Położyłam uszy. Słowa naszego pierzastego kolegi wydawały mi się wręcz nierealne, nie chciałam dać im wiary.
- Chodźcie już, proszę. - Mruknął smętnie Mundus.
Jaskier bez słowa ruszył za nim. Nie bardzo wiedząc co robić, uczyniłam to samo. Trzymałam się kilka kroków z tyłu. Ptak oraz basior rozmawiali wyraźnie ściszonymi głosami. Nie wiem, czy dlatego, że tego wymagała sytuacja, czy może zwyczajnie nie chcieli, abym cokolwiek słyszała. Nawet za bardzo mnie to nie obchodziło. Wciąż myślałam nad tym, co usłyszałam wcześniej. Mundus nie wyglądał, jakby kłamał. Uniosłam wzrok. Obaj wydawali się tacy spokojni. Z jakiegoś powodu mnie to zirytowało. Nie bacząc na nic, puściłam się biegiem. Znałam drogę do jaskini alf. Musiałam to jak najszybciej zobaczyć. Po jakimś czasie byłam już na miejscu. Zajrzałam do środka. Beryl leżał na legowisku z sarniej skóry, wyglądał na zmęczonego. Mimo to podniósł głowę i uśmiechnął się lekko.
- Ciesze się, że przyszłaś. - Powiedział. - Nie ma z tobą Jaskra i Mundusa?
Bez słowa spuściłam wzrok. Rzadko mi się to zdarzało. Usłyszałam jakiś szept. Rozejrzałam się, dopiero teraz zauważyłam kilka innych wilków siedzących w jaskini. Nie rozpoznawałam ich, mimo to zdawało mi się, że podobnie jak ja, należą oni do watahy. Znów spojrzałam na Beryla.
- Pomogę ci. - Powiedziałam. - Mam moce leczenia, jestem pewna, że to ci pomoże.
- Amber, to nie jest jakaś rana, aby się zwyczajnie zagoiła. - Powiedział spokojnie wilk.
Wbiłam wzrok w ziemię. Nie było to coś, z czym byłam gotowa tak po prostu się zgodzić. Mimo to podświadomie już się z tym zgodziłam. Poczułam, jak do moich oczu zaczynają napływać łzy.
- Nie chcę... - Mruknęłam cicho, po czym już głośniej dodałam - Nie chcę, abyś umierał.
Po tych słowach otarłam łzy i wybiegłam z jaskini. Wiedziałam, że nie mam prawa mówić mu czegoś takiego. W końcu nie był moją rodziną, właściwie nawet za bardzo go nie znałam. Mimo to już podczas pierwszego spotkania zapałałam do niego sympatią. Wydawał mi się miły i tak chętnie przyjął mnie do watahy. Nie odbiegłam daleko. Zaszyłam się wśród jakichś krzaków nieopodal. Oczywiście z racji pory roku nie stanowiły one żadnej zasłony. Nie miałam jednak ochoty się tym przejmować. Wybiegając, nie zwróciłam nawet uwagi na to, czy czarny basior wraz z ptakiem dotarli już do jaskini. Zwinęłam się w kłębek, nie potrzebowałam wiele czasu, aby się uspokoić. Już po chwili byłam w stanie zastanowić się, nad tym, co zrobiłam. Moje zachowanie wydało mi się wyjątkowo egoistyczne. Nie wiedziałam, kto zostanie alfą, kiedy Beryl odejdzie. Bałam się, że nie będę mogła tu dużej zostać.
- Muszę go przeprosić. - Mruknęłam do siebie.
Jeszcze chwilę leżałam w śniegu, nie chciałam, nie byłam gotowa, by już wracać. Zastanawiałam się nad tym, jak powinnam się zachować. Z zamyślenia wyrwał mnie czyiś cień, który pojawił się nagle tuż obok mnie.
- Jakier? - Zapytałam, podnosząc wzrok.
< Jaskier, ktoś inny? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz