Już od dłuższego czasu podążaliśmy przez las dosyć szybkim krokiem, a naszym jedynym, jak na razie, celem było odnalezienie Kanaa'y i Lenka, którzy wyruszyli poprzednio w przeciwnym do naszego kierunku. Martwiło mnie to, że chociaż byłem prawie pewien, że do miejsca, w którym rozstaliśmy się z Lenkiem i Kanaa'ą było niespełna kilkadziesiąt metrów, nadal nie czułem ich zapachów. W pewnym momencie, kiedy stanęliśmy dokładnie tam, gdzie stali nasi przyjaciele zanim odeszliśmy, zaciągnąłem się zimnym, wilgotnym powietrzem i poczułem dosyć wyraźnie znajomą woń. Gdy jednak ruszyłem przed siebie, chcąc podążyć ich śladem, zapach zanikał. W którąkolwiek stronę bym nie poszedł, w pewnej chwili traciłem trop. Jakby odlecieli, albo zapadli się pod ziemię niemal dokładnie tam, gdzie wcześniej stali.
- I co? - zapytał Mundus, gdy znacząco pokręciłem głową po tym krótkim śledztwie - nic nie czujesz? Nie pójdziemy za nimi?
- Nie wiem, w którą stronę poszli.
- A nie pamiętasz przypadkiem, gdzie mieli iść? - wtrąciła Lerka.
- Nie jestem pewien. Poza tym, nie wiemy, czy nie zmienili kierunku. Musimy chyba poczekać, aż sami do nas wrócą.
Lerka ciężko usiadła na ziemi. Uczyniłem to samo. Mundurek natomiast zaoferował:
- Mimo wszystko, podlecę i sprawdzę, czy nie ma ich gdzieś w pobliżu. Może znajdę. Z góry widać więcej.
Kiwnąłem przytakująco głową. Już po chwili ptak wzbił się w powietrze i z głośnym trzepotem skrzydeł zniknął nad lasem.
< Kanaa? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz