Po tym, gdy Jaskier wraz z Mundusem, spojrzałem się z zaciekawieniem na Oleandra, który był widocznie zakłopotany zaistniałą sytuacją. Westchnąłem krótko, wstając z miejsc. Chciałem już odejść, jednakże mnie zatrzymał. Spojrzałem na niego przez bok, na co ten również wstał. Przewróciłem oczyma i na nowo zwróciłem się w jego stronę.
- A więc? -rozpocząłem, nie będąc już zbytnio cierpliwy -w końcu zadasz te pytania?
Wilk skinął głową, odchrząkną, po czym w końcu rozpoczął.
- Ymirze -zaczął, przymykając swoje oczy -pewien osobnik... osobnicy, nie są zbytnio przekonani do ciebie. Myślą, że masz jakieś wrogie zamiary wobec nas -kończąc, usiadł z powrotem na ziemi.
Spojrzał się na mnie szerokimi oczyma, oczekując odpowiedzi. Szczerej i całej. Wyczytałem to po jego wyrazie twarzy. Uśmiechnąłem się delikatnie, również siadając. Zgarbiłem się z lekka, przekręcając przy tym odrobinę głowę.
- Nie musisz się martwić. Zapewniam, iż jestem tu tylko i wyłącznie pokojowo. Do tego po drodze widziałem watahy blisko was, w których było pełno wilków, więc chyba każdy nabytek wam się przyda, prawda? Tym bardziej że -tu wyprostowałem się, wywalając przy tym klatę przed siebie -że niektórzy wręcz tchórzą na sam widok większego od siebie -zaśmiałem się, znacząco się zniżając.
Biały wilk również się zaśmiał. Chyba dobrze zrozumiał zaistniałą sytuację. Nieważne, jaki bym był i tak bym tu przybył. Wataha wydaje się stabilna, choć otoczona jest przez wrogów, przez co jej przyszłość nie jest zbyt barwa. Gdyby się uprzeć, można by nawet rzec, że praktycznie jej nie ma. Dlatego także nawet najgorzej wyglądający wilk przyda się tutaj. Ponownie się podniosłem z siadu.
- Mam nadzieję, że wyjaśniłem już wiele, a teraz przepraszam, ale chciałbym jeszcze pozwiedzać te i tamte tereny -spojrzałem w dal, wyobrażając sobie obrazy terenów, o których opowiadał Alekei. Chciałem zobaczyć je na własne oczy. -Ach i jeszcze raz to powiem -odwróciłem się do niego z miłym uśmiechem, który kompletnie nie pasował do mojej postury -nieważne co by się działo, zawsze jestem po stornie przyjaciół, więc nawet nie myślę, aby wbić wam nóż w plecy. Także proszę, przekaż to mu... to znaczy im, że nie muszą się mnie obawiać.
Po tych słowach odszedłem, tym bardziej że już z daleka wyczułem zapach przerośniętego bażanta. Szwendałem się po tych terenach kompletnie bez celu, gdzieniegdzie się gubiąc. To zaszedłem do wielkiego wodospadu, to zaraz znalazłem się na pięknych polach, czy przy wielkim, ciemnym lesie. Niestety moja chwila wytchnienia od tego wszystkiego, została przerwana. Był to rzecz jasna Jaskier i Mundus. Westchnąłem ociężale, mając głęboką nadzieję, że jednak to nie mnie, a kogoś innego poszukują. Oczywiście, nie chodziło o nikogo innego, jak o mnie.
- O co chodzi? -zapytałem pokrótce -czy znów coś zrobiłem i się wam naraziłem? -prychnąłem z przekąsem, patrząc w stronę ptaka.
- Nie! Nie chodzi o to -zapewnił mnie Jaskier, na którego spojrzałem z o wiele spokojniejszym wyrazem pyska.
- To o co?
< Jaskier? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz