Kamienie już ułożone, piasek leży w wejściu do jaskini. Nieopodal znalazłem sznurek od snopowiązałki, będzie jak znalazł. Jeśli mogę się tak wyrazić.
Powiesiłem go nad wejściem. Teraz sam muszę wytarzać się w błocie. Mało przyjemna kwestia. Trudno jest potem zbyć to z siebie. A fakt, że ziemia jest zamarznięta i twarda, nie poprawia mojej sytuacji. Tym bardzie że zostało mi najwyżej dziesięć minut. Później zjawi się tu Kanjiel i strażnicy. Muszę być gotowy, inaczej cały plan pójdzie w...
~~ Pięć minut później ~~
Cały w błocie wyglądałem jak nieboskie stworzenie. Teraz jednak trudniej będzie im mnie gryźć, albo łapać za futro. Pozostaje tylko ukryć się na zewnątrz i czekać.
Mógłbym uciec razem z Mundusem, kiedy strażnik spał. Wtedy jednak zaraz by się obudził i zawiadomił Kanjiela. Szukałaby nas cała wataha Szarych Jabłoni.
Jeśli natomiast Mundus uciekł a ja zostałem, strażnik powiadomił Kanjiela tylko o zniknięciu jednego z nas. Biorąc pod uwagę, że Mundek ma szczęście nie być nawet wilkiem, Kanjiel nie przejmie się nim tak bardzo, tylko przybędzie do tej jaskini, aby upewnić się, że ja siedzę tutaj i nie zamierzam uciekać. Kiedy w końcu się pojawi, będę mógł zamknąć go wraz ze strażnikami w jaskini, przy użyciu kamieni i sznurka. jeśli będą zamknięci w jaskini, nie wydadzą rozkazów i nikt jeszcze przez długi czas nie będzie nas szukał. Najpierw będą musieli znaleźć Kanjiela. Błoto w sierści i piasek posłużą mi za ochronę, na wypadek gdybym nie zdążył zawalić wejścia, gdy będą w środku. Nikt przecież nie lubi mieć w oczach ani pyłu, ani małych kamyków.
Kanjiel pojawił się na horyzoncie, jak zwykle w obstawie strażników. Było ich trzech. Dam radę.
Wilki weszły do jaskini, tak jak podejrzewałem. Czym prędzej doskoczyłem do wejścia, przesunąłem dwa duże kamienie w taki sposób, że zsunęły się do niewielkiego dołka. Trzeba je będzie teraz podważyć, żeby wydostać się na zewnątrz. Żal mi było tylko ubłoconej sierści. Na nic się nie przydała. Nie doszło do konfrontacji z wrogiem. Kanjiel wraz ze strażnikami siedział w środku, mogąc tylko podejrzewać, kto ich tam zamknął. Cicho wycofałem się do lasu.
wygryzieniu lodu gdzieś na Jeziorze Dziewięciu Cieni i zmyciu z siebie błota w przeręblu, pokłusowałem dalej przez tereny WSC w poszukiwaniu Kasai albo Mundusa.
Powietrze było zimne i ostre, trudno było w ogóle coś wyczuć, jednak o wiele szybciej niż myślałem, udało mi się wyczuć zapach Kasai. Podążyłem jej śladem. W końcu usłyszałem rozmowę dochodzącą spomiędzy drzew. To rzeczywiście ona. Rozmawiała z kimś obcym.
- Jaskrze? - usłyszałem cichy głos zza pleców.
- Mundus? Jesteś? - odwróciłem się błyskawicznie - zobacz, Kasai rozmawia z jakimś lisem.
- Tak, przyprowadziła go ze Skrytego Lasu - ziewnął ptak. Uśmiechnąłem się lekko, po czym wyszedłem z ukrycia.
- Witaj, Kasai. W końcu cię znalazłem - westchnąłem, przysiadając na ziemi.
- Och, Jaskier - wilczyca machnęła ogonem.
Po tym niezręcznym powitaniu, zapadła cisza. Wreszcie Mundek postanowił ją przerwać, podchodząc do lisa i bezceremonialnie mówiąc:
- Obywatel przybyły ze Skrytego Lasu, w świetle prawa przebywający na naszych terenach nielegalnie, będąc przedstawicielem psowatych, nie zameldowawszy się nigdy wcześniej. Pięknie. Tak napiszę.
- Słucham? - lis zmarszczył brwi, zerkając na ptaka.
- Nie musisz. Ważne, żeby Beryl słuchał. Chociaż chyba wymagam za wiele... mniejsza o większość. Imię? Rasa?
Chrząknąłem niepewnie. Nie wiedziałem, czego spodziewać się po nowo przybyłym. Na miejscu Mundurka nie pytałbym o wszystko tak od razu. Niestety, nasza służba wywiadowcza tak już działa.
< Kasai? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz