niedziela, 26 lutego 2017

Od Maxa CD Oleandra

Cicho wpatrywaliśmy się w nieruchome ciało Beryla, samca alfa, a raczej byłego samca alfa. Teraz te stanowisko objął Oleander. Nigdy nie lubiłem takich chwil, choć w sumie, kto je lubi ? Oleander zacisnął powieki.
- Może... już pójdziemy ? - szepnąłem po jakimś czasie nie mogąc dłużej tu przebywać
- Jeśli chcesz... możesz pójść - powiedział Oleander - Ale ja chciałbym tu jeszcze trochę posiedzieć.
Cicho wycofałem się z jaskini i ruszyłem przed siebie. Usiadłem opierając się o jakieś drzewo. Ledwie wyszliśmy z tych przeklętych tuneli i znów okrutny los nas spotkał, choć w sumie to bardziej Oleandera niż mnie, w końcu to jego ojciec. Westchnąłem. Zobaczyłem jak niedaleko przebiegła sarna. Dopiero teraz przypomniało mi się, że dawno nic nie jadłem. Oblizałem się. 

< Oleander? >

sobota, 25 lutego 2017

Od Lerki CD Amber

- Co się dzieje... - Podniosłam głowę - dlaczego one uciekły?
- Nie wiem... - pokręciła głową Amber - właściwie dlaczego ich nie zaatakowałyśmy? Może, gdybyśmy zrobiły to chwilę wcześniej, nie uciekłyby.
- Myślę, że były zbyt daleko. Nie dałybyśmy rady ich złapać.
Nagle naszą rozmowę przerwał odgłos łamanych gałęzi, gdzieś nieopodal nas. Za drzewami ujrzałyśmy ciemnego wilka. Biegł za jeleniami ile sił w łapach i wyglądał na zdesperowanego. Gdy dzieliło go od nich zaledwie kilka metrów, zwierzęta zniknęły gdzieś w lesie, rozbiegając się na dwie czy trzy grupy. Wilk zatrzymał się zdezorientowany. Jelenie zniknęły mu z oczu.
- Jaskier! - krzyknęłam - jesteśmy tu! Zapoluj z nami!
Basior odwrócił się do nas, kładąc uszy po sobie. Niepewnie potruchtał w naszą stronę, po czym zatrzymał się dwa metry przed nami.
- Wy też polowałyście na te jelenie? - mruknął cicho.
- Tak - odpowiedziała Amber z uśmiechem - ale lepiej robić to w grupie, prawda? Może znajdziemy je gdzieś dalej. Idziesz z nami?
- Tak - schylił głowę. Dalej podążyliśmy już razem.
Kilkadziesiąt minut później udało nam się złapać wyraźny trop całego stada jeleni. Były niedaleko.
W końcu znaleźliśmy je, pasące się na niewielkiej polance. Niestety, wiatr wiał od nas w ich stronę i z pewnością wyczuły nasz zapach. Znów uciekły.
- Jestem taki głodny - mruknął Jaskier, kładąc głowę na łapach i wzdychając głęboko.
- Chodźmy dalej - starałam się nie tracić pogody ducha, chociaż też zaczynałam być już głodna - na pewno uda nam się jeszcze coś znaleźć.
- Mam już dość - odpowiedział spokojnie Jaskier - nie jem już trzeci dzień. Nie wiem, gdzie podziały się wszystkie zwierzęta z lasu. Nigdzie nie widziałem nic, oprócz tych jeleni. Czyżby nasi uciążliwi sąsiedzi wyłapali już wszystkie nasze zwierzęta?
- Ćśś... - zmarszczyła brwi Amber - ależ nie ma powodu do paniki. Może przeniosły się w inną część lasu, i tyle. Przecież czasem bywają lepsze i gorsze dni.
- Więc chodźmy - Jaskier podniósł się niechętnie. Albo po prostu słabo, nie jestem pewna.

< Amber? >

piątek, 24 lutego 2017

Od Amber CD Lerki

Otworzyłam oczy, promienie słońca powoli wdzierały się do jaskini. Świtało. Zarzuciłam ogon na pysk, zasłaniając tym samym oczy. Nie miałam ochoty się nigdzie ruszać, jeszcze nie. Zamknęłam więc oczy i poszłam spać dalej. Minęło trochę czasu, gdy usłyszałam kogoś wypowiadającego moje imię. Podniosłam się i mrużąc oczy, wyjrzałam na zewnątrz. Było jasno i minęła chwila, nim przyzwyczaiłam się do dziennego światła. W końcu jednak zaczęłam rozglądać się po okolicy.
- Amber? - Rozległ się czyiś głos.
Stałam chwilę, zastanawiając się, do kogo mógłby należeć głos. Jak się jednak okazało odpowiedź sama do mnie przyszła. Samica o kremowym futrze wyłoniła się spośród drzew.
- Amber, szukałam cię. - Powiedziała z uśmiechem.
Odwzajemniałam ten gest. Podeszłam bliżej samicy i zapytałam:
- Co tutaj robisz?
- Martwiłam się o ciebie.
Lerka spojrzała na mnie z troską. Delikatnie cofnęłam uszy, nie chciałam, aby ktoś musiał się o mnie martwić.
- Przepraszam. - Powiedziałam, po czym z lekkim uśmiechem dodałam. - Już wszystko w porządku, nie ma się czym martwić.
- Skoro tak to się cieszę.
Skinęłam głową. Zapadła cisza, niestety jednak sprawiała ona, że znów intensywnie zaczynałam myśleć o wszystkich wydarzeniach z ostatniego czasu. Potrzebowałam szybko to przerwać.
- Hej Lerka, może poszłabyś ze mną na polowanie? - Zapytałam, machając ogonem.
- Oczywiście. - Odparła wadera.
Ruszyłyśmy w drogę. W tym czasie starałam się co jakiś czas odzywać, chciałam jak najbardziej unikać ciszy. W końcu przywyknę do tego wszystkiego, ale na razie chcę po prostu zapomnieć. Dotarcie na miejsce, gdzie pasą się jelenie, zajęło nam trochę czasu. Gdy jednak dostrzegłam gromadkę zwierząt, od razu doszłam do wniosku, że było warto. Wraz z Lerką chwilę przyglądałyśmy się zwierzętom. Byłam już gotowa, by rozpocząć polowanie, czekałam jednak na słowo Lerki. Ponieważ w polowaniu nie byłam najlepsza, zawsze wolałam zdać się na cudzą intuicję. Nagle jednak wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Stado, z nieznanego mi powodu, rozbiegło się.

< Lerka? >

wtorek, 21 lutego 2017

Od Lerki CD Amber

Amber wybiegła z jaskini. Położyłam uszy po sobie, odwracając się w kierunku wyjścia. Na śniegu pozostały jedynie ślady wilczycy. Westchnęłam głęboko. Czyżby aż tak przejęła ją ta, jeśli można to tak nazwać, chora sytuacja, w jakiej znaleźliśmy się wraz z całą naszą watahą? Popatrzyłam na Aksela. Wilk rytmicznie uderzał ogonem w ziemię, zastanawiając się nad czymś. Mundus natomiast stał jeszcze przez chwilę wpatrując się w wyjście z jaskini, by wreszcie położyć się gdzieś na zewnątrz, w głębokim śniegu.
Znowu popatrzyłam na niknącą w ciemności łąkę. Jutro powinnam odwiedzić Amber. Nie wiem, dlaczego tak nagle uciekła, ale z pewnością nie zrobiła tego z radości. Odniosłam wrażenie, że uraziły ją słowa Mundusa. Nie lubiłam konfliktów. Chociaż, żyjąc z tym ptakiem praktycznie pod jednym dachem, wcześniej czy później musiałam się do tego przyzwyczaić.
Wyszłam przed jaskinię i usiadłam na śniegu. Myślałam nad ty, co powiedziała Amber. Czyżby kolejny sojusz poprzez... małżeństwo? To byłoby z pewnością bezpieczne wyjście, które bardzo by ustabilizowało sytuację WSC, a może nawet pomogło się jej rozwinąć. Tyle że - kto byłby a tyle zdeterminowany, by to zrobić? Z resztą, nie wiadomo nawet jak przywódca WSJ widziałby takie rozwiązanie. Był zupełnie inny, niż Aksel, Beryl, czy nawet młody samiec alfa, Oleander. Można by rzec, diametralnie inny...
Jeszcze przez długi czas siedziałam przed jaskinią, wpatrując się w słabo prześwitujący przez nagie gałęzie drzew księżyc, co chwila zakrywany przez płynące po niebie chmury. W końcu Aksel stanowczo nakazał mi się położyć, jako że już niebawem miało zrobić się jasno, a najlepszym sposobem na wykończenie się jest długa aktywność bez wypoczynku.

Nazajutrz wstałam trochę później, niż zwykle. Rozejrzałam się po jaskini, po czy zorientowałam się, że jestem w niej sama. Aksel i Mundus już wyszli.
Od razu postanowiłam udać się do jaskini Amber. Miałam nadzieję, że znajdę ją w tym wielkim lesie.

< Amber? >

Od Murki CD Apara

- Apar?! - krzyknęła Manti, którą poznałam niecałe dwie godziny wcześniej na polowaniu - co ty tutaj robisz? To przecież wnyki!
- Trzeba mu pomóc - powiedziałam głośno, zbliżając się do basiora.
- Jak się tu dostałeś? I jak cię stamtąd zdjąć...? - Manti zaczęła oglądać ze wszystkich stron pułapkę zastawioną przez ludzi.
- Nie wiem, ale możecie to zrobić, zanim ludzie was uprzedzą - wymamrotał wilk, przymykając oczy. Widać, krew już spływała mu do głowy i nie miał siły się szarpać.
- Poczekaj! - krzyknęła wadera wznosząc się w powietrze. Przez chwilę mocowała się z długim drutem, po chwili jednak opadła z sił i delikatnie opadła na ziemię.
- Może spróbujemy zawołać kogoś jeszcze? - zapytałam.
Po chwili, Lenek - mój brat - zareagował na wołania. Choć długie lata służby na stanowisku stróża WSC nadszarpnęły jego zdrowie, zjawił się szybko i przez kilka minut głowił się wraz z nami, jak można pomóc Aparowi. W końcu zdecydowaliśmy się na zrobienie czegoś w rodzaju "żywej piramidy". Lenek stanął na dole, pod wnykami, ja na nim, a Manti weszła na samą górę, balansując skrzydłami, by nie spaść i nadal próbowała rozluźnić pętlę na której wisiał basior.
- To na nic! - krzyknął Lenek z dołu - potrzeba nam jeszcze kogoś, by Apar mógł się na nim oprzeć. Jak nie będzie wisiał na pętli, łatwiej będzie ją rozwiązać.
Kilka minut nawoływania, i obok nas znalazł się również Jaskier.
- Co się tam dzieje? - wilk wraz z Mundusem od niedawna zastępowali Lenka w stróżowaniu i pilnowaniu porządku - słyszę jakieś krzyki. Czy to Murka? Lenek? Napadł was ktoś obcy? Ach, nie... przepraszam, my się jeszcze nie znamy - popatrzył na Manti i Apara - co mogę dla was zrobić? Nie krzyczycie chyba w środku lasu bez żadnego celu.
- Jaskierku, jak dobrze, że jesteś - westchnęłam - musisz nam pomóc. Apar dostał się we wnyki...
- Nie wiem, czy dam radę wam pomóc - jaskier stanął na dwóch łapach i wzrokiem zmierzył odległość wiszącego wilka od ziemi - potrzebny jest nam ktoś jeszcze.
Ponowiliśmy próbę. Okazało się jednak, że wilk, pomimo najlepszych chęci, nie dosięgał do Apara i nie mógł pomóc mu się wyzwolić.
- Kogo możemy jeszcze zawołać? Nikt nie mieszka w tej części lasu - załamałam ręce.
- Może Strzyga? - zapytał Jaskier - albo nie... jest już stara i nie ma siły. Ale Mundus powinien być gdzieś niedaleko. Razem patrolowaliśmy tereny, gdy usłyszałem wasze głosy. Rozdzieliliśmy się, żeby było szybciej. Może zaraz nas tutaj znajdzie.
Czas leciał szybko, cały czas próbowaliśmy wydostać Apara z pułapki.

< Apar? >

poniedziałek, 20 lutego 2017

Od Oleandra CD Maxa

- Beryl... od kilku godzin jest w jaskini Strzygi. Jest z nim naprawdę źle - przekrzywiła głowę i spojrzała na nas smutno. Nie pytałem nawet, co robi tutaj, w jaskini alf, zupełnie sama.
Stałem w bezruchu, teraz naprawdę mając dowody, jak bardzo źle jest z moim ojcem. Nie ma już ratunku...?
- Już tam idziemy - odpowiedział szybko Max i pociągnął mnie za sobą. Długo biegliśmy przez las, zanim zupełnie doszedłem do siebie. W końcu znaleźliśmy się, zdyszani i cali w złych przeczuciach, pod jaskinią pustelniczki Strzygi. Wbiegliśmy do środka.
- Beryl? - szepnąłem, gdy moje oczy przyzwyczaiły się trochę do wszechobecnej ciemności panującej w tym przytłaczającym miejscu.
- Jest tutaj - z dala dało się słyszeć cichy głos Strzygi.
Gdy zbliżyliśmy się do wilka, był już nieprzytomny.

Beryl umarł. Wraz z jego odejściem, odszedł nie tylko mój ojciec, ale też ostatni członek mojej bliskiej rodziny, przyjaciel, i samiec alfa WSC. Od dziś, to ja miałem nim być. Przyjąłem także funkcję generała, ponieważ straciliśmy ostatnio już kilku szeregowców - zarówno mojego brata, Alekei'a, Andreia - który leczy teraz swoje rany po ostatnim spotkaniu z ludźmi w wiosce i już nigdy nie powróci na to stanowisko, oraz Beryla. Jedynego samca alfa WSC, który przez całe życie był szeregowcem w naszym wojsku. Teraz ja miałem za zadanie poprawić stan naszej obronności.

< Max? >

Od Amber CD Lerki

Zwiesiłam głowę. Powoli naprawdę zaczynałam wierzyć, że nic nie da się z tym zrobić. Nastała cisza. Znów spojrzałam na zewnątrz, niebo było już zupełnie czyste. Śniegu na ziemi jednak znacznie przybrało, warstwa białego puchu pokrywającego ziemie zwiększyła się i dało się to dostrzec gołym okiem. Śnieg nieznacznie pokrył także ziemię wewnątrz jaskini, tuż przy wejściu.
- Hej. - Gwałtownie podniosłam głowę i skierowałam wzrok na Aksela i Lerkę. - A w jaki sposób doszło do sojuszu między Watahą Srebrnego Chabra a Watahą Wielkich Nadziei?
- No cóż, to dzięki naszemu małżeństwu. Mojemu i Aksela. - Powiedziała Lerką.
- Oh... no tak, to ma sens. - Odparła lekko zamyślona. - Wątpię jednak aby, którykolwiek z nas był zakochany w jakimś wilku z WSJ tak jak ty i Aksel.
Wilki spojrzały na siebie i uśmiechnęły się lekko. Uznałam to jednak za nic nieznaczący gest i ponownie dałam się ponieść rozmyślaniom. Cisza nietrwała jednak zbyt długo. Niemal natychmiast zerwałam się na równe łapy, przyszedł mi do głowy pomysł. Być może szalony, mimo to miałam zamiar od razu podzielić się nim z moimi przyjaciółmi.
- Coś przyszło mi do głowy. - Powiedziałam poważnie. - Skoro oni zaczynają panoszyć się na naszych terenach to, co gdybyśmy my zrobili to samo?
- Chyba nie chcesz... - Zaczęła Lerka, jednak szybko jej przerwałam.
- Właśnie, że tak. Może jeśli dowiedzą się, że zajmujemy ich tereny, postanowią wrócić, by je odzyskać. Tak jak nam nie podoba się, że oni zajmują nasze tereny, tak pewnie im też nie podobałoby się, gdybyśmy my zajmowali ich.
Widziałam, że zarówno Aksel, jak i Lerka nie wyglądali na zbyt przekonanych. Położyłam uszy.
- No albo przynajmniej moglibyśmy spróbować wmówić im, że część z nas już tam jest.
- Przecież to jest szalone. - Odezwał się nagle głos z wnętrza jaskini.
Błękitny ptak wyłonił się z ciemności.
- W ten sposób możesz sprowadzić jedynie jeszcze większe kłopoty. WSJ nie będzie wahać się, przed doniesieniem o tym do NIKLu a ten zdecydowanie nie stoi po naszej stronie. Ostatecznie może się okazać, że po tym skończymy bez żadnych terenów.
Spochmurniałam. Wiedziałam, że mój pomysł nie należał może do najlepszych, ale Aksel i Lerka przynajmniej mnie wysłuchali. Przede wszystkim sami również zastanawiali się nad jakimkolwiek wyjściem z tej sytuacji. Dotychczas w pewnym stopniu stałam po stronie Mundusa, ostatecznie jego także zabolała śmierć Beryla. Ba, czuł się nawet winny tej sytuacji z WSJ. W tamtej jednak chwili nie podobało mi się jego zachowanie. Zmarszczyłam brwi i niewiele myśląc, powiedziałam:
- W porządku. Może więc, zamiast bombardować wszystkie pomysły, sam coś zaproponujesz.
Po tych słowach odwróciłam się do wszystkich tyłem. Śnieg już nie padał, bez słowa wybiegłam więc z jaskini, pozostawiając za sobą jedynie odbite w śniegu ślady łap.

< Lerka? >

Od Apara

Szedłem przez Lasek w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Przytknąłem pysk do ziemi i zacząłem węszyć. Do mojego nosu wlatywały różne zapachy. Innych wilków, drzew, trawy, ciepłego mięska... Zaraz, zaraz ciepłe mięso ? Oblizałem się na myśl o takim przysmaku, tylko skąd takie mięso mogło się wziąść w lesie ? A w sumie, co mnie obchodzi czy to normalne. Grunt to to, że nie ucieknie. Pobiegłem truchtem do miejsca skąd wydobywał się zapach. Po chwili znalazłem smakołyk, leżał zwyczajnie na ziemi. Natychmiast pochwyciłem mięso zębami. Zanim się obejrzałem już wisiałem głową w dół, a na dodatek spadła mi moja zdobycz i znowu leżała na ziemi poza moim zasięgiem. Zacząłem się szarpać mając nadzieję, że lina nie wytrzyma, lecz bezskutecznie. W końcu uznałem iż najlepiej będzie wezwać pomoc. Zacząłem wyć ile sił miałem w płucach. Czas się dłużył niemiłosiernie, lecz po chwili przybiegły dwie wadery. Manti, ma partnerka i druga nieznana mi z imienia. Była ona biała, z wyjątkiem uszu, które były czarne. Miała ona jasnoniebieskie oczy.

< Murka ? >

Od Maxa CD Oleandra

- Gdzie ? 
- Do Beryla...
- Dobrze 
Zanim doszliśmy do wyjścia podszedł do nas Apar i się spytał :
- Czyli możemy już iść ? 
- Tak
Ruszyłem wraz z Oleanderem dalej. Przez cały czas milczałem. Po kilku minutach doszliśmy do jaskini alf. Zajrzałem do środka. Wnętrze było dobrze oświetlone, przez promienie słoneczne wlewające się do środka. Nikogo tam nie było. Oleander wszedł do środka i zaczął się rozglądać. Usłyszałem za sobą odgłos łap. Odwróciłem się razem z Oleanderem. Stała tam beżowa wadera. 
- Witaj, Oleandrze i... Max, tak ? Dobrze pamiętam ?
Zanim zdążyłem coś powiedzieć Oleander spytał :
- Lerko, gdzie jest Beryl ? 
- To ty nie wiesz ? - spytała zaniepokojona
- Czego nie wiem ? 

< Oleander ? >

niedziela, 19 lutego 2017

Od Lerki CD Amber

- To zbyt wiele, jak na taką małą watahę, jaką my jesteśmy - westchnęłam - szczególnie teraz, po stracie pary alfa.
- I awansowaniu na generała Oleandra, który kompletnie się na tym nie zna - pokręcił głową Aksel.
- Ile wilków właściwie składa się na ich wojsko? - zapytałam Mundusa, który oparł się o ścianę i patrzył w dal. Po moich słowach westchnął ze zrezygnowaniem i odwrócił głowę, mówiąc cicho:
- Ponad dwadzieścia wilków.
- Błąd, koguciku - prychnął Aksel - mają nie blisko dwa razy wojska co wy, tylko prawie dwa razy wojska ile cały nasz sojusz!
- Jeśli chcesz... - odrzekł zmęczonym głosem ptak.
- A może NIKL*? - zapytałam cicho, jakby sama wątpiąc.
- Co NIKL? - Aksel przymrużył jedno oko i zaczął się we mnie wpatrywać z zainteresowaniem.
- Może NIKL mógłby nam pomóc, gdybyśmy tylko jakoś go powiadomili.
- Nie sądzę, Lerciu - dał się słyszeć głos Mundusa, leżącego pod ścianą - to już było. Nawet powiem więcej: wilki z WSJ próbowały tego, by zająć nasze południowe tereny na zawsze. Nie wiem, czy pamiętasz**?
- Tak... - mruknęłam
- Zatem nic już nie pomogło? - przeraziła się Amber.
- Kompletnie nic, jak na tą chwilę - powiedział Mundur.
- Może ty coś wymyślisz? - syknął Aksel do czapli mało przyjemnym tonem - zawsze dobrze ci to szło, dopóki nie chodziło o twoich przyjaciół z WSJ!
- Przestań, Akselu - zmarszczyłam brwi - gdyby Mundurek miał jakiś pomysł, powiedziałby nam o tym, prawda? - popatrzyłam na ptaka. Ten tylko westchnął smutno.
-Ty coś wiesz, szczurze - warknął Aksel.
- Pomogę wam, będę mieć wyrzuty sumienia. Pomogę im, to samo. Wiecie... rozwiązujcie swoje spory sami - odrzekł Mundus, beznamiętnie wpatrując się w przeciwległą ścianę jaskini - macie równe szanse, bo wiecie o nich tyle, ile oni o was. Wymyślicie coś, by załatwić to bez wojny. Ja już nie mam na to siły.
- Nie chcesz nas wesprzeć i pozbyć się tego poczucia winy, które z jakiegoś powodu cię dręczy? - zapytała Amber łagodnie.
- Mi już nic nie pomoże - odpowiedział krótko ptak, po czym podniósł się i zniknął gdzieś w najciemniejszym kącie.
- Co zatem możemy zrobić? - powiedziała jakby sama do siebie Amber
- Wszystko zawiodło, a ten gad nam nie pomoże - odwarknął Aksel.

< Amber? >
* Patrz: NIKL
** Patrz opowiadanie: Od Beryla CD Margo, oraz dalsze opowiadania z tej serii.

sobota, 18 lutego 2017

Od Oleandra CD Maxa

- Poczekaj... - zawołałem niespokojnie za odchodzącym Maksem. Wilk odwrócił się wolno i przekrzywił głowę. Popatrzyłem na niego smutnymi oczyma.
- Wróć, Max - schyliłem łeb - to mnie zupełnie załamało. Przepraszam, nie chcę, żebyś odchodził. Powiedz mi proszę, od kiedy my już tu siedzimy...?
- Trudno powiedzieć. Tydzień, być może więcej. Pamiętasz chyba, że praktycznie cały czas byliśmy pod ziemią.
- Szkoda - zwiesiłam głowę - Max?
- Tak...
- Czy jesteśmy już wolni? Możemy wyjść i nikt nie będzie nas ścigał? Muszę czym prędzej iść do jaskini mojego ojca.
- Nic mi nie wiadomo o tym, by ktokolwiek miał nas ścigać. Na razie zwyciężyliśmy i nie ma chyba powodu, by się czegoś bać. Ten rozdział naszej historii możemy więc uznać za ukończony. Co innego Wataha Szarych Jabłoni, która ostatnio podobno coraz bardziej się panoszy i wchodzi na nasze tereny. Oto powód, dla którego możemy się obawiać i ukrywać...
- Max?
- Cóż tam?
- Idziesz ze mną?

< Max? >

Od Amber CD Lerki

Spuściłam wzrok i z uporem zaczęłam wpatrywać się w ziemię. Wciąż rozmyślałam nad znaczeniem słów Mundusa. Z tego, co mówił, wynikało, że obecna sytuacja jest patowa. Jakby tego było mało, zaczyna się powoli chylić na naszą niekorzyść. Mój wewnętrzny upór nie pozwalał mi jednak myśleć w ten sposób.
- Naprawdę nie ma nic, co moglibyśmy zrobić? - Zapytałam. Przecież musimy się jakoś bronić.
- Mają blisko dwa razy więcej wojska niż my, jeśli dojdzie do walki, jesteśmy praktycznie bez szans. - Powiedział Mundus.
- A negocjacje? Może będzie można ich jakoś przekonać do odejścia. - Mówiłam dalej, nie chciałam się tak łatwo poddać.
- Próbowaliśmy już negocjacji. - Odezwała się Lerka. - Niestety, niewiele to dało.
Zacisnęłam zęby. Nie spotkałam jeszcze żadnego wilka z WSJ, mimo to już pałałam do nich niechęcią. Gdyby tylko jakiś członek tej watahy pojawił się przede mną, z pewnością wygarnęłabym mu wszystko bez zastanowienia. Szybko skarciłam się za tę myśl. To z pewnością nie była dobra droga negocjacji. Z drugiej jednak strony teraz mogę sobie myśleć, co chcę. Gdybym kogoś spotkała, niesiona emocjami raczej nie myślałabym zbyt rozsądnie. Przygryzłam wargę.
- Amber. - Odezwała się nagle Lerka, natychmiast podniosłam wzrok. - Widzę, że bardzo cię to dręczy.
- Po prostu nie wierzę, że może być tak źle. - Westchnęłam. - Naprawdę nie ma nikogo, kto stanąłby po naszej stronie w walce przeciw Watasze Szarych Jabłoni?
Wadera pokręciła przecząco głową. Nie chciało mi się w to wierzyć.
- 2 lata... - Westchnęłam. - To przecież ponad połowa mojego życia. WSJ męczy was przez ten cały czas.
- Nie wiem już nawet, ile razy podejmowaliśmy próby pozbycia się ich.
- A co z ich terenami? - Spojrzałam na Mundusa. - Przecież mówiłeś, że przyszli tu, aby łatwiej znieść suszę, dlaczego nie wrócili do siebie?
- Prawdopodobnie po prostu im się tu spodobało. - Odparła Lerka. - Nie chcą stąd odchodzić.
Zrezygnowana pokręciłam głową i wyjrzałam na zewnątrz. Śnieżyca powoli zaczynała ustępować, ciężko było mi już nawet powiedzieć, ile czasu spędziłam w tamtym miejscu.
- Nie wierzę, że nie można nic zrobić. - Odezwałam się, marszcząc przy tym brwi. - Może jednak Oleander coś wymyśli.
- Oleander jeszcze nic nie wie. - Odezwał się nagle Aksel. - Zapewne jednak nie minie wiele czasu, gdy dotrą do niego informacje o tym, że WSJ wie o śmierci Beryla.

< Lerka? >

Od Lerki CD Amber

Odwróciłam głowę, nie będąc pewna, czy powinnam mówić o tym teraz, gdy Mundek jest tutaj i wszystko słyszy. Z pewnością nie lubi, gdy się o tym wspomina.
- Spokojnie, Lerko - odezwał się nagle błękitny ptak - ja mogę o tym powiedzieć. To nic nadzwyczajnego.
Popatrzyłam na niego. Amber również zwróciła oczy w jego stronę. Ten na chwilę spuścił wzrok, po czym zaczął opowiadać:
- Wiem, że większość z was, wilków, interesuje zwłaszcza to, że to z mojej winy - tu zniżył głowę, nadal patrząc w ziemię - Wataha Szarych Jabłoni nęka WSC już dwa lata. Wiem to, i nie starczy mi życia by za to odpokutować i naprawić wszystkie błędy, które wtedy popełniłem. To nie powinno stać się właśnie wtedy i właśnie tak... chciałbym opowiedzieć jednak, dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Jeśli kogokolwiek to obchodzi.
- Mów, proszę - zmarszczyłam brwi i lekko przekrzywiłam głowę, ponieważ, rzeczywiście, nigdy jeszcze nie słyszałam tej historii. Z resztą, nikt chyba nie słyszał.
Amber usiadła blisko Mundusa. Również słuchała.
-  Tam, nawet nie tak daleko, na wschodzie, jest miejsce, którego nie da się połączyć z żadnym krajem, miejsce o którym nigdy nie słyszał żaden z tutejszych wilków, gdzie rosną wielkie lasy pełne sosen i jałowców - czapla przymknęła oczy - kiedy wraz z matką i siostrzyczką opuściliśmy nasz dom, byłem bardzo młody... - popatrzył na mnie ze łzami w oczach - czerwiec dwa lata temu był taki ciepły. Już bardzo dawno temu pogodziłem się z tym, że minie jeszcze wiele lat, zanim ujrzę kogokolwiek z... moich stron. Wtedy w moim życiu pojawiła się znajoma wataha, przybywająca z tych wielkich, iglastych lasów. Raczej nie możecie sobie wyobrazić, co czułem, gdy z nimi rozmawiałem. Gdy mówili o naszym świecie.
Na chwilę zapadła cisza. Mundurek westchnął głęboko i kontynuował:
- Szli na zachód, by łatwiej znieść suszę, która panowała na ich terytorium. Powiedziałem wtedy, że dalej za zachód zaczynają się osady ludzi. Że dalej nie mogą iść. Więc zostali tutaj. Na południowym wschodzie od naszych terenów, w sąsiedztwie. Dopiero później okazało się, że nie starczy tam zwierzyny dla całej ich watahy, więc zaczęli wchodzić na tereny nasze i WWN. A, że los postawił mnie na stanowisku głównej służby wywiadowczej WSC, Eclipse i Beryl musieli się o tym dowiedzieć ode mnie. Musiałem także opowiedzieć im o siłach zbrojnych nowej watahy i odkryć jej wszystkie tajemnice. A później to samo powiedzieć WSJ o naszych siłach. A tym samym zdradzić przyjaciół dwa razy. Miałem więc do wyboru, albo stracić stanowisko, albo zachować je, jeśli tylko udałoby mi się umiejętnie to rozegrać. I rzeczywiście nie straciłem go, jednak ile czasu można żyć w poczuciu winy, nie wiedząc nawet, której sprawie się służy?

< Amber? >

Od Maxa CD Oleandra

Stałem nieopodal Mundusa i Oleandera słuchając o czym rozmawiają. Przełknąłem ślinę, gdy Mundus TO powiedział. Cicho podszedłem do Oleandera i chwilę milczałem zastanawiając się co powiedzieć, a może nic nie mówić ? Oleander na pewno to teraz bardzo przeżywa, w końcu Beryl to jego ojciec. Już miałem ochotę zostawić go w spokoju i odejść, lecz on się do mnie odwrócił i spytał :
- Słyszałeś? 
- Tak mi przykro... - powiedziałem jedyne słowa na jakie było mnie stać 
- Nie trzeba było - westchnął Oleander 
- Chcesz żebym z tobą został? 
- Nie, chcę zostać sam - odpowiedział siadając
Odszedłem cicho zostawiając go samego ze swymi myślami, gdy nagle usłyszałem za sobą :

< Oleander ? >

piątek, 17 lutego 2017

Od Amber CD Lerki

 To się jeszcze okaże. - Prychnął wilk i odwrócił się do nas tyłem.
- Mundus. - Pisnęłam, widząc ranę powstałą na ptasim skrzydle.
Żółta ciecz pojawiła się na niebieskich piórach. Pierwszy raz to widziałam. Widząc jednak sytuację, jaka miała miejsce kilka chwil wcześniej, nie miałam wątpliwości, że to krew. Wstałam i wyciągnęłam łapę w stronę powstałej rany, w odpowiedzi Mundus szybko odsunął zranione skrzydło. Położyłam uszy po sobie, byłam zaskoczona jego reakcją.
- Lerka, chciałbym z tobą porozmawiać. - Głos Aksela przerwał ciszę.
- Oczywiście. - Odpowiedziała wadera.
Spojrzałam na samicę, ta najwyraźniej wyczuwając moje spojrzenie, skierowała wzrok w moją stronę. Uśmiechnęła się lekko, zupełnie jakby chciała mnie pocieszyć. Wilk skierował się w głąb jaskini, chwilę potem Lerka podążyła za nim. Chwile na nich patrzyłam, po czym skierowałam wzrok na Mundusa i usiadłam. Zrozumiałam, że jest to rozmowa, o której zdaniem alfy WWN, nie powinnam słyszeć. Westchnęłam, sytuacja była dla mnie całkowicie niezrozumiała.
- Mundus... - Zaczęłam niepewnie. - proszę, pozwól mi pomóc.
Czapla uniosła wzrok, przez chwilę wpatrywała się we mnie bez słowa. Po chwili zauważyłam jednak pewien ruch z jego strony. Mundus rozluźnił skrzydło, nie trzymał go już kurczowo przy ciele, pozwolił mu swobodnie opaść na ziemię. Spojrzałam na krwawiącą ranę. Zamknęłam na chwilę oczy, aby móc wziąć oddech.
- To nie powinno potrwać długo. - Powiedziałam, po czym przyłożyłam łapę do miejsca, w którym znajdowała się rana. W miejscu, gdzie dotknęłam Mundusa, rozbłysło delikatne światło. Było blade i nie paliło się zbyt długo. Mogło to trwać minutę, może trochę więcej. Spojrzałam na ranę, nie było już więcej krwi. Uśmiechnęłam się lekko i zamachałam ogonem. Cieszyłam się, że rana nie była zbyt poważna i udało mi się ją bez problemu zagoić.
- Niestety, tych kilak piór będzie musiało odrosnąć samych. - Powiedziałam i niemal w tym samym momencie wróciła do nas Lerka.
Niemal natychmiast podeszłam do samicy. Nie wyglądała na szczególnie szczęśliwą. Byłam ciekawa, o czym rozmawiali, wcześniej jednak chciałam dowiedzieć się czegoś innego.
- Lerka, o czym wcześniej mówił Aksel? - Zapytałam i już nieco ściszonym głosem dodałam. - O co mu chodziło z tym podwójnym agentem?
Kątem oka spojrzałam na Mundusa. Patrząc na zachowanie wilka oraz ptaka nie byłam pewna czy to dobry pomysł, aby rozmawiać o tym teraz. Ciekawość jednak nie dawała mi spokoju.
- To długa historia. - Westchnęła wadera.
- Proszę, powiedz mi. - Spojrzałam na nią błagalnie. - Ja naprawdę chce wiedzieć.
Lerka odwróciła wzrok, wyglądało, jakby zaczęła nad czymś rozmyślać.

< Lerka? >

czwartek, 16 lutego 2017

Od Lerki CD Amber

Amber usiadła obok nas i wtuliła nos w błękitne pióra Mundusa. Ptak westchnął cicho i zadrżał, otwierając wcześniej zamknięte oczy. Przez chwilę wpatrywał się w waderę trochę tępym wzrokiem bez wyrazu, aż w końcu zmarszczył brwi i wbił wzrok w ziemię, usilnie się nad czymś zastanawiając.
Chyba wszyscy byliśmy już zmęczeni wydarzeniami ostatnich dni. Teraz jednak już wszystko minęło. Skończyło się. Siedzieliśmy w jaskini, był już pewnie późny wieczór, a nawałnica nie ustawała. Jak to teraz będzie? Czy Oleander poradzi sobie z funkcją alfy zupełnie sam? Każdy poprzedni przywódca naszej watahy miał do pomocy rodzeństwo, partnerkę, albo jakąś bliską rodzinę. On został sam.
- Wiecie, co w tym jest najgorsze? - w końcu dało się słyszeć słaby i beznamiętny głos Mundusa - że Beryl jest pierwszym, a nie jedynym martwym wilkiem ze starego pokolenia. Niedługo umrze też Lenek, Andrei... Murka....
- Ćśśś... - zacisnęłam powieki - nikt z nich jeszcze nie umarł - dodałam nieco bardziej żałośnie - większość jest zdrowa i dobrze się trzyma... dożyją jeszcze wielu tygodni, może miesięcy...
- Nie - zaprzeczył cicho Mundus - Andrei jest już praktycznie martwy, przy życiu trzyma go tylko ten człowiek z psami*, którego poznali Eclipse i Beryl kilka miesięcy temu. Lenek ostatnio choruje. Jest z nim coraz gorzej.
- Moja matka jest zdrowa - zauważyłam pochmurnie. Ptak spuścił głowę i przymknął oczy. Nie pytałam o nic więcej.
Z niejasnego powodu Mundus przysunął się jeszcze bardziej do Amber. Wreszcie zorientowałam się, że siedzę już kilkanaście centymetrów od nich. Już chciałam usiąść bliżej, gdy do jaskini wszedł mokry i wściekły Aksel. Otrzepał się rozrzucając naokoło tysiące kropel wody, po czym bez słowa podszedł do nas i usiadł obok.
- Te psy z WSJ dowiedziały się jakoś, że nasz sojusznik nie żyje. Spotkałem kilku z nich - mruknął.
- Mówili coś o tym? - zapytałam.
- Bardzo dużo - warknął - z resztą nieważne. Jeśli teraz zaatakują nasz sojusz WSC-WWN, nie mamy żadnych szans. Po tym, jak Oleander z automatu po śmierci ojca został generałem waszego wojska, po odejściu tylu wilków z WSC, nawet nasza pomoc nie na wiele się zda. A może - tu wstał i okrył rząd białych, ostrych kłów, doskakując do Mundusa - może to tyś im to powiedział, co? Nie muszę ci chyba przypominać twojej niekoniecznie chwalebnej roli podwójnego agenta, a jesteś jedną z nielicznych osób które wiedzą, że Beryl już odszedł!
Wilk szarpnął jedno ze skrzydeł czapli, na którym pojawiła się żółtawa substancja (jako że krew błękitnych czapli ma właśnie taką barwę).
- Niczego im nie powiedziałem, Akselu - Mundus z niechęcią odsunął się od wilczura - przysięgam, dziś nie spotkałem żadnego wilka z WSJ. Proszę, daj mi spokój.

< Amber? >
* Patrz opowiadanie: Od Beryla CD Eclipse, oraz wcześniejsze i dalsze opowiadania z tej serii

środa, 15 lutego 2017

Od Amber CD Lerki

Zamarłam. Wlepiłam oczy w ziemię, nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Widziałam, jak na ziemi pomiędzy moimi łapami pojawiają się drobne, ciemne plamy. Przeniosłem wzrok na zewnątrz. Pogoda zdawała się wręcz szaleć. Podniosłam się i podeszłam do wyjścia. Chłodny wiatr zawiał mi prosto w pysk. Zamknęłam oczy, gdyż drobne płatki śniegu wpadały mi prosto w oczy. Przetarłam je łap i spojrzałam na czaple.
- Mundus... - Zaczęłam niepewnie. - Jesteś tego pewien? Widziałeś go?
Ptak przez chwilę nie reagował. Potem jednak podniósł głowę i wlepił we mnie oczy. Coś mnie ukuło, jego spojrzenie zdawało mi się być takie... puste. Zupełnie jakby w tej chwili jego dusza także opuściła ciało. Mundus nie nie powiedział, nie musiał. Widząc jego wzrok, przełknęłam ślinę. Odpowiedź wydawała się oczywista, musiał go widzieć. Spojrzałam na szalejącą zawieruchę i zaklęłam pod nosem. Że też akurat teraz musiało się tak rozpadać. W tej chwili byliśmy tu uwięzieni.
- Myślisz, że długo jeszcze będzie padać? - Zapytałam, spoglądając na Lerkę.
- Nie wygląda na to, aby zbyt szybko miało przestać. - Odparła, spoglądając na ptaka z troską.
Również przeniosłam wzrok na Mundusa. Nie zwróciłam na to uwagi wcześniej, ale wiele wilków zdawało się bardzo o niego troszczyć. Gdy Jaskier go zobaczył, także wyglądał na zmartwionego. Poza tym sam ptak także zdawał się martwić o innych. Sposób, w jaki Lerka, Jaskier i Mundus zwracali się do siebie, sprawiał, że wydawali się być dobrymi przyjaciółmi. Spuściłam wzrok. Zazwyczaj, gdy było mi smutno lub źle przytulałam się do kogoś z rodziny. Tu jednak nie miałam żadnej rodziny. Mundus także nie wyglądał mi na kogoś, kto miałby tu jakąś rodzinę. Nie spotkałam jeszcze nikogo podobnego do niego. Bez słowa podeszłam więc do siedzącej cicho dwójki. Położyłam się obok niebieskiego ptaka i wtuliłam noc w jego pióra.

< Lerka? > Ciekawa jestem reakcji Mundusa default smiley :)

wtorek, 14 lutego 2017

Odchodzi!


Beryl - powód: śmierć

Od Lerki CD Amber

- Wiesz, Amber - uśmiechnęłam się lekko, zwracając się do wadery - nie ma nic złego ani niestosownego w mocnym przeżywaniu tego wszystkiego... co się teraz dzieje. Wszystkimi nami to wstrząsnęło. Jednak umarło już tyle wilków, a wszystkie kolejne zostały zastąpione przez inne. Nowe pokolenie. My także umrzemy, i ja, i ty, a nasze dzieci będą kontynuacją naszej historii. Beryla zastąpi Oleander, jest do niego taki podobny - zmarszczyłam brwi, lekko przekręcając głowę w bok - a mnie na przykład, Jaskier.
- Jaskier?? - Amber wyglądała na zdziwioną.
- Tak... poznałaś go już chyba - powiedziałam cicho, mrużąc oczy.
- Poznałam - szepnęła wilczyca.
- Ty też kiedyś, mając szczenięta, przekonasz się, że nie ma zbyt wielkiej różnicy, między naszym życiem, a życiem naszych dzieci.
W jaskini oprócz nas pojawił się ktoś jeszcze. Mundus otrzepał się ze śniegu i cicho podszedł do nas. Często odwiedzał mnie w jaskini. Jest towarzyszem mojej matki, więc także trochę moim.
Popatrzyłyśmy na wchodzącego. Wyglądał naprawdę żałośnie i zaniepokoiło mnie coś w jego zachowaniu.
- Nie żyje - mruknął, siadając cicho pod ścianą jaskini. Wydawało mi się, że nie tylko Amber, ale i on najbardziej z nas wszystkich przeżywał zbliżającą się śmierć Beryla.
Przez chwilę nie mówiliśmy nic. Dopiero niecałą minutę później usłyszałam jego przygaszony głos:
- Już do nas nie wróci. Nie usłyszymy jego głosu... Nie ma już Beryla...
Objęłam go łapą. Ptak usiadł obok mnie.
- Tyle razem przeżyliśmy... - westchnął  półszeptem. Mundus przymknął oczy i zaczął się spazmatycznie trząść. Choć nie było tego widać na co dzień, w dużej mierze przez funkcję, jaką pełnił w naszej watasze, Mundus był bardzo wrażliwy i potrafił przywiązać się do bliskich sobie osób bardziej, niż ktokolwiek inny, kogo znałam.
- Wszystko ma dwie strony - zwróciłam się do moich przyjaciół - wszystko to, co dzieje się na świecie, nie jest przecież bezcelowe.
Moje słowa nie podziałały na nich z pewnością tak, jakbym chciała. Amber spuściła głowę, a w jej oczach pojawiły się drobne łzy.
- Amber? - popatrzyłam na nią smutno - wszystko w porządku? - zadałam to pytanie, chociaż wiedziałam, że bynajmniej, nie jest w porządku. Z resztą, nie oczekiwałam nawet odpowiedzi. Miałam nadzieję, że jeśli coś powiem, uda mi się zająć nieco myśli wilczycy.
Tymczasem nawałnica stawała się coraz silniejsza. Śnieg wlatywał coraz dalej do jaskini, pchany silnym wiatrem. Dawno nie widziałam takiej zawieruchy.

< Amber? >

poniedziałek, 13 lutego 2017

Od Amber CD Oleandra

Położyłam uszy po sobie. Beryl nic nie powiedział, jednak zdawało mi się, że na chwilę na jego pysku pojawił się uśmiech. Spojrzałam na wilka smutno. Naprawdę nie wyglądał najlepiej. Usiadłam i spuściłam głowę. Wlepiłam wzrok w ziemię, żadne słowa nie przychodziły mi do głowy. Rzadko się zdarzało, abym nic nie mówiła. W tej sytuacji jednak słowa po prostu zdawały mi się gdzieś znikać. Siedziałam, co jakiś czas podnosząc wzrok i spoglądając na Beryla. Oddychał bardzo powoli. Rozejrzałam się, Oleander gdzieś nagle mi zniknął. Nie miałam pojęcia gdzie. Przetarłam oczy, tym samym zapobiegając łzom. Nagle gdzieś z tyłu dobiegł mnie cudzy głos.
- Wyglądasz na zmęczoną. - Odwróciłam się, to Oleander właśnie wchodził do jaskini.
Moją uwagę przykuł martwy zając, którego trzymał w pysku. To wyjaśniało jego nagłe zniknięcie i równie nagły powrót.
- Trochę. - Odparłam.
W rzeczywistości jednak byłam zmęczona znacznie bardziej. Zaskoczona sytuacją z trudem już powstrzymywałam napływające do oczu łzy.
- Może pójdziesz się zdrzemnąć? Nie powinnaś się tak przemęczać. - Powiedział biały wilk.
Skinęłam przytakująco głową. Nie miałam ani ochoty, ani sił, by się temu choć trochę sprzeciwiać. Ostatni raz spojrzałam na leżącego Beryla, po czym wróciłam do swojej jaskini. Będąc już u siebie, zwinęłam się w kłębek i zamknęłam oczy. Niemal natychmiast ogarnął mnie sen.
**********
Otworzyłam oczy i ziewnięciem powitałam nowy dzień. Było trochę pochmurno, wyglądało na to, ze w każdej chwili może zacząć padać. Westchnęłam, pogoda przynosiła mi na myśl nie najlepszy stan Beryla. Spojrzałam w niebo, pomyślałam, że to dobry moment, aby odwiedzić Lerkę. Nie widziałam jej od kilku dni, a to była dobra okazja, aby nieco oderwać myśli. Pobiegłam więc dobrze znaną mi już drogą. Nie widziałam wszystkich, jednak nie wyglądało na to, aby ktokolwiek ignorował tę sytuację. Wszyscy jednak zdawali się podchodzić do tego w dość spokojny sposób, wszyscy poza mną. Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że ktoś jeszcze odstawił takie przedstawienie. Skrzywiłam się nieznacznie i skupiłam się na drodze. Przekrzywiłam głowę, nie poznawałam tej ścieżki. Wyglądało na to, że byłam tak zaabsorbowana rozmyślaniami, że zboczyłam z kursu. Zaczęłam nieco krążyć po okolicy w poszukiwaniu odpowiedniej drogi. W międzyczasie jednak zaczął padać śnieg. Z każdą minutą zdawał się sypać coraz mocniej. Używałam ognia do roztapiania śniegu pod łapami, dzięki temu mogłam mieć, chociaż drobne rozeznanie w terenie. Nieznaczne zagłębienia w śniegu pozwalały mi stwierdzić czy nie krążę w kółko. W pewnym momencie usłyszałam czyiś głos wypowiadający moje imię.
- Amber!
Zaczęłam nerwowo rozglądać się wokół. W końcu wśród sypiącego śniegu zamajaczyła mi czyjaś postać. Natychmiast ruszyłam w tamtą stronę. Gdy byłam już bliżej, zauważyłam, że to Lerka. Zamachałam ogonem i jeszcze przyśpieszyłam.
- Co ty tu robisz w taką śnieżycę? - Zapytała, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.
- Wybierałam się do siebie i nieco zgubiłam drogę. - Zaśmiałam się niepewnie.
Samica odpowiedziała mi lekkim uśmiechem, po czym dodała:
- Chodź, jaskinia jest tam. - Wskazała łapą za siebie.
Zmrużyłam nieco oczy, faktycznie dało się tam dostrzec kształt wilczej jamy. Byłam dość bliska przegapienia tego. Po chwili wraz z Lerką znalazłyśmy się w jaskini. Natychmiast pozbywałam się w futra całego nagromadzonego śniegu.
- Fatalna pogoda. - Stwierdziłam.
- Racja, co więc podkusiło cię, aby tu do mnie przyjść? - Zapytała.
- Chciałam po prostu pogadać. - Moja mina nieco zrzedła. - Wiesz, cała ta sytuacja z Berylem, patrząc na innych, pomyślałam, że może powinnam nabrać do tego trochę dystansu.

< Lerka? >

sobota, 11 lutego 2017

Od Oleandra CD Manti

Podszedłem do Mundusa, aby zapytać o jego dziwne zachowanie. Nie miałem pojęcia, dlaczego on i Ami byli tacy przygnębieni. Wykonali swoje zadanie dobrze, pomogli Strzydze odnaleźć nas w lesie, być może ratując nam życie. Czemu więc oboje patrzyli na wszystko ze smutkiem i spuszczali wzrok, gdy się z nimi rozmawiało? Jasne było, że coś ukrywali.
Przez ostatni tydzień, a zapewne nawet tygodnie, byliśmy zupełnie odcięci od świata, całkowicie poświęcając się sprawie walki z Toru i jego jaszczurkami. Nie meliśmy żadnych wieści z życia WSC.
- Co cię gryzie? - delikatnie szturchnąłem ptaka, starając się zachować spokój. Ten spojrzał na mnie smutno i powiedział cicho:
- Nie chciałem ci mówić... nie pytaj mnie o to teraz, jeśli nie chcesz zepsuć sobie humoru. Cieszcie się zwycięstwem, porozmawiamy później.
- Nie - usiadłem obok czapli, mówiąc zdecydowanym głosem i marszcząc brwi - proszę, powiedz mi o tym teraz. Chcę wiedzieć, co złego dzieje się w naszej watasze. Teraz.
- Co za różnica, kiedy się o tym dowiesz? - powiedział obojętnie.
- Proszę, powiedz. Ukrywacie coś z Ami. Dlaczego nie powiecie o tym nam wszystkim, co?
Wszyscy zdążyli zająć się swoimi sprawami, wesołymi lub podejrzliwymi rozmowami na różne tematy, powoli przestając zwracać na nas uwagę. Tymczasem ja siedziałem obok Mundusa, a świat wokół mnie jakby się zatrzymał.
- Beryl umiera.
- Słucham?! - syknąłem, jeżąc sierść na grzbiecie i zaciskając powieki. Jednocześnie dotarło do mnie, jak bardzo jest to prawdopodobne.
- Gdy was szukaliśmy, byliśmy w waszej jaskini. Dowiedzieliśmy się o tym... ostatni... prawie wszyscy teraz i polują dla Beryla i albo czuwają pod jego jaskinią. Ale, Oleandrze... to już długo nie potrwa.

< Max? >

Od Manti CD Apara

Podeszłam do Apara i Maxa, po czym spytałam :
- O czym rozmawiacie? 
- O niczym ciekawym - odpowiedział Apar
- Widziałam że się wywróciłeś - powiedziałam - Wszystko dobrze? 
- Tak, dobrze - odpowiedział, po czym spojrzał na Maxa - To tylko drobny upadek na śliskim lodzie
Dopiero teraz zauważyłam obok Apara ziemia była mocno oblodzona.
- Skąd się wziął tu lód ? - spytałam zdziwiona - Wcześniej tu nigdzie go nie widziałam
- Bo wcześniej go tu nie było - rzekł Apar
Zauważyłam, że Max cicho odszedł od nas.
- Wiesz, zauważyłem, że Ami i Mundus dziwnie się zachowują - zaczął Apar - Myślę, że oni coś chyba ukrywają...
- Też to zauważyliście? - podszedł do nas Oleander - Moim zdaniem powinniśmy się ich spytać o co chodzi...
- No może... - powiedział Apar 
Ja milczałam. Oleander podszedł powoli do siedzącego nieopodal Mundusa, szturchnął go lekko łapą i spytał :
- Co cię gryzie ?
Na co on spojrzał na niego smutnym wzrokiem i powiedział :

< Oleander? >

Od Apara CD Maxa

Rozejrzałem się. Wszyscy mieli wesołe miny, oprócz Ami i Mundusa. Jeśli się nie mylę to oni coś ukrywają, tylko nie wiem co...
- Apar ? - przerwał moje rozmyślania Max - Czyli my już odzyskaliśmy te moce ?
- Tak - odpowiedziałem na co on, zapewne chcąc to sprawdzić, bez namysłu stworzył lód pod moimi łapami, przez co niestety się wywróciłem.
- Sorki, nie chciałem... - powiedział z przepraszającym uśmiechem 
- Nic się nie stało... - rzekłem wstając nadal zamyślony 
- O czym myślisz ? - spytał Max
- O... O niczym takim...

< Manti? >

Od Maxa CD Oleandra

Zacząłem widzieć coraz wyraźniej, zamrugałem oczyma by widzieć jeszcze lepiej. Nade mną stanął Oleander. 
- Dobrze się czujesz ? - spytał
- Nie najgorzej - powiedziałem próbując wstać, Oleander odsunął się trochę by mi to ułatwić
Głowa już mnie nie bolała tak mocno, choć nadal odczuwałem lekki ból. Wtem podeszli do nas, Apar, Manti i Ami, wszyscy wyglądali na szczęśliwych, oprócz Ami, która ze... smutkiem ? współczuciem ? patrzyła na Mundusa.
- Widzę że oprzytomnieliście nareszcie - powiedziała Manti uśmiechając się 
- A co wy tacy weseli ? - spytałem otępiale
- No jak ty możesz tego nie wiedzieć ? - spytał zdziwiony Apar - Zwyciężyliśmy przecież ! 
Poczułem nagle niesamowite szczęście.
- Na-naprawdę ? 
- Pewnie ! - powiedział wesoło Apar 

< Apar ? >

Od Oleandra CD Amber

- Raczej nie - pokręciłem głową, siadając zaraz obok mojego ojca - jedyną rzeczą, jaka mogłaby podnieść go na duchu byłoby z pewnością ujrzenie Eclipse. Byli szczęśliwą parą przez tyle lat, a teraz, gdy ona odeszła, Beryl chyba czeka na śmierć.
Amber spuściła głowę.
- Czy jest coś, w czym mogę mu pomóc...? - szepnęła.
- Po prostu być prze nim, gdy umiera - zacisnąłem powieki, by się nie rozpłakać. Trudno mówić o śmierci kogoś tak bliskiego.
- Czy o już pewne? - zapytała cicho Amber, z cieniem nadziei w głosie. Przytaknąłem.
- Strzyga była tu dziś rano. Jest pustelniczką i podobno potrafi porozumiewać się z duchami. Beryl osiągnął już trzynasty rok życia. A po tym, co przeżył i ile przeszedł przez te lata, jest bardzo wyczerpany. Ostatnio nawet z trudem się porusza. Tyle przygód w całym życiu, tyle przeżyć, spotkania z ludźmi, które prawie zawsze przypłacał zdrowiem, ciągłe zapobieganie wojnom z dwoma watahami naraz, przewodzenie naszemu wojsku. Ledwie tylko stał się alfą, Wataha Wielkich Nadziei przesunęła swe tereny bliżej naszych, i rozpoczął się konflikt. Tylko małżeństwo Lerki z Akselem, samcem alfa WWN ocaliło nas od wojny.
Westchnąłem cicho. Beryl otworzył oczy. Oddychał ciężko.
- Oleander... - znowu zamknął oczy - kto tu jest? Nie widzę...
- Amber - odpowiedziałem - przyszła do nas.

< Amber? >

piątek, 10 lutego 2017

Od Amber CD Oleandra

Wstałam i otrzepałam się ze śniegu.
- Kiedy Beryl odejdzie... to ty zajmiesz jego miejsce, prawda?
- Tak. - Odpowiedział wilk po chwili.
Przez chwilę zdawał mi się nieco zamyślony. Przetarłam oczy, miałam wrażenie jakby wszystkie emocje już ze mnie uszyły. Podniosłam wzrok i przyjrzałam się wilkowi. Jego sierść była biała a oczy miały niebieski odcień. Gdy tak chwilę mu się przyglądałam doszłam do wniosku, że faktycznie trochę przypomina Beryla. Westchnęłam nieco zrezygnowana.
- Czuje się taka bezużyteczna. Jestem medykiem a nic nie mogę zrobić. - Stwierdziłam i spojrzałam na swoje łapy. - Beryl ma rację, mogę sprawić by rany szybciej się zagoiły, mogę bardzo szybko złączyć złamaną kość, gdy się postaram jestem nawet w stanie uleczyć wewnętrzne organy ale to... chciała bym mu pomóc ale nie wiem jak.
- Rozumiem - Powiedział wilk. - Tak po prostu czasem jest. Choćbyśmy nie wiem jak bardzo chcieli nie możemy zrobić nic.
Odwróciłam wzrok. Wzięłam głęboki wdech i powiedziałam:
- Wiesz... naprawdę martwię się o naszego alfę. Chodź trochę martwię się też o siebie.
- Dlaczego? - Zapytał spokojnie.
Niepewnie skierowałam wzrok w jego stronę. Przez chwilę zastanawiałam się nad tym co powinnam powiedzieć dalej.
- Czy jeśli Beryl... czy jeśli jego już nie będzie ja też będę musiała odejść? Jestem tu od niedawna i mam wrażenie, że zwyczajnie stanę się niepotrzebna.
- No coś ty. - Powiedział spokojnie samiec i jakby na poparcie swoich słów uśmiechnął się lekko. - Jesteś częścią watahy, nie ma powodu byś odchodziła.
Skinęłam przytakująco głową. Na mój pysk także powrócił uśmiech. Nie był on tak szeroki jak zwykle ale był szczery. Słowa Oleandra mnie uspokoiły.
- Mogę jeszcze na chwilę do niego zajrzeć? - Zapytałam z nadzieją.
- Oczywiście. - Odparł biały basior i zaprowadził mnie z powrotem do jaskini.
W środku, z wyjątkiem Beryla nie było już nikogo. Wyglądało na to, że kilkoro wilków będących tu wcześniej już wyszło. Samiec alfa miał zamknięte oczy. Zniżyłam głowę i podeszłam nieco bliżej. Wszystko zdawało się być w porządku, zwyczajnie spał. Wyglądało na to, że się zmęczył i zasnął. Właściwie, jakoś szczególnie mnie to nie dziwiło. Zastanawiałam się czy jest coś co mogła bym zrobić. Jakiś gest, który sprawił, że poczuł by się lepiej. Wtedy przypomniałam sobie o wilku stojącym nieopodal.
- Oleander, czy jest coś co mogło by uszczęśliwić Beryla?

< Oleander? >
Sorki, że dopiero teraz ;-;

wtorek, 7 lutego 2017

Od Jaskra CD Kasai

- Tak więc - westchnąłem - jest nas za mało. Co najmniej o kilkanaście osób - powiedziałem, chociaż przeczuwałem, że potrzeba by ich było znacznie więcej.
- Musimy zrobić coś, co byłoby na tyle skuteczne, by zmusić ich do wyniesienia się stąd, a jednocześnie coś, co nie wymagałoby zbyt wielu istot - Shino usiadł na ziemi i zastrzygł jednym uchem.
- Macie jakieś pomysły? - zapytała Kasai z cieniem bezradności w głosie, spuszczając głowę.
- Nie... - mruknąłem - tym bardziej, że Beryl czuje się coraz gorzej. Gdy Eclipse i Alekei zniknęli, zupełnie podupadł. Nawet jeżeli udałoby nam się podnieść go na duchu, nie zdoła wyruszyć naprzeciw WSJ. Chyba że Oleander...
- Czy on nie jest jeszcze za młody na taką poważną wyprawę? Pewnie nie obędzie się bez wojny - zauważyła Kasai.
Chrząknąłem i wyprostowałem się. Oleander ma przecież tyle samo lat, co ja. Sądzę, że świetnie poradziłby sobie z takim przedsięwzięciem. Razem z nami.
- Wataha Wielkich Nadziei pomoże - powiedziałem - mój ojciec też na pewno chce pozbyć się tych intruzów. Na nas też przecież napadli. Wszyscy są tym zmęczeni. Tymczasem, może... wyjdźmy przed jaskinię, dobrze? Wydaje mi się, że słyszę czyjś głos.

Nagle ujrzałem wąską szczelinę w ścianie jaskini, której wcześniej nie widziałem. To pewnie również sprawa iluzji Shino. Czym prędzej wyjrzałem na zewnątrz, by sprawdzić, czy nikt nas nie śledzi.
Pod jaskinią rzeczywiście stał Sekretarz*. Był on najważniejszym sekretarzem pary alfa Watahy Wielkich Nadziei. Dawno już go nie widziałem, toteż zdziwiłem się na to spotkanie. Tym bardziej, że nigdy nie opuszczał terenów WWN i ograniczał się co najwyżej do wspólnego terytorium WWN i WSC.
- Pan sekretarz? Proszę do środka - uśmiechnąłem się. Wilk zauważył mnie. Szybko wskazałem wejście do jaskini, rozglądając się w poszukiwaniu kogoś... kto mógłby nam w jakiś sposób zagrozić. Ponieważ niczego nie dostrzegłem, razem z napotkanym wilkiem wycofaliśmy się z powrote do groty.
Napotkałem również zaniepokojone spojrzenie Kasai, lecz wytłumaczyłem szybko:
- Ufam mu. To stary doradca moich rodziców. Może nam pomóc...

< Kasai? >
* Patrz: Wataha Wielkich Nadziei

poniedziałek, 6 lutego 2017

Od Kasai CD Jaskra

- Zabawne - mruknął Mundus.
Lis niecierpliwie przygryzał koniec patyka, wokół ciągle niego kłębiła się błękitna mgła. 
- Shino, pamiętasz o czym mówiłam, gdy tu szliśmy? - Zapytałam. Nie otrzymałam odpowiedzi, ale wiedziałam, że wie co mam na myśli. Zignorowałam pytające spojrzenie Jaskra. 
Mgły gwałtownie przybyło. Nadszedł czas na przedstawienie. Z trudem powstrzymałam cisnący się na pysk uśmiech. Razem z Shino wiele razy unikaliśmy kłopotów jedynie dzięki jego umiejętności i moich nie najgorszych zdolnościach aktorskich. 
- Przestań natychmiast, bo stracę cierpliwość - ostrzegł ptak.
- Nie denerwuj się tak, boćku, bo... - urwałam, uniosłam wyżej głowę i udawałam, że nasłuchuję. Głośno wciągnęłam nosem zimne powietrze. - Jaskier, czujesz to?
- Nie, co się dzieje? 
- Powinniśmy chyba znaleźć inne miejsce na pogawędki. - Rozejrzałam się nerwowo. Mundus posłał mi pełne dezaprobaty spojrzenie.
- Kpicie sobie ze mnie? - Żachnął się ptak.
Otwierałam już pysk, by zaprzeczyć, ale zobaczyłam wyłaniającą się z mgły sylwetkę niedźwiedzia. 
- Mundus, lepiej już leć - ostrzegł go Jaskier. Zaczęliśmy się powoli wycofywać. 
Ptak odwrócił się i zastygł w bezruchu. Niedźwiedź, odwrócony do nas bokiem, stanął na tylnych łapach. W warunkach naturalnych zwyczajnie by nas minął, więc musiałam narobić hałasu, by jego pościg wyglądał przekonująco. Nie miałam wokół siebie żadnej gałązki na którą bym mogła nadepnąć. Postanowiłam skorzystać z jednej, z niezawodnych metod wywoływania paniki.
-Biegnijcie! - Krzyknęłam i pobiegłam w kierunku przeciwnym do iluzji. Lis i basior po chwili wahania dołączyli do mnie. Mundus odleciał. - Ukryj nas, Shino!
Wiedziałam, że iluzja niedźwiedzia już zniknęła. W moim planie zawarłam jednak ukrycie się przed kimś innym. 
Wpadliśmy do jaskini w środku lasu. Pierwszy głos zabrał Jaskier:
- Skąd tu się wziął niedźwiedź?!
- To robota Shino - uśmiechnęłam się, nie kryjąc zadowolenia. Lis tymczasem odłożył na ziemie patyk, z którego wciąż ulatniała się błękitna mgła. - Nie znajdzie nas?
- Z zewnątrz jaskinia wygląda jak zwykła skała - zapewnił lis - a mgła, jak z resztą dobrze wiesz, maskuje nasz zapach.
Basior spojrzał na mnie pytająco.
- Mgła Shino to tak na prawdę ogień, który może przybrać dowolny kształt i kolor, czyli po prostu tworzy iluzje czegoś.
- Dzięki temu pozbyliśmy się na jakiś czas tego niebieskiego boćka - dodał lis.
- Teraz - powiedziałam siadając - możemy zastanowić się nad dalszym działaniem bez ryzyka, że ktoś niepowołany się o tym dowie.
- Nie ufasz Mundusowi? - zapytał Jaskier.
- Dziwisz się? -Burknęłam. Nie odpowiedział. Zmieniłam temat. - Masz jakieś pomysły w sprawie WSJ? Nie mogą przecież wiecznie się tu panoszyć. Coś trzeba z tym zrobić.


< Jaskrze? >

Od Beryla CD Toxic

Było ze mną coraz gorzej. Z każdym dniem, byłem bardziej osłabiony i zmęczony. Do tego wszystko mnie bolało.
Dziś akurat postanowiłem wyjść przed jaskinię, by zażyć spaceru, dopóki jeszcze pozwalają mi na to osłabione mięśnie. Mając cały czas skalną ścianę w zasięgu łapy, wyszedłem na zewnątrz, mrużąc oczy pod wpływem silnego światła słonecznego, odbijanego dodatkowo od czystego śniegu leżącego na ziemi, niezakrytego cieniem drzew. Od wczoraj w ogóle nie wychodziłem z jaskini. Po tragedii wewnętrznej, jaka mnie spotkała, zaszyłem się gdzieś w najciemniejszym i najcichszym kącie groty, wychodząc tylko, gdy Oleander przyniósł coś do jedzenia. Sam nie upolowałem nic od prawie miesiąca. Właśnie od wtedy, gdy odeszła... jak to mogło się stać? Dlaczego?
Eclipse i Alekei zniknęli bezpowrotnie, nie zostawiając po sobie ani śladu, i tylko wróble na skraju lasu wyćwierkały, że odeszli z naszych terenów, by już nigdy nie wrócić. Po tym wydarzeniu, moje serce zostało poszarpane. Nikt ani nic, oprócz powrotu ukochanych osób nie było w stanie go posklejać.
- Toxic...? - wypowiedziałem cicho, przezwyciężając niechęć do wymawiania czegokolwiek. Ostatnio miałem chrypę i trudno mi się mówiło.
- Berylu - wadera oraz idący obok niej piękny pegaz zbliżyli się do mnie niepewnie. Pewnie nie wyglądałem najlepiej, a już na pewno nie posłużyło mi kilkudniowe bezczynne przebywanie w jaskini. Toxic wyglądała na przestraszoną.

< Toxic? >

niedziela, 5 lutego 2017

Od Oleandra CD Amber

- Niezupełnie - odpowiedziałem spokojnie, słysząc ciche słowa wadery - ale Jaskra najlepszy przyjaciel. Na imię mi Oleander. I to kwiat, i to kwiat. Łatwo pomylić... - przekrzywiłem głowę, zastanawiając się jednak, jak można pomylić białego wilka z prawie czarnym.
Wilczyca podniosła wzrok.
- Przepraszam. Nie widziałam - odpowiedziała, wzdychając ciężko.
- Ja też przepraszam - powoli zniżyłem głowę - ale widziałem, jak wbiegłaś w te krzaki i pomyślałem, że coś się stało. Czy nic ci nie jest?
- To strasznie smutne - odpowiedziała dwuznacznie, hamując łzy.
Usiadłem obok niej, kładąc uszy po sobie.
- Może ci przeszkodziłem? Stało się coś złego?
W odpowiedzi wadera popatrzyła smutno na jaskinię widniejącą nieopodal. Naszą jaskinię.
- Chodzi o Beryla? - zapytałem ciszej, lekko marszcząc brwi - to wspaniale mieć tak dobrych przyjaciół...
- Słucham? - westchnęła ponownie.
- To pięknie martwić się tak cudzym nieszczęściem. Naprawdę aż tak przejmujesz się jego chorobą?
- Nie wiem dlaczego... czuję się, jakby to mój dobry przyjaciel był tak bardzo chory.
- Dziękujemy - spuściłem wzrok.
- Za co? - wilczyca wyglądał na zaskoczoną.
- Na pewno ucieszył by się, gdyby wiedział, że wszyscy żałują, że umiera - przełknąłem ślinę, wypowiadając ostatnie słowo - odkąd Eclipse i Alekei zniknęli, jest cały czas smutny i zamyślony. Dziękuję ci... w jego imieniu, jako jego syn.

< Amber? >

Od Oleandra CD Maxa

- Max! Wszystko dobrze? - powtórzyłem pytanie, nieco zaniepokojony. Popatrzyłem na wilka, leżącego kilka metrów dalej. Nie reagował. Po krótkiej chwili, zebrałem się w końcu na odwagę i chwiejnie wstałem. Podszedłem, a raczej podczołgałem się do Maksa, który leżał w głębokim śniegu. Zemdlał.
- Max! Max! Nic ci nie jest? - zacząłem delikatnie potrząsać leżącym. Potem zrozpaczony usiadłem na ziemi, wpatrując się tępo w wilka i czekając, aż da jakiś znak życia.
Czułem się bardzo źle i wszystkie mięśnie bolały mnie, jak dzień po bardzo długim biegu. A przeszkodami. Ponadto, byłem niesamowicie wyczerpany.
W końcu, po kilku lub kilkunastu minutach bezczynnego czekania, poddałem się silnemu pragnieniu wciągając na śniegu obolałe ciało. Nie trzeba było długo czekać, ledwie moje serce przestało gwałtownie bić, zasnąłem kamiennym snem.
Obudziłem się w zupełnie innym miejscu. Pierwsze, co zobaczyłem, to masa czarnych skrzydeł trzepoczących gdzieś obok mnie. Następnie zorientowałem się, że to kruki krzątające się i latające po całym pomieszczeniu, a oprócz nich w jaskini jest także Mundus, a obok mnie leży, nadal nieprzytomny, Max.
Wstałem. Gdy zupełnie się rozbudziłem, uświadomiłem sobie, że Mundek jest bardzo nieswój. Zaniepokoiło mnie to, gdyż wszystkie inne ptaki były szczęśliwe i obradowały ze sobą z wielkim zaangażowaniem.
- Coś ci się stało? - przymrużyłem oczy i zapytałem. Mundus pokręcił głową z cichym zrezygnowaniem, po czym powiedział:
- Znaleźliśmy was wczoraj w nocy, ponad kilometr od siedziby kruków. Obaj byliście ranni, skrajnie wyczerpani i nieprzytomni.
- Kto nas znalazł? - zapytałem, kaszląc.
- Ami i ja. Strzyga pojawiła się wczoraj na... polu bitwy, i pomogła nam swoimi czarami odeprzeć atak Toru. Potem okazało się, że zniknęliście. Kazała nam was szukać przy zachodniej granicy lasu.
Czułem, że Mundurek mówi mi tylko to, co chciałbym usłyszeć. Popatrzyłem na niego podejrzliwie, a on uśmiechnął się lekko. Nadal widziałem jednak, że coś jest nie tak, jak być powinno.
Tymczasem Max zaczął odzyskiwać przytomność.

< Max? >

Od Amber CD Jaskra

Położyłam uszy. Słowa naszego pierzastego kolegi wydawały mi się wręcz nierealne, nie chciałam dać im wiary.
- Chodźcie już, proszę. - Mruknął smętnie Mundus.
Jaskier bez słowa ruszył za nim. Nie bardzo wiedząc co robić, uczyniłam to samo. Trzymałam się kilka kroków z tyłu. Ptak oraz basior rozmawiali wyraźnie ściszonymi głosami. Nie wiem, czy dlatego, że tego wymagała sytuacja, czy może zwyczajnie nie chcieli, abym cokolwiek słyszała. Nawet za bardzo mnie to nie obchodziło. Wciąż myślałam nad tym, co usłyszałam wcześniej. Mundus nie wyglądał, jakby kłamał. Uniosłam wzrok. Obaj wydawali się tacy spokojni. Z jakiegoś powodu mnie to zirytowało. Nie bacząc na nic, puściłam się biegiem. Znałam drogę do jaskini alf. Musiałam to jak najszybciej zobaczyć. Po jakimś czasie byłam już na miejscu. Zajrzałam do środka. Beryl leżał na legowisku z sarniej skóry, wyglądał na zmęczonego. Mimo to podniósł głowę i uśmiechnął się lekko.
- Ciesze się, że przyszłaś. - Powiedział. - Nie ma z tobą Jaskra i Mundusa?
Bez słowa spuściłam wzrok. Rzadko mi się to zdarzało. Usłyszałam jakiś szept. Rozejrzałam się, dopiero teraz zauważyłam kilka innych wilków siedzących w jaskini. Nie rozpoznawałam ich, mimo to zdawało mi się, że podobnie jak ja, należą oni do watahy. Znów spojrzałam na Beryla.
- Pomogę ci. - Powiedziałam. - Mam moce leczenia, jestem pewna, że to ci pomoże.
- Amber, to nie jest jakaś rana, aby się zwyczajnie zagoiła. - Powiedział spokojnie wilk.
Wbiłam wzrok w ziemię. Nie było to coś, z czym byłam gotowa tak po prostu się zgodzić. Mimo to podświadomie już się z tym zgodziłam. Poczułam, jak do moich oczu zaczynają napływać łzy.
- Nie chcę... - Mruknęłam cicho, po czym już głośniej dodałam - Nie chcę, abyś umierał.
Po tych słowach otarłam łzy i wybiegłam z jaskini. Wiedziałam, że nie mam prawa mówić mu czegoś takiego. W końcu nie był moją rodziną, właściwie nawet za bardzo go nie znałam. Mimo to już podczas pierwszego spotkania zapałałam do niego sympatią. Wydawał mi się miły i tak chętnie przyjął mnie do watahy. Nie odbiegłam daleko. Zaszyłam się wśród jakichś krzaków nieopodal. Oczywiście z racji pory roku nie stanowiły one żadnej zasłony. Nie miałam jednak ochoty się tym przejmować. Wybiegając, nie zwróciłam nawet uwagi na to, czy czarny basior wraz z ptakiem dotarli już do jaskini. Zwinęłam się w kłębek, nie potrzebowałam wiele czasu, aby się uspokoić. Już po chwili byłam w stanie zastanowić się, nad tym, co zrobiłam. Moje zachowanie wydało mi się wyjątkowo egoistyczne. Nie wiedziałam, kto zostanie alfą, kiedy Beryl odejdzie. Bałam się, że nie będę mogła tu dużej zostać.
- Muszę go przeprosić. - Mruknęłam do siebie.
Jeszcze chwilę leżałam w śniegu, nie chciałam, nie byłam gotowa, by już wracać. Zastanawiałam się nad tym, jak powinnam się zachować. Z zamyślenia wyrwał mnie czyiś cień, który pojawił się nagle tuż obok mnie.
- Jakier? - Zapytałam, podnosząc wzrok.

< Jaskier, ktoś inny? >

sobota, 4 lutego 2017

Od Jaskra CD Amber

- Pięknie - zachichotałem - to było specjalnie, prawda?
Amber podniosła się z trochę niepewną miną, po czym otrzepała z drobnych, zamarzniętych kropelek.
- Nic ci nie jest?- zapytałem, okrążając waderę i siadając na lodzie.
- Nie - mruknęła - wszystko w porządku.
- Ach, nie przejmuj się - uśmiechnąłem się, przekrzywiając głowę - wiesz, ile razy mi się to zdarzyło? A bywało i gorzej, niż tylko kilka stłuczeń. Z resztą, nieważne - przerwałem, widząc, że między drzewami przemyka się ciemna postać. Wbiłem wzrok w zbliżającą się sylwetkę, poważniejąc. Amber widząc to, również popatrzyła w tamtą stronę.
- Mundurek... - wypowiedziałem cicho.
- Jaskierku... - ptak chwiejnym krokiem zbliżył się do nas.
Amber popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. Odwzajemniłem spojrzenie, po czym zrobiłem krok w kierunku żałośnie wyglądającej istoty stojącej na granicy lasu.
- Mundus... co się dzieje? - zapytałem z rosnącym niepokojem.
- Beryl - ptak popatrzył mi w oczy - umiera. Proszę was, chodźcie... - wyszeptał, zaciskając powieki.
Świat zawirował mi w oczach.
Umiera?! Jak to? Dlaczego właśnie teraz, dlaczego umiera?
- Jak to się stało... - Amber zapytała cicho.
- Na każdego przyjdzie pora - ptak zniżył głowę i wbił wzrok w ziemię.

< Amber? >

czwartek, 2 lutego 2017

Od Maxa CD Oleandra

Nie wiedziałem gdzie się znajduję. Raczej nie w jaskini, gdyż wszędzie czułem śnieg, sam również byłem nim pokryty. Dopiero po chwili przypomniałem sobie co się wydarzyło. Podniosłem głowę, po czym syknąłem z bólu i ponownie ją położyłem. Musiałem nieźle się rąbnąć. 
- Oleander ? - mruknąłem przesuwając głowę po śniegu by go zobaczyć.
- Gdzie jesteśmy ? - spytał
- Nie mam pojęcia... - wystękałem
Ból rozrywał mi czaszkę. Zacisnąłem powieki, jakby to coś dało...
- Wszystko dobrze ? - słyszałem jakby z oddali głos Oleandera 
Zemdlałem.
Obudziłem się w jakieś jaskini. Widziałem jakby przez mgłę, dlatego też jedyne co udało mi się zauważyć, to jakieś czarne plamy. Słyszałem krakanie. Czyli to kruki...

< Oleander ? >

środa, 1 lutego 2017

Od Amber CD Jaskra

Zaśmiałam się na myśl o przebiegającym tu właśnie stadzie łosi. Spojrzałam na odkrytą przez Jaskra ścieżkę. Zamachałam ogonem i natychmiast na nią wskoczyłam. Dość szybko poczułam utratę kontroli nad własnym ciałem. Łapy nieznacznie rozjechały się na boki, a ja wbrew sobie zaczęłam kręcić się w kółko. Zatrzymałam się dopiero gdzieś przy brzegu. Poczułam jak moja tylna łapa zatrzymuje się gdzieś w śniegu. Świat przed moimi oczami delikatnie się kołysał. Zamknęłam oczy i potrząsnęłam głową. Z zadowoleniem stwierdziłam, że wszystko wróciło do normy.
- Niezły popis. - Zaśmiał się wilk.
Położyłam uszy i spojrzałam na niego z wyraźnym niezadowoleniem. Byłam wręcz pewna, że tym razem się ze mnie nabija.
- Więc może ty pokażesz na co cię stać? - Zapytałam z zawadiackim uśmieszkiem.
- Ja? Może innym razem. - Zaśmiał się wilk.
- No dobra. - Przyznałam - W takim razie może pozbądźmy się trochę tego śniegu.
Po tych słowach zamknęłam oczy i skupiłam się na znajdującym się pod moimi łapami lodzie. W myślach wciąż powtarzałam sobie aby nie przesadzić. Wzięłam głęboki wdech. Otworzyłam oczy a nad całym jeziorem zaczęła unosić się para. Śnieg powoli zaczął topnieć odkrywając tym samym idealnie gładki lód. Kiedy uznałam, że odkryta została wystarczając cześć natychmiast przestałam. Nie chciałam przez mój ogień stopić także lodu. Uniosłam głowę i spojrzałam w stronę gdzie ostatnio widziałam wilka. Wśród oparów majaczyła jednak jedynie niewyraźna sylwetka. Nie byłam pewna czy mnie widzi, nie wyglądało jednak na to aby patrzył w moją stronę. Zniżyłam głowę i niepewnie ruszyłam w jego stronę. Czułam jak łapy trzęsą mi się z powodu braku stabilnego gruntu. Nie miałam jednak czasu się tym przejmować, musiałam się pośpieszyć nim opary zupełnie znikną. Gdy uznałam już, że jestem wystarczająco blisko skoczyłam. Miałam zamiar przewrócić basiora jednak nie trafiłam. Łapy mi się rozjechały i wylądowałam płasko na lodzie, prawie tuż obok niego.

< Jaskier? Brak weny ;-; >