sobota, 25 czerwca 2016

Wataha zawieszona!

Jak co roku, przed wakacjami, WSC zostaje zawieszona na trzy tygodnie. Powracamy około 20 lipca!

                                                                            Wasz samiec alfa,
                                                                                  Beryl

piątek, 17 czerwca 2016

Od Jaskra CD Takeru

- Brawo! - uśmiechnąłem się, widząc jak Takeru odstępuje od martwego dzika - bardzo duży. Zjedzmy go!
Nowy wilk przytaknął i zabraliśmy się do pożerania ofiary.
Mundus cały czas siedział obok nas, uważnie przyglądając się wilkowi. Miałem nadzieję, że będzie tak siedział i nic nie powie. Był nieufny w stosunku do wszystkich nowych wilków.
Nagle obok nas pojawiła się Nędza - czarna wilczyca o głęboko czerwonych oczach. Zawsze, gdy się pojawia, czuję się dziwnie. Nie powiem, że się jej boję, bo nigdy nie miałem takiego uczucia. Jednak nie lubiłem jej. Właściwie, chyba nikt z WSC jej nie lubił. Oprócz Mundusa.
Podeszła do nas.
- Witajcie... - rozejrzała się, po czym usiadła na ziemi.
- Witaj - odpowiedziałem - czego chcesz?
Wilczyca nie uraczyła mnie odpowiedzią, jedynie ziewnęła i siedziała dalej. Ja i Takeru popatrzyliśmy po sobie.
Nagle usłyszeliśmy grzmot. Zbliżała się burza.

< Takeru? Przepraszam, że takie krótkie...>

czwartek, 16 czerwca 2016

Od Beryla CD Eclipse

Nie...! Nie chcę... bez opamiętania machałem przednimi nogami, czując przy tym chłód powietrza, które wzbudzały moje łapy.
Co to ma być? Zimno mi, nieprzyjemnie. Gdzie jestem...? Ach, tutaj...

Podniosłem głowę i otrząsnąłem się bez jakichkolwiek przemyśleń. Rozejrzałem się z trudem podnosząc powieki. Chciało mi się spać i czułem się chory. Ile to już dni leżę tutaj bez wody i jedzenia? To chyba dopiero drugi dzień. Wydawał mi się strasznie długi. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam. Zapomnieli o mnie, czy co?
W pewnym, momencie, świat zaczął jakby wirować wokół mnie. Pokój nie wydawał się być już taki prosty, jak poprzednio.
Usłyszałem kroki za drzwiami. Gdzieś daleko. To coś nadzwyczajnego. Zastrzygłem uszami.   Drgnąłem, gdy drzwi gwałtownie otworzyły się. Do środka wszedł człowiek. Zacząłem się trząść.
Podszedł do mnie i szybkim ruchem chwycił mnie za skórę na karku. Warknąłem. Odsłoniłem rząd lekko już wyblakłych ze starości zębów. Człowiek jednak chwycił mnie jeszcze mocniej i uniósł do góry. Byłem wygłodzony, wycieńczony i obolały, nie miałem siły się bronić. Zdołałem jednak delikatnie ugryźć go w rękę. Krzyknął, z rany zaczęła sączyć się stróżka krwi. była mała i niegroźna. Ledwie zahaczyłem go zębem.
Opadłem znowu na wielki stół, na którym bezczynnie spędziłem dwa ostatnie dni. Westchnąłem. Mężczyzna, którego ugryzłem, chwycił mnie jeszcze raz, dwoma rękami. Pojawił się drugi. To zbyt wielu ludzi na jednego małego wilka. Ten także podszedł do mnie i zdecydowanym gestem wskazał pierwszemu drzwi. Ten pociągnął mnie. Prawie spadłem na ziemię. Zdążyłem tylko zaprzeć się nogami i nie wylądować na podłodze. Teraz obaj zaczęli mnie ciągnąć. Wylądowałem na zimnym betonie pod ich nogami. Bez zabezpieczenia? Zupełnie bezbronnie zaczepiać silnego wilka? Mogę się przecież obronić! Niech nie myślą, że jestem już praktycznie nieżywy! Skoczyłem na równe nogi, potykając się o własne nogi. Przewróciłem się. Za długo nie wstawałem. Zakręciło mi się w głowie. zacząłem gryźć na oślep wszystko, co było obok. Mężczyźni skakali, próbując  to mnie kopać, to uciekać. Zawyłem głośno, rzucając się do ucieczki. Biegnąc przez korytarz, miałem wrażenie, że zaraz wyląduję na pysku. Czułem tylne nogi bezwładnie odpychające się od ziemi i machające w powietrzu. Czułem środek ciężkości mojego ciała, który teraz przesunął się jakby w kierunku szyi. Czułem, jakby moje tylne łapy odpadły. To znaczy... nie czułem.
Dyszałem ciężko. Przyzwyczaiłem się już do biegu. Ludzie goniący mnie zostali daleko w tyle. Kolejny zakręt... i wylądowałem z nosem na powierzchni kolejnych drzwi. Zabolało. Złapałem zębami klamkę, umieszczoną niewiele wyżej niż moja głowa. Z łatwością dosięgnąłem. Przypomniałem sobie, że w różnych sytuacjach w moim życiu już spotykałem się z klamkami. Chociażby w domu weterynarza w naszej wsi.
Nacisnąłem. Pociągnąłem. Nic. Popchnąłem drzwi. Zacząłem szarpać. Nic. Nagle coś przeskoczyło pod moimi zębami zaciśniętymi na klamce i wypadłem na zewnątrz. Byłem wolny. Teraz musi się udać! skoczyłem do przodu. Znajdowałem się teraz na podwórzu przed budynkiem z czerwonej, popękanej cegły. Na zewnątrz budynku nie było nic, oprócz śladów kół jakiegoś dużego samochodu i kilku krwistych plam. Trawa wokół była wydeptana.
Nie zastanawiając się, wbiegłem w las. Tutaj mnie może nie znajdą.
Przypomniałem sobie o Geranii - czarnej wilczycy, pomagającej wilkom z WSC w kłopotach. Och, moje położenie można z pewnością nazwać kłopotliwym. Dlaczego jej nie ma? Pewnie pomaga nam tylko, gdy znajdujemy się akurat na terenach WSC. A ja z pewnością tam nie jestem.
Biegłem bez opamiętania przez las. Co chwila zahaczałem zwiotczałymi łapami o gałęzie i krzewy wyrastające spod ziemi.
W końcu, zdyszany, nie miałem siły biec dalej. Prawie trzy dni leżenia w zatęchłym i ciemnym pomieszczeniu bez dostępu do świeżego powietrza, wody, jedzenia i światła. Do tego, miałem chyba ranę na grzbiecie, bo sierść w tamtym miejscu była bordowa i posklejana. Cały byłem w kurzu. Otrzepując się, straciłem równowagę i znowu się przewróciłem. Nie zamierzałem z resztą iść dalej. Będę tu leżał, dopóki nie odzyskam sił. A później, pomyślę, gdzie mogą być Eclipse, Alekei, Andrei i Oleander.

< Eclipse? >

wtorek, 14 czerwca 2016

Od Eclipse C.D Oleandra Do Beryla

Ciemność. Choć wszechobecna, można było dostrzec małe, białe iskierki, które "tańczyły" wśród tej ciemności jakby była ich sceną. Ciepło. Otulało mnie ze wszystkich stron poczynając od czubka nosa kończąc na końcówce ogona. Wilgoć. Czułam pod sobą zroszoną trawę, która opatulała mnie wokoło. W końcu przekonałam się do tego by otworzyć oczy. Leżałam skulona na prawym boku. Miałam rozwarte usta. Żyję? Czy to któreś z niedalekich terenów tamtej osady ludzi? Czy może wywieźli mnie gdzieś i pozostawili. A może po prostu zmarłam i znajduję się właśnie w czymś podobnym do czyśćca bądź "poczekalni" dla dusz? Wciąż leżałam. Nie miałam najmniejszego zamiaru się podnosić. Chociaż nie wiedziałam co to za miejsce, podobało mi się tu. Było jakby wysnute z mych marzeń, z moich wspomnień. Znów zamknęłam oczy. Zaczęłam się tym wszystkim rozkoszować. Było to takie... przyjemne. Nie czułam strachu, bólu, niepewności. Lecz i nie czułam radości, podekscytowania czy nawet i korzyści płynących z tego wszystkiego. Coś było nie tak. Szybko rozwarłam oczy, a następnie gwałtownie zerwałam się na równe nogi. A cóż to? Nie ma ani śladu po jakichkolwiek ranach, choć dobrze wiem, że powinny się takowe znaleźć na niektórych miejscach. Przyglądałam się sobie chociaż, że i tak zbyt wiele nie mogłam dostrzec. Wtedy w pewnej chwili usłyszałam szum wody. Obejrzałam się za siebie. Jeziorko. Uniosłam kąciki ust i pognałam w jego kierunku. Nie czekając dłużej, gdy podbiegłam do brzegu zaczęłam żłopać wodę tak łapczywie, że powinnam się niedługo zakrztusić. Ale było coś nie tak. Choć przedtem odczuwałam niebywałe pragnienie-teraz nie było nawet po tym śladu. Zatrzymałam się przytrzymując pysk nad taflą wody. Widziałam swoje odbicie. Wyglądałam.. normalnie. Nie. Wyglądałam zanadto normalnie. To najbardziej mnie zmartwiło. Wyciągnęłam łapę w kierunku swojego odbicia po czym przecięłam wodę jednym machnięciem. Po tym, odsunęłam się od brzegu przerażona. Co się tutaj dzieje? Nie. Dlaczego tak tu się to dzieje? Co jest nie tak?-Te myśli zaprzątały mi głowę. Zaczęłam nerwowo chodzić w kółko rozważając każdą z możliwych historii jak, gdzie, dlaczego i po co. Wtedy usłyszałam za sobą głos. Głos który wwiercił się w moją pamięć. Za którym tak bardzo tęskniłam
-Eclipse..
Nie mogłam uwierzyć..
-Eclipse..
Ten głos.. Nie może być!
-Eclipse-Głos zdawał się coraz to bardziej donośniejszy, a nawet nie do wytrzymania
Upadłam. Zasłoniłam uszy łapami próbując zakłócić przekaz głosu. Jednakże na daremno. Słyszałam coraz to głośniej, jakby głos się zbliżał. Byłam pewna, że to tylko mój umysł, który nie odróżnia już rzeczywistości od fikcji. Lecz właśnie wtedy poczułam czyiś dotyk na sobie. Kojący, uspakajający dotyk, którego tak bardzo mi brakowało. I znów głos tym razem był stonowany i miły w odsłuchu
-Eclipse..
Coś zadrżało w moich myślach. Mimowolnie odwróciłam się w stronę rdzenia z którego dochodził ów głos. Nie wierzę..-Jęknęłam w myślach. Rozwarłam usta a z oczu uroniła mi się jedna z łez
-H..Hia..
-Eclipse-Postać uśmiechnęła się szczerze-W końcu mnie rozpoznałaś-Przechylił głowę
Nie mogłam już niczego z siebie wydusić. Jak to możliwe? Nie wytrzymałam, wybuchnęłam płaczem wpijając się w futro przedmówcy Ten tylko objął mnie łapą i jeszcze bardziej przybliżył do siebie
-Już dobrze..-Próbował mnie uspokoić-Wszystko już minęło, nie płacz
Chwilę to jeszcze trwało kiedy w końcu oderwałam się od niego już nie płacząc. Wyprostowałam się i nie mogąc nadal uwierzyć, przyglądałam się postaci od góry do dołu
-Czy to naprawdę... ty?
-A kto inny, co?!-Zaśmiał się niebywale głośno
Również próbowałam się zaśmiać lecz nie mogłam przez to, że wciąż nie wierzyłam w to co się tu wyrabia, dlatego miałam zablokowane wszelakie ruchy. Po krótkim czasie w końcu doszłam do siebie dzięki czemu zaczęłam się śmiać. Gdy minęło kilka minut, w pełnym opanowaniu powiedziałam
-Cy możesz mi to wytłumaczyć, Hiacyncie?
Wilk spojrzał się na mnie jak zawsze spokojnym wzrokiem, po czym odpowiedział
-Nie jest to nic, o czym pomyślałaś... Lecz za razem jest to wszystko to o czym pomyślałaś
-S-słucham? Przepraszam, ale chyba nie rozumiem-Pokręciłam głową unosząc prawy kącik ust
Wilka prychną na znak śmiechu po czym ciągną dalej swą wypowiedź
-Jest to nicość.. pustka.. Znajduje się tu wiele, ale to naprawdę wiele dusz. Niektóre są dobre jak my, lecz inne są przebrzydłe i żądne zemsty. JEszcze inne tak jak ja, pozostały w Pustce aby móc w jakikolwiek sposób wspierać swych żyjących na ziemi. Ale znajdą się tu i tacy, który są w podobnym przypadku co ty, Eclipse-W tym momencie spojrzał się na mnie
Położyłam jedno ze swoich uszu po czym zwiesiłam trochę głowę
-Czyli.. mówisz.. że ja..
-Nic takiego nie powiedziałem-Wilk wstał. Idąc ominął mnie a następnie przystanął przy wodzie od której uciekłam jak poparzona
Śledziłam jego poczynania tylko i wyłącznie za pomocą wzroku. Nie chciałam się zbliżać ani tym bardziej patrzeć na swe odbicie. Wtedy dawny przyjaciel znów przemówił
-Znajdujesz się tu jako Przelotna Dusza. Właściwie, nie musisz tu gościć na długo, lecz możesz i nigdy tego miejsca nie opuścić. To taka..
-Poczekalnia?
-Można by tak rzec-Raz jeszcze się uśmiechną-A ja.. podołałem się tego, aby cię oprowadzić jak i przetrzymać w tym wymarzonym świecie-Spojrzał się w górę-Tu choć wszystko wygląda na normalne, jest całkowitą odwrotnością tego wyrazu..
Wzdychnęłam ciężko, po czym wstałam z miejsca. Podeszłam do towarzysza przyglądając się mu.
-Ile to już minęło..-Zaczęłam temat, który pierwszy przyszedł mi na myśl zaraz po pierwszym usłyszeniu jego głosu
-Dość sporo..-Powiedział czule. Po chwili zastanowienia, dodał-A jak tam u Beryla? Obserwowałem was i muszę przyznać, że nie macie zbyt kolorowa lecz i szaro to całkowicie też nie macie
Teraz to ja wybuchnęłam śmiechem. Rozmawialiśmy tak o wszystkim jak i o niczym dopóki na wodzie nie ukazało się malowidło "płomieni" słonecznych. W tym samym momencie Hiacynt wstał i szybkim obrotem, zaczął iść w stronę zarośli. Chwilę po tym dołączyłam do niego
<Beryl?>

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Od Takeru

Wędrowałem sobie po terenach watahy. Znam już wszystkie, a to dzięki Jaskierowi i Mundusowi. Wyczuwałem jednak obecność obcego wilka.
Nagle zza krzaków wyszła różowo-biała wadera, z czarnymi łapami i czarnymi prążkami na grzbiecie.
Popatrzyła się na mnie, uśmiechnęła się i poszła swoją drogą. Heh. Właściwie zareagował bym identycznie, gdybym spotkał obcego wilka (który nie wyglądałby groźnie)!
Nie chciałem jej śledzić, ale nie chciałem jej też tak zostawić. Co mam zrobić? - Pomyślałem. Dookoła nie było innych wilków, ktore może by coś o niej wiedziały...
Nie ma wyjścia, muszę iść do alfy! Pobiegłem szybko do jej jaskini. Na szczęście była tam Eclipse.
- Eclipse... Wybacz, ale nie przeszkadzam?
- Nie za bardzo - uśmiechnęła się.
- Ok. Wiesz może, kim jest różowo-biała wadera z czarnymi łapami i czarnymi prążkami na grzbiecie?
- To nasza nowa członkini - odparła alfa. - Nazywa się Kiiyuko.
Pokiwałem głową.
- No to cześć! - Krzyknąłem i już mnie nie było. Muszę ją znaleźć, przedstawić się, bo ona pewnie nie zna wszystkich członków!
Na szczęście była niedaleko miejsca, gdzie spotkałem ją pierwszy raz.
- Hej... - Zacząłem zdyszany. - Już wiem że nazywasz się Kiiyuko, Eclipse mi mówiła. Ja jestem Takeru, bardzo mi miło. Kiedy dołączyłaś?

< Kiiyuko? Tylko nie za krótkie!  >

Nawy członek!



Kiiyuko - nauczyciel polowań

niedziela, 12 czerwca 2016

Od Oleandra CD Beryla

Czasami chciałbym, aby chwila trwała wiecznie. Aby czas się dla mnie zatrzymał. Abym już na zawsze mógł pozostać tam gdzie jestem, abym nie czuł głodu ani zimna, abym mógł tak siedzieć wpatrzony w dal. Na pewno by mi się nie nudziło.
Nawet teraz, gdzieś w nieznanym miejscu, starej stodole czy szlag jasny wie gdzie, przyklejając nos do okna, które samo nie było większe od mojego pyska. Westchnąłem. Gdzie mogą być moi rodzice? Mama? Tata? Alekei, Andrej? Jeszcze nigdy nie byłem tak bardzo sam. Nawet specjalnie nie tęskniłem do domu. Instynktownie wyczuwałem, że nie byłem od niego daleko. Chciałem tylko być bezpieczny. Najlepiej, jeśli zostanę tu bardzo długo sam. To ciche i spokojne miejsce, chociaż nie wiem nawet, jak się tu znalazłem. Nie mogłem nawet wyjść.
Mimo tego wszystkiego, tej przygnębiającej samotności, mimo braku poczucia bezpieczeństwa, mimo tych wielkich niewiadomych, nie miałem chęci opuszczać tego dziwnego miejsca. Miałem jednak świadomość, że prędzej czy później przyjdzie tu jakiś człowiek i będę musiał z nim stoczyć osobistą walkę. Samotną i nierówną walkę. A najpierw walkę z samym sobą.
Bałem się ludzi.
Wyrwałem się z przemyśleń. Muszę przygotować się do ucieczki. Nie mogę tutaj zostać. Umrę z głodu. Wstałem pewnie: im pewniejsze ruchy będę wykonywał, tym będę odważniejszy, pomyślałem.
Swoją drogą, ciekawe, gdzie są moi towarzysze i kiedy znów ich zobaczę - dodałem sobie otuchy. Och, jakże niedoświadczony i młody byłem! Jak wiele jeszcze musiałem w życiu zobaczyć. Nasze losy nie zawsze idą tymi drogami, którymi oczekujemy.

< Eclipse? >

Od Beryla CD Eclipse

Wyczerpany do granic możliwości, leżałem na czymś, co przypominało wielki, masywny, drewniany stół. Oddychałem szybko. Już wiem, czyj oddech przed chwilą tak mnie przeraził. To był mój oddech - wykrzyczało coś w mojej głowie. Potem darło się dalej, każdą moją myśl przerabiając na ogłuszające, wywołujące dreszcze wrzaski. Cisza i samotność była nie do zniesienia. Lubiłem pobyć w samotności, jednak u siebie w domu, delektując się rześkim powietrzem poranka i znajomymi widokami wywołującymi inne, przyjemne dreszczyki.
Odwróciłem głowę. Zrobiłem to z trudem. Nadal widziałem, że coś wisiało na ścianie, ale nie byłem już taki pewny, czy to coś martwego. Może to tylko moja wyobraźnia? Przymknąłem oczy. Potem znowu je otworzyłem, gdyż nie mogłem odeprzeć przykrego wrażenia, że jeśli tylko spuszczę z oka ten dziwny pokój, coś strasznego pojawi mi się przed oczyma. Drgnąłem, gdy coś zaszeleściło w ciemności. Potem ciśnienie skoczyło mi do głowy a widok na sekundę rozmazał się. Znacie to uczucie, prawda? To chwile największego napięcia i strachu. A okropnie się bałem.
Następnie napiąłem wszystkie mięśnie i oczekiwałem, wstrzymując oddech. Udawałem martwego? Sam nie byłem przekonany.
Gdzie Eclipse? - przebiegło mi przez myśl. Jej w tym wszystkim najbardziej mi brakowało. Może nasze myśli połączyły się. Może to telepatia zesłała mi wrażenie, że jest obok. Przez ułamek sekundy to okrutne przypuszczenie, że ona... w następnych godzinach przychodziło częściej i trzymało dłużej, niczym ból złamanych kości.
Kilka godzin później. Nie mogła umrzeć. Była gdzieś nieopodal. Na pewno. Serce zabiło mi mocniej i przeszedł mnie kolejny z niezliczonej ilości dreszczy na myśl, że przecież i ona musi być gdzieś nieopodal tego budynku. Może w środku, może na zewnątrz? Czy to ważne?
Nagle wszystkie te myśli minęły. Poczułem coś w rodzaju umysłowego odrętwienia. Nie mogłem dłużej myśleć. Znów byłem wyczerpany. Choroba trawiła mnie od środka. Pożerała jak wilk swoją zdobycz.
Cóż za ironia losu, nieprawdaż? Właśnie poczułem się jak ta zdobycz.

< Oleander? >

Od Eclipse C.D Beryla

Ciemność, która znajdywała się wszędzie. Cisza, która głucho odbija się o ściany pomieszczenia w którym się znajdywałam. Ale zaraz. Pomieszczenie? Otworzyłam szybko oczy tym samym podnosząc głowę. Dyszałam straszliwie, przez co bardzo szybko mogłam wyczuć zawilgocone powietrze. Przyprawiało mnie to o mdłości, dlatego ustatkowałam oddech próbując nie rozwierać za bardzo pyska. Czekałam w bezruchu na moment, w którym w końcu będę mogła znów widzieć. Na szczęście owa chwila przybyła niespodziewanie szybko. Widząc już wszystko, rozejrzałam się względnie po pomieszczeniu. Słabe wiązki światła, które z trudem przebijały się przez kraty czy też jakieś małe wyrwy w cegłach, rozświetlały leniwie jedną ze ścian. Wstałam, lecz nie poszło mi to tak prosto jakby się mogło wydawać. Wyczułam, że łapy mam spętane linami. Uniosłam jedną z nich. Były na tyle długie, że mogłam z łatwością przejść z jednego kąta na drugi po przeciwnej stronie. Wypuściłam płytko powietrze przez usta przymykając oczy. Przez wilgoć unoszącą się w pokoju, czułam się ospale. Powtórnie otworzyłam oczy. Dopiero wtedy zobaczyłam, że jestem całkowicie sama. Pokręciłam głową, aby się trochę rozbudzić. Podeszłam chwiejnym krokiem do oświetlonej ściany, a na miejscu, przyglądałam jej się uważnie. Choć nie było zbyt jasno, mogłam z łatwością dostrzec grzyb gnieżdżący się w rogach. Prychnęłam zmarnowana odwracając głowę do tyłu. Wtedy mój wzrok przykuły kraty. Potruchtałam w ich kierunku. Znajdywały się dość wysoko, dlatego też stanęłam na tylnych łapach. Przednimi łapami oparłam się o ścianę porośniętą jakąś substancją, a następnie wystawiłam pysk na zewnątrz. Wtedy także zaczerpnęłam świeżego, a na pewno świeższego powietrza niżeli w tej dziurze. Przyzwyczajając się do światła zaczęłam się przyglądać otoczeniu. Przede mną znajdywał się las, lecz częściowo zasłaniała go mahoniowa terenówka. Zmarszczyłam brwi. Całą swą uwagę skupiłam na terenówce. Nie wiem dlaczego, ale coś było w niej nie tak. Łapy zaczęły mi drętwieć, lecz zbytnio nie zwracałam na to uwagi. Ignorowałam przeszywający mnie ból. Nagle jedna z łap zsunęła się pode mną a ja sama upadłam na zimną posadzkę. Zaskomlałam cicho. Kiedy próbowałam się podnieść, usłyszałam jakieś skrzypnięcie, a zaraz po tym, po pokoju rozniosło się oślepiające światło. Syknęłam z pogardą. Z przymkniętymi oczami, będąc w pozycji na wpół leżącej, przyglądałam się a przynajmniej próbowałam przyjrzeć się skąd owe światło się wydobywa. Wtedy ujrzałam jakieś sylwetki. Byli to ludzie, a dokładniej trójka. Podeszli do mnie. Jeden z nich zaczął rozwiązywać moje łapy, drugi zaś zaczął związywać moją szyję oraz pysk tak, abym nie była w stanie nic im zrobić. Trzeci natomiast obstawiał wejście. Po kilku minutach zaczęli mnie ciągnąc. Po wyjściu z kryjówki, zobaczyłam jeszcze więcej ludzi. Jedni robili coś, co w zupełności mnie nie interesowała, lecz drudzy patrzyli się na mnie mając w rękach broń wszelakiego gatunku. Skuliłam ogon i stanęłam. Oni zaś zaczęli mnie ciągnąc do wozu. Kiedy doszliśmy do przyczepy terenówki, ujrzałam już gnijące ciała zwierząt. Rozwarłam oczy jeszcze bardziej i zaczęłam się szarpać. Udało mi się. Uwolniłam swój pysk, a niedługo po tym przegryzłam linę która trzymała mnie za szyję. Wszyscy zareagowali
-Co wy robicie?! Przecież to droga zdobycz!
-Zamknij się, przecież wiem!
-To łap to truchło albo samodzielnie cię ukatrupię i sprzedam zamiast tego
W odpowiedzi człowiek, który przytrzymywał linę z mojej szyi, prychnął pogardliwie. Spojrzał się na mnie z morderczym wzrokiem. Pod wpływem impulsu, nastroszyłam sierść i wycedziłam zęby. Znó usłyszałam głos jednego z nich
-No patrz! Zwierzątko chce się pobawić! Maykel, obdaruj pieska wspaniałą zabawą!!
Człowiek skinął głową, po czym zniknął za namiotem. Facet który to powiedział, zaczął bawić się swoim nożykiem. Po kilku chwilach ujrzałam trzy olbrzymie psy. Dwa czarne i jeden szary. Z ich pysków lała się piana. Mężczyzna ledwo co je utrzymywał. Zlękłam się. Przeszłam kilka kroków, a wtedy usłyszałam za sobą
-A dokąd to?
Facet kopnął mnie w stronę psów. Ledwo unosząc się na łapach, wstałam i wyrównałam krok. Patrzyłam się na wszystko spode łba. W tej samej chwili z jednej ze stron wyszedł.. Andrei i Alekei? Oni byli całkowicie spętani, nosili kagańce oraz obroże. Spojrzałam się w ich stronę błagalnym jak i przerażonym wzrokiem. Odwzajemnili spojrzenie. Ich także "wrzucili" na pole bitwy, lecz nie ściągnęli im zabezpieczeń. Podeszłam do nich ledwo utrzymując się na nogach. Dotknęłam syna czubkiem nosa i usiadłam naprzeciw niego. Byli zmęczeni. Nie dziwię się, również byłam wyczerpana. Psy które ów Maykel przyprowadził, zostały przywiązane do drzewa znajdującego się zaledwie dwa, może trzy metry od nas. Szczekały, stawały na tylnych łapach, wyrywały się prawie ściągając sznury ze swoich ciał. Z oczu popłynęły mi łzy. Czy tak właśnie zakończymy swój żywot? Czy naprawdę już nie ujrzę ani Oleandra, ani... ani Beryla? Zacisnęłam zęby tak mocno, że aż przegryzłam wargi z których spływała szkarłatna ciecz. Andrei podszedł do mnie i nie mogąc nic powiedzieć, wydrapał napis na ziemi "Będziemy walczyli do ostatniej kropli" Spojrzałam się na niego a następnie przeniosłam wzrok na syna. Widziałam w ich oczach przekonanie. Wiedziałam, że są do tego zdolni. Zdolni do wybicia całej tej grupki. Zamknęłam oczy i pokręciłam oczy. Trzy z moich łez opadły na murawę. Psy zostały spuszczone ze swych smyczy. Uśmiechnęłam się lekko i wyszeptałam jakby do siebie
-Jeszcze się spotkamy..
Poczułam oddech na karku. Reszta to ciemność i jakieś dziwne uczucie przeszywające mnie od góry do dołu. Nie chciałam tak skończyć i nawet nie miałam zamiaru. W myślach zaczęły mi się ukazywać różne momenty mojego życia. Czyżby naprawdę był to koniec? Widziałam Hiacynta. Nie mogłam tak skończyć.. Przypomniałam sobie wszystkie dobre jak i złe chwile. Przecież tyle mogę jeszcze zrobić! Odczułam wszystkie emocje zgromadzone przez całe moje życie. Nie poddam się tak szybko! I usłyszałam. Usłyszałam.. ciszę. Miała łagodny ton. Jakby przyciągała mnie do siebie. Ciepło biło od niej. Nawet jeżeli tego nie robiłam, to próbowałam się uśmiechnąć. To ciepło.. owiało całą mnie. Zwolniłam oddech, puls. Wszystko stało się.. jasne? Lekkie? Tak. Takie właśnie się stało. Było to naprawdę piękne. Niedługo po tym ujrzałam swoje marzenia. Czy naprawdę mi się tu tak podoba? Czy naprawdę nie chcę wracać? Nie wiem.. Mam cichą nadzieję, że jeszcze mnie uratują. Mam jeszcze nadzieję, że nie wszystko stracone. Wierzę, że jeszcze się z nimi spotkam w tamtym świecie, naszym prawdziwym świecie
<Beryl?> Nie miałam innego pomysłu xd Trochę długie, wiem.. (proszę nie zabijaj) I tak aby rozwiać wątpliwości-Ja wcale nie chcę tak umrzeć, ale wiesz... pociągnij to trochu. Dobrze? *.* Ach, i przepraszam za błędy, powtórzenia i niespójności w wyrazach/zdaniach (nie chce mi się już tego sprawdzać) No.. miłego czytania :D

Od Beryla CD Eclipse

Szliśmy przez las. Co chwila czuć było dym. Andrei warczał niespokojnie a Eclipse rozglądała się naokoło w poszukiwaniu jakiegoś interesującego nas zjawiska. Oleander i Alekei kroczyli za nami ponuro.
- Nic nie widać - Eclipse wbiła wzrok a dal. Westchnąłem.
- Może ludzie są bliżej wsi. To na pewno oni rozniecili gdzieś ogień.
Wyszliśmy na otwartą przestrzeń. Dym był wszędzie wokoło. Z dala od lasu, kilkoro ludzi paliło gałęzie ułożone w duży stos. Popatrzyliśmy po sobie zaniepokojeni.
- Co oni robią? - Andrei zrobił dziwną minę i warknął.
- Palą gałęzie - odezwał się nieśmiało Oleander.
Zapadła cisza.
- Chodźmy - mruknąłem - nic tu po nas. Jak nie podpalą lasu, to może nic nam nie grozi.
     ~~~~~~~~~~
Jeszcze nie ucichły moje słowa, gdy usłyszałem świst. Coś chlapnęło mi na nos. Za mną, coś upadło na ziemię. A może ktoś. Andrei zaskowyczał. Znowu świst. Ciemność.
     ~~~~~~~~~~
Budzę się, chociaż nie jestem pewny, czy to nie sen. To jakieś przyciemnione pomieszczenie. Wstaję chwiejnie i podchodzę do okna. Na zewnątrz widać podwórko po którym hula tylko wiatr, oraz cichy las. Przechodzą mnie dreszcze. Odwracam się. Moje oczy dość szybko przyzwyczajają się co ciemności. Znów przechodzi mnie zimny dreszcz. Na ścianie wisi jakieś truchło. Coś obok mnie oddycha głośno.
- Eclipse? - rozglądam się. Nikogo nie ma. A jednak coś leży obok mnie. Gdzie oni się podziali?

< Eclipse? >

Odchodzą!


Pasja - powód: nie pisanie opowiadań przez długi czas.


Marmadiuck - powód: nie pisanie opowiadań przez długi czas

sobota, 11 czerwca 2016

Od Takeru CD Jaskra

- Jestem łowcą - odpowiedziałem. - A wy?
- Jestem młodym samcem alfa - powiedział Jaskier. - A Mundek jest detektywem.
Kiwnąłem głową. Byłem szczęśliwy, że poznaję resztę członków watahy. 
- Widziałeś już wszystkie tereny? - Spytał Mundus.
- Część tak, ale nie wszystkie. Słyszałem, że tereny WSC są ogromne.
- To prawda - odpowiedział Jaskier z uznaniem. - Chcesz więc poznać resztę terenów?
- Jasne! - Ucieszyłem się.
- To chodź, pokażemy ci.
Przeszliśmy przez las, bo tam się wcześniej znajdowaliśmy, a tuż za lasem była wieś.
- Ten teren już widziałem - wspominałem. - Tędy doszedłem do watahy.
- To dobrze, możemy w takim razie przejść dalej - Mundek rozejrzał się.
Jaskier zdecydował, że pójdziemy nad różany wodospad. Wszyscy się zgodziliśmy.
Różany wodospad był piękny. Było tam tyle róż, że nie dałem rady ich policzyć. Wszystkie były różowe. Napiliśmy się wody z wodospadu, bo trochę się zmęczyliśmy. Ale to nie wszystko, trochę też zgłodnieliśmy...
- Masz okazję się wykazać - uśmiechnął się Jaskier.
Wskoczyłem w najbliższe krzaki i stamtąd wypatrywałem ofiary. Po kilu minutach zauważyłem dzika. Dosyć dużego dzika. Poczekałem, aż dzik podejdzie bliżej. Następnie szybko na niego skoczyłem. Tylko że "skoczyłem" nie bardzo tu pasuje. Raczej "wskoczyłem" jak na konia. Dzik szamotał się strasznie, bo pewnie nikt mu nigdy nie wlazł na grzbiet. Na początku nie wiedziałem za bardzo co zrobić, ale potem wpadłem na pewien pomysł. Mocno złapałem go za szyję i powaliłem na ziemię.

< Jaskier? Co się dalej dzieje? >

piątek, 10 czerwca 2016

Od Jaskra

Truchtałem przez las. Byłem wyjątkowo szczęśliwy i spokojny. Nie miałem pomysłu, jak wykorzystać dzisiejszy dzień. Było wiele alternatyw.
Wybiegłem na łąkę, po czym położyłem się na ziemi wdychając zdrowy, słodki zapach setek kwiatów rosnących nad rzeką.

Przez chwilę leżałem w bezruchu ciesząc się letnim dniem. Nagle, do moich uszu dotarł trzepot. Drgnąłem zaniepokojony, otwierając oczy. Uśmiechnąłem się pod nosem. To Mundek. Mój najlepszy przyjaciel. Przyznam, że nie raz zdarzało się, że z chęcią rozszarpałbym na strzępy tego ptaszka.Teraz jednak byłem zrelaksowany i pozytywnie nastawiony do świata.
Gdy tylko ptak pojawił się obok mnie, zacząłem podejrzewać, że ma mi coś ważnego do powiedzenia. Mundus pełnił funkcję detektywa w naszej watasze. Wiedział wszystko o wszystkich.
- Witaj Mundus! - podniosłem się z ziemi - co cię tu sprowadza?
- Wiesz, że w WSC pojawił się nowy wilk. Beryl już z nim rozmawiał. Może ty też powinieneś?
- Może - przytaknąłem. Byłem młodym samcem alfa Watahy Wielkich Nadziei. Moja matka należała natomiast do WSC. Czułem się związany z obiema watahami.
- Zatem idę - otrzepałem się z trawy - gdzie go spotkam?
- pewnie w pobliżu ósmej jaskini - ziewnął Mundek - idę z tobą.
- Po co? - zapytałem.
- Taka praca. Muszę czegoś się o nim dowiedzieć.
- Tylko proszę cię - położyłem uszy po sobie - nie narób sobie więcej wrogów!
Mundus nie należał do osób, które z wzajemnością kochają cały świat. Tolerował tylko tych, których uważał za stosownych.
Gdy dotarliśmy do celu, poczułem nieznajomy zapach. To obcy wilk.
Zobaczyłem coś białego, przesuwającego się między drzewami. To biała sierść. Potem pojawiły się skrzydła, aż w końcu pojawiła się cała postać. Postanowiłem wypaść jak najlepiej przed nowym członkiem WSC.
- Witaj! - uśmiechnąłem się. Wilk odwrócił się w nasza stronę.
- Dobry wieczór... - podszedł wolno. Wyglądał na zdziwionego.
- Jestem Jaskier - bezceremonialnie zamachałem ogonem - jesteś nowym członkiem naszej watahy, prawda?
Kiwnął głową. Nieufnie popatrzył na mnie i Mundusa.
- Chcemy cię poznać - powiedziałem spokojniej - żadko do WSC przybywają do nas nowe wilki.
- Na imię mi Takeru - uśmiechnął się lekko wilk - to prawda, niedawno dołączyłem.
- Takeru - Mundek powtórzył imię wilka, jakby starając się zapisać je w głowie - jeśli można wiedzieć? Jakie stanowisko zajmujesz? - zapytał ptak.

< Takeru? >

Nowy członek!


Takeru - łowca

Witamy! Czuj się u nas dobrze i zostań jak najdłużej!

środa, 8 czerwca 2016

OD Eclipse C.D Beryla

Wszyscy nasłuchiwaliśmy odgłosów dochodzących prawdopodobnie od człowieka. Wtedy Beryl powiedział cicho
-Czujecie?
Popatrzyłam na niego a następnie skierowałam łeb w tą samą stronę co uprzednio. Zaciągnęłam powietrze nosem zamykając przy tym oczy. Poczułam. To dym. Zdawając sobie z tego sprawę prędko otworzyłam oczy i spojrzałam się z powrotem na Beryla
-Od czego ten dym..?
Wilk pokręcił głową. Chwilę się zastanawiałam aż w końcu moje zastanowienia przerwał ochrypły głos Andrei'a
-To ci dwaj-Skinął w ich stronę głową-Pewnie coś o tym wiedzą..
Ja wraz z Berylem popatrzyliśmy na naszych potomków. Czyżby ich nieudolne przekonywanie nas o tym, że poszukiwali zranionego jelenia, było tak naprawdę "maska" wręcz pułapką abyśmy nie dowiedzieli się.. o tym? Spojrzałam się na nich srogim wzrokiem a następnie wycedziłam przez zęby
-Mówicie. Co tu się stało
Obaj wymienili się swoimi smutnymi a nawet i może zastraszonymi spojrzeniami. Oleander po chwili położył uszy po sobie. Otworzył pysk na znak tego, że chciałby coś powiedzieć lecz Alekei wyprzedził go
-A gdyby nawet, to co?
-Nie odszczekuj się tak starszym, młodziku!-Syknął Andrei mierząc Alekei'a zimnym spojrzeniem
Alekei nie dał za wygraną więc i on przybrał "mordercze" spojrzenie. Pokręciłam głową na wznak, że już się tym wszystkim zmęczyłam. Wtedy zza mojej osoby wyszedł Beryl mówiący w stronę Oleandra
-Synu.. Powiesz w końcu co się tu tak naprawdę stało?
Oleander spojrzał się na ojca by następnie spuścić wzrok. Widziałam, że kątem oka spoglądał na Alekei'a z nadzieją. Alekei nie mógł pozostawić go samego dlatego też odszedł od Andrei'a i podszedł do swego brata. Stanął pomiędzy nim a nami i powiedział zniżając lekko głowę
-Nie wiemy co dokładnie jest tego przyczyną..-Zatrzymał się lecz po chwili znów ciągnął-Lecz wiemy, że ludzie mieli jakieś spięcie
Podeszłam do niego powolnym krokiem
-Jak to, spięcie? Co to znaczy?
-A powiedź, wiesz może czy ludzie walczą ze swoimi?
Bracia pokręcili przecząco głowami
-Czyli połowa sukcesu za nami-Wzdychnęłam kładąc jedno ucho-Szkoda, że nie wiemy co jest tego prawdziwą przyczyną..
-Ale możemy się w bardzo szybkim tempie dowiedzieć-Andrei wskazał na braci łapą-Przecież obydwoje wiedzą, gdzie to wszystko się zaczęło, prawda?
Zmarszczyłam brwi. Beryl chwilę się zastanowił po czym obrócił się i poprawił skrzydła na grzbiecie
-A więc chodźmy
Alekei jak i Oleander wyruszyli przed nami. Prowadzili nasz w gąszcz gdzie zaczęliśmy widywać dym. Coraz to gęstszy z każdym krokiem. Martwiłam się co to dalej będzie?
<Beryl?>

niedziela, 5 czerwca 2016

Od Jaskra CD Kasai

Już od ponad dwóch godzin leżeliśmy w ciemnej jaskini słuchając odgłosów burzy szalejącej na zewnątrz. Deszcz padał coraz mocniej, a pioruny rozdzierały zachmurzone niebo jasnymi pasmami. Grzmoty były tak głośne, że postanowiliśmy zaprzestać dalszej rozmowy. W końcu odezwałem się cicho:
- Co teraz zrobimy?
- W związku z... - Mundus tępo patrzył w ścianę.
- W związku z tym całym konfliktem między watahami.
- Masz rację - ptak oparł się na skrzydle i wstał chwiejnie - powinniśmy z tym skończyć.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, gdy usłyszeliśmy kroki na zewnątrz. Do jaskini wszedł jeden ze strażników.
- Nieszczęsny deszcz - warknął.


Popatrzyliśmy na niego. Ten otrzepał się, po czym usiadł na środku pomieszczenia.
- I co? - popatrzył na nas - nie nudzi wam się tutaj?
- Dopóki byłeś na zewnątrz, byliśmy bardzo zadowoleni z pobytu w tej luksusowej dziurze - szybko odpowiedział Mundek. Wilczur warknął ze zdenerwowaniem.
- Chcesz dłużej tutaj siedzieć?
- Jeśli ty stąd wyjdziesz? Oczywiście - uśmiechnęła się czapla.
- Uważaj, bo wyjmiemy cię spod prawa - mruknął strażnik - ciekawe, co ze sobą zrobisz, jak nie będziesz mógł wejść ani na tereny WSC, ani WWN, ani WSJ. Gdzie się podziejesz?
Ptak zachichotał.
- Obawiam się, że nie stać was na to. Będziecie jeszcze wielokrotnie potrzebować mojej pomocy...
- Zobaczymy - strażnik spojrzał na mnie spode łba - a ty?
- Ja? - drgnąłem - co ja?
- Szef chce cię widzieć - wyszczerzył się w złośliwym uśmiechu.
- Więc niech przyjdzie - wzruszyłem ramionami i odwróciłem wzrok - nie będę latał po deszczu, żeby go spotkać. Aż tak mi nie zależy.

< Kasai? >