- Max! Max! Nic ci nie jest? - zacząłem delikatnie potrząsać leżącym. Potem zrozpaczony usiadłem na ziemi, wpatrując się tępo w wilka i czekając, aż da jakiś znak życia.
Czułem się bardzo źle i wszystkie mięśnie bolały mnie, jak dzień po bardzo długim biegu. A przeszkodami. Ponadto, byłem niesamowicie wyczerpany.
W końcu, po kilku lub kilkunastu minutach bezczynnego czekania, poddałem się silnemu pragnieniu wciągając na śniegu obolałe ciało. Nie trzeba było długo czekać, ledwie moje serce przestało gwałtownie bić, zasnąłem kamiennym snem.
Obudziłem się w zupełnie innym miejscu. Pierwsze, co zobaczyłem, to masa czarnych skrzydeł trzepoczących gdzieś obok mnie. Następnie zorientowałem się, że to kruki krzątające się i latające po całym pomieszczeniu, a oprócz nich w jaskini jest także Mundus, a obok mnie leży, nadal nieprzytomny, Max.
- Coś ci się stało? - przymrużyłem oczy i zapytałem. Mundus pokręcił głową z cichym zrezygnowaniem, po czym powiedział:
- Znaleźliśmy was wczoraj w nocy, ponad kilometr od siedziby kruków. Obaj byliście ranni, skrajnie wyczerpani i nieprzytomni.
- Kto nas znalazł? - zapytałem, kaszląc.
- Ami i ja. Strzyga pojawiła się wczoraj na... polu bitwy, i pomogła nam swoimi czarami odeprzeć atak Toru. Potem okazało się, że zniknęliście. Kazała nam was szukać przy zachodniej granicy lasu.
Czułem, że Mundurek mówi mi tylko to, co chciałbym usłyszeć. Popatrzyłem na niego podejrzliwie, a on uśmiechnął się lekko. Nadal widziałem jednak, że coś jest nie tak, jak być powinno.
Tymczasem Max zaczął odzyskiwać przytomność.
< Max? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz