Odwróciłam głowę, nie będąc pewna, czy powinnam mówić o tym teraz, gdy Mundek jest tutaj i wszystko słyszy. Z pewnością nie lubi, gdy się o tym wspomina.
- Spokojnie, Lerko - odezwał się nagle błękitny ptak - ja mogę o tym powiedzieć. To nic nadzwyczajnego.
Popatrzyłam na niego. Amber również zwróciła oczy w jego stronę. Ten na chwilę spuścił wzrok, po czym zaczął opowiadać:
- Wiem, że większość z was, wilków, interesuje zwłaszcza to, że to z mojej winy - tu zniżył głowę, nadal patrząc w ziemię - Wataha Szarych Jabłoni nęka WSC już dwa lata. Wiem to, i nie starczy mi życia by za to odpokutować i naprawić wszystkie błędy, które wtedy popełniłem. To nie powinno stać się właśnie wtedy i właśnie tak... chciałbym opowiedzieć jednak, dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Jeśli kogokolwiek to obchodzi.
- Mów, proszę - zmarszczyłam brwi i lekko przekrzywiłam głowę, ponieważ, rzeczywiście, nigdy jeszcze nie słyszałam tej historii. Z resztą, nikt chyba nie słyszał.
Amber usiadła blisko Mundusa. Również słuchała.
- Tam, nawet nie tak daleko, na wschodzie, jest miejsce, którego nie da się połączyć z żadnym krajem, miejsce o którym nigdy nie słyszał żaden z tutejszych wilków, gdzie rosną wielkie lasy pełne sosen i jałowców - czapla przymknęła oczy - kiedy wraz z matką i siostrzyczką opuściliśmy nasz dom, byłem bardzo młody... - popatrzył na mnie ze łzami w oczach - czerwiec dwa lata temu był taki ciepły. Już bardzo dawno temu pogodziłem się z tym, że minie jeszcze wiele lat, zanim ujrzę kogokolwiek z... moich stron. Wtedy w moim życiu pojawiła się znajoma wataha, przybywająca z tych wielkich, iglastych lasów. Raczej nie możecie sobie wyobrazić, co czułem, gdy z nimi rozmawiałem. Gdy mówili o naszym świecie.
Na chwilę zapadła cisza. Mundurek westchnął głęboko i kontynuował:
- Szli na zachód, by łatwiej znieść suszę, która panowała na ich terytorium. Powiedziałem wtedy, że dalej za zachód zaczynają się osady ludzi. Że dalej nie mogą iść. Więc zostali tutaj. Na południowym wschodzie od naszych terenów, w sąsiedztwie. Dopiero później okazało się, że nie starczy tam zwierzyny dla całej ich watahy, więc zaczęli wchodzić na tereny nasze i WWN. A, że los postawił mnie na stanowisku głównej służby wywiadowczej WSC, Eclipse i Beryl musieli się o tym dowiedzieć ode mnie. Musiałem także opowiedzieć im o siłach zbrojnych nowej watahy i odkryć jej wszystkie tajemnice. A później to samo powiedzieć WSJ o naszych siłach. A tym samym zdradzić przyjaciół dwa razy. Miałem więc do wyboru, albo stracić stanowisko, albo zachować je, jeśli tylko udałoby mi się umiejętnie to rozegrać. I rzeczywiście nie straciłem go, jednak ile czasu można żyć w poczuciu winy, nie wiedząc nawet, której sprawie się służy?
< Amber? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz