Po wysłuchaniu nowin o poczynaniach mojego jakże kochanego kuzyna w WSJ, wystraszyłam się nie na żarty. W sumie, dopiero w tamtej chwili Arcun pokazał swoje prawdziwe oblicze w pełni. Jeszcze w rodzinnej watasze snuł plany o podbojach czy silnej watasze, jednak jego zapały często gasili jego podeszli rodzice. Tak właściwie to mimo, że był znacznie starszy ode mnie to nie przeszkadzało mu to, żeby dawniej się zalecać alfom. Chodziło wówczas o to, aby ich jedna z córek, dalej szczeniak, brała później pod uwagę jego kandydaturę na partnera. Co z tego, że alfy doczekały się dwóch synów i dwóch córek? Właśnie to, że w jego oko wpadła najstarsza z dzieci. Przecież to najstarsze zawsze odziedzicza władzę, tak zwykle bywało u nas.
Mając kiepskie przeczucia, udałam się z Jaskrem do naszych alf. Właściwie to tylko ja mogłam powiedzieć coś więcej na temat kogoś z własnej rodziny. Stając pod ich jaskinią miałam mieszane uczucie. Wyznanie informacji o nim jakby równało się z jego zdradą ale to on wykonał ku temu poważny krok dołączając do wroga i jeszcze te ostatnie akcje. Nerwowo przełknęłam ślinę, jedyne co mnie trzymało w spokoju to była obecność mojego partnera. Zapukałam do ich jaskini, o dziwo nie mieli nikogo w środku, dlatego też zaprosili nas. Na wstępie po wymienieniu informacji z powodem przybycia, wszyscy usiedli.
-Słyszałem o obecnej sytuacji- westchnął Oleander.- Po śmierci alfy wszystko poszło w ruinę, coraz więcej ostrzeżeń dostajemy z granic z naszego patrolu.
-To akurat mnie nie dziwi- odezwałam się spokojnie przez co skupiłam na sobie uwagę wszystkich. Zaczęłam wskazywać na mapie terenów poszczególne części granic.- Arcun to nie jest typ pokojowego wilka, wszystko bierze siłą, zawsze chce dążyć do celu. Jego moce mu na to pozwalają, dlatego teraz trzyma pozostałych przy życiu swoich wyznawców w stalowym uścisku. Jego działania są zwykle takie: osłabianie morali przeciwnika, wolno uderza w różne punkty jako rozeznanie się w terenie, w końcu gdy poczuje okazję to zaatakuje. Nie, nie ma opcji brania jeńców- dodałam- zabije każdego, kto mu się sprzeciwi, o czym już na pewno usłyszeliście.
-Na co możemy liczyć jak tu uderzy?- Zapytała się skupiona Kanaa.
-Gdyby nie było walki, może wymusić połączenie watah tylko pod jego władzą, nie po dobroci. Przez utarczki na pewno zechce mnie się jako pierwszej pozbyć. To nawet wynika z doświadczenia wojennego: jeśli się zniszczy punkt leczący i wspierający, reszta jest bezsilna. W naszym wypadku to ja jestem tym punktem, Arcun wiecznie mnie nienawidził, że mogę leczyć w trybie natychmiastowym, dlatego skupiłby się na mnie. Proponowałabym na tą chwile wzmocnienie patrolu na granicach, jeśli jest taka opcja. Punkt obrony jest teraz bardzo istotny- wyjaśniałam wszystko poważnie wyliczając poszczególne kroki, które na pewno by w znacznym stopniu wstrzymałaby poczynania wroga.
< Jaskier? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz