Wyczerpany do granic możliwości, leżałem na czymś, co przypominało wielki, masywny, drewniany stół. Oddychałem szybko. Już wiem, czyj oddech przed chwilą tak mnie przeraził. To był mój oddech - wykrzyczało coś w mojej głowie. Potem darło się dalej, każdą moją myśl przerabiając na ogłuszające, wywołujące dreszcze wrzaski. Cisza i samotność była nie do zniesienia. Lubiłem pobyć w samotności, jednak u siebie w domu, delektując się rześkim powietrzem poranka i znajomymi widokami wywołującymi inne, przyjemne dreszczyki.
Odwróciłem głowę. Zrobiłem to z trudem. Nadal widziałem, że coś wisiało na ścianie, ale nie byłem już taki pewny, czy to coś martwego. Może to tylko moja wyobraźnia? Przymknąłem oczy. Potem znowu je otworzyłem, gdyż nie mogłem odeprzeć przykrego wrażenia, że jeśli tylko spuszczę z oka ten dziwny pokój, coś strasznego pojawi mi się przed oczyma. Drgnąłem, gdy coś zaszeleściło w ciemności. Potem ciśnienie skoczyło mi do głowy a widok na sekundę rozmazał się. Znacie to uczucie, prawda? To chwile największego napięcia i strachu. A okropnie się bałem.
Następnie napiąłem wszystkie mięśnie i oczekiwałem, wstrzymując oddech. Udawałem martwego? Sam nie byłem przekonany.
Gdzie Eclipse? - przebiegło mi przez myśl. Jej w tym wszystkim najbardziej mi brakowało. Może nasze myśli połączyły się. Może to telepatia zesłała mi wrażenie, że jest obok. Przez ułamek sekundy to okrutne przypuszczenie, że ona... w następnych godzinach przychodziło częściej i trzymało dłużej, niczym ból złamanych kości.
Kilka godzin później. Nie mogła umrzeć. Była gdzieś nieopodal. Na pewno. Serce zabiło mi mocniej i przeszedł mnie kolejny z niezliczonej ilości dreszczy na myśl, że przecież i ona musi być gdzieś nieopodal tego budynku. Może w środku, może na zewnątrz? Czy to ważne?
Nagle wszystkie te myśli minęły. Poczułem coś w rodzaju umysłowego odrętwienia. Nie mogłem dłużej myśleć. Znów byłem wyczerpany. Choroba trawiła mnie od środka. Pożerała jak wilk swoją zdobycz.
Cóż za ironia losu, nieprawdaż? Właśnie poczułem się jak ta zdobycz.
< Oleander? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz