Strzyga obkładała wielką ranę na moim grzbiecie szerokimi liśćmi jakiejś dziwnej rośliny, w skupieniu drąc je na kawałki. Błękitny ptak nadal siedział przy mnie, smutno patrząc mi w oczy.
- Powiedz mi... - szepnąłem słabo, gdy Strzyga na chwilę odsunęła się, by sięgnąć po kolejne liście - błagam cię, Mundurku, wytłumacz mi, co się stało? Co się stało... - bezradnie przymknąłem oczy powtarzając pytanie, gdyż nie wiedziałem, jak lepiej je sprecyzować.
- Zastanów się, co chcesz wiedzieć... - odpowiedział cicho - a czego lepiej na razie mam nie mówić.
- Jak mnie tutaj znalazłeś... i co mi się, do pioruna, stało?
- Szukałem was wczoraj cały dzień. To przez te wilki z Watahy Szarych Jabłoni. Ktoś widział je niedaleko jaskini twoich rodziców. Chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- I? Wszystko u nich w porządku? - nadal nie do końca rozumiałem.
- Tak, niczego nie słyszeli, ani nie widzieli. Ale dowiedziałem się, że byliście u nich... ty i twoja partnerka.
- Astelle! - krzyknąłem, przypominając sobie jednocześnie... racja! Spotkanie z moją matką, potem te huczne śpiewy całej naszej watahy... wszystko zaczęło powoli do mnie wracać, tym razem jednak przypominając bardziej upiorny sen. Po chwili ciszy zapytałem, napełniwszy zgruchotaną duszę nadzieją - co z nią? Widziałeś ją, prawda?
- Widziałem - odpowiedział bez przekonania.
- Wszystko w porządku - nie byłem pewny, czy miało to być pytanie, czy też próbowałem uspokoić się tym stwierdzeniem.
- Powiedzmy - mój przyjaciel lekko zmrużył oczy - ty na pewno jesteś bardziej poszkodowany.
- Gdzie ona jest? - zapytałem, nie zwracając uwagi na słowa Mundusa.
- Nic jej nie grozi - odpowiedział niejednoznacznie. Potem, widząc, że zamierzam się podnieść, zatrzymał mnie - Jaskier, spokojnie. Nie wstawaj jeszcze przez chwilę.
Zrezygnowałem z podniesienia głowy. Przez moment jeszcze coś mi się przypomniało. Przed oczami stanął mi obraz kałuży krwi, zwiększającej się w szybkim tempie. Czy to moja krew? Pamiętam, to zdarzyło się przed chwilą!
- Mundus - zacząłem stanowczo - powiedz mi, skąd się tutaj wziąłem.
- Poszukując was, dotarłem tutaj. Akurat w momencie, gdy dwa wilki z WSJ znęcały się nad tobą. Leżałeś z dziurą przy nasadzie szyi i mocno krwawiłeś. Pamiętasz?
Pokręciłem głową.
- Udało mi się wyciągnąć cię z tego... uciekły - powiedział z żalem. Dopiero teraz zobaczyłem duże plamy krwi na jego piórach - został tylko on - wskazał głową na coś leżącego poza obrębem mojego wzroku. przekręciłem głowę. Obok mnie leżał martwy wilk. Ciarki przeszły mi po grzbiecie, gdy popatrzyłem w jego półotwarte oczy.
- Mogę się podnieść? - zapytałem po kilku minutach, gdy Strzyga wstała, kończąc swój rytuał.
- Spróbuj - odrzekła, uważnie mi się przyglądając.
Wstałem, z trudem opierając się na ociężałych łapach. Przez moment nie potrafiłem złapać równowagi, lecz po chwili otrząsnąłem się i wyrzekłem:
- Muszę tam wrócić. Pamiętam. Astelle...
- Może powinieneś dojść do siebie? - nie wiedzieć czemu przerwał Mundus.
- Nie mogę. Jest już dobrze.
- Chwała Opatrzności - westchnęła wadera - nie jest złamany... jak się czujesz?
Poruszyłem szyją w lewo, w prawo, nic nie wskazywało na głębszy uraz. Ponadto czułem, jak z chwili na chwilę wraca mi energia.
- W porządku - odparłem - piecze mnie tylko to okaleczenie.
- Nic dziwnego, zdarli ci skórę - przytaknęła. Popatrzyłem na swój kark. Nie wyglądał dobrze. Podszedłem do dużej kałuży, która powstała nieopodal po obfitym deszczu, jaki spadł pewnie w czasie, gdy leżałem nieprzytomny na ziemi. Gdy popatrzyłem na swoje odbicie, gardło ścisnęło mi się z Czułem się i wyglądałem jak żywy trup. Cały potargany, umazany w błocie i krwi, z rozszarpanym grzbietem. Najbardziej niepokoiły mnie oczy. Były przekrwione.
- Idę do Kanjiela - zadecydowałem - teraz. Mundus...
- Oczywiście - westchnął ptak, podnosząc się z ziemi.
Nie chciałem tracić ani chwili. Musiałem jak najszybciej znaleźć się w jaskini dowództwa WSJ. Byłem tam bardzo dawno temu. Zresztą ostatnie spotkanie z samcem alfa WSJ nie należało do przyjemnych... O ile można je było nazwać spotkaniem.
- Kanjiel! - wrzasnąłem nie bacząc na nic, gdy wraz z towarzyszem zbliżyliśmy się do jaskini alfy Szarych Jabłoni.
- Jaskier? Samiec alfa WWN? - zawołał już z daleka, widząc mnie. Potem wolno przeniósł wzrok na Mundusa - och, jest i nasze dobre serduszko. Wejdź, Jaskrze. Ty, Mundurku zostań tutaj, alfa przyjmuje pojedynczo.
- Kanjiel - warknąłem, wchodząc pewnie do groty - to twoja sprawa?!
- O czym mówisz? - zapytał duży wilk, siedzący pośrodku, otoczony ochroną.
- Porwaliście moją partnerkę! Co robicie! Co sobie wyobrażacie?! - wyszczerzyłem kły, nie zważając na wilki ze straży, czekające na każdy mój fałszywy ruch.
- Twoją... - Kanjiel uniósł brwi, nie kryjąc zdziwienia - to nasz młody Jaskier ma partnerkę? Nawet nie wiedziałem. Dawnośmy się nie widzieli, co? - zmrużył oczy - wtedy twój ojciec jeszcze u was rządził.
- Nie zmieniaj tematu - mruknąłem groźnie.
- Nie, naprawdę - wtrącił - pamiętasz, jak niedobrze potraktowałeś mnie, gdy zaprosiliśmy cię w swoje progi*?
- Zaprosiliście - syknąłem - pamiętam, trzymaliście mnie pod tam strażą. Nie wracajmy do tego, bo możemy się nie dogadać - zakończyłem wściekle.
- Dobrze. Opowiedz mi zatem o tych twoich przygodach.
- Twoje wilki wtargnęły na nasze tereny i uprowadziły Astelle i mnie. Ona nadal jest w ich łapach!
Słysząc moje słowa, po pysku alfy przebiegł cień boleści.
- Ach, tak? Mówisz chyba nie o tych, których powinieneś za to winić. Otóż to nie my porwaliśmy twoją partnerkę.
- Kto zatem? - mruknąłem.
- To pewnie ta banda, która powstała na naszych terenach - zaśmiał się słabo. Nie rozumiałem już ani słowa, bezsilnie cofnąłem się o krok - tak, należą do naszej watahy - kiwnął głową.
- Nic z tym nie zrobisz?! - krzyknąłem z żalem.
- Nieee - Kanjiel potoczył wzrokiem po jaskini, jakby szukając odpowiedzi na moje pytanie - nie potrzebna mi tutaj rewolucja. Musisz szukać gdzie indziej. To nasi członkowie, nie możemy wstąpić w bratobójczą walkę. Wybacz, jestem przekonany, że nic jej nie zrobią. Każdy troszczy się o siebie, młody przyjacielu - z tymi słowami zostawił mnie samego, wskazując na wyjście z groty.
Nie wiedząc, co ze sobą począć, wróciłem do Mundusa, który czekał na zewnątrz.
- On nam nie pomoże - usiadłem na ziemi, sam bojąc się swoich słów.
- Astelle ma jeszcze brata... - towarzysz niepewnie zwrócił moje myśli na inne tory. Tak, Astelle ma brata.
- Nestor - podniosłem wzrok.
< Astelle? >
* Patrz: Od Jaskra CD Kasai i wcześniejsze opowiadania z tej serii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz