Wszystkie cztery ściany jaskini pokryte były fantastycznymi naciekami, o barwie szaro-czarno-brudnobrązowej, ale ważniejsze było dla mnie w tej chwili to, że nie przepuszczały światła; tylko przez niewielkie ,,okienko" w lewym rogu sufitu sączyła się zielonkawa poświata, niosąc ze sobą pojedyncze trele ptaków wiernych swym terenom także w zimie, i to właśnie sprawiło, że rozwarłem szeroko powieki i rozejrzałem się nieco nieprzytomnie po pomieszczeniu, po czym przeciągnąłem się rozkosznie i postanowiłem zaspokoić swój poranny głód. Nie zwracając niczyjej uwagi, wyszedłem na zewnątrz i zniknąłem wśród zarośli. Przez krótki czas próbowałem złapać ślad, aż trafiłem na trop pospolitego szaraka. Pierwsze podejście nie udało się, lecz czemu się dziwić - przeważnie polowanie kończy się fiaskiem. Za drugim razem także trafiłem na zająca, ale tym razem zapach był intensywniejszy. Skoczyłem prosto na ofiarę, zabijając ją jednym ciosem, kiedy kątem oka dostrzegłem jego krewniaka, już zamierzającego ukryć się w lesie, gdy pojawiła się przed nim twarda, gładka, lodowa ściana. Zaskoczenie i siła uderzenia nawet z moją szybkością wystarczyły, by go dopaść i ukatrupić. Zadowolony przeżułem posiłek i spojrzałem w niebo. Nie minęło jeszcze nawet południe...Zapowiadał się długi, nudny dzień.
Poszedłem ot, przed siebie, kierując się na południe. Wkrótce z marszu przyspieszyłem do biegu. Gnałem coraz szybciej, w locie nieraz ledwo omijając leśne przeszkody, aż zbliżyłem się do granic swojej wytrzymałości. Starałem się jeszcze przyspieszyć - w pewnym momencie już wybijałem się, to znów zwalniałem. Zatrzymałem się dopiero na stepach, gdy zielona linia puszczy ciągnęła się już dość niewyraźnie na horyzoncie. Ciężko dysząc, odpoczywałem chwilę, i ruszyłem ponownie w drogę. Po południu znalazłem się w nieznanych mi górach. Przemierzałem powoli szlaki, co jakiś czas zostawiając znak w postaci bryłek lodu, do czasu, gdy usłyszałem podejrzany szelest. Z krzaków wystrzelił dziwny orzeł. Spojrzał na mnie zaskoczony, po czym bez słowa odleciał. Pod wpływem impulsu pobiegłem za nim; mogła to być dobra okazja do treningu. Ptak najwyraźniej przyjął wyzwanie. Ścigaliśmy się przez dłuższy czas, ale w ostatecznym rozrachunku zostałem w tyle, i to całkiem mocno. Będę musiał nad tym popracować.
- Jesteś nowy w WSC? - spytał, oddalając się.
- Można tak powiedzieć.
Zawróciłem w stronę jaskiń. Jakoś udało mi się zdążyć przed zmrokiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz