, zobaczyliśmy niewielką grupkę jakichś obcych wilków. Przejść obok nich? Nie było o tym mowy. Zapuściliśmy się zbyt daleko na nieswoje tereny. Nie powinniśmy tu być. Z drugiej strony, trudno byłoby to zbiorowisko także ominąć.

< Kasai? >

Od Jaskra CD Ymir'a

"Cienie? Dlaczego? Bo nikt ich nie widział?" - zmarszczyłem jedną brew, próbując połapać wszystkie myśli, które teraz szalały po moim umyśle - "Zatem, jeśli nikt ich jeszcze nie zobaczył, czy mamy jakąkolwiek pewność, że naprawdę są wilkami?" - popatrzyłem na moich towarzyszy, którzy milczeli, również nad czymś myśląc - "a jeśli jest ktoś, kto miał z nimi do czynienia jako z psowatymi z krwi i kości, kim jest i jak możemy go odnaleźć? Koniecznie trzeba dowiedzieć się czegoś więcej". lekko przygarbiłem kark, opuszczając głowę i przymykając oczy.
- Co tak stoisz, Jaskrze? - zapytał nagle Oleander, na co popatrzyłem na niego - jeśli myślisz nad tym, co powiedział nam Ymir, mam nadzieję, że masz jakiś pomysł, bo ja nie mogę wpaść na żaden.
Nadal milcząc, pokręciłem głową i znów zamknąłem oczy. Nie chciałem przerywać toku swoich myśli. Po krótkiej chwili, znów powróciły moje wątpliwości. "Czy mamy w ogóle pewność, że te wilki istnieją? Pewnie istnieją, ale jak to sprawdzić? I jeszcze jedno: nikt nigdy wcześniej o nich nie słyszał. Pomyślę sobie, że to bardzo dziwne, jeśli mieszkają tak blisko od dawna. Natomiast jeśli przybyli tu ostatnimi czasy, można uznać ich za realne niebezpieczeństwo, bo znaczyć to musi, że poruszają się dosyć szybko".
Teraz z kolei popatrzyłem na Mundusa. Ten podniósł wzrok, widząc moje oczy wlepione w niego w zastanowieniu.
- Mundurek... - zmrużyłem oczy, przez moment zastanawiając się, czy nie popełniam błędu - nie możemy tracić czasu. Słyszałeś, co mówił Ymir? Słyszałeś o tych obcych wilkach? - przerwałem, gdy energicznie kiwnął głową, wstając ze swego miejsca.
- Mundurek, zaufam ci - podszedłem do niego, akcentując ostatnie słowa. Ptak uśmiechnął się lekko, na co przeszły mnie niepokojące dreszcze.
- Ale... Jaskier? - Oleander zrobił krok w naszym kierunku - co robicie? Nie rozumiem...
Mundus tymczasem podszedł do wyjścia z jaskini i wolno rozłożył skrzydła. Potem odwrócił głowę i spojrzał na mnie, mówiąc:
- Możesz być spokojny, mój przyjacielu - po tych słowach rozpostarł skrzydła i machnął nimi kilka razy, po czym wyleciał z jaskini. Zaraz po tym również podszedłem do wyjścia z groty i usiadłem na ziemi. Niedługo zobaczymy, czy popełniłem największy błąd w dotychczasowym życiu, czy też trafiłem w sedno. Na tą chwilę, wolałem się nad tym nie zastanawiać, aby się nie przeliczyć. Postanowiłem natomiast wrócić do domu i wypocząć, gdyż przez następne dni powinniśmy być gotowi na wszystko. To samo poradziłem również Oleandrowi, na co gorliwie przystał.

< Ymir? >

piątek, 24 listopada 2017

Od Jaskra CD Astelle

Patrzyłem na Astelle, układającą plan działania, który mógł pomóc nam w obronie przed watahą, w której nieformalną władzę przejął teraz jej lucyferyczny kuzyn. Co chwila kiwałem głową, w myślach składając wszystko w jedną, zadziwiająca szczelną, dokładną całość. Przeniosłem wzrok na alfy, które również słuchały w skupieniu.
- Punkt obrony jest teraz bardzo istotny - zauważyła tymczasem Astelle.
- Jeśli więc teraz nas zaatakuje, szanse na odparcie agresji są... - Kanaa położyła uszy po sobie.
- Niewielkie - przytaknęła zatroskana Różyczka.
Zapadła chwila ciszy.
- Potrzeba by nam było naprawdę silnej linii obrony, żeby w ogóle móc się bronić - wtrącił Oleander, kręcąc głową - wiecie, Ymir był tam niedawno. Podobno od śmierci Kanjiela panuje tam absolutny chaos.
- Masz rację - przypomniałem sobie dokładniej to, co pamiętałem z rozmowy z Ymir'em, naszym szpiegiem - był tam, wilki były rozżalone i rozprzestrzeniły się po wszystkich swoich terenach - nagle moje oczy zabłysły od jakiejś nonowej myśli - część z nich była ranna.
- Co sugerujesz? - zapytał Oleander, marszcząc jedną brew.
- Poczekaj - przewałem natchniony - siły WSC, które mogą bronić granic, to jej strażnicy i stróże, prawda? Nie zrobi tego nikt inny.
- Z pewnością, chyba, że na specjalne kryzysowe polecenie.
- Zapomnieliśmy zatem o jednej rzeczy. Moglibyśmy wysyłać meldunki na zachodnie granice Watahy Szarych Jabłoni, żeby kontaktować się tam z naszymi sojusznikami... Ale nie mamy sojuszników. To jest nasza słabość!
- Co? - Kanaa i Oleander wyglądali na zdziwionych.
- Najzwyczajniej  - odparłem - gdybyśmy tylko mieli kogoś po drugiej stronie WSJ, nie zaatakowali by nas, bo z drugiej strony zostali by najechani przez naszych sojuszników!
- Jaskrze, wiesz chyba, że na zachodzie WSJ nie ma żadnej watahy - smętnie pokręcił głową Oleander.
- Jest, tyle, że nie graniczy bezpośrednio z naszymi sąsiadami. Jest na pewno jakaś wataha kilkadziesiąt kilometrów na południowy zachód. Możemy wysłać tam posłańców - powiedziałem spokojnie.
- Czy to nie ciut za daleko? - dopytał alfa.
- Nie, wystarczy jeden dzień drogi i jest się na miejscu.

< Astelle? >

czwartek, 23 listopada 2017

Od Kasai CD Jaskra

- Tak, pewnie - powiedziałam. Myślami byłam już zupełnie gdzie indziej.
- W takim razie spotkamy się tu jutro, przed wschodem słońca.
Shino kiwnął głową, przyglądając mi się badawczo. Byłam niemal pewna, że domyśla się co chcę zrobić. Posłał mi jeszcze chytry uśmieszek i skoczył pomiędzy drzewa. 
- Uważaj po drodze - ostrzegł mnie Jaskier, odchodząc.
- Oczywiście - zapewniłam, parskając śmiechem. 
Chwilę później biegłam już w stronę granicy z WSJ. Musiałam przekonać się, czy lis nie przesadził w swojej ocenie sytuacji. 
Gdy tylko znalazłam się na wrogim teranie, zobaczyłam sporą grupę wilków, znajdującą się w niewielkim rozproszeniu na otwartym terenie. Zatrzymałam się, w miejscu gdzie kończyła się linia lasu, a zaczynał otwarty teren. Liczyłam, że żaden członek WSJ mnie nie zauważy. Oczywiście mogłam sobie tłumaczyć, że tylko odpoczywają, albo urządzają jakieś spotkanie integracyjne, ale nigdy nie lubiłam bagatelizowania problemów. W końcu lepiej zapobiegać niż leczyć.
Nigdzie nie widziałam Kanjiela, ale to wcale nie oznaczało, że to nie on stoi za tą małą imprezą. Postanowiłam nie ryzykować bardziej i wycofać się w głąb lasu. Najszybciej jak potrafiłam pobiegłam do jaskini alf. Na Oleandra wpadłam w ostatniej chwili, bo wyglądało na to, że akurat gdzieś się wybierał.
- Witaj, Kasai! - Pomachał delikatnie ogonem, wyglądał na zmartwionego. - Znaleźliście Shino?
- Tak - rzuciłam, wciąż starając się wyrównać oddech po biegu. - Uważa, że WSJ coś szykuje. Byłam tam i muszę przyznać, że sytuacja jest dziwna. 
W tym momencie tuż obok nas pojawił się Mundus. 
- Tak myślisz? - zapytał z widocznym rozbawieniem.
- Jeszcze ciebie tu tylko brakowało - westchnęłam. Świat chyba uznał, że mało miałam problemów. 
- Kanjiel nie żyje - rzucił niebieski ptak. 
Przez chwilę nie wiedziałam co o tym myśleć. TEN Kanjiel nie żyje? Ten prymityw z przerośniętym ego, który skutecznie psuł mi humor przez parę ostatnich miesięcy? Świat jest jednak łaskawy! Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- Kasai, to nie jest dobra wiadomość - zaczął Oleander, marszcząc brwi.
- Oczywiście, że nie - zapewniłam. - Powinniśmy opuścić flagi do połowy masztu i tak dalej. Na szczęście nie mamy flag.
- Widzę, że nie pojmujesz powagi sytuacji, więc pozwól, że wyjaśnię ci to w skrócie. - Przerwał, by upewnić się czy słucham. - Kanjiel zginął w wyniku rebelii. Teraz WSJ już nic nie powstrzymuje przed atakami i wchodzeniem na nasze tereny. Chcę pomóc wam dotrzeć do NIKLu.
- A to niespodzianka! - Nagle zdałam sobie sprawę, że coś w jego wypowiedzi mi nie pasuje. Położyłam jedno ucho po sobie i przekrzywiłam głowę w zamyśleniu.- Chwila... Skąd wiesz o planie?
- Nieistotne - skwitował.
Wypuściłam głośno powietrze z płuc i posłałam zawiedzione spojrzenie Oleandrowi i Sekretarzowi, który właśnie do nas doszedł. Można ich ostrzegać, prosić, a oni i tak zrobią po swojemu. Nie twierdzę, że nie wyszło nam to na dobre. Cóż... przynajmniej na razie.
- Skoro tak się sprawy mają, chciałbyś może, Mundusie, skoczyć z nami do NIKLu? Wyruszamy z samego rana. - Ptak uśmiechnął się tryumfalnie
- Nie omieszkam.
Uznałam, że dalsza rozmowa z alfą jest zbędna. Mundek zapewne sam się wszystkim zajął, a sprowadzenie NIKLu od początku było priorytetem. Pożegnaliśmy się z wilkami i ruszyliśmy w stronę miejsca, gdzie mieliśmy się spotkać całą czwórką. Przez całą drogę Mundus nie odezwał się ani razu, za co dziękowałam losowi jeszcze długo później.

< Jaskrze? >

Od Raven'a Crux'a CD Megami

Wciąż leżałem całkowicie nieruchomo, z każdym mięśniem gotowym do ewentualnego ataku bądź ucieczki. Wreszcie drżenie ustąpiło, i tylko co jakiś czas ciało odpędzało mróz gwałtownymi dreszczami. W moim umyśle zapanowała pustka; żadna myśl, żaden jej powiew nie zakłócał dziwnego, lecz całkiem przyjemnego spokoju. Wodziłem tylko wzrokiem bardzo powoli po otoczeniu, analizując każdy listek. Cienie przeróżnych przedmiotów padały płasko na polanę, tworząc wąski, nieco kolisty obszar na który padało księżycowe światło i otaczające go postrzępione, blade obramowanie. Gdzieś w oddali zahukał puchacz. Przymknąłem na chwilę oczy i westchnąłem. Noc, podobno kochanka zbrodniarzy, zdradliwa pani, noc nakładająca na świat nową warstwę farby.
Wreszcie wyrwałem się jakby ze snu we śnie i powróciłem do mojej obecnej sytuacji, starając się odpędzić przebłyski koszmaru. Jeżeli usłyszeli coś takiego we własnym, bezpiecznym domu, zapewne musieli rozpocząć poszukiwania stworzenia, by je wypędzić bądź zniszczyć. W końcu jaka przyjazna zmora może wrzeszczeć w czyimś mieszkaniu? Uznałem, że najlepiej będzie wyjść im na spotkanie i odwrócić uwagę od tego, zaś potem...dołączyć? Uciec? Wataha zajmowała żyzne, rozległ tereny; nie był to zły pomysł, lecz wszystko ma swoje wady. Postanowiłem zaczekać, aż niebo zacznie blednąć i ostatnia gwiazda jutrzenki zabłyśnie, a następnie wrócić i pokręcić się trochę wokoło, aż mnie zauważą. 
O odpowiedniej porze powstałem ze swego miejsca. Dobrą chwilę musiałem rozprostowywać zesztywniałe, ,,mrówcze" nogi, po czym otrzepałem się i ruszyłem w drogę powrotną. Jako że dotarłem tu biegiem nie zwracając uwagi na ślady czy otoczenie, nie było to łatwe zadanie. Nagle do moich nozdrzy dotarł znajomy wilczy zapach, jednak zbyt mało intensywny jak na grupę. Zjeżyłem automatycznie sierść, przygotowując się na przyjęcie niespodziewanego gościa. Wtem wśród zarośli mignęła mi charakterystyczna, jaskrawa plama. Przyjąłem zwyczajną, wyprostowaną pozycję. Wilczyca podbiegła do mnie truchtem.
- Co tu robisz? - milczałem krótko.
- Wybrałem się na przechadzkę. - Hah...po części nawet prawda.
- Rozumiem, ja też... - po krótkiej chwili milczenia dodała: - Wiesz, raczej nie możesz tu cały czas przebywać jako taki duch...te tereny należą do Watahy Srebrnego Chabra. - no, przy okazji poznałem jej nazwę.
- Wiem o tym. - odparłem o obojętnie. - Może po drodze do jaskiń uda się spotkać Alfę. - mruknąłem bardziej do siebie. 
- Idziesz do jaskiń? W takim razie mamy ten sam cel. - odpowiedziała bardziej energicznym tonem. Było jasne, że teraz nie uniknę wędrówki z Megami, ale przynajmniej nie zabłądzę...Ruszyliśmy znów. Przez pewien czas trwała cisza, którą rozkoszowałem się, dopóki z ust wadery nie padło pytanie:
- Lubisz góry? - spojrzałem na nią zdziwiony. 
- Tak. - rzekłem, wzruszając ramionami. 
- Jesteśmy już prawie na miejscu. - faktycznie, coś mi światło, poza tym nasiliła się wilcza woń. Podeszliśmy jeszcze ledwie kilkanaście metrów bliżej, kiedy pewien wilk zaczął podążać w naszą stronę. Śnieżnobiały basior o błękitnych tęczówkach zatrzymał się przed nami.
- Witaj. - pochyliłem nieznacznie głowę w geście pozdrowienia. Pierwszy ruch należał do mnie.
- Witaj. Jesteś zapewne znajomym Megami? 
- Można tak powiedzieć. 
- Cześć, Oleander... - wtrąciła wilczyca.
- Cześć Megami. Wiesz, o ile pamiętam, wilk ten nie dołączył do naszej watahy. - rzekł łagodnie, nie pobrzmiewała w tym żadna nuta pretensji. 
- Byłbym zapomniał. Raven Crux. Megami zaprosiła mnie na te tereny. Przepraszam, jeśli sprawiłem jakieś kłopoty. - odparłem. 
- Skądże. - zapewnił wilk, wyciągając do mnie łapę. Kątem oka spoglądałem na pysk towarzyszki. Odwzajemniłem gest. - Jednakże, hołdujemy zasadzie, iż tylko członkowie mogą przebywać na naszym terytorium.
- Przychodzę właśnie w tej sprawie. Zamierzam do was dołączyć. 
< Megami? >

Od Ymir'a CD Jaskra

Patrzyłem na niego zniechęcony dalszą pogawędką. No właśnie, jestem szpiegiem, a nie jakimś wszechwiedzącym. Skrzywiłem się lekko, przekręcając przy tym głowę, po czym z westchnieniem rzekłem.
- Mniejsza, to pewnie i tak już nic nie znaczy -zatrzymałem się, przyglądając się wszystkim zgromadzonym.
Jaskier siedział przede mną w oczekującej ciszy. Mundus opierał się o ściankę jaskini, uważnie słuchając naszych słów. Natomiast Oleander. Ten biały wilk stał nieopodal nas, rozmyślając. Zmarszczyłem brwi, kierując tym samym wzrok na ziemię.
- Jeżeli już tu jestem, chciałbym również wiedzieć co nieco -mlasnąłem, a następnie podniosłem wzrok na ciemnego samca przede mną -lecz może choć ta informacja może być dla was przydatna.
Po moich słowach, jakby były magicznym zaklęciem, wszyscy troje zwrócili swe uważne spojrzenie na mnie. Ukradkiem uniosłem kąciki warg, mrucząc przy tym zadowolenie.
- Lecz pewnie i to już wiecie -mówiąc to, uniosłem się na kończynach i już miałem zamiar odejść, kiedy to biały alfa mnie zatrzymał, zagradzając mi drogę. Uniosłem nieco spłoszony przednią łapę.
- Nie dowiemy się tego, póki tego nie powiesz -powiedział spokojnie, machając przy tym ogonem.
Przewróciłem oczyma i wyjrzałem przez jego ramię na zewnątrz. Robiło się naprawdę ciemno, a ja robiłem się coraz bardziej głodny, a co za tym szło -byłem jeszcze bardziej podatny na kłótnie.
- A więc? -usłyszałem za sobą kąśliwy głos drugiego alfy, do którego odwróciłem głowę.
Szybko jednak przeniosłem wzrok na ptaka, który siedział niewiarygodnie cicho, jakby nie był sobą. Przełknąłem ślinę i ponownie usiadłem na ziemi, wzdychając przy tym. Chwilę zbierałem myśli, przypominając sobie jak najbardziej szczegółowo słowa tamtej wadery. W końcu z delikatnym niechceniem powiedziałem:
- Będąc na terenie WSJ, usłyszałem pewne informacje -schyliłem jeszcze bardziej głowę -pomijając fakt, że wtedy napotkałem tylko sześć wilków, z których dwójka była ranna oraz to, że wataha rozproszyła się po zapewne całych swoich terenach, dowiedziałem się o innych watahach, z którymi mieli kiedyś kontakt -tu zatrzymałem się, spoglądając prosto w ich pełne zainteresowania oczy.
Zamerdałem wesoło ogonem, uśmiechając się przy tym, co zapewne dziwnie wyglądało. Szybko więc zaprzestałem czynności i ciągnąłem swą wypowiedź dalej.
- Podobno, kilka kilometrów stąd, na południowy zachód od WWN znajduje się tajemnicza wataha. Ten, od kogo pozyskałem informacje, nazwał ich Cieniami -wzruszyłem ramionami, samemu zastanawiając się nad sensem nazwy -podobno przemieszczając się po odległych terenach, byli niezauważalni ciałem, a czynami, które po sobie zostawiali. Gdzie niegdyś było pełno zwierzyny łownej, tam po ich nadejściu, w ciągu kilku miesięcy, brakowało wszystkiego. Nawet powietrze robiło się rzadsze, czy coś w tym rodzaju -mówiąc to, zacząłem kręcić prawą łapą okręgi w powietrzu.
Wszyscy troje wymienili się pytającymi spojrzeniami. Zgarbiłem się znacząco, ziewając przy tym. Takie opowiadanie było jednak nużące. Zamierzałem już wstawać, by następnie odejść, lecz któryś z głosów mnie zatrzymał. Ponownie spojrzałem się na nich.
- A co oni mają takiego wspólnego z nami? -zapytał Oleander, przekręcając głowę.
Wzruszyłem ramionami i mlasnąłem, ponownie ziewając.
- Nie wiem, ale podobno chcą dostać się do wybrzeża naszej watahy, by następnie iść dalej w tamtym kierunku -zatrzymałem się, rozmyślając. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z zagrożenia, które mogłoby do nas nadciągnąć. Pokręciłem żywo głową i uniosłem wzrok na alfę, który również wydawał się zaniepokojony.
Widząc to, przeniosłem wzrok na drugiego alfę, który mając wzrok wbity w ziemię, siedział cicho, rozmyślając. Nawet ten przemądrzały ptak, który od mojego przybycia tutaj cały czas próbuje wcinać się w moje słowa. Czyżby aż tak się przerazili? Nie sądzę. Westchnąłem ciężko, a następnie wstałem z miejsca, kierując się do wyjścia. Zanim jednak wyszedłem, odwróciłem głowę w ich stronę.
- Przepraszam za mą nieuprzejmość, ale pozwólcie, że odejdę na czas przybyłej nocy. Lepiej będzie, jak sami omówicie ten temat -zrobiłem krok przed siebie, lecz ponownie się zatrzymałem -Ach i jeszcze jedno! Zapewne i to już wiecie, ale WSJ chyli się bardzo ku upadkowi, więc może być i tak, że za niedługi czas większość wilków odejdzie, albo zostaną "bezpańscy". Tak wynikało z ich rozmów. -po tej informacji, odszedłem.
Kierowałem się do Wodospadu Tysiąca Twarzy, gdyż to właśnie tam upatrzyłem sobie niewielką grotę spełniającą warunki do spania. Po kilkunastu minutach znalazłem się przy wodospadzie. Czując jego obecność, rozluźniłem wszystkie mięśnie. Podchodząc do wody, spojrzałem się w taflę, w której widniało moje odbicie. Kładąc się nad brzegiem, włożyłem tam łapę, robiąc przy tym okręgi. Nie mogłem zasnąć przez dłuższy czas, lecz gdy już sen mnie napotkał, był twardy i nieprzerwany.
< Jaskier? >

Od Megami CD Raven'a Crux'a

No i sobie poszedł.W sumie, to szkoda.Pogadałabym z nim jeszcze.Wydawał się całkiem fajny...Jak na taki typ wilka.Nudziła mnie samotność.Poszłam poszukać Ravena.Z nim się przynajmniej nie nudziłam.Nie mogłam go nigdzie znaleść, więc udałam się o jego jaskini.Po drodze upolowałam dwa zające. (...)
Stanęłam przed jaskinią Ravena.Położyłam zdobycz na ziemi i zajrzałam do środka.Nie zobaczyłam tam go.
-Hej!
Odskoczyłam jakby mnie ktoś prądem walnął.Odwróciłam głowę.Znalazł się.
-Weź nie strasz.-powiedziałam ukrywając śmiech.
-Ha.Ha.-powiedział, po czym popatrzył na mnie.-Co robisz w mojej jaskini?
-...Przyniosłam ci kolację...-powiedziałam podsuwając mu zające.Przez chwilę wpatrywał się w zające.Nad czym on tak zamyślił?
-Coś nie tak?-zapytałam zniżając się do jego głowy.
-Nie, nic.-odpowiedział prostując się.-Dzięki...
Wziął zdobycz w pyski i wszedł do jaskini.Postanowiłam nie iść za nim.Ale wydawał się taki jakiś..Nie wiem.Nie będę się tym przejmować.Było jeszcze dosyć wcześnie, więc poszłam przejść się ścieżką górską.Jestem tu krótko, więc to nie podobne do mnie, że nie byłam jeszcze w górach!Przecież ja kocham góry...

< Raven Crux? >

Od Oleandra CD Kanaa'y

- Bylebyśmy nie natrafili na myśliwych... - Lenek z pewną trudnością wstał i z pośpiechem rozejrzał się wokoło. Większość z ekipy poszukiwawczej zaczęła rozchodzić się, uznawszy zagrożenie za wyeliminowane, a zaginionych za odszukanych. Cel osiągnięty, nie usłyszeli już żadnych poleceń.
Ja natomiast podszedłem bliżej, by pomóc iść naszemu znalezisku. Kanaa podeszła do niego z drugiej strony. Lenek wyglądał na wyczerpanego, choć już nie krwawił. Trzeba jednak było pamiętać, że stracił dużo posoki, co w połączeniu z zaawansowanym wiekiem sprawiło, że jak najbardziej miał prawo być osłabiony. Gdy zbliżyłem się i stanąłem u jego boku, chcąc go podeprzeć, zobaczyłem coś dziwnego. Przyjrzałem się dokładniej, mrużąc oczy i przysuwając głowę do zawieszonych na jego szyi owalnych perełek. Miałem rację.
- Popatrzcie - kiwnąłem głową w stronę owego "licznika życia". Jedna z nich nie była już biała. na samym dole pojawiła się maleńka, czarna plamka.
- Co to ma znaczyć? - zapytała Kanaa, podchodząc bliżej.
- Chyba moja wyrocznia zaczęła działać... - basior położył perłę na łapie, uważnie się jej przyglądając - to straszne.
- Jeśli nie może być inaczej - westchnąłem - będziemy przy tobie do końca. Wiedz, że masz w członkach swojej watahy wiernych przyjaciół.
- Mieszkałem tu od zawsze - jęknął Lenek w trakcie drogi powrotnej - mój ojciec właściwie też. Pamiętam mojego ojca - spuścił głowę i zamknął oczy - i moją matkę. Jak to było dawno...
- Jesteś jednym z najstarszych członków, którzy mieszkają tu od urodzenia - uśmiechnąłem się słabo.

< Kanaa? >

Od Jaskra CD Ymir'a

Szedłem nieśpiesznie wzdłuż granicy naszych terenów. Uszy położyłem po sobie, nie pragnąc  wcale ukrywać całego mojego wewnętrznego podenerwowania. Oleander cicho kroczył za mną, nie chcąc zapewne burzyć jeszcze bardziej mojego spokoju. I tak bez dwóch zdań poważnie nadszarpniętego.
- Jaskier - powiedział w końcu z tyłu - musimy powoli wracać, wiesz...
- Tak - odparłem szybko - zaraz. Chcę dojść do końca.
- Jeśli planujesz wybrać się aż tam, będziemy iść drogą powrotną do późnej nocy. Jeśli nie do wczesnego poranka jutro.
- Wiem - syknąłem przez zaciśnięte zęby - wiem, jest późno, a przed nami daleka droga - w tym właśnie momencie jedyne, co przychodziło mi do głowy to stanowczo odesłać basiora samego, lecz najzwyczajniej nie miałem serca tego zrobić. Ani spojrzeć mu potem w oczy. Przezornie więc powstrzymałem tę niezbyt uprzejmą myśl i szedłem dalej jeszcze przez kilka kroków. Potem raptownie stanąłem, ze złością wcisnąłem przednie łapy w wilgotny piasek i, czując jego kojący chłód, zawróciłem. Oleander ze zdumieniem i niepewnością odwrócił się również, kierując swoje kroki w ślad za mną.
- Jaskier! - usłyszałem zza pleców jego głos - może zatrzymamy się na noc w którejś z jaskiń tutaj?
- Nie ma takiej potrzeby - energicznie pokręciłem głową - nie jest jeszcze późno, słońce zajdzie za jakieś pół godziny, nie wcześniej. Możemy iść dalej - w myślach wyświetliłem sobie rozkład terenów WSC-WWN. Byliśmy jeszcze daleko od celu podróży, nadal w Borach Dworkowych. Jedna rzecz jednak podniosła mnie na duchu, mianowicie na naszym terytorium nie natknęliśmy się na żadnego wilka z Watahy Szarych Jabłoni. Czyli nie jest jeszcze tak źle.
Minęło już sporo czasu, a my wciąż podążaliśmy przed siebie na północ terenów WSC. Truchtałem nieco z przodu.
- Jaskier? - nagle Oleander ponownie mnie zawołał. Zatrzymałem się niechętnie i spojrzałem na niego.
- Jesteś samcem alfa swojej watahy... a u nas cały czas szeregowcem. Może przydałby ci się awans... powiedzmy, na kaprala.
Zwolniłem nieco, przez chwilę zastanawiając się nad propozycją.
- Nie, raczej nie - zaśmiałem się, kręcąc głową - aczkolwiek dziękuję. Policz naszych szeregowców, Oleander. Kto zostanie, jak wszyscy pozajmują wysokie stanowiska? - odpowiedziałem na pytające spojrzenie towarzysza.
- W takim razie awansuję cię na starszego szeregowca. Będziesz uczyć młodych, którzy być może za pewien czas zasilą nasze szeregi - postanowił alfa. W milczeniu kiwnąłem głową.
Była już noc, gdy dotarliśmy w końcu przez rozległe tereny WSC do miejsca, do którego zmierzaliśmy. Była nim jaskinia wojskowa, którą postanowiliśmy odwiedzić i sprawdzić, czy wszystko jest tam w porządku. W środku czekało nas niemałe zdziwienie, ponieważ zastaliśmy tam Ymira. Wilk czekał na nas naburmuszony, siedząc na środku groty. Podeszliśmy.
- I co? - zapytałem - co się z tobą działo?
Z początku wilk wzruszył tylko ramionami, choć cały czas wyglądał, jakby toczył ze sobą jakąś wewnętrzną walkę. Zmrużyłem oczy.
Alfa westchnął gorzko, jakby zabrakło mu sił na kontynuowanie tego tematu. Przez chwilę chciałem go wyręczyć, ale w głębi jaskini, pod ścianą, ujrzałem jeszcze kogoś.
- A ty co tu robisz? - zapytałem nagle, widząc uważnie się nam przyglądającego, błękitnego ptaka.
- Ymir chciał, bym go do was zaprowadził - odrzekł - ale nie zrobiłem tego nie znając jego intencji, a muszę życzliwie donieść, że wyglądał na wpół niepoczytalnego.
- Kogo ty ze mnie robisz? - fuknął wilk, odwracając się w jego stronę.
- Napotkawszy go tak rozemocjonowanego - kontynuowała czapla - postanowiłem do czasu waszego powrotu z południowych terenów sprawować nad nim nadzór...
- Dziękuję, to nie było konieczne - przerwał cicho Oleander.
- Dlaczego? - zapytałem szybko - Mundurek wzorowo pełni swoją funkcję.
- Ymir jednak nie wygląda na niepoczytalnego - odparł Oleander.
- Może zdasz się na mój, kompetentny zmysł? - uśmiechnął się Mundus - niech sam opowie ci, gdzie dzisiaj był.
- Nie uwierzycie, gdzie byłem - basior przewrócił oczyma.
- WSJ? - zapytał Oleander, przekrzywiając głowę.
- W rzeczy samej - przytaknął uroczyście.
- No pięknie - przełknął ślinę biały wilk.
- Nie nie, jest dobrze - zrobiłem kilka kroków w stronę Ymir'a i usiadłem naprzeciw niego - opowiadaj, co tam się teraz dzieje?
- Może to ty mi powiesz, dlaczego dopiero teraz dowiedziałem się o śmierci alfy? - warknął basior.
- Czy to coś zmienia? - teraz z kolei ja wzruszyłem ramionami z lekkim zdziwieniem - jesteś szpiegiem, to ty miałeś dowiedzieć się, jaka jest teraz sytuacja u naszych sąsiadów.

< Ymir? >

środa, 22 listopada 2017

Od Astelle CD Jaskra

Po wysłuchaniu nowin o poczynaniach mojego jakże kochanego kuzyna w WSJ, wystraszyłam się nie na żarty. W sumie, dopiero w tamtej chwili Arcun pokazał swoje prawdziwe oblicze w pełni. Jeszcze w rodzinnej watasze snuł plany o podbojach czy silnej watasze, jednak jego zapały często gasili jego podeszli rodzice. Tak właściwie to mimo, że był znacznie starszy ode mnie to nie przeszkadzało mu to, żeby dawniej się zalecać alfom. Chodziło wówczas o to, aby ich jedna z córek, dalej szczeniak, brała później pod uwagę jego kandydaturę na partnera. Co z tego, że alfy doczekały się dwóch synów i dwóch córek? Właśnie to, że w jego oko wpadła najstarsza z dzieci. Przecież to najstarsze zawsze odziedzicza władzę, tak zwykle bywało u nas.
Mając kiepskie przeczucia, udałam się z Jaskrem do naszych alf. Właściwie to tylko ja mogłam powiedzieć coś więcej na temat kogoś z własnej rodziny. Stając pod ich jaskinią miałam mieszane uczucie. Wyznanie informacji o nim jakby równało się z jego zdradą ale to on wykonał ku temu poważny krok dołączając do wroga i jeszcze te ostatnie akcje. Nerwowo przełknęłam ślinę, jedyne co mnie trzymało w spokoju to była obecność mojego partnera. Zapukałam do ich jaskini, o dziwo nie mieli nikogo w środku, dlatego też zaprosili nas. Na wstępie po wymienieniu informacji z powodem przybycia, wszyscy usiedli.
-Słyszałem o obecnej sytuacji- westchnął Oleander.- Po śmierci alfy wszystko poszło w ruinę, coraz więcej ostrzeżeń dostajemy z granic z naszego patrolu.
-To akurat mnie nie dziwi- odezwałam się spokojnie przez co skupiłam na sobie uwagę wszystkich. Zaczęłam wskazywać na mapie terenów poszczególne części granic.- Arcun to nie jest typ pokojowego wilka, wszystko bierze siłą, zawsze chce dążyć do celu. Jego moce mu na to pozwalają, dlatego teraz trzyma pozostałych przy życiu swoich wyznawców w stalowym uścisku. Jego działania są zwykle takie: osłabianie morali przeciwnika, wolno uderza w różne punkty jako rozeznanie się w terenie, w końcu gdy poczuje okazję to zaatakuje. Nie, nie ma opcji brania jeńców- dodałam- zabije każdego, kto mu się sprzeciwi, o czym już na pewno usłyszeliście.
-Na co możemy liczyć jak tu uderzy?- Zapytała się skupiona Kanaa.
-Gdyby nie było walki, może wymusić połączenie watah tylko pod jego władzą, nie po dobroci. Przez utarczki na pewno zechce mnie się jako pierwszej pozbyć. To nawet wynika z doświadczenia wojennego: jeśli się zniszczy punkt leczący i wspierający, reszta jest bezsilna. W naszym wypadku to ja jestem tym punktem, Arcun wiecznie mnie nienawidził, że mogę leczyć w trybie natychmiastowym, dlatego skupiłby się na mnie. Proponowałabym na tą chwile wzmocnienie patrolu na granicach, jeśli jest taka opcja. Punkt obrony jest teraz bardzo istotny- wyjaśniałam wszystko poważnie wyliczając poszczególne kroki, które na pewno by w znacznym stopniu wstrzymałaby poczynania wroga.

< Jaskier? >

Od Kanaa'y CD Oleandra

Chociaż nasza sytuacja nadal była zła, to jednak przybycie czarnej wadery i uzdrowienie Lenka dodało wszystkim siłę i otuchę.
Jednak zastanawiało mnie jeszcze, z jakiego powodu ona to zrobiła? Dlaczego pomogła naszemu przyjacielowi? Czy basior ma jakąś ważną misję do spełnienia zanim odejdzie? A jeżeli tak, to jaką? Czy ma to związek z myśliwymi?
Mnóstwo pytań kłębiło się w mojej głowie, jednak na żadne nie znałam odpowiedzi.
- I co teraz zrobimy? - spytałam obracając się w kierunku Oleandra
- Na kłopoty z myśliwymi niestety nic nie możemy poradzić... - zaczął powoli - Z tego co widzę to już wszyscy tu jesteśmy, więc myślę, że powinniśmy wrócić do Murki i Andrei'a. Powiemy im co się tu wydarzyło i o czym się dowiedzieliśmy.
- I?
- I w spokoju obejrzymy sobie to co dostał Lenek. Może byśmy się dowiedzieli jak to działa...
- Wątpię by wam się to udało - Lenek pokręcił głową - W tych białych kulkach ani nic nie widać, ani nic nie słychać. Nie wydaję mi się także, by miały one jakieś magiczne właściwości. I to ma mi odmierzać czas do mojej śmierci?
- Może właściwości tego przedmiotu uaktywnią się dopiero po jakimś czasie? - podsunęłam myśl
- Możliwe - stwierdził Oleander - Tak, czy owak ruszajmy. Jest już noc, a nie chcemy tam chyba dotrzeć jutro rano?
- Oczywiście, że nie chcemy - zapewnił Lenek - Ruszajmy zatem. Im szybciej wyruszymy, tym szybciej dojdziemy. Bylebyśmy nie natrafili na myśliwych...

< Olusiu? >

Od Jaskra CD Astelle

Nagła śmierć Kanjiela była niewątpliwym szokiem dla członków zarówno mojej, jak i Oleandra watahy. tylko dziś przyjąłem już dwóch wzburzonych członków WWN, od rana spacerując po całym terytorium. Obaj skarżyli się na wilki z WSJ. Te bowiem od odejścia Kanjiela błyskawicznie rozprzestrzeniły się poza swoimi terenami, ponieważ nie było już nikogo, kto prowadziłby je mądrze i bezkonfliktowo.  Zmartwienie było tym większe, że członkowie Watahy Szarych Jabłoni, dobrze wyszkoleni i przygotowani do wojny, naprawdę mogli stanowić zagrożenie. Wracałem do Astelle przybity i zmęczony. W domu napotkałem kolejny problem, związany tym razem z miejscem zamieszkania. Nie zdążyłem podzielić się jeszcze z partnerką swoimi spostrzeżeniami. Dziś ona pierwsza opowiedziała mi o tym.
- Astelle - pokręciłem głową, przymykając na chwilę oczy i uśmiechając się powątpiewająco - nie możesz zamieszkać w jakiejś byle dziurze. Nawet niech ci to nie przychodzi do głowy!
- Ale Jaskier - wilczyca wyciągnęła szyję i zajrzała mi w oczy - nie mamy wyjścia. Oczywiście muszę cały czas być gotowa na przyjęcie pacjenta, ale ty nie możesz mieszkać ze mną w jaskini medycznej, bo to za daleko od terenów naszej watahy i interesanci nie będą mogli przybywać do ciebie z kłopotami.
- Wiem, wiem - uspokoiłem ją gestem łapy - cichutko. Więc ja będę mieszkać poza tą jaskinią, nieco dalej na południe. Tam spokojnie dotrą wszyscy, którzy będą mieć do mnie jakąś sprawę. A ty, Różyczko, tutaj, w dogodnych, normalnych warunkach, jakie w zupełności ci się należą. Potem może uda nam się to jakoś lepiej zorganizować - powtórzyłem Astelle moje wcześniejsze przemyślenia.
- Naprawdę tego chcesz? - moja partnerka nie wyglądała na urzeczoną tym pomysłem - powinniśmy być razem, jesteśmy młodym małżeństwem.
- Będziemy razem - delikatnie wziąłem ją za łapę - z samego rana będę tutaj.
W odpowiedzi usłyszałem tylko westchnięcie. Astelle z rezygnacją uśmiechnęła się lekko.
- Nie zawsze musi być tak, jak to sobie wymarzymy, prawda? - zapytała, jednak uśmiech nie znikał z jej twarzy.
- Jeszcze będzie - odrzekłem - mamy czas.
Astelle usiadła pod ścianą jaskini. Ona również wyglądała na zmęczoną po ciężkim dniu. Postanowiłem spróbować upolować na kolację coś większego, co zaspokoiłoby nasz głód i starczyłoby na dłużej.

< Astelle? >

Od Ymir'a CD Jaskra

Otworzyłem leniwie oczy, słysząc ciche powarkiwania gdzieś niedaleko. Rozglądając się dookoła, podniosłem głowę, ziewając przy tym. Dźwięki jednak ustąpiły, tak samo, jak uczucie bycia obserwowanym. Uniosłem się delikatnie do siadu, ponownie się rozglądając. Wszystko było tak jak wcześniej. Zwiesiłem głowę i westchnąłem. Więc naprawdę tu jestem. Na terenie tamtej watahy. Potrząsając głową, wstałem na równe nogi i podszedłem do wyjścia z komnaty. Wyglądając zza rogu, ujrzałem całkowitą pustkę w lecznicy. Czyżby coś się stało? Prychnąłem cicho na tę niedorzeczną myśl, po czym wyszedłem na sam środek pomieszczenia. Dużo nie myśląc, podszedłem do półki skalnej, na której były poukładane różne rzeczy. Przyglądając się im, nie zwracałem już uwagi na pustkę tutaj panującą. Odszedłem stamtąd dopiero po kilku minutach. Nie mając nic d roboty w tym miejscu, wyszedłem z jaskini. Na zewnątrz jednak niczego nie ujrzałem. Było cicho. Nikt nawet nie raczył przejść przez już dobrze wydeptaną ścieżkę. Przeszedłem kilka metrów wzdłuż niej, a następnie skręciłem w las, poszukując jakieś żywej duszy. Nie było mi to jednak dane. Kręciłem się blisko lecznicy, gdyż nie chciałem się zgubić na tych terenach. Przechadzając się po okolicy od kilkunastu minut, w końcu coś usłyszałem. Mruknąłem cicho i powolnym krokiem poszedłem w tamtym kierunku. Trochę to trwało, lecz w końcu doszedłem do miejsca, w którym znajdywało się kilka wilków. Było ich czterech, może pięciu. Wytężając wzrok w poszukiwaniu jakiegoś przywódcy, dojrzałem tę całą lekarkę, która się mną zajęła. Na imię jej chyba było Gryka. Usiadłem na ziemi i obserwowałem ich z daleka. Nie byli tacy jak przedtem. Coś ich przygnębiało. Czułem, że coś jest na rzeczy. Oblizałem wargi i spojrzałem się za siebie, upewniając się, że nikt mnie nie zajdzie od tyłu. Gdy już miałem pewność, że nic mnie nie zaatakuje, wytężyłem słuch. Po jakieś chwili w końcu mogłem ich zrozumieć.
- To niewiarygodne... -powiedział jeden z nich. -to niemożliwe. Wręcz niedopuszczalne!
- Spokojnie, nie unoś się tak -zaczął go uspokajać drugi wilk.
Zmarszczyłem brwi, wychylając głowę w ich stronę. Nie za bardzo to rozumiałem. Wtedy podszedł do nich kolejny wilk. Był ranny. Powiedział coś cicho, po czym spojrzał się w moją stronę. Położyłem uszy po sobie, myśląc, że zostałem nakryty. Nic się jednak takiego nie stało, ponieważ od razu skierował wzrok na nich. Odetchnąłem z ulgą i odszedłem z tamtego miejsca. Szedłem przed siebie, zastanawiając się, co mają takiego na myśli. Bijąc się z myślami, usłyszałem głos za sobą.
-Co ty tu robisz? -spojrzałem w tamtą stronę i ujrzałem Grykę -myślałam, że jeszcze będziesz spał w grocie -powiedziała, marszcząc brwi.
Odwróciłem głowę i spojrzałem przed siebie. Wyczuwałem u niej niepokój, lecz nie był on spowodowany mną. Coś musiało się wydarzyć. Przymknąłem oczy, a następnie spojrzałem na nią kątem oka.
- Coś się stało w tej watasze, prawda? -zapytałem zachrypniętym głosem.
Wadera przez chwilę stała w bezruchu, po czym skinęła głową. Nie oczekiwałem z jej strony żadnego wyjaśnienia, lecz ona zaczęła opowiadać. To, co usłyszałem. Śmierć ich alfy przez rebelię. Zwiesiłem głowę i zaśmiałem się bezgłośnie.
- Przykro mi z powodu straty. Nic mnie tu więc nie trzyma -ponownie spojrzałem na nią, a ona ze zdziwieniem mnie obserwowała -mam jednak pytanie. Czy znasz może jakąś jeszcze watahę tu niedaleko? Chciałbym się w końcu gdzie na dłużej zatrzymać -uśmiechnąłem się.
Chwilę się zastanowiła, po czym zaczęła wymieniać watahy, które były oddalone od tego miejsca o wiele kilometrów. Podziękowałem jej i zapytałem się jeszcze o to, co zrobią dalej bez władcy. Ta jednak zbyła mnie, odpowiadając "znajdzie się ktoś inny, który nas poprowadzi" po czym odeszła, zostawiając mnie w środku lasu samego. Westchnąłem ciężko i ponownie ruszyłem przed siebie. Błądziłem przez dłuższy czas, aż w końcu natknąłem się na inne tereny. Zacząłem węszyć, a wtedy poczułem śmierdzącą woń dwunożnych. Mlasnąłem kąśliwie, odchodząc z tego miejsca, gdyż mniej więcej już orientowałem się już, gdzie jestem. Teraz jedyne co mi pozostało, to odnaleźć Jaskra i Oleandra i opowiedzieć im informacje. Szedłem po terenach WSC, wsłuchując się w odgłosy lasu.
Po blisko dwudziestu minutach doszedłem w końcu do środka watahy, gdzie miałem nadzieję napotkać choć jednego z poszukiwanej przeze mnie dwójki. Zamiast ich spotkałem jednak już długo niewidzianego przeze mnie przerośniętego wróbla. Na sam jego widok, skrzywiłem się znacząco. On również nie wyglądał na zadowolonego z mojego przybycia. Prostując się przede mną, zbadał mnie wzrokiem.
- A ty tu czego? -zapytał kąśliwie.
Uśmiechnąłem się złośliwie i odpowiedziałem.
- Przecież należę do tej watahy, to co mogę tu robić?
Ptak skrzyżował swoje skrzydła i odwrócił wzrok. Prychnąłem prześmiewczo, po czym o wiele łagodniejszym tonem, zapytałem:
- Wiesz, gdzie jest ta dwójka?
Ptak skinął głową, nadal na mnie nie spojrzawszy.
- A powiesz mi, gdzie są?
- Nie -odrzekł szybko, zaczynając powoli odchodzić.
- Ha? A to niby dlaczego?
- Bo nie mam takiej potrzeby -wzruszył skrzydłami, po czym schował się za konarami drzew.
Warknąłem wściekle, po czym poszedłem za nim. Miałem nadzieję, że jednak zmieni zdanie i mnie do nich zaprowadzi.
- A ty czego tak za mną idziesz? Czegoś ode mnie chcesz? -zapytał widocznie zdenerwowany.
- Tak -odrzekłem, po czym dodałem -chcę, abyś mnie do nich zaprowadził.
- No to źle, że tak chcesz -stanął, odwracając się do mnie -co ty sobie w ogóle myślisz? -zapytał, wlepiając we mnie te swoje oczy.
Zacisnąłem szczęki, cudem powstrzymując się przed skoczeniem na niego. Prychnąłem cicho i odwróciłem się, chcąc tym samym odejść. Już wolałem odszukać ich na własną rękę, niżeli współpracować z kimś takim.
< Jaskier? >

wtorek, 21 listopada 2017

Od Astelle CD Jaskra

Zarumieniłam się.
-Ta noc była wspaniała- powiedziałam ciszej. On również pocisnął buraczka. Po jego wyrazie wiedziałam, że chce mnie o coś zapytać ale jeszcze się waha.
-Powiedz mi...
-Tak?
-Myślałaś nad kwestią szczeniąt?- W końcu wyrzucił to z siebie. Podniosłam łeb znacznie wyżej, trochę mnie tym zaskoczył.
-Właściwie to tak... Jednak nie wiem na tą chwilę czy sprawdziłabym się w roli matki- wyznałam.- Nie, że nie chcę! Po prostu...
-Nie masz pewności- dokończył za mnie zdanie na co mu potwierdziłam. Westchnął uśmiechając się przy tym ciepło.
-Nie ma pośpiechu kochana, nie musi być to na już. Chciałem poznać twoją opinię, myślę jednak, że potrzebujesz jeszcze czasu, to nie jest prosta decyzja.
-Już chyba związek z tobą okazał się prostszy- zachichotałam, natomiast on ukazał swoje ząbki.
-Mówisz jakbyś żałowała- odezwał się z udawaną nutą obrazy majestatu, nie mogłam się nie roześmiać.
-Wiesz, skoro już i tak nie pozbędziemy się siebie tak łatwo to kto wie- puściłam oczko.
Wkrótce po śniadaniu, musieliśmy wrócić do obowiązków, znaczy się to Jaskier musiał. Ja zostałam myśląc nad kwestią zamieszkania, stanowiło to problem. Zaczęłam chodzić po lesie i jedynymi pomysłami które jako pierwsze nasuwały mi się na myśl, był domek na drzewie, szybko jednak musiałam to skreślić. Zatrzymałam się wkrótce przed powalonym konarem. Może gdyby tak zrobić w nim dziurę? Sensowniej było zapytać się o zdanie drugiej połówki, skoro nie było nam dane zamieszkać w którejś z jaskiń.

< Jaskier? >

Od Jaskra CD Astelle

- Teluś - zacząłem, delikatnie dotykając łapą policzka wadery - jesteś pewna, że wszystko w porządku?
- Oczywiście - wilczyca przytuliła się do mnie mocniej - odejście Nestora było tragedią, ale wiem, że nie całkiem odszedł... - popatrzyła na mnie z lekkim uśmiechem. Westchnąłem.
- Chodźmy, Astelle - powiedziałem w końcu - nie świętowaliśmy jeszcze naszego ślubu. A przynajmniej nie tak, jak zazwyczaj dzieje się to w naszej watasze.
Wróciliśmy do groty, po drodze upolowawszy dwa nieduże zające. Wolnym krokiem zbliżaliśmy się z ofiarami w pyskach do jaskini medycznej. Miałem wrażenie, że za często tam przebywam. Po pierwsze, jestem samcem alfa, muszę bez przerwy czuwać na posterunku, w razie jakiejś niebezpiecznej sytuacji. Po drugie, jako że nie mam nic wspólnego z leczeniem, nie powinienem przesiadywać cały czas w miejscu zarezerwowanym dla pacjentów i medyka, a jednocześnie Astelle jako nasza uzdrowicielka nie ma alternatywy, jak mieszkać właśnie w tam i być w gotowości do niesienia dobra siedem dni w tygodniu, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Co mieliśmy zrobić w takiej sytuacji? Chyba jedyne co mi zostało, to póki co mieszkać w lesie nieopodal jaskini. Korona mi z głowy nie spadnie. Potem coś się wymyśli.
Powszednie kłopoty dnia codziennego zaprzątnęły moje myśli do tego stopnia, że przynajmniej wreszcie udało mi się zapomnieć o wcześniejszym, poważnym problemie.
Tą noc spędziłem po gołym niebem, jak to nieraz już bywało. Obudziłem się przed świtem, a pierwszym, co zobaczyłem, była gruba warstwa szronu na liściach wokół mnie. Podniosłem głowę. Gałęzie również pokrywał biały, lodowy nalot, a wydychane przeze mnie powietrze zamieniało się w parę. Od wczoraj przez noc stanowczo się ochłodziło. Nadchodziła zima.
- Jaskierku? - zapytała wilczyca, gdy rano dojadaliśmy resztki naszego wczorajszego obiadu.
- Co mi powiesz? - uśmiechnąłem się, widząc, że jest dużo spokojniejsza i bardziej wypoczęta niż poprzedniego dnia.

< Astelle? Co mi powiesz? >

Od Astelle CD Jaskra

Powrót do swojego małego kąta wywołał u mnie mieszane uczucia. Chociaż byłam tutejszym medykiem, praktycznie nikogo nie gościłam. Dobrze i źle jednocześnie. Dobrze ponieważ to oznaczało, że wilki są samowystarczalne i ostrożne, źle bo praktycznie byłam sama. Znaczy, nie całkiem sama- Jaskier do tej pory był moim najczęstszym gościem, wcześniej nawet wiedziałam w jakich godzinach będzie. A tak naprawdę? Nic, kompletne zero. Pewnie byłabym dopiero potrzebna w przypadku jakiegoś ataku czy coś...
W ciszy przeszłam się po jaskini i milcząc weszłam do swojej małej komory. Nie, nic się nie zmieniło, nawet kurzu nie przybyło co oznaczało, że ostatnie wydarzenia rozegrały się na krótkiej przestrzeni czasu. Nie byłam nawet pewna czy potrzebowałam czyjejś obecności a może wręcz przeciwnie. Czułam się jakbym była sznurkiem, który się strasznie zaplątał i nie wiedział, co z tym zrobić. Przymknęłam oczy biorąc głęboki wdech. Jedyny dźwięk poza moim oddechem był jeszcze Jaskra. Musiałam przyznać, że mimo tego braku rozmowy, jego obecność działała na mnie kojąco. Odwróciłam się do niego z delikatnym uśmiechem.
-Trochę lepiej?- Zapytał się cicho podchodząc bliżej. Kiwnęłam głową.
-Wiesz, on miał rację- zaczęłam czując, że muszę się komuś dodatkowo zwierzyć.-Zawsze odstawałam od całej rodziny. Każdy to urodzony wojak a ja? Nigdy żadnej walki nie wygrałam nawet z taryfą ulgową. To dlatego chciałam być trochę lepsza, brałam samoobronę... ale nic z tego, z tym dalej byłam za słaba. Ktoś musiał być tym tylko leczącym, rola dla najsłabszych trafiła się mi. Nie narzekałam- dodałam z rozmysłem.- Zawsze lubiłam pozycję wspierającą innych, czułam, że to moja misja. W głębi jednak uważałam, że mylę się. Potem odeszłam z domu rodzinnego i tak trafiłam tu, poznaliśmy się.- Westchnęłam ponawiając monolog- i wówczas odkryłam światełko w tunelu. To ono pokazało mi, iż jednak mogę czuć się potrzebna ale tak naprawdę. Okazałeś się tą iskierką- powiedziałam spoglądając mu w te kochane, pełne ciepła oczy.- Dlatego jesteś dla mnie ważniejszy niż moje własne życie. Jakby to ująć... Najwyraźniej jesteś moim sensem życia- dodałam śmiejąc się czując przy tym coraz bardziej mokre oczy. Moje kochanie podeszło i bez słowa przytuliło do siebie, również go objęłam.
-Nie wiem jak mogłaś czuć się bezużyteczna. Masz ogromną moc, mimo leczenia, każdy ciepły od ciebie uśmiech pełen optymizmu, potrafi postawić na równe łapy. Sama twoja obecność jest jak lekarstwo. Pamiętaj o tym- dodał trochę mocniej. 
-Jeśli mowa o takich lekarstwach, to ty jesteś moim- dodałam zamykając oczy będąc wtulona w niego.

***

Nie wiem co się działo bezpośrednio po naszej rozmowie, może ponownie zasnęłam. Obudziłam się następnego dnia, czując ciężar w duszy. Dlaczego? Przetarłam oczy po czym dotarło do mnie, że Jaskier wybył ode mnie. Cóż, pewnie miał jakieś sprawy. Pochłonięta myślami nie zauważyłam, jak znalazłam się w progu jaskini. Chyba musiałam pogadać z bratem, był starszy więc na pewno by coś doradził.
-Astelle- z rozmyślań wyrwał mnie głos Jaskra, jego ton nie zapowiadał niczego dobrego. Od razu się zatrzymałam i spojrzałam na niego.
-Dobrze się składa- westchnęłam.- Widziałeś może Nestora? Muszę z nim porozmawiać.
-Ja w tej sprawie... Bo wiesz... Wczoraj jak zniknął szukaliśmy go jak przysnęłaś. Znaleźliśmy go ale...- po chwili dodał coś na co ogłuchłam. Zrobiłam krok w tył kręcąc głową.
-Nie, to nie możliwe- wyjąkałam.
-Przykro mi najdroższa- powiedział ze skruchą.
-To na pewno pomyłka!- Minęłam go i zaczęłam biec w kierunku niedalekiego lasku. Nie mogłeś mi tego zrobić Nestor, nie tak, nie teraz. Byłam głucha na nawoływania mnie, musiałam jak najszybciej znaleźć się pod tamtejszym najstarszym drzewie. Od małego to były nasze punkty spotkań w przypadku sekretów. Jak dotarłabym tam, z pewnością zobaczyłabym brata, tak jak wczoraj. Jednak gdy tam dotarłam... Nikogo z początku nie było. Poczułam lekki chłód i spadające liście by zaraz dostrzec przeźroczystą powłokę, która przybrała jego kształt.
-Nestor... dlaczego nic mi nie powiedziałeś?- Szepnęłam. Widmo się uśmiechnęło.
-Wybacz siostrzyczko- jego głos wydawał się taki odległy- ale taki wyrok dostałem z dniem narodzin. To była tego typu klątwa, której nikt by nie zdjął. Wiedziałem, że moje dni są na wykończeniu, dlatego chciałem pozałatwiać różne rzeczy. Byłaś moim ostatnim punktem podróży- lekko się uśmiechnął.- Wiedziałem, że muszę i tobie pomóc, moje słoneczko. Teraz wiem, że zaraz odejdę całkiem spokojny o ciebie. Wiem też, że nie ważne co, dasz radę, musisz w siebie wierzyć, tak jak ja w ciebie.
-Proszę, nie...
-Oboje wiemy kochanie, że już nie należę do tego świata- dodał smutno ale zaraz powrócił jego ciepły ton głosu.- Będę czuwał nad wszystkimi, zwłaszcza nad tobą... Teraz, już muszę iść.
-Błagam, nie zostawiaj mnie samej- jęknęłam płacząc. Znalazł się znacznie bliżej łagodnie głaszcząc mnie po głowie.
-Przecież nie jesteś już. To była moja ostatnia misja- dodał z otuchą. Podniosłam na niego wzrok. Biło od niego takie ciepło, jakby to jednak nie był duch. Przytulił mnie, poczułam napływające fale ukojenia dla duszy. Pstryknął mnie w nos i zaśmiał się.- Pamiętaj, że duchem zawsze będę. Kocham cię Astelle.
-Braciszku- poczułam jak odchodzi. Odwrócił się jeszcze raz. Stanęłam dumnie i mimo łez się roześmiałam- kocham cię! Stanę się silniejsza, abyś był ze mnie dumny!
-Już jestem- echo odbiło się a jego byt znikł. Trzask ułamanej gałązki. Odwróciłam się i zobaczyłam przygnębionego mojego partnera. Na drżących łapach podeszłam do niego i bez słowa przytuliłam się pozwalając ostatnim łzom uciec. Mimo tego, spojrzałam na niego pogodnie.
-Wracajmy, chyba mamy trochę do zrobienia- odezwałam się czystym głosem.- Chyba nie świętowaliśmy tak we dwoje prawdziwie ślubu, prawda?

< Skarbie? >