niedziela, 26 listopada 2017

Od Raven'a Crux'a CD Megami

- Ja już pójdę. - oznajmiła w pewnym momencie wilczyca i oddaliła się, znikając za rogiem. Wręcz nieświadomie odprowadziłem ją kątem oka. Zostałem sam na sam z Alfą i kręcącym się niedaleko wartownikiem.
- Dziękuję za miłe powitanie. - kontynuowałem rozmowę w tonie grzecznościowym. 
- Ależ nie ma sprawy. Może chciałbyś wybrać sobie teraz jaskinię? - spytał.
- Sądzę, że nie będzie to potrzebne. Wolałbym teraz rozprostować kości. - rzekłem uprzejmie. Skoro poprzedniej nocy nikt do niej nie zajrzał, to znakiem tego, że jest wolna, ale drugie zdanie mijało się trochę z prawdą...Po gonitwie przez ciemną puszczę, porannej pobudce i marszu do jaskiń wolałem po prostu gdzieś paść i zamknąć oczy. Ale mimo wszystko chciałem także znaleźć się dalej od innych.
- Rozumiem, do zobaczenia. - rzucił tylko na pożegnanie i odszedł w swoją stronę. Ruszyłem tą samą drogą, co Megami, zbaczając tylko nieco w prawo. Wkrótce moim oczom ukazał się łańcuch górski, średniej wysokości, ale za to długi po horyzont. Zacząłem wspinać się po zboczu porośniętym rzadkim lasem iglastym. Niedługo potem znalazłem się na skraju polany; panoszyły się tu wysokogórskie gatunki roślin spomiędzy których wystawały często wielkie głazy i ich odłamki, wszystko pokryte cienką warstwą śniegu. Rozkoszowałem się podmuchem wiatru, który uderzył we mnie po wyjściu z zacisznego boru i panującym na tej wysokości chłodem. Ułożyłem się pod jedną z brył, opierając o chropowatą ścianę, i zamknąłem na dobre powieki. Tego mi było trzeba. Przez długi czas nic, tylko świst wiatru w uszach. Czułem, jak wraca mi coś, czego mi brakowało. W pewnym momencie otworzyłem oczy i napawałem się krajobrazem, gdy na położonej znacznie wyżej półce skalnej zauważyłem jaskrawą, nie do pomylenia plamkę. Z daleka jej chód wyglądał na dziwnie niepewny, a na pewno ostrożny. Wstałem i wytężyłem wzrok, by przyjrzeć się sytuacji bliżej. Wtedy krzyknęła coś, jednak z tej odległości nie byłem w stanie usłyszeć, co dokładnie. 
Nagle jakiś nieopatrznie trącony kamyk potoczył się wolno, ceremonialnie, i bezczelnie zaczął spadać w dół, uderzając co raz o krawędzie skalne. A spowodowała to łapa ciemnego, jednak bardziej wpadającego w brąz basiora, wyraźnie skradającego się w stronę wadery. Nawet debil zorientowałby się, że nie ma dobrych zamiarów. Zdecydowałem się po prostu działać. Natura nie obdarzyła mnie skrzydłami czy innymi dziwactwami, więc nie było mowy o szybkim dostaniu się tam. Wyciągnąłem naprzód łapę.
W momencie, gdy Megami odwróciła głowę, by stanąć oko w oko z wrogiem, między wilkami wyrosła gruba, gładka, lodowa ściana, z paroma bryłami po bokach, uniemożliwiająca konfrontację. Z boku widziałem niepomiernie zdziwionego napastnika i równie zaskoczoną wilczycę. Zacząłem tak szybko, na ile mogłem, wspinać się po śliskich, niekiedy oblodzonych półkach. Wtem poczułem mocne pchnięcie w bok i upadłem. Nade mną stał ten sam osobnik, warcząc i wpatrując się wrogo swymi złotymi oczami. Ledwo umknąłem spod jego kłów, po czym przecisnąłem pod ścianą, przygotowując do starcia. Pierwszy rzuciłem się naprzód, raniąc go lekko pazurami po boku. Wystarczyła chwila mocnego skupienia, by całe moje ciało pokryło się płytkami metalu. Pozwoliłem mu na siebie skoczyć i przejechać po karku, a następnie sam przypuściłem atak na zaskoczonego basiora i zacisnąłem zęby na jego kłębie, dodatkowo cały czas zaciekle drapiąc. Przeciwnik odrzucił mnie, jednak krew sączyła się już z wielu małych ran, a szyja była częściowo poszarpana.
Minimalna chwila przerwy na gardłowe warczenie. Kątem oka zauważyłem skamieniałą waderę, próbującą zrobić krok wprzód. To wystarczyło, aby wilk zranił mnie; wprawdzie nie trafił celu, ale zarobiłem bolesne zadrapanie na nosie. Z wściekłością rzuciłem się na niego i przygniotłem do ziemi, stopniowo dusząc. Z satysfakcją patrzyłem na obłęd w jego oczach. Wtedy Megami zdecydowała się pomóc, szarpiąc jego ogon, lecz mimo to basior zebrał w sobie siły i wyrwał z mego uścisku, staczając się na dół. Przez chwilę leżał pod ścianą, dysząc, po czym uciekł z podkulonym ogonem, odprowadzany stalowym spojrzeniem. Miejmy tylko nadzieję, że jednak nie należy do watahy. Uspokojony już, strząsnąłem z siebie zbroję.
< Megami? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz