- Posłuchaj mnie, Ymir - powiedziałem jak najspokojniej, dosyć głośno i wyraźnie, widząc zniecierpliwienie basiora. W zasadzie zniecierpliwienie nie było chyba dobrym określeniem na to zachowanie. Ymir był po prostu wewnętrznie rozwścieczony. Inaczej nie potrafiłem tego nazwać. Zerknął na mnie kątem oka i przymknął powieki, westchnąwszy głęboko z dozą zdenerwowania. Gniew aż po nim ściekał, choć starał się to ukryć. A może i nie do końca starał, bo chwilami wyglądał naprawdę jednoznacznie.
- Mów, Jaskrze. Jestem ciekaw, twojego podejścia do... - Oleander zmarszczył brwi, mierząc Ymir'a wzrokiem, jakby chcąc coś sprawdzić - do naszych wewnętrznych problemów, oczywiście - to powiedziawszy, przeniósł wzrok na mnie. Może to zupełnie nieprawdziwa refleksja, lecz miałem silne i niebezpodstawne wrażenie, że nawet on, chodząca łagodność, był już trochę poirytowany całą tą nieprzyjemną sytuacją.
- Otóż bardziej niż moje osobiste poglądy na pewne tematy, wolę w tym przypadku opowiedzieć ci o moich ostatnich doświadczeniach z problemami, z jakimi boryka się Wataha Srebrnego Chabra. To również być może bardziej cię zainteresuje.
- Myślę, że nas obu to zainteresuje. To w końcu dom nie tylko mój, ale i Ymir'a - Oleander uspokoił się już nieco i znów popatrzył z wyczekiwaniem na leżącego nieopodal basiora. Ten jednak nie zaszczycił go nawet otworzeniem oczu.
- Tak czy inaczej, ostatnio wraz z moją strażą przyboczną byliśmy na zachodnich krańcach terenów wspólnych WSC i WWN, dokładnie tam, gdzie panoszy się teraz Wataha Szarych Jabłoni.
- Myślałem, że ostatnio siedzą cicho? - zdziwił się biały wilk.
- Ja też. Cały czas sprawiają takie wrażenie.
- A więc?
- Wszystko byłoby świetnie, nie mamy z nimi żadnych problemów... z konkretnego powodu - westchnąłem - zajęli sporą część borów, tą wysuniętą na południowy zachód. Zrobili to dosyć przebiegle, bo nie rozmieścili się na jednej konkretnej plamce, tylko przesunęli się jeszcze bliżej, zajmując długi kawałek ziemi wzdłuż naszych granic.
- Co oni się do nas tak przytulają? - warknął wilk, ponownie marszcząc brwi i kładąc uszy po sobie.
- Tego nie wiem - uśmiechnąłem się bez przekonania - ale na szczęście mamy teraz szpiega. Jak mniemam dobrego, jeśli przeżyłeś tyle, na ile wyglądasz - wbiłem wzrok w leżącego pod ścianą wilka, który błyskawicznie otworzył oczy.
- To świetny pomysł - zamachał ogonem alfa - że też do tej pory nie pomyśleliśmy o wysłaniu tam kogoś!
- Pomyśleliśmy - skinąłem głową - ale nie było nikogo, kto mógłby wziąć to na siebie.
- Jeden chyba był, tyle, że okazał się szpiclem trochę za bardzo na dwie miary szytym - Ymir uśmiechnął się złośliwie. Zrobiłem dwa kroki w jego stronę, mówiąc:
- O tym teraz nie mówimy. Teraz jesteś ty i to jest twoja pierwsza misja.
- Od kiedy jesteś tutaj przywódcą? - wilk podniósł głowę i zacisnął zęby.
- W ramach bliskiej współpracy z sojuszniczą watahą będziesz pracował również dla WWN, drogi Ymirze.
- Na to się chyba nie pisałem - mruknął wilk, wstając robiąc kilka kroków w stronę wyjścia.
- Nie odwracaj się, kiedy do ciebie mówię - zawarczałem głucho, odsłaniając rząd kłów.
< Ymir? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz