- Właśnie, chodźmy - Mundus rozejrzał się niespokojnie, lecz, nigdzie nie widząc niebezpieczeństwa, zwrócił się w stronę, z której nadeszliśmy - wiemy już, którędy iść. Możemy spokojnie wrócić do Lerki i sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku.
Szliśmy szybko, co pewien czas oglądając się za siebie. W końcu dotarliśmy do miejsca, w którym wcześniej czekała na nas Lerka.
- Nie ma jej - stwierdziła Kanaa.
- Nie ma - przytaknąłem - Lerka! - zawołałem, czekając.
- Tutaj jestem - najpierw dał się słyszeć jej niepewny głos, a potem cała wadera ukazała się gdzieś między drzewami - widziałam go. To na pewno był ten ptak.
- Dziwne - powiedziałem - nie zaatakował nas. Wyglądał bardziej jakby chciał nas... śledzić.
- Nie sądzę - Mundus stanowczo pokręcił głową - jestem prawie pewien, że nie stoi za nim żadna konkretna idea. Atakuje zwierzęta instynktownie, tak jak wy polujecie na sarny.
- Jesteś prawie pewny? - skrzywił się Lenek.
- Nie wiem tego na sto procent - odpowiedział ptak - nie możemy być pewni niczego. Ale po uczcie, jaką urządził sobie z wilka, którego znaleźliście wtedy na łące, jak z resztą ze wszystkich innych wilków, które zaatakował, można wyciągnąć pewne wnioski.
- Jakie jeszcze, według ciebie? - zapytałem bez przekonania.
- Na przykład możemy domyślić się, że nie jest to nic naturalnego. Ptaki żyjące tutaj nie polują na tak duże zwierzęta, jak wilki. Same nie są tak duże. Może przybył do nas z jakiegoś odległego miejsca? Jednak w takim wypadku nie potrafię wytłumaczyć faktu, że przebywa tu tak długo, bez, wydaje się, żadnego powodu. Poza tym, jest to tylko jeden, samotny osobnik. A to komplikuje sprawę jeszcze bardziej.
< Kanaa? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz