Amber podniosła się z trochę niepewną miną, po czym otrzepała z drobnych, zamarzniętych kropelek.
- Nic ci nie jest?- zapytałem, okrążając waderę i siadając na lodzie.
- Nie - mruknęła - wszystko w porządku.
- Ach, nie przejmuj się - uśmiechnąłem się, przekrzywiając głowę - wiesz, ile razy mi się to zdarzyło? A bywało i gorzej, niż tylko kilka stłuczeń. Z resztą, nieważne - przerwałem, widząc, że między drzewami przemyka się ciemna postać. Wbiłem wzrok w zbliżającą się sylwetkę, poważniejąc. Amber widząc to, również popatrzyła w tamtą stronę.
- Mundurek... - wypowiedziałem cicho.
- Jaskierku... - ptak chwiejnym krokiem zbliżył się do nas.
Amber popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. Odwzajemniłem spojrzenie, po czym zrobiłem krok w kierunku żałośnie wyglądającej istoty stojącej na granicy lasu.
- Mundus... co się dzieje? - zapytałem z rosnącym niepokojem.
- Beryl - ptak popatrzył mi w oczy - umiera. Proszę was, chodźcie... - wyszeptał, zaciskając powieki.
Świat zawirował mi w oczach.
Umiera?! Jak to? Dlaczego właśnie teraz, dlaczego umiera?
- Jak to się stało... - Amber zapytała cicho.
- Na każdego przyjdzie pora - ptak zniżył głowę i wbił wzrok w ziemię.
< Amber? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz