Przyglądałem się temu całemu przedstawieniu z daleka. Jakoś nie chciałem i nie miałem powodu, aby się tam teraz wtrącać. Widząc, że jeszcze nie zakończyli swoich kłótni, zacisnąłem szczęki i oddaliłem się jeszcze trochę. Tam usiadłem na podłoży wzdychając zmęczony tym całym bałaganem. Od mojego przybycia tutaj już zbyt wiele się dzieje. Tu rozejrzałem się w poszukiwaniu ptaka. Stał nieopodal mnie, przyglądając się temu wszystkiemu w zamyśleniu. Przyglądając mu się dokładniej, stał w równej odległości od nich, co ja. Wielkie umysły myślą podobnie, co? Uśmiechnąłem się niewidocznie, ponownie spoglądając na ten chaos. Kładąc uszy po sobie, powiedziałem na tyle głośno, aby tylko Mundus mógł mnie usłyszeć.
- Nie interweniujesz?
Usłyszałem cichy pomruk z jego strony, a zaraz po tym ciche kroki zbliżające się do mnie. Nie odwracałem jednak wzroku od tej trójki. Za bardzo interesował mnie rozwój wydarzeń. W końcu każde mrugnięcie może być nawet zasłonić mi cząstkę pikantnej akcji, która wydawała się nadchodzić coraz to większymi krokami.
- Dlaczego pytasz?
Spojrzałem na niego zdawkowo, szybko wracając do dyskutujących basiorów.
- Może dlatego, że w głównej mierze również jesteś w to wplątany? -odrzekłem, powoli kładąc uszy.
Przez dłuższą chwilę się nie odzywał, pewnie również się zastanawiał, nad dalszym losem.
- To spór między starą alfą, a nową, która zdobyła tron, zbijając króla z tronu.
Skrzywiłem się na jego porównanie, przez co aż musiałem na niego spojrzeć. Do czego on ich porównywał? Odganiając te myśli, westchnąłem głęboko. Słyszałem, że ta wataha jest dziwna. Nie dość, że członków tu jak źdźbeł trawy w jakimś ciemnym zakątku, bez dostępu do wody i słońca, to jeszcze są oblegani przez dwie watahy, a do tego nierzadko mają interakcje z dziwadłami o dwóch łapach. Pokręciłem głową, od razu ją zwieszając. Doprawdy, dlaczego akurat tak się dzieje? Z rozmyśleń wybiło mnie powarkiwanie. Od razu spojrzałem się w ich stronę. Widocznie starszy z nich, zapewne Aksel, zezłościł się z rozwoju rozmowy. Prychnąłem śmiechem, po czym wstałem.
- Jaki masz zamiar? -usłyszałem ten znany, irytujący głos -chyba nie zamierzasz...
- Kto wie... -odpowiedziałem zdawkowo, kręcąc przy tym ogonem.
Zacząłem do nich podchodzić, z każdym krokiem powoli się rozluźniając. Właśnie to w sobie wprost kochałem. Moją dumę i odwagę, która odnajdywała się w najbardziej korzystnych i potrzebnych jej sytuacjach. Uśmiechnąłem się zadziornie, po czym przystanąłem.
- Przepraszam za przerwanie tej przesłodzonej, rodzinnej sprzeczki, ale mogę zabrać głos? -wszyscy trzej spojrzeli na mnie zdziwieni. Odchrząknąłem, po czym kontynuowałem -Chyba tyle wystarczy, co? Przecież Jaskier pokonał cię, Akselu, więc dlaczego spierasz się w czymś takim? Z tego co wiem, watahę może przyjąć nie tylko dziedzic, ale i silniejszy wilk, który będzie mógł przez kolejne lata dobrze o nią zadbać. Wygrał więc tron sprawiedliwie i...
- A ty niby kim jesteś, że śmiesz się tak do mnie zwracać? -przerwał mi całkowicie rozzłoszczony.
Poczułem, jak przez moje ciało przechodzą ciarki, lecz szybko się otrząsnąłem.
- Nazywam się Ymir, drogi Akselu, jestem nowym członkiem tej watahy.
Ten natomiast patrzył na mnie, jak na jakiegoś głupca. Wyszczerzył swe kły i czym prędzej spojrzał się na Oleandra.
- I ty na to pozwalasz?! Żeby jakiś tam podrzędny pies tak się odnosił?!
Czy ja dobrze usłyszałem? Podrzędny? Pies? Poruszyłem kilka razy brwią w geście zirytowania, marszcząc przy tym nos. Już wiem, dlaczego tak wszyscy reagują na tego basiora. Wiem też, że znam kogoś podobnego. Spojrzawszy kątem oka na Mundusa, zaśmiałem się z wyższością.
< Jaskier? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz