Właśnie siedziałam w swojej przestronnej jaskini, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Ostatnio starałam się nie wychodzić na zewnątrz. Wszędzie gdzie się pojawiałam, zaraz pojawiał się nieprzyjemny temat kilku starszych członków WSC, którzy już niedługo pożegnają się z tym światem. Najbardziej przygnębiający był fakt, że należałam do tej właśnie grupy wilków.
Nie byłam w stanie dokładnie określić, czy moje długie życie było udane, czy też nie. Od praktycznie zawsze byłam tylko jednym z tych szarych, nieciekawych osobowości, które trzymały się na uboczu i nigdy nie przeżywały niesamowitych, mrożących krew w żyłach przygód - jak na przykład mój kuzyn Beryl*i jego małżonka, Eclipse. Nie zapisałam się również jakoś szczególnie na kartach historii naszej watahy - jak, chociażby moja córka, dzięki której zyskaliśmy sojuszników w Watasze Wielkich Nadziei*.
Miałam tylko swoją, nie do końca szczęśliwą opowieść, na przebieg której nie starałam się specjalnie wpłynąć.
Jedyną osobą, która wspierała mnie w ostatnich latach życia, był mój nieoceniony towarzysz - Mundus. Błękitny ptak, którego od czapli odróżniała jedynie błękitna barwa piór i długi ogon, przypominający koci. Pomagał mi zwłaszcza wtedy, gdy porzucił mnie mój partner a córka odeszła, by żyć w Watasze Wielkich Nadziei jako samica alfa.
Teraz jednak byłam sama. Poświęciłam ten czas na rozmyślanie o przeszłości i przyszłości. W końcu postanowiłam wyjść przed jaskinię, by zobaczyć słońce i pooddychać świeżym powietrzem. Gdy jednak znalazłam się już na zewnątrz, zobaczyłam obcego, białego wilka. Tknęło mnie jakieś złe przeczucie. Cofnęłam się o kilka kroków, jednak nieznajomy zauważył mnie. Poczułam na sobie jego chłodne spojrzenie.
< Torer? >
* i ** - o wszystkich tych wydarzeniach możecie przeczytać w opowiadaniach: Od Beryla CD Eclipse, i dalsze opowiadania z tej serii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz