Ze wszystkich stron obstępowały mnie kolejne gadziny, gryzłem i szarpałem wszystko, co popadnie naokoło. Było ich stanowczo za dużo. Już czułem na sobie kilka dosyć głębokich zadrapań, a, co najgorsze, powoli traciłem siły do walki z kimkolwiek. Nie mówiąc już o czterech czy pięciu wielkich gadach. Niech będzie przeklęty ten cały Toru i jego jaszczury, które właśnie rujnują nam życie.
Dyszałem ciężko. Już zastanawiałem się, czy nie przerwać walki i wczołgać się niezauważenie pod jakieś krzaki, choć na chwilę, by zebrać siły. W tej chwili nie miałem już żadnych szans.
Nagle, usłyszałem zaciekłe warczenia Manti, która skoczyła na jedno z atakujących mnie stworzeń. Obejrzałem się za siebie. Był tam również Apar. Szarpał za kark innego jaszczura, nie pozwalając mu wstać z ziemi. Ze zdwojoną siłą skoczyłem na jednego z dwóch gadów nadal mnie atakujących, po kilku sekundach przewracając go na ziemię. Walczyliśmy przez dłuższą chwilę.
Potem wszystko stało się bardzo szybko. Wśród nas pojawił się ktoś jeszcze, Był to Toru.
Zakołowało mi się w głowie. Gdy tylko go zobaczyłem, okazało się, że jednak nie jestem w stanie walczyć dalej. Jakaś siła ciągnęła mnie w dół, do samej ziemi. Łapy ugięły się pode mną i upadłem. Nie wiem, co działo się dalej, jednak od tamtej pory byłem skłonny uwierzyć, że Toru używa jakichś dziwnych mocy do obezwładnienia nas.
Obudziłem się w jakimś dziwnym miejscu. Widać, leżałem tam przez dłuższy czas, bo śnieg już trochę przysypał moją sierść. Otworzyłem tylko oczy i podniosłem głowę, zanim przebudziłem się naprawdę. Dopiero po chwili zaczęło dochodzić do mnie przejmujące zimno i ból wynikający ze skaleczeń oraz, zapewne, długiego leżenia w niewygodnej pozycji.
- Max...? - mruknąłem, widząc leżącego nieopodal przyjaciela. Ten westchnął głęboko i otworzył oczy.
< Max? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz