Było ze mną coraz gorzej. Z każdym dniem, byłem bardziej osłabiony i zmęczony. Do tego wszystko mnie bolało.
Dziś akurat postanowiłem wyjść przed jaskinię, by zażyć spaceru, dopóki jeszcze pozwalają mi na to osłabione mięśnie. Mając cały czas skalną ścianę w zasięgu łapy, wyszedłem na zewnątrz, mrużąc oczy pod wpływem silnego światła słonecznego, odbijanego dodatkowo od czystego śniegu leżącego na ziemi, niezakrytego cieniem drzew. Od wczoraj w ogóle nie wychodziłem z jaskini. Po tragedii wewnętrznej, jaka mnie spotkała, zaszyłem się gdzieś w najciemniejszym i najcichszym kącie groty, wychodząc tylko, gdy Oleander przyniósł coś do jedzenia. Sam nie upolowałem nic od prawie miesiąca. Właśnie od wtedy, gdy odeszła... jak to mogło się stać? Dlaczego?
Eclipse i Alekei zniknęli bezpowrotnie, nie zostawiając po sobie ani śladu, i tylko wróble na skraju lasu wyćwierkały, że odeszli z naszych terenów, by już nigdy nie wrócić. Po tym wydarzeniu, moje serce zostało poszarpane. Nikt ani nic, oprócz powrotu ukochanych osób nie było w stanie go posklejać.
- Toxic...? - wypowiedziałem cicho, przezwyciężając niechęć do wymawiania czegokolwiek. Ostatnio miałem chrypę i trudno mi się mówiło.
- Berylu - wadera oraz idący obok niej piękny pegaz zbliżyli się do mnie niepewnie. Pewnie nie wyglądałem najlepiej, a już na pewno nie posłużyło mi kilkudniowe bezczynne przebywanie w jaskini. Toxic wyglądała na przestraszoną.
< Toxic? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz