Nie...! Nie chcę... bez opamiętania machałem przednimi nogami, czując przy tym chłód powietrza, które wzbudzały moje łapy.
Co to ma być? Zimno mi, nieprzyjemnie. Gdzie jestem...? Ach, tutaj...
Podniosłem głowę i otrząsnąłem się bez jakichkolwiek przemyśleń. Rozejrzałem się z trudem podnosząc powieki. Chciało mi się spać i czułem się chory. Ile to już dni leżę tutaj bez wody i jedzenia? To chyba dopiero drugi dzień. Wydawał mi się strasznie długi. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam. Zapomnieli o mnie, czy co?
W pewnym, momencie, świat zaczął jakby wirować wokół mnie. Pokój nie wydawał się być już taki prosty, jak poprzednio.
Usłyszałem kroki za drzwiami. Gdzieś daleko. To coś nadzwyczajnego. Zastrzygłem uszami. Drgnąłem, gdy drzwi gwałtownie otworzyły się. Do środka wszedł człowiek. Zacząłem się trząść.
Podszedł do mnie i szybkim ruchem chwycił mnie za skórę na karku. Warknąłem. Odsłoniłem rząd lekko już wyblakłych ze starości zębów. Człowiek jednak chwycił mnie jeszcze mocniej i uniósł do góry. Byłem wygłodzony, wycieńczony i obolały, nie miałem siły się bronić. Zdołałem jednak delikatnie ugryźć go w rękę. Krzyknął, z rany zaczęła sączyć się stróżka krwi. była mała i niegroźna. Ledwie zahaczyłem go zębem.
Opadłem znowu na wielki stół, na którym bezczynnie spędziłem dwa ostatnie dni. Westchnąłem. Mężczyzna, którego ugryzłem, chwycił mnie jeszcze raz, dwoma rękami. Pojawił się drugi. To zbyt wielu ludzi na jednego małego wilka. Ten także podszedł do mnie i zdecydowanym gestem wskazał pierwszemu drzwi. Ten pociągnął mnie. Prawie spadłem na ziemię. Zdążyłem tylko zaprzeć się nogami i nie wylądować na podłodze. Teraz obaj zaczęli mnie ciągnąć. Wylądowałem na zimnym betonie pod ich nogami. Bez zabezpieczenia? Zupełnie bezbronnie zaczepiać silnego wilka? Mogę się przecież obronić! Niech nie myślą, że jestem już praktycznie nieżywy! Skoczyłem na równe nogi, potykając się o własne nogi. Przewróciłem się. Za długo nie wstawałem. Zakręciło mi się w głowie. zacząłem gryźć na oślep wszystko, co było obok. Mężczyźni skakali, próbując to mnie kopać, to uciekać. Zawyłem głośno, rzucając się do ucieczki. Biegnąc przez korytarz, miałem wrażenie, że zaraz wyląduję na pysku. Czułem tylne nogi bezwładnie odpychające się od ziemi i machające w powietrzu. Czułem środek ciężkości mojego ciała, który teraz przesunął się jakby w kierunku szyi. Czułem, jakby moje tylne łapy odpadły. To znaczy... nie czułem.
Dyszałem ciężko. Przyzwyczaiłem się już do biegu. Ludzie goniący mnie zostali daleko w tyle. Kolejny zakręt... i wylądowałem z nosem na powierzchni kolejnych drzwi. Zabolało. Złapałem zębami klamkę, umieszczoną niewiele wyżej niż moja głowa. Z łatwością dosięgnąłem. Przypomniałem sobie, że w różnych sytuacjach w moim życiu już spotykałem się z klamkami. Chociażby w domu weterynarza w naszej wsi.
Nacisnąłem. Pociągnąłem. Nic. Popchnąłem drzwi. Zacząłem szarpać. Nic. Nagle coś przeskoczyło pod moimi zębami zaciśniętymi na klamce i wypadłem na zewnątrz. Byłem wolny. Teraz musi się udać! skoczyłem do przodu. Znajdowałem się teraz na podwórzu przed budynkiem z czerwonej, popękanej cegły. Na zewnątrz budynku nie było nic, oprócz śladów kół jakiegoś dużego samochodu i kilku krwistych plam. Trawa wokół była wydeptana.
Nie zastanawiając się, wbiegłem w las. Tutaj mnie może nie znajdą.
Przypomniałem sobie o Geranii - czarnej wilczycy, pomagającej wilkom z WSC w kłopotach. Och, moje położenie można z pewnością nazwać kłopotliwym. Dlaczego jej nie ma? Pewnie pomaga nam tylko, gdy znajdujemy się akurat na terenach WSC. A ja z pewnością tam nie jestem.
Biegłem bez opamiętania przez las. Co chwila zahaczałem zwiotczałymi łapami o gałęzie i krzewy wyrastające spod ziemi.
W końcu, zdyszany, nie miałem siły biec dalej. Prawie trzy dni leżenia w zatęchłym i ciemnym pomieszczeniu bez dostępu do świeżego powietrza, wody, jedzenia i światła. Do tego, miałem chyba ranę na grzbiecie, bo sierść w tamtym miejscu była bordowa i posklejana. Cały byłem w kurzu. Otrzepując się, straciłem równowagę i znowu się przewróciłem. Nie zamierzałem z resztą iść dalej. Będę tu leżał, dopóki nie odzyskam sił. A później, pomyślę, gdzie mogą być Eclipse, Alekei, Andrei i Oleander.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz