Amber usiadła obok nas i wtuliła nos w błękitne pióra Mundusa. Ptak westchnął cicho i zadrżał, otwierając wcześniej zamknięte oczy. Przez chwilę wpatrywał się w waderę trochę tępym wzrokiem bez wyrazu, aż w końcu zmarszczył brwi i wbił wzrok w ziemię, usilnie się nad czymś zastanawiając.
Chyba wszyscy byliśmy już zmęczeni wydarzeniami ostatnich dni. Teraz jednak już wszystko minęło. Skończyło się. Siedzieliśmy w jaskini, był już pewnie późny wieczór, a nawałnica nie ustawała. Jak to teraz będzie? Czy Oleander poradzi sobie z funkcją alfy zupełnie sam? Każdy poprzedni przywódca naszej watahy miał do pomocy rodzeństwo, partnerkę, albo jakąś bliską rodzinę. On został sam.
- Wiecie, co w tym jest najgorsze? - w końcu dało się słyszeć słaby i beznamiętny głos Mundusa - że Beryl jest pierwszym, a nie jedynym martwym wilkiem ze starego pokolenia. Niedługo umrze też Lenek, Andrei... Murka....
- Ćśśś... - zacisnęłam powieki - nikt z nich jeszcze nie umarł - dodałam nieco bardziej żałośnie - większość jest zdrowa i dobrze się trzyma... dożyją jeszcze wielu tygodni, może miesięcy...
- Nie - zaprzeczył cicho Mundus - Andrei jest już praktycznie martwy, przy życiu trzyma go tylko ten człowiek z psami*, którego poznali Eclipse i Beryl kilka miesięcy temu. Lenek ostatnio choruje. Jest z nim coraz gorzej.
- Moja matka jest zdrowa - zauważyłam pochmurnie. Ptak spuścił głowę i przymknął oczy. Nie pytałam o nic więcej.
Z niejasnego powodu Mundus przysunął się jeszcze bardziej do Amber. Wreszcie zorientowałam się, że siedzę już kilkanaście centymetrów od nich. Już chciałam usiąść bliżej, gdy do jaskini wszedł mokry i wściekły Aksel. Otrzepał się rozrzucając naokoło tysiące kropel wody, po czym bez słowa podszedł do nas i usiadł obok.
- Te psy z WSJ dowiedziały się jakoś, że nasz sojusznik nie żyje. Spotkałem kilku z nich - mruknął.
- Mówili coś o tym? - zapytałam.
- Bardzo dużo - warknął - z resztą nieważne. Jeśli teraz zaatakują nasz sojusz WSC-WWN, nie mamy żadnych szans. Po tym, jak Oleander z automatu po śmierci ojca został generałem waszego wojska, po odejściu tylu wilków z WSC, nawet nasza pomoc nie na wiele się zda. A może - tu wstał i okrył rząd białych, ostrych kłów, doskakując do Mundusa - może to tyś im to powiedział, co? Nie muszę ci chyba przypominać twojej niekoniecznie chwalebnej roli podwójnego agenta, a jesteś jedną z nielicznych osób które wiedzą, że Beryl już odszedł!
Wilk szarpnął jedno ze skrzydeł czapli, na którym pojawiła się żółtawa substancja (jako że krew błękitnych czapli ma właśnie taką barwę).
- Niczego im nie powiedziałem, Akselu - Mundus z niechęcią odsunął się od wilczura - przysięgam, dziś nie spotkałem żadnego wilka z WSJ. Proszę, daj mi spokój.
< Amber? >
* Patrz opowiadanie: Od Beryla CD Eclipse, oraz wcześniejsze i dalsze opowiadania z tej serii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz