wtorek, 31 października 2017

Od Kanaa'y CD Oleandra

Mundus więcej się nie sprzeciwiał i poszedł ( co prawda niechętnie ) wraz z Oleandrem. 
- Mam nadzieję, że szybko go znajdą - stwierdziła Lerka patrząc na oddalające się sylwetki wilka i ptaka
- Ja też - powiedziałam - Ale teraz musimy znaleźć jakieś w miarę dogodne miejsce, gdzie będziemy mogły odpocząć i poczekać na nich
- Gdzieś tu w pobliżu jest chyba jakaś pieczara - powiedziała powoli Lerka rozglądając się - Ale nie pamiętam gdzie dokładnie
- Więc poszukajmy jej - stwierdziłam i zaczęłam iść w losowym kierunku
Wadera szybko mnie dogoniła i zaczęła iść wraz ze mną. Rozglądałam się na boki, lecz nigdzie nie widziałam poszukiwanego miejsca.
- A w pobliżu nie było czegoś charakterystycznego, wyróżniającego się? - spytałam
Lerka na chwilę stanęła i po chwili milczenia odpowiedziała :
- Niestety, chyba nie, ale...
Zamilkła i niedokańczając odpowiedzi spytała :
- Też to czujesz? 
Wciągnęłam powietrze przez nos i natychmiast poczułam zapach martwego zwierzęcia.
- Tak. Idziemy sprawdzić co to?
- Tak
Ruszyłyśmy w stronę, z której wydobywał się zapach. Szybko, a zarazem cicho zmniejszałyśmy dystans dzielący nas od tego, czymkolwiek to było. W końcu ujrzałyśmy sporej wielkości nieżywego jelenia. Jego sierść była lepka od krwi.
- Zobacz - powiedziała powoli Lerka wskazując coś łapą
Przyjrzałam się temu. Było to małe, czarne piórko...

< Oleander ? >

Ankieta!

Drodzy członkowie WSC!
Na stronie Kronik Taktyk pojawiła się ankieta z pytaniem: "Czy popierasz zmianę muzyki na stronie głównej?". Proszę wszystkich członków o zagłosowanie i z góry dziękuję za wszystkie oddane głosy.
W zależności od opcji, którą wybierzecie, kolejny etap ankiety pojawi się po zamknięciu obecnej, w sobotę.

                                                                                 Wasz samiec alfa,
                                                                                    Oleander

poniedziałek, 30 października 2017

Od Jaskra CD Ymir'a

Popatrzyłem na Ymira, który przed chwilą włączył się do dyskusji. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego, nie dawał jednak tego po sobie poznać. Zaśmiał się tylko z wyższością. Mój ojciec tymczasem nadal rzucał się i krzyczał.
- Nie pozwolę sobie na takie traktowanie! Musisz coś z tym zrobić, Oleandrze, jeśli mienisz się być przywódcą swojej watahy. A ty, czego rżysz, obcy?! - zawarczał - i jakim prawem w ogóle wypowiadasz się na ten temat?
- Ymir ma rację - powiedział stanowczo Oleander, marszcząc brwi - i ocenia sytuację z perspektywy obserwatora.
- Nie ma prawa... - ryknął w odpowiedzi wilk. W tym momencie przerwał Ymir:
- Teraz mam takie samo prawo, jak ty. Jesteśmy równoprawnymi członkami równorzędnych watah.
- Nie denerwuj mnie - syknął mój ojciec - za młodzi jesteście, wszyscy troje.
- Akselu - teraz z kolei dał się słyszeć rozdrażniony głos Mundusa - jeśli jeszcze nie zrozumiałeś ich tłumaczeń, nie masz nic do powiedzenia. Czas twoich rządów dobiegł końca i nikt nie pomyśli już o tobie, jako o alfie.
- O, to to - przytaknął gorliwie Oleander - wysłuchaj przynajmniej swojego przyjaciela.
- A jeżeli nie docierają do ciebie inne argumenty, Jaskier może zwyciężyć cię jeszcze raz. Nawet nie zwyciężyć, a zmiażdżyć. Zmiażdżyć, zastanów się więc, czy warto się tak pienić.
Aksel ucichł na chwilę. Zastanowił się nad ostatnimi słowami ptaka.
- I co? - uznałem za stosowne wkroczyć właśnie w tym momencie, który uznałem za niezmiernie odpowiedni - chcesz spróbować, tato?
- Nie odzywaj się tak do mnie - fuknął wilk - poczekamy, zobaczymy. Z pewnością długo nie będziesz się cieszył tym stanowiskiem. Zaraz znajdzie się ktoś silniejszy od ciebie, kto zrobi to samo... i nie zdziwiłbym się, gdyby to był... - zaczął wodzić wściekłym wzrokiem wokoło - na przykład on! - wskazał łapą na Ymir'a.
Po tych słowach odwrócił się na pięcie i ruszył w przeciwną stronę. Z niepokojem położyłem uszy po sobie.
"Świetna rozrywka, co?" - pomyślałem - "zawsze lubiłeś mnie denerwować. W końcu mogę przyznać, że ci się udało".

Wilk odszedł, a my przez moment staliśmy wśród szumu wiatru opadających z drzew liści.

< Ymir? >

niedziela, 29 października 2017

Od Ymir'a CD Jaskra

Przyglądałem się temu całemu przedstawieniu z daleka. Jakoś nie chciałem i nie miałem powodu, aby się tam teraz wtrącać. Widząc, że jeszcze nie zakończyli swoich kłótni, zacisnąłem szczęki i oddaliłem się jeszcze trochę. Tam usiadłem na podłoży wzdychając zmęczony tym całym bałaganem. Od mojego przybycia tutaj już zbyt wiele się dzieje. Tu rozejrzałem się w poszukiwaniu ptaka. Stał nieopodal mnie, przyglądając się temu wszystkiemu w zamyśleniu. Przyglądając mu się dokładniej, stał w równej odległości od nich, co ja. Wielkie umysły myślą podobnie, co? Uśmiechnąłem się niewidocznie, ponownie spoglądając na ten chaos. Kładąc uszy po sobie, powiedziałem na tyle głośno, aby tylko Mundus mógł mnie usłyszeć.
- Nie interweniujesz?
Usłyszałem cichy pomruk z jego strony, a zaraz po tym ciche kroki zbliżające się do mnie. Nie odwracałem jednak wzroku od tej trójki. Za bardzo interesował mnie rozwój wydarzeń. W końcu każde mrugnięcie może być nawet zasłonić mi cząstkę pikantnej akcji, która wydawała się nadchodzić coraz to większymi krokami.
- Dlaczego pytasz?
Spojrzałem na niego zdawkowo, szybko wracając do dyskutujących basiorów.
- Może dlatego, że w głównej mierze również jesteś w to wplątany? -odrzekłem, powoli kładąc uszy.
Przez dłuższą chwilę się nie odzywał, pewnie również się zastanawiał, nad dalszym losem.
- To spór między starą alfą, a nową, która zdobyła tron, zbijając króla z tronu.
Skrzywiłem się na jego porównanie, przez co aż musiałem na niego spojrzeć. Do czego on ich porównywał? Odganiając te myśli, westchnąłem głęboko. Słyszałem, że ta wataha jest dziwna. Nie dość, że członków tu jak źdźbeł trawy w jakimś ciemnym zakątku, bez dostępu do wody i słońca, to jeszcze są oblegani przez dwie watahy, a do tego nierzadko mają interakcje z dziwadłami o dwóch łapach. Pokręciłem głową, od razu ją zwieszając. Doprawdy, dlaczego akurat tak się dzieje? Z rozmyśleń wybiło mnie powarkiwanie. Od razu spojrzałem się w ich stronę. Widocznie starszy z nich, zapewne Aksel, zezłościł się z rozwoju rozmowy. Prychnąłem śmiechem, po czym wstałem.
- Jaki masz zamiar? -usłyszałem ten znany, irytujący głos -chyba nie zamierzasz...
- Kto wie... -odpowiedziałem zdawkowo, kręcąc przy tym ogonem.
Zacząłem do nich podchodzić, z każdym krokiem powoli się rozluźniając. Właśnie to w sobie wprost kochałem. Moją dumę i odwagę, która odnajdywała się w najbardziej korzystnych i potrzebnych jej sytuacjach. Uśmiechnąłem się zadziornie, po czym przystanąłem.
- Przepraszam za przerwanie tej przesłodzonej, rodzinnej sprzeczki, ale mogę zabrać głos? -wszyscy trzej spojrzeli na mnie zdziwieni. Odchrząknąłem, po czym kontynuowałem -Chyba tyle wystarczy, co? Przecież Jaskier pokonał cię, Akselu, więc dlaczego spierasz się w czymś takim? Z tego co wiem, watahę może przyjąć nie tylko dziedzic, ale i silniejszy wilk, który będzie mógł przez kolejne lata dobrze o nią zadbać. Wygrał więc tron sprawiedliwie i...
- A ty niby kim jesteś, że śmiesz się tak do mnie zwracać? -przerwał mi całkowicie rozzłoszczony.
Poczułem, jak przez moje ciało przechodzą ciarki, lecz szybko się otrząsnąłem.
- Nazywam się Ymir, drogi Akselu, jestem nowym członkiem tej watahy.
Ten natomiast patrzył na mnie, jak na jakiegoś głupca. Wyszczerzył swe kły i czym prędzej spojrzał się na Oleandra.
- I ty na to pozwalasz?! Żeby jakiś tam podrzędny pies tak się odnosił?!
Czy ja dobrze usłyszałem? Podrzędny? Pies? Poruszyłem kilka razy brwią w geście zirytowania, marszcząc przy tym nos. Już wiem, dlaczego tak wszyscy reagują na tego basiora. Wiem też, że znam kogoś podobnego. Spojrzawszy kątem oka na Mundusa, zaśmiałem się z wyższością.
< Jaskier? >

niedziela, 22 października 2017

Od Oleandra CD Kanaa'y

W denerwującym milczeniu podążaliśmy przed siebie, coraz szybciej. By jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu - dotrzeć na Polanę Życia albo chociaż znaleźć jakąś jaskinię. Teraz co chwila wydawało mi się, że słyszę coś, co mogło stanowić dla nas zagrożenie. Skręcałem wtedy, wybierając jak najbezpieczniejszą drogę i planując "tylko okrążyć ten podejrzany dźwięk i wrócić na trasę", po czym słyszałem kolejny i kolejny. Błękitny ptak szedł obok mnie, ale gdy zbaczałem z drogi, coraz częściej przyglądał mi się z zastanowieniem. Nie słyszał nic nadzwyczajnego. Powinienem kierować się oczywiście również i jego intuicją, ale nie myślałem o tym wtedy. W ten sposób przejęci niebezpieczeństwem, nie zorientowaliśmy się nawet, jak bardzo zboczyliśmy z drogi.
- Oleander! - usłyszałem w pewnej chwili zza pleców.
- Co się stało? - drgnąłem. Odpowiedział Mundus:
- Lenek najwyraźniej zniknął.
Zatrzymałem się, jeżąc sierść na karku. Rzeczywiście, Lenka nie było wśród nas. Rozejrzeliśmy się wokoło. Ani widu, ani słychu. Przez minutę nikt nie odezwał się ani słowem.
- Przypomnijmy sobie, kiedy ostatnim razem go widzieliśmy? - zapytałem.
Nikt nic nie powiedział.
- Jeszcze przed chwilą był z nami - zaczął cicho Mundurek po chwili ciszy - szedł nieco z tyłu i odłączył się niepostrzeżenie zapewne kilka minut przed tym, jak zauważyliśmy jego nieobecność. Nie mogło go w tym czasie nic zaatakować. Usłyszałbym na pewno.
- Co zatem się stało? - Lerka nie mogła opanować drżenia - szliśmy tak szybko, że nikt nie zauważył jego zniknięcia. Może nie nadążył i został w tyle?
- Zareagowałby - zaprzeczył ptak - mógł krzyknąć, żebyśmy poczekali. Nie odezwał się. Prawdopodobnie odłączył się od nas niepostrzeżenie... z własnej woli.
- Musimy go poszukać - stanowczo wyrzekła Kanaa, spoglądając na mnie.
- Tak, masz rację - przytaknąłem - zawracamy. Albo inaczej. Mundus i ja zawrócimy i spróbujemy go znaleźć. Wy tymczasem znajdźcie jakieś bezpieczne miejsce. Później się znajdziemy.
- Oleander... - usłyszałem głos Mundurka - wydaje mi się, że to nienajlepszy pomysł...
- Nie - zaprzeczyłem stanowczo - zadecydowałem. To najlepsze wyjście, a teraz chodźmy.

< Kanaa? >

sobota, 21 października 2017

Od Kanaa'y CD Oleandra

- Czego nie słyszeliśmy? - spytałam zaskoczona i trochę zaniepokojona
- Nie ważne, po prostu chodźmy tędy - powiedział szybko Oleander idąc w odwrotną stronę, niż do tej pory.
Chciałabym dowiedzieć się trochę więcej, lecz widząc zdenerwowanie na pysku alfy, zdecydowałam się posłusznie podążać za nim.
Szliśmy jakąś chwilę, gdy nagle Oleander niepewnie stanął nasłuchując. Lekko zjeżyła mu się sierść wzdłuż kręgosłupa, a jego wzrok zaczął błądzić pomiędzy drzewami. Mundus również przystanął i spytał go cicho :
- Czy też to słyszałeś? 
Basior potakująco kiwnął głową. Zdenerwowałam się. Dlaczego ja nic nie słyszę?
- O co chodzi? - spytała Lerka, która najwyraźniej również nic nie usłyszała
- Lepiej chodźmy w inną stronę... - stwierdził niepewnie Oleander
Posłałam mu pytające spojrzenie, lecz on tylko odwrócił się i zaczął iść w wspomnianym kierunku.
Nadstawiłam uszy próbując coś usłyszeć, ale niestety na marne. Westchnęłam. Ze zrezygnowaniem poszłam razem z Lerką, Mundusem i Oleandrem.

< Oleander? >

piątek, 20 października 2017

Od Oleandra CD Kanaa'y

- Wszystko dobrze? - zapytałem, widząc, jak wilczyca ziewa i słania się na nogach.
- Tak... - odpowiedziała - jestem tylko zmęczona. Bardzo.
- Nic dziwnego. Dużo dzisiaj przeżyłaś. Może powinnaś znaleźć jakąś jaskinię w pobliżu i przespać się trochę?
- Chyba tak zrobię - Kaana'y nie trzeba było dwa razy namawiać. Widziałem, że możliwość odejścia i zaszycia się gdzieś w wygodnym i ciepłym miejscu przypadła jej do gustu - nie obrazicie się, jeżeli oddalę się na jakiś czas...
- Poczekaj - zatrzymał ją Mundus - czy to nie będzie dobry sposób na wystawienie się na niebezpieczeństwo? Może ten stwór czyha gdzieś w pobliżu? Widzieliśmy go przed chwilą.
- Tak, masz rację - przytaknąłem gorliwie - nie odchodź. Lepiej wszyscy wycofajmy się gdzieś wszyscy razem. Tak będzie lepiej.
- Dobrze zatem - Odrzekła Kanaa - chodźmy.
Gdy pięcioro szliśmy przez las, w pewnym momencie wśród odgłosów naszych kroków i oddechów usłyszałem coś jeszcze, coś bardzo dziwnego. Instynktownie popatrzyłem na Mundusa idącego nieco z tyłu, jakby szukając pomocy. Czy on też to słyszał?
Słyszał. Gdy się odwróciłem, nasze spojrzenia się spotkały. Rozejrzałem się, przy okazji spoglądając na pozostałych, jednak nikt nie zwrócił chyba uwagi na dziwny dźwięk, który doszedł nas jakby ze strony, w którą właśnie szliśmy.
- Wiecie... - zatrzymałem się gwałtownie, próbując odwieść towarzyszy od dalszej drogi - nie idźmy tamtędy. Lepiej będzie skręcić na północ... nie! Na południe i dotrzeć na Polanę Życia. Co wy na to?
- Niby dlaczego? - zapytała zdziwiona Lerka, kładąc uszy po sobie.
- Naprawdę niczego nie słyszeliście? - wsparł mnie Mundurek - po prostu nie idźmy w tamtą stronę.

< Kanaa? >

Od Kanaa'y CD Oleandra

- Może te ptaki to samotniki? Mają własne terytoria, na których polują? - podsunął Lenek
- Sugerujesz, że jakiś wilkożerny ptak założył sobie tutaj swój teren łowiecki? - spytałam
- Coś w tym sensie...
- Brzmi niezbyt pocieszająco - stwierdziłam
- A więc na obecną chwilę uznajmy, że tak jest. Tyle, że nadal nie wiemy jednego. Dlaczego wybrał sobie akurat to miejsce? - spytał powoli Mundus
Na chwilę popadłam w zadumę starając się wymyślić jakąś sensowną odpowiedź. Nie byłam jednak w stanie wpaść na jakikolwiek pomysł, więc milczałam, czekając na cokolwiek ze strony innych.
- Może ktoś go tu zwabił? - spytał Lenek patrząc w dal
- Wątpię, kto miałby to zrobić? - spytał Oleander
- Nie mam pojęcia...
Powoli przestawałam głowić się wraz z innymi nad powodem zagoszczenia się tutaj tego ptaka i zaczęłam rozmyślać o tym jak wraz z Lenkiem znaleźliśmy się w tej jaskini. Kto nas tam zaciągnął? I jaki był tego cel? Różne pomysły przewijały mi się przez głowę. Zamknęłam na chwilę oczy. Czułam się zmęczona tym całym myśleniem. Ziewnęłam przeciągle. Najchętniej bym położyła się teraz w jakimś miękkim, suchym miejscu i zasnęła... Może to przez tą moją leniwość? Z zamyślenia wyrwało mnie szturchnięcie w bok. Zamrugałam kilka razy oczami i zwróciłam wzrok w stronę Oleandera, który badawczo mi się przyglądał i po chwili spytał :
- Wszystko dobrze?

< Oleander? >

Od Jaskra CD Ymir'a

Ogołocony z wszelkich emocji, myśli i odruchów szedłem przed siebie, przez las. Nie rozmyślałem o niczym, nie zastanawiałem się nad przyszłością. Chociaż powinienem. Pod wpływem chwili pozbawiłem mojego ojca stanowiska. I słusznie, oczywiście, Oleander już dawno jest samcem alfa, ja też według wszelkich prawideł powinienem. Mój... phh... ojciec jest już od dawna za stary i z pewnością zbyt słaby. Przejęcie władzy zajęło mi kilkanaście sekund. Powinienem był to zrobić już dawno. Teraz z resztą nie było to już ważne. Co się stało, to się nie odstanie. Każdy dzień niesie za sobą jakieś nowe, nieodwołalne zdarzenia. Czasem tak korzystne, jak to. Jeszcze dziś rano nie spodziewałbym się, że tak awansuję.
Poczułem przyjemne ciepło, radość i ulgą w sercu. Od dawna na to czekałem, dziś upadło jedno z moich głównych zmartwień.
Musiałem jedynie poinformować Oleandra o zaszłych zmianach.
- Oleander? - wyrzekłem, widząc białego wilka stojącego na łące wraz z naszym nowym członkiem i Mundusem. Odwrócił się w moją stronę.
- Jaskier? Jednak jesteś? - uśmiechnął się, jakby moja obecność także wywołała w nim uczucie ulgi.
- Tak, muszę ci o czymś powiedzieć - szybko przeszedłem do rzeczy.
- Pozwól, że przerwę na chwilę - wtrącił Mundus - wróciłem po ciebie, jak mówiłem, jednak odszedłeś - popatrzył na mnie uważnie, jakby zastanawiając się, co mną kierowało - spotkałem za to trochę później twoich rodziców...
- Podejrzewam, co chcesz powiedzieć... - zmarszczyłem brwi - właśnie dlatego muszę porozmawiać z Oleandrem.

- Oleander! - dało się słyszeć z oddali, zbliżający się głos mojego ojca. Wszyscy troje odwróciliśmy się w jego stronę.
- Co się stało? - zapytał Oleander, głosem zawierającym, obok wrodzonej wesołości, prawie niesłyszalną nutkę zmęczenia i zirytowania. Widać, że nie chciał już więcej takich podejrzanych tajemnic.

- Słuchaj - warknął Aksel gdy znalazł się w pobliżu nas, wskazując na mnie łapą - po co mam zresztą strzępić język, posłuchaj lepiej tego psa! - mówiąc to nawet na mnie nie spojrzał, lecz równocześnie odsunął się o krok i napiął mięśnie, jakby spodziewał się z mojej strony ataku.
- Uhuu... - Ymir wycofał się również - rzeczywiście niedobrze.
- Cóż się stało? - Oleander położył uszy po sobie i lekko odchylił głowę.
- Od dzisiaj Wataha Wielkich Nadziei jest moja - mruknąłem.
- Naprawdę? - biały basior nie mógł powstrzymać zdziwienia.
- Odsunął mnie od władzy - zawarczał Aksel - teraz nie mnie, a jego masz za sojusznika.
- Cieszę się, a teraz powiedzcie jeszcze... - zaczął niepewnie alfa.
- Cieszysz się, młody zdrajco? - krzyknął ojciec.
- Dla niego jestem psem - przypomniałem - ale to już nie ważne... powiedz raczej, o co chciałeś zapytać.

< Ymir? >

Od Ymir'a CD Jaskra

Odszedłem od wilka, nawet na niego nie spojrzawszy. Nie miałem zamiaru dłużej z nim się przekomarzać. Prychnąłem, wyprostowując delikatnie swoją sylwetkę. Czego tak naprawdę oczekuje? Że mimo iż jestem nowy, to mam chodzić z podkulonym ogonem? Co to, to nie. Nie zniżę się do tak śmiesznych zamiarów. Pokręciłem głową i skręciłem w lewo. Miałem nadzieje, że znajdę kogoś innego. Porządniejszego i przydatniejszego niż tamta dwójka. Spojrzałem w niebo, nie przestając rozmyślać. Nie wiedziałem, że znalezienie jakieś watahy jest tak przebrzydle trudne. Oskarżenia o możliwą w późniejszym czasie zdradę, nikczemne zamiary, a nawet tajemniczość. Czyli z tego wszystkiego wynika, że nie mogę być sobą. Zabawne. Wtedy pomyślałem o Oleandrze. On jako jedyny z pierwszych członków, których tu spotkałem, był inaczej na mnie nastawiony. Przyjaźnie. A przynajmniej mi się tak wydaje. Nie wyglądał jednak na kogoś dwulicowego. Poza tym znałem zarys jego charakteru od ojczyma, więc praktycznie nie mogłem się w tej sprawie mylić. Zatrzymałem się na chwilę. Zacząłem o nim myśleć. Rozejrzałem się, zastanawiając się przy tym, gdzie mógłby się znajdować. Chciałem go poznać. Po dłuższej chwili bezruchu ruszyłem w prawo, szukając przy tym białego wilka. Trochę to trwało, zanim wydostałem się z lasu na jakąś polanę, lecz warto było. Na swej drodze napotkałem Oleandra oraz, w zupełności niespodziewanie, niebieskie ptaszysko, które jako pierwsze się na mnie spojrzało. Stanąłem oddalony od nich o jakieś piętnaście metrów, może trochę mniej, poważnie zastanawiając się, czy aby nie odejść. Niestety ptak powstrzymał mnie trzepotem swoich olbrzymich, wyraźnie potężnych skrzydeł. Położyłem jedno ucho, odsłaniając w lewym kąciku paszczy, swoje kły, jakbym chciał się połowicznie uśmiechnąć. Zapewne nie wyszło mi to jakoś wspaniale, a tym bardziej, przyjaźnie. Ptak pokręcił jakby pogardliwie głową, zbliżając się w moją stronę o dwa, może nawet trzy kroki, po czym przystanął i rozejrzał się dookoła.
- Nie miałem racji -ledwie co usłyszałem.
Jednak droga, która nas dzieliła, była wystarczająca, abym musiał nadwyrężać swój słuch. Reszty rozmowy nie słyszałem, oprócz pojedynczych, nieco głośniejszych słów, które i tak nic mi nie mówiły. Odchrząknąłem, by móc ich uprzedzić, że mam zamiar się do nich zbliżyć. Po podejściu do nich na odległość czterech metrów spojrzałem się na ich twarze, po czym wyrzekłem.
- Czy coś się stało, że patrzycie na mnie, jakbym był sprawcą jakiegoś kataklizmu?
Wilk nieco się rozweselił, lecz po spojrzeniu na poważnego ptaka, zaprzestał się uśmiechać. Ptak westchnął głęboko, przymykając przy tym oczy, jakby rozmyślał nad odpowiedzią. Gdy odwrócił się od nas, kontynuując swoją czynność, wilk podszedł trochę bliżej i wyszeptał do mnie niewyraźnym głosem, jakby się obawiał, że ktoś się dowie.
- Mundus martwi się o Jaskra, gdyż niedawno zauważył jego rodziców, gdy wracali na nasze tereny.
Po tej informacji zaczałem się zastanawiać, czy Alekei mi czasem nie opowiadał o tejże rodzinie. W dość szybkim czasie sobie to przypomniałem. Opowiadał, że Jaskier ma za matkę Lerkę, a za ojca niejakiego Aksela, gdzie dzięki przymusowego ślubu, obie watahy zostały tak jakby połączone, a przynajmniej po obydwóch stronach wisiał wieniec sojuszu i swoistej dobroci. Prychnąłem, odwracając głowę.
- I myślicie, że coś się stało? -powiedziałem prześmiewczo, a następnie dodałem z tym samym tonem -Może i jest silny, bo to widać, lecz nie sądzę, aby był na tyle naiwny.
- Byś się zdziwił -odezwał się w końcu Mundus, zbliżając się do nas.
Spojrzałem na niego zaciekawiony. Podobno pod jakimiś względami Jaskier był dość podobny do swego ojca. Nie mnie to jednak oceniać. Pokręciłem głową i usiadłem na ziemi.
- Czyli synalek nie dogaduje się z ojczulkiem? -powiedziałem, wyginając swoje kąciki paszczy, w przedziwny uśmiech.
- Można to tak nazwać, jeżeli ktoś taki nie wie, o co chodzi -spojrzał na mnie z jeszcze większą powagą, lecz zarazem i przenikliwością w oczach.
Skinąłem kilkakrotnie głową, mówiąc ciche "Tak" przy każdym zrobionym.
< Jaskier? >

czwartek, 19 października 2017

Od Jaskra CD Kasai

- Nawet jeśli -  zacząłem głośno, chcąc przekonać się, czy Kasai i jej towarzysz mnie słuchają. Potem kontynuowałem ciszej - jeśli wrogowie z Watahy Szarych Jabłoni napadną na nas lada chwila, albo jutro, albo nawet za trzy dni: jakie mamy szanse na wygraną i odparcie ich ataku? No, powiedzcie, jakie mamy szanse?
- Wiesz - mruknęła Kasai - mam wrażenie, że niewielkie. Jednakowoż zawsze jakieś są... - popatrzyła na mnie przenikliwie - a my nie mamy teraz za bardzo innego wyjścia, jak tylko próbować. Nie damy rady sprowadzić tutaj NIKLu pomimo najszczerszych chęci i najusilniejszych starań. Nie damy rady.
- To tylko przypuszczenia - uśmiechnąłem się lekko - ale jeśli nawet na nas napadną, co lepiej zrobić? Walczyć z nimi, chyba tylko dla honoru, czy jak najszybciej lecieć po przedstawicieli NIKLu i przyprowadzić ich tu w najodpowiedniejszym momencie, kiedy wróg zaatakuje nas na naszych własnych terenach? Gdy zobaczą, co tu się dzieje, zareagują. Bez dwóch zdań.
- Możesz mieć rację - odrzekł Shino - ale powinniśmy przygotować się na ewentualny atak, by móc mimo wszystko jak najprężniej go odeprzeć.
- Oczywiście, tak właśnie zrobimy - przytaknąłem - uczyńmy tak - zacząłem planować - jak najszybciej wydam rozkazy i zmobilizuję moją watahę. Kasai, prosiłbym cię o poinformowanie Oleandra o zaistniałej sytuacji. On będzie wiedział, co z tym zrobić.
- Damy radę przygotować wszystko do jutra? - zapytała wilczyca.
- Moje wilki będą gotowe za kilka godzin. W WSC zajmie to pewnie nie dłużej, niż do zachodu słońca. Shino... - spojrzałem na lisa, robiąc chwilę przerwy - czy możesz dowiedzieć się jeszcze czegoś? Spróbuj za wszelką cenę znaleźć jakiekolwiek informację o siedzibie NIKLu. Musimy wyruszyć jutro.
- Musimy wyruszyć...? - Kasai zmarszczyła brwi i położyła po sobie jedno ucho. Przytaknąłem, patrząc na nią z prośbą o oczach.

< Kasai? >

środa, 18 października 2017

Od Kasai CD Jaskra

Westchnęłam. Naprawdę nie potrafiłam zrozumieć, jak oni mogą wierzyć jeszcze w choć jedno jego słowo.
- Nawet brak służby wywiadowczej byłby lepszy niż on - stwierdziłam.
- Chyba przesadzasz. - Uśmiechnął się Jaskier. - Mundurek...
- Mówimy teraz o nim jako o pracowniku, jeśli mogę to tak nazwać, nie jako twoim przyjacielu. Choć raz spróbuj spojrzeć na tę sytuację obiektywnie. - Przystanęłam, próbując opanować rosnącą irytację.
- Jestem obiektywny! - zapewnił wyraźnie niezadowolony z mojej uwagi.
- Nie, nie jesteś. Przez was wszystkich przemawia jakiś niewyjaśniony sentyment - warknęłam. 
Basior przez chwilę milczał i zdawało mi się, że mogłam go odrobinę urazić. Przeklęłam w duchu swoją bezpośredniość i ruszyłam znowu przed siebie. Jaskier po chwili zrównał się ze mną.
- Nie pomyślałaś, że może jesteś uprzedzona i po prostu go nie lubisz? - zapytał wyraźnie rozgniewany. 
- Mam powody, by za nim nie przepadać, zresztą nieważne - westchnęłam.
Ostatnim czego potrzebowałam była kłótnia, a temat Mundusa niechybnie by do niej doprowadził. Ten jeden raz postanowiłam odpuścić, ale obiecałam sobie, że wrócę do tego zaraz po załatwieniu problemu związanego z WSJ. Wilk najwyraźniej doszedł do podobnego wniosku, bo nie odezwał się już słowem. Atmosfera była tak gęsta,, że gdyby się postarać, można by ją ugryźć. 
W milczeniu przeszliśmy przez las i w kierunku Zagajników. Nigdzie nie było niestety śladu Shino, czy chociaż czegoś niepokojącego, co wymagałoby naszej interwencji. Zaczynałam się już niecierpliwić, gdy nagle spomiędzy gęsto porastających teren świerków wyskoczył lis.
- Kasai! Szukałem cię! - zawołał z wyrzutem.
- Właściwie mamy do ciebie sprawę Shino - zaczął basior, jednak mój przyjaciel kompletnie go zignorował. Tak samo jak moje pełne dezaprobaty spojrzenie.
- Mów, tylko szybko, bo mamy do ciebie pewną prośbę. - Towarzysz spojrzał na mnie pytająco , lecz po chwili przypomniał sobie, że przecież miał jakąś ważną sprawę.
- Jest źle. Kręciłem się trochę w pobliżu tej całej Watahy Szarych Jabłoni i muszę przyznać, że sytuacja jest co najmniej poważna. 
- Co się tam właściwie dzieje? - zainteresował się Jaskier.
- Nie jestem pewien, ale szykują coś dużego. Możliwe, że atak. To oczywiście tylko domysły, oparte na fragmentach podsłuchanych rozmów, ale to niepokojące.
- Rzeczywiście - przyznałam. - Jeśli masz rację, możemy nie mieć czasu na zabawę z NIKLem.
Wymieniliśmy z Jaskrem zaniepokojone spojrzenia. Wpatrzona w jakiś punkt na ziemi, zastanawiałam się nad najlepszym wyjściem z sytuacji. Zignorować ostrzeżenie lisa i szukać NIKLu, czy działać póki jeszcze wszyscy żyjemy? Z zamyślenia wyrwał mnie głos basiora:


< Jaskrze? >

wtorek, 17 października 2017

Nowy samiec alfa WWN!

Drodzy członkowie naszej społeczności!
Jak być może przeczytaliście w poprzednim opowiadaniu, które pojawiło się na naszej stronie ↡, Wataha Wielkich Nadziei - nasz sojusznik, ma nowego samca alfa. Od dzisiaj WWN istnieje pod przywództwem Jaskra. Brawo, brawo, miło nam to oświadczyć, oklaskom nie było końca, hura, a teraz możecie zająć się swoimi sprawami.

                                                                           Wasz samiec alfa,
                                                                               Oleander

Od Jaskra CD Ymir'a

Po pełnych wewnętrznej goryczy słowach wilka, zaśmiałem się nieco bezwiednie, siadając na ziemi. Teatralnym ruchem pokręciłem głową i zapytałem:
- Myślisz, że wytrwasz w tym postanowieniu? Bo mam wrażenie że w pewnym momencie instynkt zwycięży i zapomnisz o swoich słowach.
- Tak myślisz? - warknął Ymir - nie mam w zwyczaju rzucać słów na wiatr i trzymam się swojego jednego, konkretnego postanowienia. W przeciwieństwie do... choćby na przykład... - zamyślił się melodramatycznie.
- Nie mów tego więcej - teraz wreszcie zerwałem się z miejsca, odsłaniając rząd białych kłów.
- A co? Zależy ci tak na moim zdaniu, bo będziemy razem pracować? - uśmiechnął się nieco złośliwie - jesteś żołdakiem, prawda?
- Obawiam się, że to będzie ciężka współpraca - mruknąłem.
- Nieważne - ziewnął Ymir - idę. Może w końcu mi się poszczęści.
I odszedł. Przez dłuższą chwilę przyglądałem się wilkowi znikającemu w lesie. Potem, gdy jego kroki ucichły, skierowałem się do jaskini rodziców. Mundurek jak przepadł, tak go nie ma, a nie zapowiada się już dzisiaj na nic ciekawego.
Gdy dotarłem do domu, z ciężkim westchnieniem położyłem się pod ścianą jaskini. Zdaje się, że zyskałem nieprzyjaciela. Byłem przyzwyczajony do warunków, jakie panowały w WWN, a tam wszyscy mnie szanowali i lubili. Miałem przykre wrażenie, że ze strony Ymir'a "nie grozi" mi ani jedno, ani drugie.
Pogrążony w myślach, nie zauważyłem nawet, kiedy ogarnęła mnie senność. Zasnąłem niemal w jednej chwili. Obudzili mnie dopiero moi rodzice wchodzący do jaskini. Nie wiem, ile dokładnie czasu minęło, ale po słońcu, które zdążyło już lekko przesunąć się na niebie i nadać mu złotawą barwę można było wywnioskować, że sen zmorzył mnie na około godzinę.
- Co tutaj robisz? - Lerka zdziwiła się chyba, gdy zastała mnie w domu. Od pewnego czasu bywałem tam coraz rzadziej. Od wczoraj natomiast kręciłem się wokół niego jak kot wokół myszy.
- Przysnąłem.
- A gdzie Mundus? Nie ma go tutaj? - matka rozejrzała się po jaskini, chcąc się upewnić.
- Jak widzisz, nie ma - odrzekłem. Nie miałem pomysłu na inną odpowiedź.
- Może i lepiej - wtrącił ojciec - włóczycie się tylko po lesie. Nie najmowałeś się na stróża, jesteś szeregowcem.
- I, teoretycznie, młodym samcem alfa - zmarszczyłem brwi.
- Po moim trupie, podrzutku - warknął wilk. Odsłoniłem kły, lecz szybko zamknąłem pysk i nie zdecydowałem się na nic więcej. Za dużo już dziś niepotrzebnie się denerwowałem. To przecież nic nie da. Lerka, słysząc naszą rozmowę nie zapytała o nic więcej. Położyła się niedaleko mnie, pod przeciwległą ścianą i przymknęła oczy. Zamierzałem zrobić to samo, lecz ojciec dorzucił jeszcze:
- Jesteś słaby, nie będzie z ciebie przywódcy. Nie potrafisz nawet obronić swojego honoru, a zamierzasz stać na czele całej watahy?
Moje mięśnie napięły się w mgnieniu oka i zanim zdążyłem pomyśleć co robię, skoczyłem w stronę Aksela i uderzyłem w niego całym swoim ciałem, najmocniej, jak potrafiłem. Zbyt dużo poniżeń zniosłem tego dnia. Powaliłem nie spodziewającego się niczego wilka na ziemię. Nie potrafię obronić honoru? Zaraz zobaczymy, co potrafię, a czego nie.
- Nie nazywaj się więcej samcem alfa - zawarczałem groźnie - od dzisiaj jesteś za stary i zbyt bezsilny, by pełnić tak odpowiedzialną funkcję. Nie jestem dla ciebie synem, więc we właściwy sposób przejmuję obowiązki. Pewnie nie masz nic przeciwko.
- Nie mam? - fuknął Aksel, wyszczerzając kły.
- Jeśli chcesz spokojnie zakończyć swoje smętne życie, od teraz mieszkasz tu na zasadzie małżonka mojej matki. Twój czas minął.
Wilk powoli wstał z ziemi, a ja wyszedłem z jaskini. Nie zamierzałem być tam ani chwili dłużej. Musiałem odetchnąć i uspokoić nerwy. Lepiej, niech nikt teraz nie wchodzi mi w drogę. Pierwszy czas chyba od czasów szczenięctwa poczułem się bardzo silny.
Wszedłem do lasu. Gdy tylko znalazłem się na spokojnym, bezpiecznym terenie, poczułem ulgę. Tu nie muszę z nikim walczyć...

< Ymir? >

Od Ymir'a CD Jaskra

Parsknąłem śmiechem na jego słowa. Doprawdy? Żadna wadera go nie chce? Chyba jet logiczne wyjaśnienie tego tematu. Gdyby tak ograniczył swoje kontakty z Mundusem, zapewne byłoby inaczej. W końcu można tę ptaszynę porównać do stracha na wróble dwunożnych.
- Nie sądzisz, że brak partnerki zawdzięczasz innym czynnikom? -zaśmiałem się, przekręcając przy tym głowę.
Jaskier przez chwilę myślał. Zapewne na początku nie zrozumiał, co mam na myśli. Po krótkim czekaniu położył jedno ucho i spojrzał się na mnie ze znudzeniem.
- Czy ty mówisz o Mundurku?
Skinąłem twierdząco głową, na co ten odwrócił łeb. Nie był zbyt zadowolony z tej informacji. Podniosłem delikatnie łapę, po czym zacząłem nią ruszać na zielonej trawie, tak, że zaczęła wirować. Pomyślałem nad jego wcześniejszymi słowami. Zacisnąłem szczęki, po czym z westchnieniem powiedziałem.
- Nie masz co liczyć na żadne potomstwo wywodzące się z mojego rodu -wilk spojrzał na mnie pośpiesznie z pytaniem wyrysowanym na paszczy. Przekręciłem oczyma, myśląc, że takie słowa powinny mu już wszystko wytłumaczyć -Nie potrzebuję jakieś tam wadery. Wolę zadbać o siebie, niż o kogoś -powtórnie usiadłem na ziemi, machając przy tym nerwowo ogonem.
Wilk nadal stojąc, przypatrywał mi się bacznie. Jakby chciał się doszukać drugiego dna w moich wypowiedziach. Pokręciłem głową i ponownie spojrzałem się na niego dozą dezaprobaty.
- Nie jestem taki jak wy wszyscy. Ja bym nigdy nie zawalczył o czyjeś dobro, jeżeli nie wyszedłbym w tym najlepiej. Innymi słowy, cenię sobie moją egoistyczną stronę, co nie każdemu się podoba.
Przymknąłem na chwilę oczy, gdyż po kilku sekundach usłyszałem jego śmiech. Otworzyłem oczy i spojrzałem się na niego zdziwiony. Ten kręcąc głową, usiadł na ziemi.
< Jaskier? >

poniedziałek, 16 października 2017

Od Jaskra CD Ymir'a

Siedziałem naprzeciwko Ymir'a, przez dłuższą chwilę wpatrując się mu w oczy. Wyglądał, jakby myślał o czymś, o czym nie chciał, bym wiedział. Przez moment nasunęły mi się do głowy wcześniejsze słowa Mundusa i sam zacząłem się zastanawiać, czy ów nowy wilk w naszej watasze jest z nami zupełnie szczery. W tamtej chwili podświadomie bardzo pragnąłem odkryć myśli mojego rozmówcy i jakoś odpowiednio na nie zareagować, jednak skończyło się na tępym wpatrywaniu się w niego, nie dając po sobie poznać, że myślę o czymkolwiek.
- Ile wilków mieszka w tej watasze? - mruknął Ymir w zamyśleniu - straszne pustki. Oprócz ciebie, Mundusa i Oleandra nie mogę natrafić na żadnego mieszkańca, choćby to miał być kulawy pies - w jego głosie wykryłem ironię. Położyłem uszy po sobie i odparłem:
- Mamy duże tereny, a niewielu członków. Z resztą niż demograficzny - przechyliłem głowę - ci, którzy żyją tutaj od urodzenia w większości są już starzy. A nowi członkowie nierzadko nie łączą się w pary i nie mają potomstwa. Bywa, że znikają tak szybko, jak się pojawili - wstałem z ziemi, rozciągając mięśnie.
Wilk natomiast mruknął coś pod nosem i podniósł się beznamiętnie, mówiąc:
- Pójdę - otrzepał się z kurzu, po czym odwrócił się i wolno zrobił krok w kierunku lasu. Sytuacja stała się napięta, a ponieważ nie wiedziałem, jak mogę ją załagodzić, nierozsądnie postanowiłem brnąć w nią dalej.
- Gdzie idziesz? - delikatnie zmarszczyłem brwi, w pierwszym odruchu nieufności chcąc zerwać się ze swego miejsca i ruszyć za Ymir'em. Powstrzymałem jednak tą mało przebiegłą chęć i ograniczyłem się do tego pytania i znaczącego westchnięcia. Zmierzyłem wzrokiem jego posturę. W zasadzie nie jest aż tak wielki. Mam spore szanse.
- Nie wiem... przejść się. Może poznam kogoś oprócz was - powiedział, teraz już bardzo wprost. 
- Tak, idź. Może jakąś uroczą waderę i w końcu powiększy się nasze grono. Choć uprzedzam, że jest ich tak mało, że mi do tej pory się nie udało - mruknąłem ponuro.

< Ymir? >

niedziela, 15 października 2017

Od Ymir'a CD Jaskra

Odszedłem od ptaka, uznając naszą rozmowę za zakończoną. Nie chciałem dłużej ciągnąć takich pogaduszek, nie są dla mnie. Szedłem przed siebie, już nawet nie spoglądając na tereny wokół mnie. Dreptałem ze zwieszoną głową, wsłuchując się w odgłosy lasu, który otaczał mnie ze wszystkich stron. Westchnąłem przeciągle, przymykając przy tym swoje oczy. Niby nic się dzisiaj nie wydarzyło, ale jednak byłem już zmęczony. Jednak ta jedna noc nie pomogła mi w odzyskaniu energii po tej ciężkiej i długiej podróży. Stanąłem na chwilę przy niewielkim, spróchniałym drzewie, rozglądając się dookoła. Moją uwagę przyciągnął niski pagórek, na którym leżał pień drzewa. Zainteresowany taką błahostką, ruszyłem w tamtą stronę. Gdy znalazłem się na szczycie, spojrzałem przed siebie. Choć pagórek był niski, mogłem ujrzeć polanę niedaleko stąd, lecz na konary drzew były na tyle wysokie, że uniemożliwiały mi przypatrzenie się terenowi. Pokręciłem głową, odganiając jakiegoś bzyczącego szkodnika, następnie zbiegłem z górki. Będąc na dole, nie zwolniłem tępa, można nawet rzec, że nawet i je przyśpieszyłem. Parłem przed siebie bez większego powodu. Tak jakbym chciał przed czymś uciec. Biegnąc tak, w końcu usłyszałem jakiś szum. Zwolniłem trochę, przysłuchując się temu zjawisku. Była to woda. Stanąłem w miejscu, nasłuchując dźwięk.
- Mają tu nawet wodospad? -zapytałem sam siebie zdziwiony.
Leniwym krokiem ruszyłem w tamtym kierunku, wciąż bacznie nasłuchując wszystkiego wokoło. Po kilku minutach odgłos wodospadu widocznie się zwiększył, co oznaczało, że się do niego zbliżałem. Chciałem już podbiec do tego miejsca, mijając przy tym jakby te same krzewy i drzewa, co poprzednio, lecz moją uwagę przejęła jakaś tajemnicza, ciemna postać. Przekręcając nieznacznie głowę, zacząłem do niej podchodzić. Siedziała do mnie tyłem, więc na początku nie wiedziałem, że był to Jaskier. Dopiero gdy usłyszałem jego cichy głos, to go rozpoznałem. Wyprostowałem się i machnąłem kilka razy ogonem. Nie byłem z tego zbytnio zadowolony. Myślałem już, że odnalazłem kogoś nowego, a tu jednak się okazuje, że jest to on. Przewróciłem oczami, wzdychając przy tym przeciągle, po czym ponownie do niego ruszyłem. Będąc oddalonym od niego o zaledwie pięć, może cztery metry, powiedziałem jakby od niechcenia.
- Czego tak tu siedzisz bez nikogo?
Odwrócił głowę w moją stronę, na początku mnie badając. Dopiero po chwili uznał, że również mnie zna. Zamerdał delikatnie ogonem, wstając i wyprostowując się w moją stronę. Rozejrzał się.
- A gdzie Mundus? -zapytał, już spoglądając na mnie.
Wzruszyłem ramionami, a następnie usiadłem na ziemi, zwieszając przy tym swoje ciało, jakby ktoś lub coś było na nim uwieszone.
- Rozstaliśmy się jakiś czas temu -ziewnąłem krótko i ciągnąłem dalej -a ty? Dlaczego puściłeś go samego na mnie?
Jaskier zmrużył oczy, siadając naprzeciw mnie. Z westchnieniem, pokręcił żywo głową.
- Nigdzie go nie puszczałem, sam odszedł -spojrzał się ponownie na mnie.
Wtedy przypomniałem sobie słowa tej ptaszyny, jak i swoje same. Naprawdę byli dość podobni do siebie pod względem charakterów, na szczęście Jaskier był zbyt głupi, aby mieć w sobie, choć krztę pychy. Choć czy można tak to nazwać? Bardziej ptaka cechuje manipulacja na swoją korzyść. Tak, w zupełności to odpowiednie słowa. Prychnąłem, na co wilk najwidoczniej się zdziwił.
< Jaskier? >

sobota, 14 października 2017

Od Oleandra CD Kanaa'y

- Właśnie, chodźmy - Mundus rozejrzał się niespokojnie, lecz, nigdzie nie widząc niebezpieczeństwa, zwrócił się w stronę, z której nadeszliśmy - wiemy już, którędy iść. Możemy spokojnie wrócić do Lerki i sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku.
Szliśmy szybko, co pewien czas oglądając się za siebie. W końcu dotarliśmy do miejsca, w którym wcześniej czekała na nas Lerka.
- Nie ma jej - stwierdziła Kanaa.
- Nie ma - przytaknąłem - Lerka! - zawołałem, czekając.
- Tutaj jestem - najpierw dał się słyszeć jej niepewny głos, a potem cała wadera ukazała się gdzieś między drzewami - widziałam go. To na pewno był ten ptak.
- Dziwne - powiedziałem - nie zaatakował nas. Wyglądał bardziej jakby chciał nas... śledzić.
- Nie sądzę - Mundus stanowczo pokręcił głową - jestem prawie pewien, że nie stoi za nim żadna  konkretna idea. Atakuje zwierzęta instynktownie, tak jak wy polujecie na sarny.
- Jesteś prawie pewny? - skrzywił się Lenek.
- Nie wiem tego na sto procent - odpowiedział ptak - nie możemy być pewni niczego. Ale po uczcie, jaką urządził sobie z wilka, którego znaleźliście wtedy na łące, jak z resztą ze wszystkich innych wilków, które zaatakował, można wyciągnąć pewne wnioski.
- Jakie jeszcze, według ciebie? - zapytałem bez przekonania.
- Na przykład możemy domyślić się, że nie jest to nic naturalnego. Ptaki żyjące tutaj nie polują na tak duże zwierzęta, jak wilki. Same nie są tak duże. Może przybył do nas z jakiegoś odległego miejsca? Jednak w takim wypadku nie potrafię wytłumaczyć faktu, że przebywa tu tak długo, bez, wydaje się, żadnego powodu. Poza tym, jest to tylko jeden, samotny osobnik. A to komplikuje sprawę jeszcze bardziej.

< Kanaa? >

piątek, 13 października 2017

Od Jaskra CD Ymir'a

- Te, a gdzie jest Jaskier? - zapytał po momencie milczenia Ymir, jakby właśnie zauważył coś niepokojącego - myślałem, że jesteście wręcz nierozłączni - dodał. Mundus prychnął z cieniem poirytowania. Dało się jednak zauważyć, że zwraca się do Ymir'a inaczej, niż wcześniej.
- Niezupełnie - mruknął, lekko schylając głowę i przyglądając się uważnie Ymir'owi - razem pełnimy służbę policyjną. Poza tym, jeśli cię to interesuje, jest wnukiem wilczycy, której towarzyszę. Wychowałem go - następnie nie odzywał się przez chwilę, jakby zbierając myśli, albo układając w swojej bezbłędnej pamięci to co do tej pory usłyszał.
- To wiele wyjaśnia - odrzekł wilk, kiwnąwszy głową.
- Co na przykład? - przeciągle zapytał Mundus.
Ymir odwrócił głowę w jego stronę z szerokim, podejrzanym uśmiechem, lecz po chwili westchnął i uspokoił się trochę.
- Nieważne. Po prostu trochę podobni jesteście.
- Dla nas obu lepiej by było, gdyby... nie - towarzysz podniósł głowę i popatrzył w dal, nic więcej nie mówiąc.
Ymir tymczasem ruszył przed siebie, najwyraźniej uznając rozmowę za zakończoną.

~~ Wracając do mnie i tego, co robiłem w tym czasie, samotnie siedząc nad jeziorem ~~

Jak już wspomniałem, po odejściu przyjaciela czas dłużył mi się niesamowicie. Postanowiłem wykorzystać go jednak najlepiej jak mogłem. I z pewnością zrobiłbym coś pożytecznego albo chociaż ciekawego, ale pomysł ten skończył się dosyć marnie. Wstałem, rozejrzałem się, usiadłem, po niecałej minucie znowu wstałem, wszedłem nawet do wody po kolana, potem zacząłem podgryzać źdźbła trawy kołyszące się nad taflą wody. Szybko znudziło mi się jednak to zajęcie, wyszedłem więc na brzeg i otrzepałem się, rozbryzgując na około drobne krople wody. Zrobiło mi się chłodno, więc wszedłem do lasu. Tam znowu usiadłem bez żadnego pomysłu, westchnąłem ciężko i zacząłem nasłuchiwać, w nadziei, że ktokolwiek będzie akurat przechodził w pobliżu mnie i będzie mógł przystanąć na chwilę i porozmawiać o czymkolwiek. Niczego jednak nie słyszałem, a Mundusa już od godziny ani widu, ani słychu.

< Ymir? >

Od Kanaa'y CD Oleandra

Oleander i Mundus znacznie przyspieszyli, nie patrząc już tak pod nogi. Natomiast siejący grozę ptak przyglądał im się z czymś pomiędzy ciekawością, a rozbawieniem. Po chwili udało im się bezpiecznie do nas dojść. Basior razem z ptakiem z ulgą usiedli.
- Jak się tutaj znaleźliście? - spytał Oleander
- Właściwie to sami nie wiemy - odpowiedziałam - Szliśmy przez Zagajnik i nagle... obudziliśmy się tam - wskazałam łapą wejście do naszego byłego więzienia
- Ten ptak sam nie dałby rady was tu zaciągnąć... - stwierdził biały basior - Chyba, że używa magii...
Spojrzałam w miejsce gdzie siedziało to denerwujące czarne ptaszysko, lecz ptaka tam nie było. Zerknęłam w lewo, prawo... nic. Rozejrzałam się dookoła, lecz jego nigdzie nie zobaczyłam.
- Gdzie on jest?! - spytałam zdenerwowana
- Ten ptak? Nie wiem - odpowiedział Oleander rozglądając się 
- Ukrył się? Odleciał? - spytał Mundus zaniepokojony - A jeśli odleciał to po co?
- Lub, po kogo..? - dodał Lenek ponuro
- Lepiej chodźmy już do Lerki - powiedział alfa

< Oleander? >

wtorek, 10 października 2017

Od Jaskra CD Ymir'a

Po słowach Mundusa zwróciłem się w jego stronę z podejrzliwością. Jakiś podstęp? Przecież nikt ot tak nie przechodzi z nienawiści do miłości. Chwilę tak trwałem, aż w końcu westchnąłem i na nowo spojrzałem się w głąb jaskini, unosząc przy tym delikatnie swoją głowę. Grota wyglądała mi na jakąś znajomą, nie wiedziałem jednak dlaczego. Może coś o niej wspominał? Niby po co, przecież to zwykła jaskinia.
- Nie wiem -zacząłem, lecz się na krótką chwilę zatrzymałem -Nie wiem, co tu mam powiedzieć -powiedziałem, chyba niesłyszalnym tonem.
Przyznać się, mieć czystą kartę, nie wzbudzać podejrzeń oraz zyskać przychylność ptaka? Nie. Nie mogłem. Przecież mu tego nie zrobię. Nie spuszczę swej godności dla czegoś tak błahego! Jeżeli nie ufają -nie muszą, nie potrzeba mi tego. Chcę tylko poznać jego życie. Tego, który dał mi nowe. Tylko tyle. Czy naprawdę musi się tak wszystko komplikować? Najwidoczniej.
Zmarszczyłem brwi i spojrzałem kątem oka na ptaka, który nie odrywał swego spojrzenia z drzew po swojej prawicy. Westchnąłem ciężko, choć cicho i rzekłem w końcu.
- Nie chcę być nieuprzejmy, ale -tu zatrzymałem się na ułamek sekundy -słyszałem to od pewnego wilka w drodze tutaj -powiedziałem na jednym wdechu, nawet już go nie oglądając.
- Jakiś wilk, powiadasz? -zapytał zamyślony.
Nie ufał mi ani moim słowom. Nie dziwię się, choć mniej więcej, są one prawdą. Parsknąłem, zniżając przy tym swoją głowę. Cholercia, nie tak miało to wszystko wyglądać. Pokręciłem głową i ponownie uniosłem głowę, patrząc tym razem na niebo. Było niebieskie, lecz szarość już zaczynała się na nie wkradać.
- Mundusie -zacząłem, nie odrywając wzroku od tego obrazka -mogę na ciebie liczyć choć ten, jedyny raz? -powiedziałem spokojnie.
Usłyszałem, jak ptak rusza się z miejsca. Podążyłem za tym odgłosem, odwracając się do tyłu. Ptak stanął przy zniszczonym pniu, opierając się o niego delikatnie. Czekał na to, co powiem. Przełknąłem ślinę, krzycząc na siebie w myślach. Nie powinienem, jednakże cóż mi już po tym?
- A więc? -zapytał nie tyle, co zniecierpliwiony, a zaintrygowany słowami, które chciałem mu powiedzieć.
Zaśmiałem się bezsilnie i usiadłem na ziemi, garbiąc się przy tym. Wypuściłem powietrze pyskiem i powiedziałem rozleniwiony.
- Nie przybyłem tu wcale tak przypadkowo.
- Tak jak myślałem -wtrącił się, unosząc wysoko do góry swą głowę.
- Mógłbyś nie przeszkadzać -mlasnąłem kąśliwie, na co ptak znów się skupił -dziękuję -wstałem i podszedłem do niego, sunąć powoli swoje łapy po podłożu -nie zrodziłem się w żadnej watasze, nigdy nawet takiej nie szukałem, lecz ktoś, ktoś bardzo ważny, poprosił mnie o to i dlatego i tylko dlatego tu jestem. Nie wszystko jednak jest kłamstwem. Mimo iż jestem tu nie z własnych powodów, nadal nie mam żadnych złych zamiarów do was. Mimo iż jestem tu niecały dzień, przekonałem się do tego miejsca i chcę w nim przebywać tak długo, aż mi pozwolicie, a jeżeli nie... odejdę -przeszedłem obok niego, po czym się zatrzymałem -Całej prawdy jeszcze nie powiem, ale mimo tego, proszę, abyś nikomu tego nie wyjawiał. Chcę poczekać i zobaczyć, czy jesteśmy, ja i wataha, dla siebie godni.
Ptak milczał. Nawet podczas mojej wypowiedzi nie drgnął ani jednym piórem, tak jakby skamieniał. Słuchał, dokładnie analizując każde moje słowo. Pewnie doszukiwał się czegoś. No cóż, to już nie moja sprawa. Odwróciłem głowę w jego stronę z delikatnym uśmieszkiem.
- A więc?
Ptak odwrócił się do mnie, spoglądając na mnie z nieodczytanym wyrazem. W końcu się jednak odezwał.
- Nie do końca rozumiem, co powiedziałeś, jednakże mogę chyba to obiecać -stwierdził z lekkim znudzeniem w głosie -o ile ty dotrzymasz swojej przysięgi i opowiesz mi o swojej przeszłości -mruknął, dając mi wyraźnie do zrozumienia, że nie spocznie, póki nie dowie się całej prawdy.
Zaśmiałem się na jego słowa. Dokładnie taki, jak go opisywał. Pokręciłem głową, po czym przytaknąłem. Chciałem już odejść, lecz coś mi w tym nie pasowało. Stałem tak przez chwilę, aż w końcu się odezwałem.
- Te, a gdzie jest Jaskier? -odwróciłem się do niego -myślałem, że jesteście wręcz nierozłączni -powiedziałem w żartach, lecz chyba nie podeszły one Mundusowi, gdyż prychnął pogardliwie.
< Jaskier? >

Od Oleandra CD Kanaa'y

Mundus szedł przede mną, a ja powoli dreptałem z tyłu, starając się jak najdelikatniej naciskać łapami na ziemię, by nie spotkało mnie coś równie nieprzyjemnego, jak przed momentem przyjaciela.
Ptak tymczasem szedł szybko, chcąc zapewne jak najszybciej znaleźć się na pewnej, bezpiecznej przestrzeni. Spojrzałem przed nas, próbując dojrzeć Kanaa'ę i Lenka i ocenić, jak długa droga została nam jeszcze do przebycia. Gdy tylko jednak popatrzyłem na wilki przed nami, zorientowałem się, że coś nie idzie tak, jak powinno. Kanaa i Lenek wymachiwali łapami wskazując na coś na górze. Dyskretnie spojrzałem na gałęzie drzew nad nami i drgnąłem z przerażenia. Zobaczyłem wielkiego, czarnego ptaka. Siedział na gałęzi tuż nad nami i przyglądał się Mundusowi. Teraz byłem pewien, że to o nim mówił Lenek.
- Mundus... - szepnąłem, nie zatrzymując się.
- Co się stało?
- Widziałeś?
- Tego na górze?
- Tak...
- To właśnie on. Chodź szybciej.
Przyspieszyłem, teraz nie zważając już tak na ewentualne pułapki, a jedynie chcąc jak najprędzej znaleźć się obok Kanaa'y i Lenka czekających na nas nieopodal.

< Kanaa? >

poniedziałek, 9 października 2017

Od Jaskra CD Ymir'a

Staliśmy jak wmurowani w ziemię. Ymir natomiast, po prostu odwrócił się i odszedł z lekko spuszczoną głową. Przez sekundę patrzyłem z szeroko otwartymi oczyma na znikającego w lesie wilka, wyczuwając obecność przepływających przeze mnie wszelkiego rodzaju emocji. Potem nieznacznie odwróciłem głowę i popatrzyłem na Mundusa. On, widocznie widząc kątem oka moje spojrzenie, również  oderwał wzrok od odchodzącego i skierował go w moją stronę.
- Jaskrze...? - zobaczyłem w jego oczach błyski niewiadomego pochodzenia - słyszałeś to, prawda?
- Nie jestem pewien, czy wiem o co ci chodzi - przekrzywiłem pysk z zaniepokojeniem patrząc na towarzysza.
- Teraz już nie mam nawet nad czym się zastanawiać - powiedział cicho, jakby sam do siebie. 
- O co ci chodzi? - zapytałem bardziej stanowczo, podchodząc bliżej - Munduerk? Wszystko dobrze?
- Niezupełnie - zmarszczył brwi, po czym wolno zrobił kilka kroków w stronę, w którą odszedł Ymir. Westchnąłem ciężko i ruszyłem za nim.
- Jaskier, nie idź za mną - odezwał się jakby w zamyśleniu. Ze zdziwieniem przystanąłem i odchyliłem głowę lekko do tyłu.
- Znowu za nim pójdziesz? To może się źle skończyć! - krzyknąłem za nim.
- Może po prostu... - Mundus odwrócił się jeszcze na chwilę - odwiedź swoją matkę, albo poczekaj na mnie w jakimś przyjemnym miejscu. Później cię znajdę.
Potem poszedł gdzieś wgłąb lasu, zostawiając mnie samego. Przez chwilę jeszcze stałem, patrząc w stronę, w którą odszedł ptak. W końcu zawróciłem i bezmyślnie skierowałem kroki nad Jezioro Dziewięciu Cieni. Gdy już tam byłem, usiadłem na brzegu i spojrzałem w mętną toń, widząc jedynie swoje zatroskane odbicie. Podniosłem wzrok. Po wodzie pływały żółte i zbrązowiałe liście opadłe z drzew. Czas zaczął dłużyć mi się niesamowicie.

~~ Tymczasem Mundus ~~

Ptak szedł wolnym krokiem przez las, podążając tam, gdzie wcześniej zniknął Ymir. Jego podróż nie trwała długo. Zobaczył wilka stojącego naprzeciw jakiejś jaskini. Podszedł i stanął obok niego, kierując wzrok na przedmiot wewnątrz groty, na który patrzył Ymir. Nie dostrzegł jednak nic nadzwyczajnego, więc westchnął i czekał.
Po chwili Ymir odwrócił wzrok i spojrzał z czymś w rodzaju pogardy na Mundusa.
- Czego chcesz?
Przez kilka następnych sekund towarzysz nic nie mówił. W końcu westchnął i odrzekł:
- Nie chcę znowu dawać powodu do kłótni, a jedynie zapytać o to... co mówiłeś. Wiesz coś o mnie. To znaczy, że wiesz coś o nas, o naszej watasze. Nie mów wszystkiego, jeśli nie potrafisz. Wystarczy, że będziesz szczery. Powinniśmy być szczerzy. Jeśli chcesz, możesz też o coś zapytać. WSC nie ma nic do ukrycia. Usiądziemy na chwilę...?
Ymir popatrzył na Mundurka podejrzliwie.

< Ymir? >

Od Kanaa'y CD Oleandra

Nagle ziemia pod Mundusem się zapadła, a ptak wpadł do dobrze zamaskowanej dziury.
- Nic ci nie jest? - spytał Oleander
Wilkowi odpowiedziało milczenie.
A może podłoże w dziurze było naszpikowane kolcami? Niespokojne myśli krążyły w mojej głowie. Na szczęście Mundus po chwili się odezwał :
- Chyba coś mi się stało z skrzydłem...
- Nie możesz latać?
Z dołu dało się słyszeć najpierw szelest skrzydła i tuż po tym stłumiony jęk.
- Niestety, nie... - odpowiedział ponuro
Oleander zaczął iść ostrożnie w kierunku dziury nerwowo się rozglądając. Po chwili był już przy krawędzi. Basior położył się, a przednie łapy włożył do środka najgłębiej jak mógł. Po chwili Mundus był już na górze, jego lewe skrzydło bezwładnie wisiało. Zdecydowanie nie było dobrze.
- Chodźmy - powiedział kierując się w moją i Lenka stronę
- Jesteś ranny - zauważył Oleander 
- Mogło być gorzej - rzekł cicho ptak nie zatrzymując się
Wtem coś dziwnego przykuło moją uwagę. Spojrzałam się w przestrzeń nad czaplą, w koronach drzew zobaczyłam niewyraźną sylwetkę dużego, czarnego ptaka. Wyraźnie przyglądał się Mundusowi...
< Oleander? >

niedziela, 8 października 2017

Od Ymir'a CD Jaskra

Przez dłuższą chwilę stałem przed ptakiem, wymieniając się złowrogim spojrzeniem pełnym nienawiści. Zmarszczyłem brwi i wzdychając, odwróciłem głowę. Mimo iż mógłbym z nim walczyć i zapewne wygrać, to nie chciałem tego robić. Nie było mi to na rękę. Nie, nie tylko mi, ale i wszystkim w tej watasze. Położyłem uszy po sobie i spojrzałem się na Jaskra, który stał nieopodal nas. Obrzuciłem go nieco karcącym spojrzeniem za to, że go tu przyprowadził i że nawet nie próbował go zatrzymać, ale co ja mogłem? Pokręciłem głową i znów się wyprostowałem, patrząc przy tam na ptaka. Zgrzytnąłem zębami, tracąc jakiekolwiek chęci.
- Proszę tylko o jedno, o swobodę -mruknąłem, nie spuszczając go z oczu. Rejestrowałem każdy jego ruch -Lecz rozumiem obawy związane z przybyciem kogoś nieznajomego, tajemniczego o takich samych, nieodkrytych zamiarach -cofnąłem się o krok, poruszając przy tym ogonem -I rozumiem również to, że chcesz mnie w jakiś tam sposób mnie sprawdzić, jednakże nie powinieneś się bardziej martwić o sytuację watahy, aniżeli tym, kogo to Alfa, powtarzam, Alfa przyjął do watahy? -wymawiając te słowa, dawałem bardzo dosadnie do zrozumienia, że decyzja już zapadła i że już stąd nie odejdę, ani nic z tych rzeczy.
Ptak poruszył skrzydłami, poprawiając swoje dziwne, niebieskie opierzenie. Patrzyłem na niego, z lekko uniesionymi brwiami. Gdy skończył, odchrząknął, po czym przemówił.
- To również nie znaczy, że mam cię darzyć jakąkolwiek sympatią. Jak dla mnie jesteś takim typem, który ukrywa swoje prawdziwe zamiary. Nie jesteś więc godzien, aby tutaj przebywać -syknął, patrząc na mnie z wysoko uniesioną głową.
O nie, tego było już za dużo. Spiąłem mięśnie, prostując przy tym całą sylwetkę. Powstrzymywałem się, aby zaraz na niego nie skoczyć. Kto tu niby mówi o godności? O ukrytych zamiarach? Słysząc historie mego ojca, był on jeszcze gorszym oszustem i kanciarzem. Wyłoniłem swoje kły Zrobiłem krok do przodu, machając złowrogo ogonem.
- Kto tu niby mówi o prawości, oszuście?! -warknąłem wściekle -Sam nie jesteś lepszy -pokręciłem głową -Nibyś taki wspaniały, pełen godności i wyższości, ale chowałeś się tam, gdzie było ci wygodnie! -już prawie na niego wskoczyłem, lecz w porę się opamiętałem, bojąc się o to, że za dużo powiedziałem.
Spojrzałem ponownie na ptaka z lekkim przerażeniem, po czym przeniosłem spojrzenie na Jaskra. Oni również patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Mlasnąłem cicho, po czym się odwróciłem. Nic więcej nie powiedziałem. Po prostu odszedłem. Mam wielką nadzieję, że nie będą doszukiwać się historii w tym, co powiedziałem. Wolałem już nawet, żeby łazili za mną do końca moich dni, aniżeli się tego dowiedzieli. Podobno Alekei odszedł bez słowa. Bez pożegnania porzucając rodzinę w najgorszym dla nich i dla całej watahy momencie. Położyłem uszy po sobie, zwieszając głowę.
< Jaskier? >

piątek, 6 października 2017

Od Jaskra CD Ymir'a

Tak więc wróciliśmy do Oleandra. Był sam. Rozejrzałem się, w pierwszym odruchu próbując znaleźć Ymir'a gdzieś obok, między drzewami. Wilk jednak już odszedł.
- A gdzie nasz nowy członek? - zapytałem trochę "pro forma", wychodząc naprzeciw siedzącemu na mokrej trawie alfie.
- Jak to? Poszedł pozwiedzać nasze tereny. Nie dowiedziałem się niczego poza tym, że ma dobre zamiary i nie zamierza robić nam na złe. Nie byłbym w stosunku do niego taki nieufny - skrzywił się lekko. Ja również byłem zdania, że Ymir nie może być nikim, kogo powinniśmy się obawiać. Popatrzyłem na Mundusa. Nie był chyba przekonany.
- Najwyraźniej pora na mnie - popatrzył w niebo, wzdychając głęboko - chyba powinienem być gdzie indziej.
- Pójdę z tobą - wolnym krokiem ruszyłem za towarzyszem.

Mundus szedł pierwszy. Za nim, bez przekonania, włóczyłem się ja. Szliśmy bez słowa, w mało przyjemnej atmosferze. Zastanawiało mnie jedno: czemu tak się uwziął? Byłem przekonany, że już nie musi tego robić, tym bardziej, że zazwyczaj nie  zachowywał się w tak podejrzany sposób. Stosunkowo szybko, bo już po kilkudziesięciu minutach, dotarliśmy do celu naszych poszukiwań. Ymir powitał nas bardziej niż chłodnym pomrukiem. Zacząłem mieć wyrzuty sumienia, widząc jego niezadowolenie, zupełnie zrozumiałe z resztą.
- O co chodzi? - warknął Ymir, rzucając na nas gniewne spojrzenie, po czym zapytał, czy znów zrobił coś, czym mógł się nam narazić.
- Nie o to chodzi - położyłem uszy po sobie.
- Zatem o co? - Ymir popatrzył tym razem na mnie.
- Wcale nie o to - powtórzyłem spokojniej, przymykając oczy - z resztą, czemu muszę wszystko załatwiać sam? Wyjaśnijcie to sobie z Mundusem.
- No, ptaszyno? - mruknął ponuro Ymir. Muszę przyznać, że od jego złowieszczego głosu przeszły mnie ciarki - wytłumaczysz mi, dlaczego łazisz za mną jak cień?
- Jeśli tak ci na tym zależy - towarzysz zbliżył się o krok do wilka, naprężając mięśnie - czy trudno się domyślić, że ci nie ufam? - syknął.
- Na szczęście twoje zdanie nie jest tu wcale ważne. A śledzenie mnie do niczego ci się nie przyda....
- To już ja ocenię.
- I nikt nie zabroni mi robić co chcę i chodzić gdzie chcę - syknął wilk.
- Na szczęście mi też nie.
Cofnąłem się o krok, zerkając to na Ymir'a, to na Mundusa. Zapadła złowroga cisza.

< Ymir? >

czwartek, 5 października 2017

Od Ymir'a CD Jaskra

Po tym, gdy Jaskier wraz z Mundusem, spojrzałem się z zaciekawieniem na Oleandra, który był widocznie zakłopotany zaistniałą sytuacją. Westchnąłem krótko, wstając z miejsc. Chciałem już odejść, jednakże mnie zatrzymał. Spojrzałem na niego przez bok, na co ten również wstał. Przewróciłem oczyma i na nowo zwróciłem się w jego stronę.
- A więc? -rozpocząłem, nie będąc już zbytnio cierpliwy -w końcu zadasz te pytania?
Wilk skinął głową, odchrząkną, po czym w końcu rozpoczął.
- Ymirze -zaczął, przymykając swoje oczy -pewien osobnik... osobnicy, nie są zbytnio przekonani do ciebie. Myślą, że masz jakieś wrogie zamiary wobec nas -kończąc, usiadł z powrotem na ziemi.
Spojrzał się na mnie szerokimi oczyma, oczekując odpowiedzi. Szczerej i całej. Wyczytałem to po jego wyrazie twarzy. Uśmiechnąłem się delikatnie, również siadając. Zgarbiłem się z lekka, przekręcając przy tym odrobinę głowę.
- Nie musisz się martwić. Zapewniam, iż jestem tu tylko i wyłącznie pokojowo. Do tego po drodze widziałem watahy blisko was, w których było pełno wilków, więc chyba każdy nabytek wam się przyda, prawda? Tym bardziej że -tu wyprostowałem się, wywalając przy tym klatę przed siebie -że niektórzy wręcz tchórzą na sam widok większego od siebie -zaśmiałem się, znacząco się zniżając.
Biały wilk również się zaśmiał. Chyba dobrze zrozumiał zaistniałą sytuację. Nieważne, jaki bym był i tak bym tu przybył. Wataha wydaje się stabilna, choć otoczona jest przez wrogów, przez co jej przyszłość nie jest zbyt barwa. Gdyby się uprzeć, można by nawet rzec, że praktycznie jej nie ma. Dlatego także nawet najgorzej wyglądający wilk przyda się tutaj. Ponownie się podniosłem z siadu.
- Mam nadzieję, że wyjaśniłem już wiele, a teraz przepraszam, ale chciałbym jeszcze pozwiedzać te i tamte tereny -spojrzałem w dal, wyobrażając sobie obrazy terenów, o których opowiadał Alekei. Chciałem zobaczyć je na własne oczy. -Ach i jeszcze raz to powiem -odwróciłem się do niego z miłym uśmiechem, który kompletnie nie pasował do mojej postury -nieważne co by się działo, zawsze jestem po stornie przyjaciół, więc nawet nie myślę, aby wbić wam nóż w plecy. Także proszę, przekaż to mu... to znaczy im, że nie muszą się mnie obawiać.
Po tych słowach odszedłem, tym bardziej że już z daleka wyczułem zapach przerośniętego bażanta. Szwendałem się po tych terenach kompletnie bez celu, gdzieniegdzie się gubiąc. To zaszedłem do wielkiego wodospadu, to zaraz znalazłem się na pięknych polach, czy przy wielkim, ciemnym lesie. Niestety moja chwila wytchnienia od tego wszystkiego, została przerwana. Był to rzecz jasna Jaskier i Mundus. Westchnąłem ociężale, mając głęboką nadzieję, że jednak to nie mnie, a kogoś innego poszukują. Oczywiście, nie chodziło o nikogo innego, jak o mnie.
- O co chodzi? -zapytałem pokrótce -czy znów coś zrobiłem i się wam naraziłem? -prychnąłem z przekąsem, patrząc w stronę ptaka.
- Nie! Nie chodzi o to -zapewnił mnie Jaskier, na którego spojrzałem z o wiele spokojniejszym wyrazem pyska.
- To o co?
< Jaskier? >

wtorek, 3 października 2017

Od Oleandra CD Kanaa'y

Siedzieliśmy z Lerką gdzieś w lesie. Czekaliśmy na Mundusa.
W końcu, wśród kompletnej ciszy, usłyszałem cichy szum charakterystyczny dla piór przecinających powietrze. Nadlatuje. Nastawiłem uszu. Spojrzałem w niebo. Wstałem. Lerka zrobiła to samo. Czekaliśmy, patrząc w górę. W końcu nad nami, pomiędzy drzewami pojawił się nasz przyjaciel. Wylądował szybko, mówiąc przy tym:
- Kanaa i Lenek na was czekają. Chodźmy.
Potem skierował swe kroki w stronę, z której nadleciał. Po wymianie zaskoczonych spojrzeń, wraz z Lerką ruszyliśmy za nim. Szliśmy prężnie i nie traciliśmy czasu na rozmowy. Ptak stąpał szybko, dwa kroki przed nami. Wreszcie gwałtownie stanęliśmy.
- Tam są - wskazał skrzydłem na dwa kształty widniejące daleko przed nami, gdzieś za zaroślami okalającymi niewielką przestrzeń porośniętą niewielką trawą, wydeptaną pewnie przez leśne zwierzęta.
- Zatem dlaczego do nich nie pójdziemy? - zapytała Lerka, mrużąc oczy i starając się przyjrzeć naszemu celowi.
- Kanaa ostrzegała nas, że otoczeni są pułapkami. Lepiej nie próbować dostać się tam bez żadnego ubezpieczenia.
- W jaki sposób zatem się tam dostaniemy? - usiadłem zrezygnowany - co proponujesz? Zawsze masz takie dobre pomysły, to wymyśl coś.
- Obawiam się, że na realizację żadnej z moich idei nie mamy czasu - odpowiedział - jeśli trzeba, pójdę pierwszy.
- Idziesz pierwszy?! - krzyknęła Lerka.
- Nie mamy wyjścia - towarzysz pewnie zrobił krok do przodu.
- Idź, proszę - podrapałem się za uchem, nie wiedząc, jak inaczej wybrnąć z tej kłopotliwej dla nas sytuacji. Poświęcanie jakiegokolwiek towarzysza nie było etyczne, ale jako samiec alfa prawie bez namysłu (który oczywiście przydałby się w tamtej chwili) postanowiłem wystawić Mundusa na  największe niebezpieczeństwo. Nie był wilkiem.
Krok za krokiem, niezwykle uważnie, stąpał po wilgotnych liściach, opadłych z drzew rosnących nieopodal. Wśród nielicznych kępek trawy, jego czujne oczy próbowały dostrzec coś, co mógł uznać za przeszkodę. Nic. Śledziliśmy uważnie jego kroki.
- Może nie ma tam pułapek? - zapytała szeptem przerażona wadera.
- Kto powiedział o tym Kannaa'ie? Rośliny? Rośliny nie kłamią.
Kiedy Mundus zszedł z niedużego wzniesienia, na którym staliśmy Lerka i ja, i obejrzał się za siebie, wbijając w nas wyczekujące spojrzenie, pomyślałem, że czas zebrać się i iść za nim. Niechętnie, aczkolwiek prędko wstałem i zrobiłem kilka kroków do przodu. Nie chciałem, by Mundus zauważył, że nie śpieszy mi się by stawić czoła potencjalnym wrogom. Odwróciłem głowę i spojrzałem na wilczycę stojącą metr za mną.
- Czy ja też mam iść? - zapytała - może bardziej się przydam czekając na was tutaj? Nie mówiąc już, o oczywistym niebezpieczeństwie, na które nie chcę się bez potrzeby wystawiać. Może w razie czego będę mogła pomóc wam albo im, jeśli wpadniecie w pułapkę?
- Masz rację - przytaknąłem - nie potrzeba nam więcej ofiar - cała ta sytuacja wydała mi się bezbrzeżnie dziwna. Skąd Kanaa i Lenek wzięli się w samym środku otoczonego pułapkami terenu? Dlaczego tak nagle straciliśmy kontakt...?
Poszedłem. Nadal byłem dosyć daleko za Mundusem, który widząc, że wszedłem na owo "pole minowe", znów zaczął wolno iść przed siebie.
Nagle...

< Kanaa? >

Od Kanaa'y CD Oleandra

- Nie wydaje ci się, że to jakiś podstęp? - spytałam
- Czekaj... A możesz się spytać jakiejś rośliny, czy nikt nie zastawił na nas tutaj pułapki? - spytał Lenek
- Dobry pomysł!
Rozejrzałam się dookoła zatrzymując wzrok na małym krzaczku rosnącym obok nas.
- Zastawiono tutaj jakąś pułapkę? - spytałam wpatrując się w roślinkę
"Tak, są wszędzie dookoła" - usłyszałam cichy głosik w głowie
Westchnęłam.
- Nie damy rady przejść - powiadomiłam basiora
Chwilę siedzieliśmy w milczeniu zatapiając się w własnych myślach. Lenek zaczął niespokojnie krążyć dookoła. Nie zapowiadało się byśmy mieli coś szybko wymyślić...
Nagle razem z basiorem usłyszeliśmy znajomy głos :
- Gdzie byliście? Oleander i Lerka was szukają!
Spojrzałam w górę. Na tle zachmurzonego nieba leciał Mundus. Ptak coraz bardziej zniżał lot. Uspokoiłam się trochę. Miło wiedzieć, że wreszcie ktoś nam pomoże.
- Dobrze cię widzieć w takiej chwili - stwierdził Lenek, po czym dodał - Uważaj, są tutaj pułapki
Ptak wylądował obok nas.
- Pułapki?
- Dookoła nas są pułapki i nie możemy się stąd ruszyć
- To skąd wy tu się...
- Teraz to nieważne leć po Oleandera i Lerkę!
- Niech będzie - powiedział jakby od niechcenia i odleciał
Wpatrywałam się jeszcze chwilę w ptaka, aż zniknął za wierzchołkami drzew. Żeby tylko przyszli szybko...

< Oleander? >

Od Jaskra CD Ymira

- Chciałem... - Oleander w mgnieniu oka rzucił na mnie przelotne spojrzenie, orientując się jednocześnie, że przyszedłem przecież wraz z nim - chcieliśmy zapytać cię o kilka jeszcze rzeczy. Nie musisz oczywiście na nie odpowiadać, jeśli nie chcesz - usiadł na ziemi, znów niezwykle dyskretnie spoglądając w moją stronę - mogę dowiedzieć się tego wszystkiego kiedy indziej.
- Zależy o co chcesz zapytać - Ymir przesunął się o krok do przodu, energicznie machnąwszy ogonem po wilgotnej ziemi.
Wydaje mi się, że zrozumiałem. Patrząc na Oleandra, mogłem wywnioskować, że waha się, czy zadawać te tajemnicze pytania przy mnie, czy też nie. Wolałby z pewnością wycofać się jakoś z podjętej wcześniej decyzji o bliższym poznaniu Ymir'a właśnie w tej chwili.
- Mundurku - odwróciłem się na pięcie od sytuacji rozgrywanej teraz już za moimi plecami i podszedłem do błękitnego towarzysza - nie chcesz może przejść się za mną na polowanie? Nic jeszcze nie jadłem - uśmiechnąłem się bezemocjonalnie.
- Czemu nie - westchnął ptak, ostatnie spojrzenie przed odejściem kierując na Ymir'a. Najwidoczniej planował zaraz powrócić. Bardzo brał sobie do serca swoją pracę.
- Jak myślisz, o czym Oleander chciał porozmawiać z Ymir'em? - zacząłem rozmowę, po kilku minutach ciszy.
- Nie wiem. Może jemu też nie podoba się ten wilk - odpowiedział pochmurnie Mundus.
- Na prawdę nie możesz się do niego przekonać? To przecież nasz nowy członek. Nasz przyjaciel. Nie wróg.
- Łatwo się zrażam - odpowiedział - mogę z tym walczyć, ale i tak nic nie poradzę. Dobrze jest być nieufnym na moim stanowisku.
- Przyjaciel! - powtórzyłem wyraźniej.
- Tak, słyszałem. Przepraszam. Już dawno przyzwyczaiłem się do traktowania w ten sposób nowych członków, szczególnie silnych i aroganckich.
Jeszcze przez chwilę szliśmy w milczeniu.
- Jaskrze? - z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciela - na pewno chcesz zapolować? Nie powinieneś już szukać ofiary?
- Wiesz co... - rozejrzałem się bezradnie - nie chce mi się jeść - uznałem, że za dużo się dzieje, by tak jak zawsze, spokojnie polować - wracajmy. Już się na pewno narozmawiali.

< Ymir? >

Od Oleandra CD Kanaa'y

Już od dłuższego czasu podążaliśmy przez las dosyć szybkim krokiem, a naszym jedynym, jak na razie, celem było odnalezienie Kanaa'y i Lenka, którzy wyruszyli poprzednio w przeciwnym do naszego kierunku. Martwiło mnie to, że chociaż byłem prawie pewien, że do miejsca, w którym rozstaliśmy się z Lenkiem i Kanaa'ą było niespełna kilkadziesiąt metrów, nadal nie czułem ich zapachów. W pewnym momencie, kiedy stanęliśmy dokładnie tam, gdzie stali nasi przyjaciele zanim odeszliśmy, zaciągnąłem się zimnym, wilgotnym powietrzem i poczułem dosyć wyraźnie znajomą woń. Gdy jednak ruszyłem przed siebie, chcąc podążyć ich śladem, zapach zanikał. W którąkolwiek stronę bym nie poszedł, w pewnej chwili traciłem trop. Jakby odlecieli, albo zapadli się pod ziemię niemal dokładnie tam, gdzie wcześniej stali.
- I co? - zapytał Mundus, gdy znacząco pokręciłem głową po tym krótkim śledztwie - nic nie czujesz? Nie pójdziemy za nimi?
- Nie wiem, w którą stronę poszli.
- A nie pamiętasz przypadkiem, gdzie mieli iść? - wtrąciła Lerka.
- Nie jestem pewien. Poza tym, nie wiemy, czy nie zmienili kierunku. Musimy chyba poczekać, aż sami do nas wrócą.
Lerka ciężko usiadła na ziemi. Uczyniłem to samo. Mundurek natomiast zaoferował:
- Mimo wszystko, podlecę i sprawdzę, czy nie ma ich gdzieś w pobliżu. Może znajdę. Z góry widać więcej.
Kiwnąłem przytakująco głową. Już po chwili ptak wzbił się w powietrze i z głośnym trzepotem skrzydeł zniknął nad lasem.

< Kanaa? >

poniedziałek, 2 października 2017

Od Ymir'a CD Jaskra

Obudził mnie czyiś głos. Otworzyłem leniwie oczy, rozglądając się przy tym po całej jaskini. Głos jednak ustąpił, więc na nowo je zamknąłem. Niestety głos powielił się, jeszcze bardziej donośniejszy i denerwujący. Położyłem uszy po sobie, odwracając pysk w drugą stronę. Gdy jednak głos rozbrzmiewał głośnym echem po jaskini, nie mogłem dłużej wytrzymać. Z warknięciem uniosłem głowę, spoglądając w stronę wyjścia. Oddychając ciężko próbowałem rozpaczliwie odszukać to coś, co wydawało owe dźwięki. Kiedy nic mi się nie rzuciło w oczy, dźwignąłem się na łapach i zdenerwowany podszedłem do wyjścia. Delikatnie wychyliłem łeb zza rogu jaskini, lecz niczego nie widziałem oprócz zielonych kniei. Wtem jednak ujrzałem niebieski połysk wśród tej zgniłej zieleni. Zmarszczyłem brwi próbując wyostrzyć swój wzrok. Kiedy jednak usłyszałem po raz kolejny ten głos, zachciałem odwrócić się by zniknąć w głębinach jaskini. Już miałem taki zamiar, lecz kiedy usłyszałem, że swoje słowa kieruje do mnie, mlasnąłem kąśliwie, przeklinając się przy tym w myślach.
- Witam, witam! Któż to w końcu raczył wstać i mnie powitać -powiedział ironicznie, unosząc przy tym swoje przerośnięte skrzydła.
- Och -westchnąłem, przybierając jak najprzyjaźniejszy wyraz pyska -witaj kur... to znaczy Mundusie -uśmiechnąłem się równie ironicznie, co on.
- Nie wydajesz się jednak uradowany naszym spotkaniem -podszedł do mnie bliżej, choć nadal dzieliło nas kilka metrów.
- Z czego to niby wnioskujesz? -zapytałem, wychodząc już całkowicie z komnaty -po tym jak staram się być dla ciebie miły, czy po tym, że w ogóle z tobą rozmawiam? -przeciągnąłem się, ziewając.
Mundus pokręcił głową i podleciał jeszcze bliżej, wchodząc przy tym do jaskini. Obserwowałem go chwilę, lecz w końcu przypomniało mi się o tym umówionym spotkaniu z Oleandrem. Spojrzałem na niebo. Było blade, a na nim jeszcze gdzieniegdzie iskrzyły się maleńkie poświaty gwiazd. Położyłem uszy po sobie, zostając w tej samej pozycji.
- Te, Mundus -mruknąłem od niechęci -która to w ogóle pora?
Usłyszałem tylko trzepot jego skrzydeł. Nim się do niego odwróciłem, ujrzałem, że leci tuż nade mną. Stanął na ziemi i ze wścibskim, niby uśmiechem, odpowiedział.
- Wczesny poranek, jakieś cztery godziny przed spotkaniem.
Nim zdążył cokolwiek jeszcze dopowiedzieć, skoczyłem na niego, przygniatając go do podłoża. Położyłem jedną łapę na jego gardle, warcząc przy tym.
- Czy nikt cię nie nauczył, że wilka nie wolno budzić?! -zbliżyłem swój pysk do jego, czując, jak z jamy wylatuje mi kilka kropel śliny.
Ten tylko oddzielił mnie od siebie swoim skrzydłem.
- A myślałem, że tyczy się to tylko niedźwiedzi -powiedział zamyślony.
Westchnąłem ciężko, schodząc z niego. Odchodząc od tego miejsca, kręciłem głową. Postanowiłem, że pójdę coś upolować, bo i tak musiałem jakoś zabić ten czas, a nie chciałem spędzać go całego z tą kurą. Niestety on myślał inaczej, dlatego szedł za mną gdziekolwiek bym ja nie poszedł. I tak minęły te wszystkie godziny oczekiwania. Udałem się wraz z nim na umówione miejsce, w którym już obydwaj, Oleander i Jaskier, czekali już na mnie. Zwiesiłem głowę podchodząc do nich.
- Przepraszam, że musieliście czekać, jednakże -tu spojrzałem się na niebieskiego ptaka -coś mnie zatrzymywało.
Ten tylko przeszedł na ich stronę, siadając przy tym na pieńsku. Również przysiadłem, patrząc z uwagą na obydwa wilki, które mnie bacznie obserwowały. W końcu odezwał się Oleander.
- I jak? Wyspałeś się? -zapytał z niekrytym, delikatnym uśmiechem.
Tak... gdybyś tylko wiedział jak się wyspałem... -pomyślałem, oddając ten gest.
- Oczywiście, choć jest to nowe miejsce... jest tu jednak spokojnie, więc mogłem się dobrze wyspać -kolejne kłamstwo pokierowane w ich stronę. Chociaż, czy to zaliczało się do kłamstwa? Raczej mijanie się z prawdą, aby umilić komuś samopoczucie. Choć w sumie, w pewnym sensie te dwie rzeczy się od siebie nie różnią -a więc -ciągnąłem dalej -po co chciałeś... chcieliście się spotkać?
< Jaskier? >

niedziela, 1 października 2017

Od Kanaa'y CD Oleandra

Wpatrywałam się w jedyne wyjście z jaskini, czyli tunel biegnący gdzieś w górę. Stąd czuć było dosyć dobrze świeże powietrze, więc z pewnością nie był długi. Nagle z tyłu ktoś spytał niewyraźnie:
- Co się stało?
Odwróciłam się w tamtą stronę. Lenek wpatrywał się we mnie oczekując odpowiedzi.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałam zgodnie z prawdą - Dobrze, że już wstałeś
- Ktoś tu był oprócz nas? - ponownie zadał mi pytanie
- Na razie nikogo tu nie widziałam...
Basior spojrzał się na wyjście.
- Wiesz może, czy jest tam jakaś straż, czy coś?
- Jeszcze nie sprawdzałam
Wilk bez słowa ruszył w kierunku wyjścia. Poszłam za nim. Cicho stąpaliśmy po ziemi, by nie było nas praktycznie słychać. Nagle na mój nos spadła delikatna kropla wody. Spojrzałam w górę. Wyjście było tuż przed nami... a raczej nad nami. Nie stanowiło to jednak dla nas problemu. Spokojnie mogliśmy się wdrapać na górę, co oczywiście szybko uczyniliśmy. Kiedy już byliśmy na trawie, pierwszą rzeczą, która mnie zaskoczyła był brak jakichkolwiek innych istot w tym miejscu pełniących rolę strażników. Ucieszyłam się, lecz po chwili zaniepokoiłam. Czy to jest jakiś podstęp? Może są tu jakieś pułapki? Niebo było mocno zachmurzone i lekko kropiło. Rozejrzałam się, wokoło nie widziałam niczego podejrzanego.

< Oleander? >

Od Oleandra CD Kanaa'y

- Więc co wtedy się stało? - zapytałem poważnie, gdy Lerka, Mundus i ja szliśmy przez las. Ptak ze wzrokiem wbitym w ziemię zaczął opowiadać.
- Z terenów, które nie należały niegdyś do żadnej watahy, zaraz za naszą zachodnią granicą, zaczął przylatywać do nas czarny ptak. Był bardzo duży i drapieżny, stanowił zagrożenie dla mieszkających na naszych terenach zwierząt. Wilk, którego znaleźliście wtedy na łące - tu zwrócił się do Lerki - nie był jego pierwszą ofiarą. Wcześniej pojedyncze przypadki znajdowania martwych wilków, zwłaszcza młodych, zdarzały się na terenach o których przed chwilą wspomniałem, a które zajęła dwa lata temu Wataha Szarych Jabłoni. To tamtejsze wilki ginęły. Zwłoki na łące nie były wyjątkiem.
- Powiadasz, że tylko wśród wilków z WSJ były ofiary? - nerwowo przełknąłem ślinę - czy Kanijel, samiec alfa wie o tej sytuacji?
- Wie. Już od dawna są świadomi tego problemu, a na dzień dzisiejszy, jest tam bardzo źle. Chociaż Kanijel nie dowiedział się o tym, który zginął na naszych terenach, cała wataha żyje w strachu. Pamiętają jeszcze ostatni przypadek, sprzed niemal dwóch miesięcy, kiedy niedużego szczeniaka znaleziono gdzieś w lesie z rozerwanym brzuchem i porozrzucanymi gdzieś obok kawałkami jego ciała. Dzieciaczek nikomu nic nie winny, już nigdy nie wstanie, nie upoluje zająca i nie zawyje.
- Dlaczego?! - przeraziła się Lerka - dlaczego to się stało? Czym jest ten ptak, który tak okrutnie zabija wilki?
- Nie wiemy tego - odpowiedział Mundus.
- A co zrobiliście z tą ostatnią ofiarą? - przerwałem stanowczo, marszcząc brwi.
- Poprosiłem mojego przyjaciela, wilka z WSJ o pomoc. Razem przenieśliśmy ciało na wschód, na stepy, tam, gdzie najmniej prawdopodobne było, że ktoś znajdzie zwłoki. Dopiero później zobaczyłem, że Lerka i Amber szły za nami... - to mówiąc popatrzył z lekkim wyrzutem na wilczycę.
- Musimy znaleźć Kanaa'ę i Lenka. A później jak najszybciej skontaktować się z WSJ. Wrogowie, czy nie, ale to niebezpieczeństwo nas także dotyczy - warknąłem.

< Kanaa? >