Amber wybiegła z jaskini. Położyłam uszy po sobie, odwracając się w kierunku wyjścia. Na śniegu pozostały jedynie ślady wilczycy. Westchnęłam głęboko. Czyżby aż tak przejęła ją ta, jeśli można to tak nazwać, chora sytuacja, w jakiej znaleźliśmy się wraz z całą naszą watahą? Popatrzyłam na Aksela. Wilk rytmicznie uderzał ogonem w ziemię, zastanawiając się nad czymś. Mundus natomiast stał jeszcze przez chwilę wpatrując się w wyjście z jaskini, by wreszcie położyć się gdzieś na zewnątrz, w głębokim śniegu.
Znowu popatrzyłam na niknącą w ciemności łąkę. Jutro powinnam odwiedzić Amber. Nie wiem, dlaczego tak nagle uciekła, ale z pewnością nie zrobiła tego z radości. Odniosłam wrażenie, że uraziły ją słowa Mundusa. Nie lubiłam konfliktów. Chociaż, żyjąc z tym ptakiem praktycznie pod jednym dachem, wcześniej czy później musiałam się do tego przyzwyczaić.
Wyszłam przed jaskinię i usiadłam na śniegu. Myślałam nad ty, co powiedziała Amber. Czyżby kolejny sojusz poprzez... małżeństwo? To byłoby z pewnością bezpieczne wyjście, które bardzo by ustabilizowało sytuację WSC, a może nawet pomogło się jej rozwinąć. Tyle że - kto byłby a tyle zdeterminowany, by to zrobić? Z resztą, nie wiadomo nawet jak przywódca WSJ widziałby takie rozwiązanie. Był zupełnie inny, niż Aksel, Beryl, czy nawet młody samiec alfa, Oleander. Można by rzec, diametralnie inny...
Jeszcze przez długi czas siedziałam przed jaskinią, wpatrując się w słabo prześwitujący przez nagie gałęzie drzew księżyc, co chwila zakrywany przez płynące po niebie chmury. W końcu Aksel stanowczo nakazał mi się położyć, jako że już niebawem miało zrobić się jasno, a najlepszym sposobem na wykończenie się jest długa aktywność bez wypoczynku.
Nazajutrz wstałam trochę później, niż zwykle. Rozejrzałam się po jaskini, po czy zorientowałam się, że jestem w niej sama. Aksel i Mundus już wyszli.
Od razu postanowiłam udać się do jaskini Amber. Miałam nadzieję, że znajdę ją w tym wielkim lesie.
< Amber? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz