niedziela, 12 czerwca 2016

Od Eclipse C.D Beryla

Ciemność, która znajdywała się wszędzie. Cisza, która głucho odbija się o ściany pomieszczenia w którym się znajdywałam. Ale zaraz. Pomieszczenie? Otworzyłam szybko oczy tym samym podnosząc głowę. Dyszałam straszliwie, przez co bardzo szybko mogłam wyczuć zawilgocone powietrze. Przyprawiało mnie to o mdłości, dlatego ustatkowałam oddech próbując nie rozwierać za bardzo pyska. Czekałam w bezruchu na moment, w którym w końcu będę mogła znów widzieć. Na szczęście owa chwila przybyła niespodziewanie szybko. Widząc już wszystko, rozejrzałam się względnie po pomieszczeniu. Słabe wiązki światła, które z trudem przebijały się przez kraty czy też jakieś małe wyrwy w cegłach, rozświetlały leniwie jedną ze ścian. Wstałam, lecz nie poszło mi to tak prosto jakby się mogło wydawać. Wyczułam, że łapy mam spętane linami. Uniosłam jedną z nich. Były na tyle długie, że mogłam z łatwością przejść z jednego kąta na drugi po przeciwnej stronie. Wypuściłam płytko powietrze przez usta przymykając oczy. Przez wilgoć unoszącą się w pokoju, czułam się ospale. Powtórnie otworzyłam oczy. Dopiero wtedy zobaczyłam, że jestem całkowicie sama. Pokręciłam głową, aby się trochę rozbudzić. Podeszłam chwiejnym krokiem do oświetlonej ściany, a na miejscu, przyglądałam jej się uważnie. Choć nie było zbyt jasno, mogłam z łatwością dostrzec grzyb gnieżdżący się w rogach. Prychnęłam zmarnowana odwracając głowę do tyłu. Wtedy mój wzrok przykuły kraty. Potruchtałam w ich kierunku. Znajdywały się dość wysoko, dlatego też stanęłam na tylnych łapach. Przednimi łapami oparłam się o ścianę porośniętą jakąś substancją, a następnie wystawiłam pysk na zewnątrz. Wtedy także zaczerpnęłam świeżego, a na pewno świeższego powietrza niżeli w tej dziurze. Przyzwyczajając się do światła zaczęłam się przyglądać otoczeniu. Przede mną znajdywał się las, lecz częściowo zasłaniała go mahoniowa terenówka. Zmarszczyłam brwi. Całą swą uwagę skupiłam na terenówce. Nie wiem dlaczego, ale coś było w niej nie tak. Łapy zaczęły mi drętwieć, lecz zbytnio nie zwracałam na to uwagi. Ignorowałam przeszywający mnie ból. Nagle jedna z łap zsunęła się pode mną a ja sama upadłam na zimną posadzkę. Zaskomlałam cicho. Kiedy próbowałam się podnieść, usłyszałam jakieś skrzypnięcie, a zaraz po tym, po pokoju rozniosło się oślepiające światło. Syknęłam z pogardą. Z przymkniętymi oczami, będąc w pozycji na wpół leżącej, przyglądałam się a przynajmniej próbowałam przyjrzeć się skąd owe światło się wydobywa. Wtedy ujrzałam jakieś sylwetki. Byli to ludzie, a dokładniej trójka. Podeszli do mnie. Jeden z nich zaczął rozwiązywać moje łapy, drugi zaś zaczął związywać moją szyję oraz pysk tak, abym nie była w stanie nic im zrobić. Trzeci natomiast obstawiał wejście. Po kilku minutach zaczęli mnie ciągnąc. Po wyjściu z kryjówki, zobaczyłam jeszcze więcej ludzi. Jedni robili coś, co w zupełności mnie nie interesowała, lecz drudzy patrzyli się na mnie mając w rękach broń wszelakiego gatunku. Skuliłam ogon i stanęłam. Oni zaś zaczęli mnie ciągnąc do wozu. Kiedy doszliśmy do przyczepy terenówki, ujrzałam już gnijące ciała zwierząt. Rozwarłam oczy jeszcze bardziej i zaczęłam się szarpać. Udało mi się. Uwolniłam swój pysk, a niedługo po tym przegryzłam linę która trzymała mnie za szyję. Wszyscy zareagowali
-Co wy robicie?! Przecież to droga zdobycz!
-Zamknij się, przecież wiem!
-To łap to truchło albo samodzielnie cię ukatrupię i sprzedam zamiast tego
W odpowiedzi człowiek, który przytrzymywał linę z mojej szyi, prychnął pogardliwie. Spojrzał się na mnie z morderczym wzrokiem. Pod wpływem impulsu, nastroszyłam sierść i wycedziłam zęby. Znó usłyszałam głos jednego z nich
-No patrz! Zwierzątko chce się pobawić! Maykel, obdaruj pieska wspaniałą zabawą!!
Człowiek skinął głową, po czym zniknął za namiotem. Facet który to powiedział, zaczął bawić się swoim nożykiem. Po kilku chwilach ujrzałam trzy olbrzymie psy. Dwa czarne i jeden szary. Z ich pysków lała się piana. Mężczyzna ledwo co je utrzymywał. Zlękłam się. Przeszłam kilka kroków, a wtedy usłyszałam za sobą
-A dokąd to?
Facet kopnął mnie w stronę psów. Ledwo unosząc się na łapach, wstałam i wyrównałam krok. Patrzyłam się na wszystko spode łba. W tej samej chwili z jednej ze stron wyszedł.. Andrei i Alekei? Oni byli całkowicie spętani, nosili kagańce oraz obroże. Spojrzałam się w ich stronę błagalnym jak i przerażonym wzrokiem. Odwzajemnili spojrzenie. Ich także "wrzucili" na pole bitwy, lecz nie ściągnęli im zabezpieczeń. Podeszłam do nich ledwo utrzymując się na nogach. Dotknęłam syna czubkiem nosa i usiadłam naprzeciw niego. Byli zmęczeni. Nie dziwię się, również byłam wyczerpana. Psy które ów Maykel przyprowadził, zostały przywiązane do drzewa znajdującego się zaledwie dwa, może trzy metry od nas. Szczekały, stawały na tylnych łapach, wyrywały się prawie ściągając sznury ze swoich ciał. Z oczu popłynęły mi łzy. Czy tak właśnie zakończymy swój żywot? Czy naprawdę już nie ujrzę ani Oleandra, ani... ani Beryla? Zacisnęłam zęby tak mocno, że aż przegryzłam wargi z których spływała szkarłatna ciecz. Andrei podszedł do mnie i nie mogąc nic powiedzieć, wydrapał napis na ziemi "Będziemy walczyli do ostatniej kropli" Spojrzałam się na niego a następnie przeniosłam wzrok na syna. Widziałam w ich oczach przekonanie. Wiedziałam, że są do tego zdolni. Zdolni do wybicia całej tej grupki. Zamknęłam oczy i pokręciłam oczy. Trzy z moich łez opadły na murawę. Psy zostały spuszczone ze swych smyczy. Uśmiechnęłam się lekko i wyszeptałam jakby do siebie
-Jeszcze się spotkamy..
Poczułam oddech na karku. Reszta to ciemność i jakieś dziwne uczucie przeszywające mnie od góry do dołu. Nie chciałam tak skończyć i nawet nie miałam zamiaru. W myślach zaczęły mi się ukazywać różne momenty mojego życia. Czyżby naprawdę był to koniec? Widziałam Hiacynta. Nie mogłam tak skończyć.. Przypomniałam sobie wszystkie dobre jak i złe chwile. Przecież tyle mogę jeszcze zrobić! Odczułam wszystkie emocje zgromadzone przez całe moje życie. Nie poddam się tak szybko! I usłyszałam. Usłyszałam.. ciszę. Miała łagodny ton. Jakby przyciągała mnie do siebie. Ciepło biło od niej. Nawet jeżeli tego nie robiłam, to próbowałam się uśmiechnąć. To ciepło.. owiało całą mnie. Zwolniłam oddech, puls. Wszystko stało się.. jasne? Lekkie? Tak. Takie właśnie się stało. Było to naprawdę piękne. Niedługo po tym ujrzałam swoje marzenia. Czy naprawdę mi się tu tak podoba? Czy naprawdę nie chcę wracać? Nie wiem.. Mam cichą nadzieję, że jeszcze mnie uratują. Mam jeszcze nadzieję, że nie wszystko stracone. Wierzę, że jeszcze się z nimi spotkam w tamtym świecie, naszym prawdziwym świecie
<Beryl?> Nie miałam innego pomysłu xd Trochę długie, wiem.. (proszę nie zabijaj) I tak aby rozwiać wątpliwości-Ja wcale nie chcę tak umrzeć, ale wiesz... pociągnij to trochu. Dobrze? *.* Ach, i przepraszam za błędy, powtórzenia i niespójności w wyrazach/zdaniach (nie chce mi się już tego sprawdzać) No.. miłego czytania :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz