Szliśmy przez las. Co chwila czuć było dym. Andrei warczał niespokojnie a Eclipse rozglądała się naokoło w poszukiwaniu jakiegoś interesującego nas zjawiska. Oleander i Alekei kroczyli za nami ponuro.
- Nic nie widać - Eclipse wbiła wzrok a dal. Westchnąłem.
- Może ludzie są bliżej wsi. To na pewno oni rozniecili gdzieś ogień.
Wyszliśmy na otwartą przestrzeń. Dym był wszędzie wokoło. Z dala od lasu, kilkoro ludzi paliło gałęzie ułożone w duży stos. Popatrzyliśmy po sobie zaniepokojeni.
- Co oni robią? - Andrei zrobił dziwną minę i warknął.
- Palą gałęzie - odezwał się nieśmiało Oleander.
Zapadła cisza.
- Chodźmy - mruknąłem - nic tu po nas. Jak nie podpalą lasu, to może nic nam nie grozi.
~~~~~~~~~~
Jeszcze nie ucichły moje słowa, gdy usłyszałem świst. Coś chlapnęło mi na nos. Za mną, coś upadło na ziemię. A może ktoś. Andrei zaskowyczał. Znowu świst. Ciemność.
~~~~~~~~~~
Budzę się, chociaż nie jestem pewny, czy to nie sen. To jakieś przyciemnione pomieszczenie. Wstaję chwiejnie i podchodzę do okna. Na zewnątrz widać podwórko po którym hula tylko wiatr, oraz cichy las. Przechodzą mnie dreszcze. Odwracam się. Moje oczy dość szybko przyzwyczajają się co ciemności. Znów przechodzi mnie zimny dreszcz. Na ścianie wisi jakieś truchło. Coś obok mnie oddycha głośno.
- Eclipse? - rozglądam się. Nikogo nie ma. A jednak coś leży obok mnie. Gdzie oni się podziali?
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz