-Chyba mogę dowiedzieć się coś więcej o tej watasze- powiedziałam zastanawiając się.- Może ktoś z mojej rodziny wiedziałby coś więcej?
-Jak chcesz to zrobić?- Zainteresował się Jaskier. Posłałam mu uśmiech.
-Jest nas tak dużo, że wszyscy nasi rodzice nałożyli na każdego zaklęcie, które pozwala na swobodną komunikacje słuchową i widokową. Jeśli chcecie posłuchać na żywo...- nie musiałam dokańczać bo alfy się zgodziły na transmisje z nimi. Usiedliśmy wygodnie i po bezgłośnym wypowiedzeniu zaklęcia, poczułam coś miłego co oznaczało, że z drugiej strony rozmowa została zaakceptowana. Zaraz pojawiło nam się niczym w małym lusterku widok szczęśliwej dojrzałej wadery o lekko beżowym umaszczeniu i czarną grzywką. Na mój widok uśmiechnęła się szerzej.
-Córeczko! Kochanie, co tam?- Zapytała spokojnie ale wiedziałam, że hamuje się przed lawiną pytań. Pomachałam jej.
-Hej mamo, potrzebuje, a raczej potrzebujemy twojej pomocy- widok był na tyle duży, że zauważyła pozostałą trójkę wilków.- Ta wataha z którą tak walczyliśmy o sojusz, uległo coś tam zmianie?
-Nie Astelle- przekręciła głową.- Para alfa i ich pomocnicy są dalej ci sami. Czemu pytasz?
Spojrzałam z pytaniem w oczach na swoje alfy, na szczęście, Oleander zrozumiał mnie.
-Szanowna pani- odezwał się na początek.- Nasza wataha pragnęłaby zawiązać z ów wspomnianą watahą sojusz. Dzięki pomocy Astelle w porozumieniu z panią, chcielibyśmy się dowiedzieć czegoś na jej temat.
-To samiec alfa u mnie- dodałam krótko. Matka kiwnęła głową.
-Proszę mi mówić na ty, jestem Arla. Co ja mogę powiedzieć? Mimo, że mamy sojusz to mało widujemy tamte wilki, więc nie wiem co mogłabym powiedzieć od siebie... Ale! Wiem, kto może wam pomóc. Astelle, pamiętasz kuzyna Earla? Tam się osiedlił i ma rodzinę, lepiej z nim mówić.
-Dzięki za pomoc mamo! Odezwę się niedługo- obiecałam i nasza rozmowa się skończyła ale zaraz nakierowała na nową, czekaliśmy w milczeniu. Tym razem powitał nas widok popielatego basiora o dobrej budowie.
-Czółko mała- powitał się w swoim stylu.- Słyszałem, że potrzebujesz pomocy, to jestem.
-Cześć duży- uśmiechnęłam się i wyłuszczyłam sprawę. Earl się podrapał zamyślony.
-To dosyć dziwna sprawa. Znaczy się, alfy byłby skłonne na sojusz z porządną watahą...
-Zapewniam cię, że tak jest- odparłam.
-W porządku. Mimo wszystko jak chcecie wysłać tu swoich to dajcie kogoś niesamowicie sprytnego.
-Czemu?- Zapytała Kanaa lekko zdenerwowana. Kuzyn westchnął.
-Nasz przywódca przed każdą audiencją z obcymi poddaje ich próbie sprytu dając zagadkę do rozwiązania. Jak się ją rozwiąże od razu zaprasza na rozmowę i się zgodzi na pomoc, tak ogłosił. A jeśli się polegnie odsyła z kwitkiem. Jest mały problem, do tej pory nikt nie rozwiązał ani jednej.
-Byli już jacyś chętni na sojusz?- Zapytałam się czując, że coś tu nie grało.
-Tak, jakaś wataha w sąsiedztwie kilka tygodni temu pytała się. Jakieś srebrne drzewa...
-Wataha Szarych Jabłoni?- Zapytał Jaskier.
-O, to oni! Niestety nie trafili w zagadce, więc nici. A skąd o nich wiesz?
-Powiedzmy, że nie mamy z nimi dobrych relacji- Oleander mruknął.
-Wrogowie, prawda?- Wszyscy pokiwaliśmy głowami.- To chyba nawet i lepiej. Dobra, skoro wam tak bardzo zależy to mogę uprzedzić alfy o przybyciu waszych posłów. Tylko pamiętajcie...
-Najsprytniejsi- zakończyłam.- Dzięki wielkie, do następnego.
-Trzymaj się tam też.
Rozmowa się zakończyła i teraz siedzieliśmy w ciszy.
< Jaskierek? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz