-Ja... Dalej nie czuje się, żeby teraz je mieć. Nie, że nie chcę- dodałam szybko- ale teraz jest zbyt poważna sytuacja. Realne zagrożenie ze strony wroga, nie wiemy czy się nawiąże sojusz z tamtą watahą i teraz jeszcze kwestia zamieszkania. Ale...
-Ale?- Zaciekawił się.
-Ale jak się to wszystko ustabilizuje, to myślę, że wówczas można tym się zająć- zakończyłam na co Jaskierek pogłaskał mnie po głowie.
-Może i masz rację. Chyba zacznijmy od szukania jaskini... Tymczasem zapraszam do siebie.
-Jak miło- uśmiechnęłam się. Idąc tak razem cały czas rozmawialiśmy, tematy jednak często zahaczały o potencjalny sojusz jak i kwestię dzieci. W pewnej chwili sobie coś przypomniałam.- Wiesz, tak mi wpadła do głowy zagadka. Co ty na to?
-Co będę z tego miał jak wygram?
-Jeszcze nie wiem, sam sobie wybierzesz- stwierdziłam, ponieważ naprawdę nie miałam pomysłu na nagrodę. Nie zdziwiłam się na widok tego znajomego uśmieszku pod jego nosem, był gotów. Dla spokoju usiedliśmy pod drzewem, byłam ciekawa finału tej zabawy.
-Możemy zaczynać.
-Wedle życzenia...
Jest to granica, co nie zna granic.
Zmierzanie ku niej nie zda się na nic,
bo oddala się z każdym krokiem,
choć zawsze jest jak sięgnąć okiem.
Co za nią leży, wszyscy chcą wiedzieć,
ale ona leży zawsze na przedzie.
Basior dumał nad odpowiedzią dłuższą chwilę, nawet wodził wzrokiem w celu uzyskania pomocy. Westchnął na znak, że to nie działa, dopóki...
-Mam! To cień- powiedział z tryumfem w głosie patrząc na dany cień krzaka rosnącego nieopodal. Ze śmiechem zaprzeczyłam.
-Przykro mi kochanie ale to zła odpowiedź.
-W takim razie co jest rozwiązaniem?
-Horyzont- odparłam z lekkim uśmiechem.
< Jaskierek? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz