poniedziałek, 29 września 2014

Od Hiacynta CD Eclipse.

Podążaliśmy przed siebie: Eclipse, Lenek, Mundus i ja.
- Jak myślicie - zapytała Eclipse - gdzie oni mogą być...?
- Trzeba przeszukać cały las - wyrzekł Lenek obojętnie - najpierw może Skryty Las?
- Ten Skryty Las - Eclipse prawie krzyknęła z przerażenia - to przecież tam był ten wodospad... i ta rzeka?
- Nie wiem dlaczego - kontynuował Lenek - ale najczęściej ci, którzy najmniej znają tereny watahy, ni stąd, ni zowąd, znajdują się właśnie tam.
- Może oni też... przecież tam jest niebezpiecznie... - Eclipse zaczęła drżeć.
- Może znowu znaleźli jakąś "truciznę" i śpią albo rozrabiają... - zachichotał Mundus.
- Przestań, bo nie wytrzymam - warknęła wadera.
- Naprawdę, bardzo wzruszyły mnie twoje słowa - Mundus zaczął kpić sobie z Eclipse.
- Spokój! Mundusie, przeszukamy las i zobaczymy. Nie można wyciągać pochopnych wniosków! - powiedziałem zdenerwowany.
- A ja myślę, że Mundek może mieć rację - zamyślił się Lenek - to bardzo podejrzane typy.
- Oszczerstwo - rzekła wyniośle Eclipse - znam ich bardzo dobrze.
Nagle naszą rozmowę, przerwały głośne śmiechy i krzyki.
Między drzewami zobaczyliśmy Lerkę i dwóch, znanych nam osobników - Paganiniego i Aryst'o Telesa.
Dwaj ostatni, głośno komentowali wszystko wokół i dyskutowali o różnych miej lub bardziej ważnych sprawach.

< Eclipse? >

Od Eclipse CD Hiacynta

Rano gdy się obudziłam zauważyłam że niema moich przyjaciół. Byłam bardzo zdenerwowana. Wtedy weszła Katia
- Hej! Co jest?
- Znikli!
- C-co? Kto?
- No oni! Poszli gdzieś!
Chodziłam po jaskini.
- Uspokuj się. Pewnie są niedaleko
- Niedaleko? Oni mogli gdzieś się zagubić!
- Ok idę ich wypatrzeć w pobliżu jaskini. Ok?
- Ok
- Ty tutaj czekaj i zażyj te zioła. Ja idę
Katia wybiegła z jaskini. Jak kazała wziełam zioła. Wyszłam kawałek przed jaskinię aby zarzyć świerzego powietrza.
*Ok. Godziny póżniej
Katia wróciła. Była zdyszana i zmęczona
- I co? Widziałaś ich?
- Nie! - Ciężko oddychając odpowiedziała
- Chodz połóż się!
- Nie! Idę przed jaskinię pomyśleć
- Ok ja też pomyślę gdzie mogą być
Katia wyszła i usiadła przed jaskinią. Ja chodziłam po całej jaskini pod denerwowana. Wtedy weszli Hiacynt, Lenek i Mundus.
- Hej co jest? - Spytał się Hiacynt
- Uciekli!
- Co ale kto? - Zapytał Lenek
- No oni!
- Trzeba ich odnaleść. Musimy ruszać a zdążymy ich znaleść do zachodu słońca! - Powiedział Hiacynt
- Dobrze! - Otpowiedziałam
- Ej, ej, ej ty Eclipse nie możesz iść. Jesteś chora! - Powiedziała stanowczo Katia
- Ale...
Hiacynt mi przerwał - Katio ona czuje się już lepiej. Zrób jej opatrunek i idziemy!
- Hymm no dobrze
Katia zrobiła mi opatrunek. I ruszyliśmy. Szliśmy po śladach pozostawionych przez tych dwóch.
< Hiacynt? >

Od Lenka CD Amy

 Podbiegłem do Amy. Była nieprzytomna.
- Ty śmieciu! - krzyknąłem w przypływie nerwów do wilczura.
- To zwykła wadera, nie powinna dla ciebie nic znaczyć - Szedł w naszą stronę - Szczerze ? mam ochotę was teraz zabić.
Nogi ugięły się pode mną, gdyż siła tego wilczura była... no... nie przeciętna.
-Dam Ci radę młody popracuj nad sobą. - Zaśmiał się jakieś czarne cienie zaczęły podchodzić do Amy. - Pierw ona będzie moją zabawką.
- Ty szczurze... - z braku przezwisk, trzasnąłem nazwą swoich ulubionych gryzoni - znam cię! To ty i twoja banda prześladujecie całą moją rodzinę od pokoleń?!
- Kto wie może tak, a może nie... - Cienie przybrały kształt kobry rzuciły się na waderę, jeśli czegoś nie zrobię ona może zginąć .
- Amyyy... - krzyknąłem. Nie miałem już sił, lecz rzuciłem się na cienie, bezsilnie pochwycić chociaż jeden z nich. Amy i Mundi nadal leżeli niczym bez życia.
- Oj no zostaw ją... - rzekł zirytowany cienie się zatrzymały
- Właśnie! - krzyknąłem naiwnym i dziecięcym tonem - zostawcie ją! Ich!!
- Nope... - Pojawił się obok mnie i odepchnął mnie od Amy. Czarny basior wziął ją na plecy. Już miał z nią zniknąć kiedy nagle nie wiadomo skąd zaatakował go Mundus. Czarny stracił równowagę, wadera ześlizgnęła się z jego pleców.leciała prosto w dół wpadła do wody.
Walka trwała przez dobrą chwlę. Nie miałem siły dalej kłócić się z wilczurem. Z braku argumentów, rzuciłem się na niego nie myśląc. W tym dziwnym otumanieniu przypomniałem sobie o Amy. Krzyknąłem tylko do Mundusa:
- Leć! Ratuj ją!!!
Ten tylko kiwnął głową, poleciał za nią.
- Och jak mi przykro... Że aż wcale... widać, ze po mojej zabawce nici... - Zniknął.
Leżałem przez kilka sekund oszołomiony patrząc na drgające gałęzie krzaków w których zniknął tajemniczy wilczur. Nagle przypomniałem sobie o Amu i Mundusie. Rzuciłem się w ich stronę. Wpadłem do wody i rozdzierającym krzykiem oznajmiłem swoje przybycie:
- Muuundus! Amyy!
Zobaczyłem Mundusa. Zaczepiony jednym skrzydłem o skałę, drugim zawzięcie wiosłował w wodzie, pazurami trzymając nieprzytomną Amy, która prawie wpadała już w mały wodospadzik, złożony z wyślizganych skał leżących pod wodą. W pewnym momencie, wadera ocknęła się.
Zaczęła przebierać łapami płynęła do brzegu złapała po drodze Mundusa. Razem wypłynęli na brzeg, samica opadła na trawę.
- Amy... - podbiegłem do niej i patrzyłem na waderę z przerażeniem - co się stało?!
- Nic takiego... Jestem w lekkim szoku. Musze dojść do siebie, zaraz powinno mi przejść.
Uspokoiłem się nieco. Amy ciężko oddychała. Mundus siedział obok otrzepując się z wody.
- Nic Ci nie zrobił ? - Spojrzała na mnie. - To nie przelewki, on jest niebezpieczny.
- Niee... - odpowiedziałem niepewnie - jego siła jest jednak zdumiewająca. Mam nadzieję że nigdy już się tu nie pojawi.
- To nie takie proste, będzie chciał się zemścić. - Wadera otrzepała się z wody jej futro się napuszyło.
- Nie mam już do niego nerwów i siły - westchnął Mundus.
- Ja także - usiadłem na ziemi i wbiłem wzrok w krzaki, wypatrując napastnika - "Czarnego".
- Chwilowo chyba dal nam spokój... - Amy przysiadła.
Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. W pewnej chwili Mundus, wykazując swą wrodzoną porywczość, zerwał się na nogi i podniesionym głosem powiedział:
- To nienormalne. Ten typ nas prześladuje a my mamy się przed nim chować...
- On chce dopaść mnie... Musze opuścić te tereny...
- CO??!!! - teraz z kolei ja zerwałem się - co?! Amy, nigdzie nie będziesz uciekać! Nic nie opuścisz! - w tej chwili byłem gotów dopaść i poderżnąć gardło każdemu wilkowi chcącemu napaść na ową uroczą i smutną waderę, która siedzi obok mnie.
- No, ale zobacz... On tylko mnie ściga - Łzy jej zaczęły spływać po policzku były niczym diamenty.
- Chyba żartujesz... - rzekłem lekko zdziwionym głosem, nadal nie mogąc pogodzić się z decyzją Amy.
- Ćśśś... - Mundus uciszył nas gwałtownie - on tu idzie... jest coraz bliżej...
Nadstawiliśmy uszu. Rzeczywiście. Znajome kroki zbliżały się wolno. Wilczur wyszedł z krzaków, zadowolony, iż widzi Amy żywą.
- Oooo widzę moja przyszłą żona żyje. - Uśmiechnął się.
- Śnisz... Nie zostanę twoją żona... - Amy warknęła.
- Nie bądź taka niedostępna kwiatuszku
- Pierw chciałeś mnie zabić potem oczekujesz tego ze będę twoja żoną??
- Dokładnie tak, to mój plan każda mi ulega.
- Psychol - Mundus ze wrodzoną delikatnością określił sytuację - to wariat.
- Licz się ze słowami, albo zrobię z ciebie obiad.- Pojawił się naprzeciwko wadery. - No to co słoneczko, idziemy ?
- Odejdź, nie chce mieć z Tobą nic do czynienia...
- Niedostępna lubię takie - Nawet nie wiem kiedy to się stało, ale pocałował waderę. Ta odskoczyła jak oparzona w 1 sekundzie.
- Jak śmiesz ! - Oho chyba się wnerwiła, jej futro się naelektryzowało, niewidzialna siła wgniotła wilka w ziemie zaraz potem rzucało nim na prawo i lewo żeby na samym końcu wystrzelić nim jak z katapulty. - Fuu.. Zabierzcie to ode mnie ! - Zaczęła łapą przeczesywać swój pysk.
- To... niecodzienne - skomentowałem sytuację, zanim zacząłem wolno kojarzyć fakty. Wilk podniósł się z ziemi i zaśmiał się głośno. Znów wydało mi się, że "Czarny" jest podejrzany a Mundek pokręcił głową z politowaniem, jakby nabrał podejrzeń co do normalności wilczura.
- Może wygrałaś bitwę, ale wojny nie wygrasz. - Wokół nas pojawiły się cienie zamordowanych wilków. - Moja armia ciemności weźmie cię teraz siłą, albo pójdziesz po dobroci. Wybór należy do Ciebie.
- Amy, proszę - szepnąłem z żalem - idź z nim a my pójdziemy z tobą.
- Chciałbyś co ?? - Czarny spojrzał na nas - Kiedy tylko przekroczy pewien próg automatycznie zostanie moja zona oraz królowa mroku.- Zaśmiał się basowo. - Wybieraj Amy idziesz sama po dobroci i ocalisz watahę przed najazdem wilków mroku, uratujesz wiele rodzin i dzieci. Czy stawiasz opór a wtedy to już kwestia czasu kiedy teren waszej watahy zamieni się w pole bitewne. Krew będzie wszędzie daje Ci na zastanowienie się 1 minute.
- Może... będziemy negocjować?! - wydusiłem - wokoło tyle pięknych i mądrych wader...
- Tak samo jak ta jest mądra i piękna. - Spojrzał na mnie przenikliwie. - Zaraz Zaraz - Zaczął jakiś nowy temat - Chyba Ci na niej nie zależy ?? Co ?
- Zależy! - krzyknąłem bez namysłu, znanym już sobie naiwnym i dziecięcym tonem nawet nie jesteś w stanie pojąć, jak bardzo!
- Proszę proszę, nasz rycerz upatrzył sobie swoja królewnę - Basior pojawił się za mną.
- Amy... - zbliżyłem się do wadery i szepnąłem cicho - znasz legendę o wielkim Huku? O Louve? Może to tylko legendy ale podobno pomogły już wielu wilkom na wojnach! Nie idź z tym czarnuchem!
- Czas minął Amy... To jak zastanowiłaś się ?
- Tak zastanowiłam się.- Spojrzała na basiora oczyma pełnymi jadu.Cofnęła sił parł kroków za mnie - Zostaje.
- Dobrze wiec ! - Szykujcie się do wojny ! - Spojrzał na mnie - Zostań sobie ze swoja księżniczka w której się zakochałeś... Ups to nie miało chyba wyjść na jaw co ?? Wybacz... Wymsknęło mi się - Uśmiechnął się złośliwie.
- Teraz zapewne czarny "szpieg z krainy deszczowców" sprowokuje nas do wszczęcia wojny? - zachichotał Mundus.
- Dlaczego niby miałbym to robić? - wilczur zaniepokoił się i zastrzygł uszami.
- Bo nie jesteś głupi - padła prosta odpowiedź. Następnie niebieski ptak kontynuował - wiesz chyba że zaczęciem wojny bez powodu, grozi odpowiedzialność karna? Czy nie wiesz...? Czy cię przeceniłem?
Och, Mundusie! Drogi, drogi przyjacielu! Jakże zdziwił się czarny wilczur! Jakże nastroszył sierść.
- Tyy... - "Czarny" warknął - przydałbyś mi się...
- Ale tobie już podziękujemy zabieraj manatki i won - Wadera Odgrodziła czarnego od Mundusa.
- Jeszcze się spotkamy... - Warknął znikając nam z oczu. Amy przysiadła trzęsła się cała.
Usiadłem obok Amy. Także drgałem spazmatycznie.
- Mundek... - westchnąłem ciężko, zwracając się do ptaka - nie~e wiem... cco... by się~ę~ę... - drganie całego ciała nieco utrudniało mi mowę. Przemawiałem więc w przerwach między dreszczami - staało... gdyby nie było ci... ę tutaaj.
- Ten dzień... chyba przeszedł do historii. - Wadera wstała - Dziwnie się czuję.
- Coś się stało?! - wstałem zapominając o dreszczach - może ten wilk rzucił na ciebie urok?
- Jeśli myślisz o uroku miłosnym to cię pociesze. Mojego serca nie ruszy żaden czar jak już to tylko prawdziwa miłość.
- Niee... - uśmiechnął się Mundus, mierząc Amy od dołu do góry - o żadnym uroku mi nawet nie mówcie! Z nerwów każdemu może zrobić się słabo. Wiem coś o tym. To zaburzenie lękowe, potocznie zwane "nerwica". Ma ktoś może gniotka albo poduszkę? - spytał Mundus z miną znawcy.
- Czy ja ci wyglądam na poduszkę?, albo czy widzisz ze w ogóle ją mam ? - Zapytała ze słabym uśmiechem.
 - Niee... dlatego zaleciłbym odpoczynek.
Niestety, nie było nam dane nawet chwili odpocząć.
- Mi pasuje, krótka drzemka na 100% nie zaszkodzi.
- No widzisz... - Mundus powiedział smutno i spuścił głowę. Ta nagłe zmiana wydała się podejrzana.
- Hej, hej Mundi coś się stało ? - Zapytała wadera, troszczyła się praktycznie o wszystkich. - Jesteś smutny czy to ja znowu coś palnęłam.
- Nie! Absolutnie! - Mundus szybko podniósł wzrok i pokręcił głową - ale... problemy rodzinne. Moja mamusia bardzo ciężko choruje i pewnie niedługo przyjdzie mi i mojej siostrze dać jej "łóżko drewniane i miejsce wśród kwiatów"... - posmutniał jeszcze bardziej.
- A nie można jej jakoś uleczyć -Zapytała Amy przekrecając lekko łeb.
- A uleczysz nerwową chorobę serca? - Mundus zadał retoryczne pytanie - teraz pozostaje pytanie: czy lepszy byłby kardiolog, czy psycholog...?
- Mogłabym spróbować.. - Zamyślila się na chwilę. - To duch, on chyba może wszystko.
- Ja już powoli tracę nadzieję... - Mundus pokręcił głową.
- A dasz mi chociaż szanse.? Może się udać.
Udaliśmy się do Lasku - miejsca zamieszkania Mundusa, jego mamy i siostry.
- Mamusiu... - szepnął Mundus wchodząc do wydrążonego pnia drzewa.
Samica przysiadła przed drzwiami czekając na Mundusa, który ma jej dać znak że może wejść.
- Możemy już się nie łudzić... - Mundus wyszedł na zewnątrz - ja już sierota...
Mundus uronił łzę. Popatrzyłem na Amy. Mi także chciało się płakać.
 - Nie płacz - Amy wyminęła Mundusa, podeszła do jego matki i oparła delikatnie łapę na jej klatce piersiowej. Waderę spowiła złota poświata, zraza potem mamę mojego przyjaciela. Trwało to 5 minut, wadera padła na ziemię za to mama Mundusa otworzyła oczy.
- Mamoo! - Mundus rzucił się na swoją matkę - mamusiu...
Ja natomiast, jednym skokiem znalazłem się przy Amy.
- Chyba na zawsze pozostanę twoim dłużnikiem! - Mundus ze łzami w oczach zwrócił się do Amy.
Wadera podniosła się chwiejnie - Kochany duch, przywróci do życia ukochaną osobę.
W pewnej chwili usłyszeliśmy krzyk. Coś równie niebieskiego jak Mundus biegło na złamanie karku w naszą stronę.
- Luba! - krzyknął bez wielkiego entuzjazmu Mundek.
- Ratuunku...!!! - krzyczało zdyszane stworzenie. Wreszcie, zatrzymało się.
- To moja siostra - objaśnił "Przyjaciel".
- Ta... am... - trzęsła się siostrzyczka Mundusa - ten wielki... czarny stwór. Biegł za mną!
- Siostrzyczko - Mundus z krzywym uśmiechem odpowiedział Lubomirze - masz tyle samo lat co ja a boisz się tego typa?
Zapewne Mundus, podobnie jak ja i Amy, domyślił się, co to za "czarny typ".
- O nie tylko nie on... - wadera była wyczerpana fizycznie.
- Nie martw się. Żywcem nas nie wezmą!! - Krzyknął zadowolony Mundus, którego ostatnie wydarzenia zdołały już zachęcić do boju.
- Oczywiście że żywcem! - czarny wilczur pojawił się obok nas ze złośliwym uśmiechem - ciebie wezmę, bo jesteś inteligentny i mi się przydasz. Ciebie Amy, wezmę bo będziesz moją żoną. A ciebie, wilku?! - zwrócił się do mnie - co mam z nim zrobić, kwiatuszku - teraz z kolei zwrócił się do Amy.
- Zostawisz go i mnie w spokoju nie będę twoją żoną - Warknęła.
- Oj nie bądź taka pewna. - Pojawił się za samicą, uderzył ją w kark, chyba tam miała czuły punkt. Straciła równowagę Basior wziął ja na plecy.
 - Jak śmiesz... - zacząłem, jednak nie skończyłem. Coś uderzyło mnie w głowę od tyłu i straciłem przytomność. Obudziłem się przywiązany do ziemi w jakiejś lodowej jaskini. Obok mnie (również przywiązany długim sznurkiem do palika wbitego w ziemią) siedział Mundus. Nigdzie jednak nie było widać Amy. Obok nas pojawiły się jakieś cienie.
- No... obudziliście się w końcu. Niedługo nastąpi ceremonia.
- Jaka ceremonia?! - Krzyknąłem próbując wstać.
- Ślubna a jaka niby miała być, nasz pan znalazł sobie żonę.
- Znalazł sobie żonę - prychnął znaczącym śmiechem Mundus - a co to za żona? Biała i brzydka! Ponadto... - kontynuował z zastanowieniem - białe wilki mają skłonność do ślepoty... i do chorób kręgosłupa. Chcielibyście mieć powykręcaną i ślepą chlebodawczynię?
Już miałem obrazić się na zawsze za to "powykręcaną i ślepą", gdy nagle olśniło mnie. ~ Znowu jesteśmy zdani na łaskę ptaka! ~ pomyślałem z żalem. Tymczasem Mundek kontynuował (teraz naprawdę wyszedł poza margines moralności):
- Wiecie co słyszałem? - ściszył głos - że ta cała Amy jest krewną owczarków podhalańskich!
Pod cieniami ugięły się nogi.
- Uwolnić ich - Mruknął jeden ze straży to musiał być dowódca. Momentalnie znaleźliśmy się na terenach watahy.
- Ufff... - Mundus odetchnął z ulgą.
- Jesteś genialny - uśmiechnąłem się - ale z tym owczarkiem to był cios poniżej pasa - zachichotałem.
- Gdybyś rozejrzał się naokoło, zobaczyłbyś, że Amy nie ma z nami - odpowiedział zmęczonym głosem - ten wariat trzyma ją nadal u siebie.
- Kogo trzyma? - Usłyszałem za sobą, obróciłem się gwałtownie: to była Amy.
- Cięę... - Wyrzekł przeciągle Mundus
- Amy! - krzyknąłem z ulgą.
- Mnie ?? - Zaśmiała się - Chyba mojego klona. - Spojrzała na Mundusa jej mina spoważniała - Ładnie to mnie tak obgadywać ?
- Nie ładnie! - wypalił z radością Mundus.
- Powinnam cie teraz skarcić... Ale sobie daruje. Trochę minie zanim się zorientuje ze całuje sobie mojego klona.
 - Ależ... ja to robiłem w dobrej wieże! - powiedział Mundus.
- Jakby nie Mundek, nie uwolniliby nas - dodałem.
- Wiem, wiem... - Amy machnęła łapą.
- Zaraz zaraz... o jakim "klonie" mówisz? - zapytał praktyczny Mundek
- No o moim ? - Odpowiedziała - Prędzej bym skoczyła z urwiska niż bym została jego żoną.
- Ach... - Mundus pokiwał głową.
- Wracamy ? - Spytała wadera
- Tak! - powiedziałem uszczęśliwiony - mam nadzieję że już bez nieprzyjemnych przygód...
- Też mam taka nadzieje, jestem wykończona. - Zaczęło się robić ciemno, nawet nie wiadomo kiedy ksieżyc pojawił się na niebie. - Idziemy. Przeszliśmy spory kawałek, pierwsza to była jaskinia Lenka. Amy już się słaniała na nogach. - Dobranoc... - Ziewnęła.
- Dobranoooc... - ułożyłem się na ziemi.
Następnego ranka obudziliśmy się wcześnie.
Właściwie to ja i Mundus się obudziliśmy, wadera jeszcze spala na jej pyszczku widniał uśmiech.
Nie chciałem budzić Amy. Mimo wszystko i tak się obudziła. Usłyszeliśmy rumor i jakoby ziemia się zatrzęsła.
- Co się dzieje ! - Wadera wstała gwałtownie.
- Nie mamy pojęcia - spokojnie pokręcił głową Mundek.
Amy wyszła z jaskini i przysiadła zaraz przed nią.
- Chłopcy... - krzyknęła z zewnątrz - zobaczcie!
Byliśmy zaciekawieni, co tam wypatrzyła. Wiec nie owijając w bawełnę wyszliśmy.
- Co się stało? - ziewnął Mundek. Zaraz potem stanął jak wryty. Przez nami stała gromada cieni. Podążały ku nam...
- Nie... ja już mam dosyć...
- Ja też... - odpowiedziałem kiwając głową.
- Ale gdzie ten ich... ten... szef? - znów wtrącił Mundus
- Chyba czeka na najlepszą okazję do ataku.
- Potwór! Nadal nie zmienię zdania: to typ mocno psychiczny! - syknął głośno Mundus.
- Najlepiej to go zabić... Jedyne sensowne wyjście...
- Kto to powiedział? - zapytał Mundus, bez entuzjazmu - Kto to powiedział? Mam ochotę zaśmiać mu się w twarz! Przecież i ja i Lenek próbowaliśmy razem go pokonać: on użył jakiejś niebotycznej siły!
- A co ty maluchu umiesz? TY dałbyś radę wilkowi? Hehe... - jeden z cieni "zmaterializował" się i śmiał się głośno.
Mundusowi chyba się to nie spodobało. Spojrzał spode łba na wilczura - cienia i w przeciągu sekundy znalazł się przy nim, zwalił go z nóg i wygiął jedną z nóg, uniemożliwiając cieniowi wstanie z ziemi. Mówiąc szczerze, sam nie podejrzewałem Mundka o taką siłę.
Basiora oplatały pnącza... jakieś białe duchy otoczyły samca... To były chyba dobre wilki.
- Louve! - szepnąłem. Przed nami pojawiła się biała, niczym mgła, wadera.
- Chyba wyczula ze mamy kłopoty. - Amy przysiadła obok mnie. - Jestem ciekawa czy go pokona...
- Serio ?? - Czarny dusił się od śmiechu. - Myślicie ze jakaś biaśa wilcz... - Urwał, duch wadery pojawił się przed basiorem. Patrzyła na niego ze złością w oczach, Basior się chyba przestraszył, chciał uciekać. Ale Louve go powstrzymała, oparła łapę na jego ramieniu... ten Zaczął sis starzec... ubywało mu mięśni, po 10 minutach padł na ziemię martwy. Duchy złych wilków uciekły w popłochu rozpływając się w powietrzu. Za to biała wadera podeszła do nas.
- Dziękujemy, Louve - Amy pochyliła łeb do przodu okazując jej szacunek. Ta się tylko uśmiechnęła i odpowiedziała skinięciem, po chwili zniknęła.
- Niesamowite... - pokręciłem głową ze zdumieniem.
- W końcu... Uwolnię się od niego. - Wadera się uśmiechnęła.
Westchnąłem ciężko.
- Nareszcie koniec tego koszmaru... - uśmiechnąłem się
Usiadłem obok Amy. Nastała cisza i spokój.
- Krępująca cisza prawda ? - Spojrzała na mnie
- Ach... krępująca czy przyjemna... - uśmiechnąłem się do Amy. W tym momencie przez mą głowę przebiegła pewna myśl... nie dała mi już spokoju nigdy więcej...
- Wszystko okey ? -Spojrzała na mnie.
 - Tak, Amy - opowiedziałem z błogim uśmiechem - jak najbardziej.
- To się cieszę - Odwzajemniła uśmiech
Mundek siedział nieopodal nas i przyglądał nam się uważnie. On także uśmiechnął się lekko...
Amy chciała coś odpowiedzieć, ale usłyszała znajome wycie.
- To nie możliwe - cofnęła się.
- Co do jasnego tyfusu się tu dzieje?! - Mundus zerwał się na prawie równe nogi.
- Moja siostra... - Zatrzęsła się Amy - Znalazła mnie coś czuje, ze to nie będzie mile spotkanie...
- Twoja siostra? Może powinniśmy się oddalić i zostawić was same... - Mundus cofnął się o krok. Ja zachowałem milczenie.
- Nie... Nie chce się z nią widzieć - Samica puściła się biegiem w stronę swojej jaskini.
- Ach... - westchnąłem, jakby wyrwany z letargu - uciekła.
Nagle przed nami zjawiła się obca wadera.
- A gdzie moja kochana siostrzyczka. - Samica wyglądała prawie identycznie jak Amy tylko miała inny kolor futra. Jej siostra posiadała czarne futro tam gdzie Amy miała białe.
- Jaka mądra - syknął Mundus, gdy chciałem powiedzieć, że nie wiem kim jest jej siostra - Lenku, nie ma sensu się niczego wypierać. Gdyby nie widziała nas ze swoją siostrą, nie pytałaby się o takie rzeczy.
- Inteligent - prychnęła wilczyca. Później dodała:
- To co powiecie mi gdzie moja kochana sister, chce się z nią zobaczyć. Tak dawno się nie widziałyśmy. Trzeba naprawić nasze kontakty. - Spojrzała w moje oczy, poczułem się trochę senny.
- Żartujesz? - zapytał Mundus ze stoickim spokojem - przecież wiesz w którą stronę pobiegła.
- A może nie wiem? - wadera uśmiechnęła się złośliwie. Droczyła się z Mundusem.
- A może wiesz? Niski poziom humoru. Ameby i pierwotniaki, o ile wiesz co to jest...
- Coś ty powiedział?!! - krzyknęła wadera.
Samica zmieniła się w dużego kota, a mianowicie lwicę. Zanim Mundus się zorientował, Zacisnęła kły na jego szyi, chciałem do niego podbiec, ale powstrzymał mnie który krzyknął.
- Nie podchodź, albo będzie źle.- Słyszałem ja wyraźnie mimo, ze nie otwierała pyska. Zaraz potem usłyszałem warknięcie, biała wilczyca rzuciła się prosto na nich to była Amy jej siostra puściła Mundusa.
- Zostaw go Ashley
- No prosze prosze... Kogo my tu mamy... - Usmiechnela sie zlosliwie i wrocila do swojego normalnego wygladu. - Moja kochana siostrunia Amy.
- Czego chcesz... - Wadera warknela.
- Nie moge sie spotkac z moja kochana siostrunia ?? - Posmutniala.
- NIe trzeba bylo mnie wywalac gadaj czego chcesz...
- No dobrze... Skoro tak chcesz - Chyba mialem zwidy ksiezyc zaczal wschodzic. Przeslonil slonce, nastala ciemnosc. - Oddaj mi swoja polowe... - Na boku wadery widniala polowka ksiezyca.
- Przepraszam... - zacząłem.
- Nigdy...! - krzyknęła Amy.
- Opór? - zaśmiała się szyderczo Ashley.
- Prze... przepraszam... - próbowałem dalej.
- Wiedziałam że będziesz chciała to zrobić... - Amy warknęła groźnie.
- Prz... - znów zacząłem, jednak poczułem skrzydło Mundiego na ramieniu. Powiedział:
- Przestań. Panie dyskutują. Nie możesz nic zrobić.
- Nie stawiaj mi sie Amy ! - Zaczelo sie robic coraz ciemniej.
- Nie zmuszaj mnie zebym uzyla sily... - Futro wadery sie naelektryzowalo.
- No prosze prosze moja siostra zaczyna sie denerwowac.
- Przestan i opusc te tereny... - Na boku Amy zaczelo sie cos swiecic... To byalo znamie w ksztalcie ksiezyca. Ksiezyc zaczal powoli zachodzic, magia Sloca go w tej chwili przewyzszala.
- To ja powinna miec to slonce ! - Krzyknela jej siostra.
- Ajajaj... - jęknąłem cienko. Mundus natomiast, z zajęciem i lekkim uśmiechem przyglądał się owej debacie i wydawać by się mogło, że zaraz zacznie kibicować. To na szczęście się nie stało.
-To mnie powinni byli naznaczyc ksiezycem i sloncem ! Ty nie jestes tego warta ! - Zaczela na nia krzyczec, ale zaraz sie opamietala. - Chociaz po co ja sie denerwuje... Po prostu poczekam, Legenda glosi ze jesli nie znajdziesz swojej polowki. To magia Slonca przejdzie na mnie... A wiesz co to oznacza prawda ?? - Usmiechnela sie zlowieszczo zaraz potem zebraly sie ciemne chmury. - 1000 Lat ciemnosci ! - Podeszla do Amy - Czas ucieka droga siostro... pozegnaj sie ze sloncem a przywitaj ciemnosc... - Wadera zniknela, wraz z nia chmury oraz ksiezyc. Amy zaczela sie trzasc.
- Złoczyńca, nikczemnik! - ożywiłem się nagle.
- Co ona gadała? - ziewnął Mundus bez entuzjazmu.
 Wadera przysiadła nie komunikowała się ze światem. Siedziała jak spralizowana.
- Znowu...
- Nie martw się, Amy! - doskoczyłem do wadery.
- Żywcem nas nie wezmą! - powiedział z entuzjazmem Mundus (to samo mówił w każdej tragicznej sytuacji...).
- Nie znacie mojej siostry ona dla mocy to nawet zabije. -Słyszeliście co powiedziała niedługo będzie mi w stanie odebrać tą moc. Wtedy kiedy słońce przysloni księżyc.
- Siła nie równa się inteligencji - Mundus z uśmiechem przemówił wymownie i znacząco do Amy, podchodząc do niej.
- Tutaj inteligencja nie pomoże. Tylko coś innego, ale wątpię że znajdę tą odpowiednią magię w tydzień. - Posmutniała.
- Pomooże - Mundus przymknął oczy i uśmiechnął się niewidocznie - twoja siostra, bez urazy, nie wygląda na myśliciela. O jaką magię ci chodzi?
- Wyda się wam to głupie, ale chodzi o miłość. Taka magia wraz z magią słońca może pokonać nawet ciemność. Jeśli na czas czegoś nie wymyśle... - Amy przymknęła oczu stworzyła iluzję świata w którym wszystko jest zniszczone, jeziora i rzeki wyschniete, lasy spalone brak pożywienia brak wody. - To się stanie jak Ashley przejmie słońce. - Amy się zatrzęsła.
- Ona chce przejąć n a s z e słońce! - oburzył się Mundus
- Chce - przytaknęła Amy.
- Nasze słońce, co nad naszą ziemią lata!
- Jak widzicie nie ma ratunku
- Ależ jest - powiedział Mundek z przekonaniem - powyrywać sierść, powykręcać łapy i zaraz zniknie nam z oczu.
- A coś mniej krwawego? - zirytowała się Amy - niech twoja inteligencja się na coś przyda.
- Oczywiście, można użyć hipnozy. Bardzo przydatna. Murka mnie tego nauczyła.
Wymieniliśmy z Amy zdziwione spojrzenia. Ten tutaj drobny, niebieski Mundus. On właśnie jest w stanie myśleć pięć razy szybciej i przynajmniej trzy razy praktyczniej niż przeciętny wilk!
- Muszę Cię zasmucić ale na moja siostrę to nie podziała. Nie byle jaka hipnoza... jak już to ja mogę ją obalić... Niestety jestem na to za słaba.
- Amy - Mundus spojrzał przenikliwie na waderę - nie wiem co powiedzieć...
- A co? - zapytała.
- Bo ja odnoszę wrażenie, że tyt CHCESZ by ona zabrała nam słońce.
- Ależ nie! - zaprzeczyła nerwowo wilczyca.
- Więc na jaką febrę czekasz?
- Na tą dodatkową magię... Jeśli ją w ogóle znajdę.
- Głupia, g ł u p i a ta twoja siostra! - Mundus prawie krzyknął.
- Dlaczego? - Amy zdziwiła się.
- Bo bierze pod uwagę tylko to, że sprawy potoczą się według jej scenariusza. Nie przewiduje tymczasem, że mogę zrobić taki "myk".
W tym momencie, Mundek zerwał się, chwycił pierwszy lepszy, spory kamień i cisnął nim w pobliskie krzewy. Coś zapiszczało a po chwili kulejąc, wysunęła się... siostra Amy. Niestety po chwili rozpłynęła się w powietrzu.
- Ah Mundusie twoja inteligencja cię zawiodła. Nie jest taka glupia to był jej klon sprawdza nas. Proszę nie mieszaj się do tego ona jest mądrzejsza niz na to wyglada.
Mundus uśmiechnął się. W jego oczach pojawiły się wesołe iskierki. Nie wiedzieliśmy, co się z nim dzieje.
- Najlepiej będzie jak znowu się gdzieś ukryje jak uciekne. Trzeba będzie przeczekać zaćmienie.
- Co proszę? - Mundus przestał się uśmiechać, w jego oczach nie widać było już nic wesołego - co mówiliście?
- To że spadam nikt nie może ucierpiec. - Wadera skierowała się na granicę watahy.
- Co?! - krzyknęliśmy razem z Mundusem.
- O nie, Amy! Nie zawiodła mnie inteligencja! Bynajmniej! Zobacz! - Mundek wskazał skrzydłem na krzaki. Leżała tam tylko garstka ciepłego prochu.
- I co? - zapytała obojętnie Amy.
- Z prochu powstałeś... - Mundus przymknął oczy - w proch...
Nie dokończył. Obok nas pojawiła się Ashley.
- Ashley...! - stłumiłem krzyk. Wadera spojrzała na nas pogardliwie.
Samica warknela. - Zemszcze sie siostro...badz tego pewna. - Siostra Amy zniknela, wadera usiadla na ziemi. Miala drgawki.
- Tfu! - Mundus pokręcił głową z nieopisaną złością - jak tacy mogą jeszcze po ziemi chodzić! Dobrze przynajmniej, że udało mi się wcelować w tego... sobowtóra. Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz - tym razem usatysfakcjonowany dokończył.
Amy nas nie słuchała, patrzyła się ślepo w dal. Po paru minutach podniosła się i zaczęła iść w stronę granicy watahy.
- Nie! - Mundus rozdrażniony mruknął - a ta znowu chce uciekać? Czy też idzie pokonać zło na całym świecie?
- Mundek - rzuciłem ptakowi zdenerwowane spojrzenie i szybko podążyłem za Amy.
- Chyba musze wrocic na stare ziemie... Odwiedze granice mojej watahy. Jesli chcecie mozecie isc ze mna.
- Z chęcią - uśmiechnąłem się do Amy. Wolałem nie zostawiać jej samej. Mundus także postanowił iść z nami. Wyruszyliśmy...
Szlismy przez pustynie, potem przez dzungle. W koncu natrafilismy na wielka rownine... Ziemia na niej byla jakby wypalona... Wszedzie walaly sie szczatki antylop... Drzewa byly uschniete w powietrzu czuc bylo smierc.
- Cóż za nieprzyjazne wilkom miejsce... - zacząłem bardzo niepewnie - może jednak zawrócimy?
Nagle, na pustyni pojawiły się nieznane wilki.
- Wiesz ze ta kraina tetnika kiedys zyciem ?? - W mojej glowie pojawila sie wizja Amy. Wszedzie bylo zielono, zwierzyna biegala wszedzie. - To sie teraz stalo z moim domem... wszystko Wina mojej siostry...
Niezane nam wilki podchodzily coraz blizej, rozpoznalam w nich moja kuzynke, Shaste. Wilczyca byla wychudzona, warknela na pozostale wilki... wadery i basiory sie rozeszli.
- Mo... że lepiej poczekam w lesie - Mundus zakręcił się w miejscu i omal nie upadł.
- Tchórz - warknąłem, choć sam byłem bliski ucieczki.
- Wiem to jest przerazajace
Amy nie powiedziała nic więcej. Podeszła do obcej wadery.
Ta, mruknęła groźnie.
Amy spojrzala na nia, wygladala na przestraszona.
Patrzyłam na wilczyce. Przez chwilę milczeliśmy, Mundus zdążył cofnąć się o trzy kroki, gdy nagle obca wadera krzyknęła. Nie rozumielismy tego co powiedziala, to byl jakis inny jezyk.
Czekalismy chwile... po 5 min zaczely do nas podhcodzic jakies wilki. Byly przyjaznie nastawione... jeda para szla w nasza strone... Wygladali na pare Alfa samica ludzaco przypominala Amy... A moze raczej na odwrot.
- Amy... - zacząłem zmieszany - to jakaś twoj arodzina? Bo wyglądasz...
Wadera rzuciła mi wściekłe spojrzenie.
- Ćśśś! - uciszyła mnie gestem łapy.
- Amy... - Wadera podeszla blizej, byla wychudzona jak tamta samica.
- Mamo... - Nasze " Slonce " Bylo bliskie placzu.
- Wyroslas kochana. - Usmiechnela sie alfa.
- Dzieki mamo... Ale co sie stalo z naszym domem...- Samia zaczela sie rozgladac.
- Dobrze wiesz kogo to wina... - mama Amy posmutniala, momentalnie zrobilo sie zimno.
- Mamo! - Mundus uderzył się skrzydłem w czoło, na znak zażenowania - jakże mogłem... nieważne. Lenku - tu zwrócił się do mnie - byłbyś tak miły i odszedł ze mną na bok... panie rozmawiają! Trochę kultury!
Mundek powiedział mi wtedy coś bardzo ważnego, o czym wspomnę już niebawem. Teraz, przejdźmy do Amy i jej matki.
Wadery rozmawialy przyciszonym glosem, wadera patrzyla na znamie w ksztalcie slonca.
- Czyli ona was zniewolila...
- Dokladnie. - Obrocila sie bokiem, doznalismy szoku. Mama Amy miala znamie ksiezyca i slonca na jednym boku tylko,ze bardzo wyblakle.
- Moja siostra... Jest niemozliwa...
- Wiem kochanie...Boje sie tylko tego... Wtedy kiedy ksiezyc przysloni slonce.Amy nic nie odpowiedziala byla bardziej zalamana. Uslyszelismy huk dochodzil ze skaly matka odepchnela swoja corke. - Uciekaj Ashley jest blisko...
- Moja siostra... Jest niemozliwa...
- Wiem kochanie...Boje sie tylko tego... Wtedy kiedy ksiezyc przysloni slonce.Amy nic nie odpowiedziala byla bardziej zalamana. Uslyszelismy huk dochodzil ze skaly matka odepchnela swoja corke. - Uciekaj Ashley jest blisko...
O nie! Nie możemy uciekać! - pomyślałem. Jeśli nie pomogę Amy, ona może już nigdy nie będzie chciała wrócić do WSC?! Mundus spojrzał na mnie z tajemniczym uśmiechem. Trzeba działać!
- Amy... - zacząłem, lecz po chwili załamałem głos - ja... ty... - nie zdążyłem dokończyć. Zobaczyłem czarną waderę przybliżającą się do nas.
- Ooo kogo ja widze... - Ashely pojawila sie przed Amy - Moja kochana siostra.
- Jestes wredna... - Amy patrzyla w jej oczy, znamie zaczelo sie swiecic.
- Dziekuje - Usmiechnela sie szyderczo, momentalnie cos chwycilo Amy za lape. To byly jakies niewidzialne pnacza. Wadera dyndala glowa w dol.
- Amy, kocham cię! - krzyknąłem w przestrzeń. Zaległa cisza. Aschley przestała się uśmiechać i spojrzała na nas zdziwiona.
Amy nadal szarpała się z pnączami.Popatrzyła na mnie.
- Cos ty powiedzial - Czarna wadera pojawila na przeciwko mnie, ksiezyc zaslonil slonce.
- Amy - kontynuowałem desperacko - mówiłaś, że trzeba znaleźć tą magię... miłość. Ja cię kocham i nie wytrzymam już dłużej! A jeśli to ma pomóc...
- Chyba torche za pozno... - Zaczelo sie robic ciemno. - To musi dzialac w dwie strony... - Pnacza sie zerwaly Amy upadla na ziemie, uslyszelismy trzask kosci.
Cofnąłem się. Oczywiście, piękna wizja wspólnej przyszłości pękła. Podbiegłem w stronę, w której przed chwilą wisiała Amy. Przez głowę przebiegła mi myśl, że kiedyś ten koszmar musi się skończyć. Jednak przestawałem już w to wierzyć...
Amy leżała na ziemi bez ducha. Doskoczyłem do wadery i usłyszałem głos jej matki.
- Amy... - Wadera zalala sie lzami.
Spojrzalem na samice, Oddychała ciężko nie wiadomo było czy przeżyje. Pochylilem sie leko Ashely sie smiała.
Moje życie zawaliło się. Mundus znów gdzieś znikł, Ashley z kolei zbliżała się do nas, matka Amy płakała...
- Teraz ja i moja siostra staniemy się jednym - Wyciągnęła łapę, z ciałem Amy zaczęło się coś dziać. Znamię w kształcie słońca zaczęło znikać. A wokoło nas zaczęło się robić ciemniej.
Co ty jej robisz poczwaro wredna?! - krzyknąłem rzucając się bez namysło na Ashley.
- Zabieram jej dusze... Należy mi się... - Zepchnęła mnie z siebie.
- Mundus... - nie wiedziałem już co robić - przyjaciel, poradź! Co ja mam z nią zrobić?? TY napewno wiesz! JA nic już nie wiem...
- Nie przeszkadzaj, myślę! - mruknął towarzysz. Potem mówił sam do siebie:
- Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz... coś mi chodzi po głowie. Ashley...
- Co?! - wadera popatrzyła na nas pełna wzgardy.
- Pertraktujmy! - krzyknął zadowolony Mundus.

~ Po chwili, gdy doszedłem już do siebie... ~

- Mundus!! Czy ty nie potrafisz nic innego wymyślić?! - załamałem się - przecież to zbyt proste, by mogło się udać!!
- Ćśś! - uciszył mnie ptak - wiem, że się nie uda. Cicho!
- Jeżeli wiesz, że się nie uda, to po jakiego tyfusa to robisz? - szepnąłem.
- Głupiś! - syknął Mundus - znasz inny sposób?
Tymczasem Ashley zdziwiona stanęła naprzeciw nas.
- Ty... wy... chcecie się dogadać?! Haha ha... - uśmiech znikł z jej pyska.Zastąpił go szyderczy wyraz twarzy, wyciągnęła łapę w stronę Amy, nagle ziemia się zatrzęsła mama wadery skoczyła prosto na jej siostrę. Chciała obronić córkę za cenę własnego.
- Zabieraj ją ! - Krzyknęła.
- Amy... - szepnąłem widząc leżącą na trzęsącej się ziemi waderę. Matka wilczycy rzzuciła się na ratunek.
- Zabierz ja i nie dyskutuj... - Ashley zaatakowala swoja matke.
Korzystając z zamieszania, chwyciłem Amy i rzuciłem się do ucieczki. Po chwili, Mundus, Amy i ja, znaleźliśmy się na skraju lasu.
Wadera dalej byla nieprzytomna, slonce na jej biodrze zaczelo znikac.
- Pogódźmy sięz tym - ziewnął Mundus - "co ma przeminąć, to przeminie" - zacytował - albo jeszcze inaczej: co ma wisieć, nie utonie.
Mimo perswazji przyjaciela, nie mogłem się poddać.
Położyłem się obok niej, znamię praktycznie zniknęło. Słońce które było na niebie przygasło... Ciemność wygrała Ashley była niepokonana. Momentalnie zrobiło się tak ciemno, że ledwo na oczy widziałem.
- Pogódźmy sięz tym - ziewnął Mundus - "co ma przeminąć, to przeminie" - zacytował - albo jeszcze inaczej: co ma wisieć, nie utonie.
Mimo perswazji przyjaciela, nie mogłem się poddać.
Położyłem się obok niej, znamię praktycznie zniknęło. Słońce które było na niebie przygasło... Ciemność wygrała Ashley była niepokonana. Momentalnie zrobiło się tak ciemno, że ledwo na oczy widziałem.
- Mundus... - szepnąłem. Ptak niespokojnie poruszył się w ciemnoci.
- Co? - odpowiedział, również szeptem.
- Jak myślisz: co teraz robią członkowie Watahy Srebrnego Chabra?
- Czy ja wiem... pewnie myślą, że będzie burza.
Zwiesiłem głowę, czekałem na najgorsze oddech wadery leżącej na ziemi zwalniał. Jej Aura bledła z każdą sekundą.
W pewnym momencie usłyszałem szelest od strony krzewów. Nagle ujrzałem w ciemności...Ashley... Wstrzymalem oddech, pewnie mnie szukala tak samo jak i Amy. Spojrzala w nasza strone usmiechajac sie szyderczo. Na jej boku widnialy ksiezyc... Oraz slonce... Od siostry Amy bila niepokojaca sila, teraz to ona jest serio nie do pokonania.
- Czego jeszcze chcesz, duszo potępiona... - mruknąłem niezadowolony, bardziej do siebie, niż do Ashley.
Wadera zbliżyła się do nas.
- Niech się tylko skończy te dziesięć, sto, tysiąc czy dziesięć tysięcy lat "dobrobytu" a potem niech cię piekło pochłonie - Mundus wstał i wleciał do lasu. Zniknął nam z oczu.
- To proste, chce sie jej pozbyc... - Warknela wadera.
- Precz potempieńcu! - wykrzyknąłem w przypływie emocji - prędzej sam zginę, niż narażę na to Amy!
Ashely cofnęła się o krok, nieoczekiwany obrót sprawy. Za to druga wadera poruszyła się. - Nie... To nie jest mozliwe... - Siostra samicy cofnęła się jeszcze parę kroków.
- Amy... - szepnąłem do wadery - Amy... słyszysz mnie?
Ashley patrzyła na nas ze złością.

< Amy? >

piątek, 26 września 2014

Od Hiacynta CD Eclipse

Lenek, Mundus i ja, staliśmy przed jaskinią. Katia badała Eclipse i pozostałych dwóch typów. Miałem nadzieję, że Eclipse naprawdę dobrze zna Aryst'o Telesa i Paganiniego.
- Nie uważacie, że ci dwaj są naprawdę dziwni? - zapytał Lenek. W odpowiedzi Mundus wzruszył ramionami i odpowiedział:
- Dziwni, ale raczej niegroźni.
Ja także zaastanowiłem się, co można odpowiedzieć, jednak nie zdążyłem. Katia wysunęła się z jaskini.
- I co? - zapytałem.
- Śpią. Muszą strawić tą okropną truciznę.
- Nie - machnął skrzydłem Mundek - przecież Hiacyntowi chodzi o Eclipse! - tu spojrzał na mnie i uśmiechnął się kpiąco.
- Tak... Eclipse czuje się lepiej. Jednak powiedzcie mi, skąd przybyli Paganini i Aryst'o Teles?
- "Aryst'o Teles" Katiu, "Aryst'o Teles"! - zachichotał Mundus.
- Co? Przecież mówię... - wadera zdziwiła się.
- Któż to wie? - Lenek odpowiedział na wcześniejsze pytanie Katii - pojawili się nagle i mam nadzieję, że równie szybko znikną.
- Och! Nieładnie! - Katia zwróciła uwagę basiorowi - Lenku: mówisz tak, bo nie chce ci się ich pilnować!
- Może i nie chce! Poprostu nie lubię tracenia czasu na takich mądrych inaczej, gdy muszę obchodzić tereny WSC. Jestem jedynym stróżem, więc...
- Wiemy, wiemy - kontynuowała wadera - powtarzasz to przy każdej okazji.
Naszą rozmowę przerwała Eclipse, która słabo powłucząc nogami wyszła z jaskini.
- Katio... Paganini się obudził - poinformowała - żąda jakiegoś "kminku".
- Oczywiście! Może jeszcze przyniosę zamorskiego nektaru! - oburzyła się Katia - musi się kurować a nie objadać! Mundusie - zwróciła się do ptaka - czy mógłbyś sprawdzić pogodę na jutro?
Jak każda porządna wataha, WSC miała swoje tajne sposoby na przewidywanie pogody. Sposoby te, znali tylko najbardziej zaufani członkowie watahy. Nie wiem, jak miał się do tego Mundus...
- Katio - uśmiechnął się przez uprzejmość - nie mogę chwilowo latać. Pogoda musi zostać nieodgadnięta.
- Czemu nie możesz? Przecież masz skrzydła.
- Porachunki w domu! - wypalił szybko Mundek.
- Ach... - Katia nie pytała więcej. Wobec tego, pogoda na dzień jutrzejszy, pozostała tajemnicą.

~~ Nazajutrz ~~

Ponieważ było już za późno na powrót do domu, Lenek, Mundek i Ja przenocowaliśmy w jaskini należącej do wojska. Rano powędrowaliśmy odwiedzić Eclipe i jej przyjaciół.
Katia siedziała przed jaskinią, Eclipse chodziła to w jedną, to w drugą stronę po grocie. Wyglądała na zdenerwowaną.

< Eclipse? >

Od Eclipse CD Haicynta

Od ciężkich obrażeń miałam zanik pamięci. Gdy zobaczyłam te dwa wilki nie wiedziałam kim oni są. Jednak gdy zaczeli rozmowę z Hiacyntem i Mundusem przypomniałam sobie ich. No chociaż tak myślę. Wtedy Lenek powiedział:
- Wy obaj, natychmiast do jaskini wytrzeźwień! Nie możecie w takim stanie chodzić po lesie!
- Nie! Możemy cię pokonać jednym palcem. - Powiedział Aryst'o Teles
- I... i jedną łapą! - Powiedział drugi wilk o imieniu Paganini
- Już do izby! - Krzyknoł Lenek
- Zaczekaj! Chcę z nimi porozmawiać
Te dwa wilki nie zwracały na mnie uwagi gdy droczyli się z Hiacyntem, Mundusem i Lenkiem. Oby dwa wilki przyglądały się mi.
- Eclipse..? - Spytał Paganini
- Tak. Tak mam na imię
- Eclipse! - Krzyknoł drugi i mnie przytulił. Zaraz po nim przytulił się drugi.
- Ej proszę się od niej odczepić! - Krzyknoł Hiacynt
- Prosze nie przeszkadzać. Tu prowadzimy spotkanie po latach!
- Po latach?!
- Hiacyncie - Uwolniłam się od uścisków wilków. - Oni są moimi dobrymi starymi przyjacielami.
- Starymi?
- Tak. Przed opuszczeniem watahy. Eh. Aryst'o Teles to syn mojej byłej watahy a Paganini to jego najlepszy przyjaciel. Wtedy bardzo się lubieliśmy jednak coś się popsuło.
- No właśnie dlaczego odeszłaś?!
- Ponieważ musiałam - Rana znów zaczeła boleć. Oby dwa wilki otrząsneły się i zaczeli myśleć trzeźwo
- Musimy ją zabrać do jakiegoś medyka i to zaraz! - Powiedział Paganini.
- Czy macie w watasze jakiegoś medyka?
- Oczywiście. Chodzcie! - Oznajmił Hiacynt i ruszyliśmy
Podróż nie trwała długo. Gdy mnie odłorzyli na miejsce oni też się przebadali. Jak się okazało zjedli trujące halucynki. Są to grzyby przez które ma się halucynacje. Katia zajeła się mną.
< Hiacynt? >

Od Hiacynta CD Eclipse

Ja także szybko znalazłem się w jaskini medyka. Katia przywitała mnie, po czym zajęła się ranną Eclipse.
Mama Mundusa siedziała obok mnie. Patrzyła smutno na wadery.
Chwilę po mnie, w jaskini zjawił się też Mundek. Uśmiechnął się patrząc na Eclipse i podszedł do mnie. Powiedział:
- Hiacyncie...
- O co ci znów chodzi? - warknąłem nieprzyjemnie. Nie zamierzałem mieszać się w konflikt Mundusa z Eclipse. Przykro to mówić, jednak wolałem, żeby sami rozstrzygają swoje nieporozumienia.
- Och nie - zaśmiał się - nie o to, o czym myślisz, przyjacielu!
Byłem zbity z tropu. Tymczasem Mundus kontynuował:
- Pod lasem sterczą dwa wilki, dywagują głośno i szczerzą kły do przechodniów. Gdy razem z Lenkiem spotkaliśmy ich przed chwilą, ci zaczęli wykonywać podejrzane gesty i coś szeptać. Zresztą, sami w sobie są podejrzani - wzruszył ramionami - uważam, że nadmiar chmielu u obu jegomości poskutkował nadmiarem wesołości i chęci ryzykowania - zachichotał - jako samiec alfa, masz obowiązek coś z tym zrobić!
- Gdzie przebywają ci jegomoście! - zapytałem niepewnie.
- Pod pozorem wysokiego zagrożenia publicznego, zostali unieszkodliwieni a następnie przetransportowani do siedziby wojskowej. Lenek ich pilnuje.
- Już tam idę - spojrzałem niepewnie w stronę Eclipse - ale ty idziesz ze mną, mścicielu jeden!
- Ależ oczywiście - zaśmiał się znów Mundek - mogę powiedzieć więcej: Eclipse też może iść z nami. Powiem więcej: powinna. Owi jegomoście wykrzykiwali jej imię wielokrotnie, prawdopodobnym więc jest, iż ją znają.
Udaliśmy się razem z Eclipse i Mundusem do "więzienia". Lenek przywitał nas ciepło:
- Nareszcie jesteście! Ci dwaj doprowadzają mnie do szału! - basior podbiegł do nas.
Z jaskini wyszły dwa wilki.

Jeden z nich wyglądał mniej więcej tak:

Natomiast drugi, tak:

- Ty... Pagaj! - krzyknął szaro- biały wilk podchodząc do nas (mówiąc "nas", mam na myśli Eclipse, Lenka, Mundusa i mnie).
- Czo?! - odkrzyknął drugi, brązowy stojąc pod jaskinią i kiwając się w dwie strony.
- Nie "czo"! Nie "czo"! Nico! - odkrzyknął znów szary - chodźże tu na chwilę!
- Kim jesteście! - zapytałem tego szarego.
- Z tego, co mówili gdy was nie było, udało mi się wywnioskować, że jeden nazywa się "Pagaj" a drugi "Chodź tu" - szepnął Lenek. Posłałem mu pobłażliwe spojrzenie.
Wilki podeszły do nas i znów zaczął szary:
- Ależ ja nazywam się Aryst'o Teles a to mój dobry przyjaciel Paganini!
- Żartujesz? - Mundus spojrzał się na "szarego" pełnym zażenowania wzrokiem.
- Nie! - "szary" zasłonił się łapą, jakby chciał uciec przed ciosem - nie! Jam jest Aryst'o Teles!
- A ten drugi, Paganini? Jak ten muzyk?
- Tak, jak ten "muzyk", ptaku - Aryst'o Teles popatrzył na Mundusa akcentując słowo "muzyk" z niemałym obrzydzeniem.
- Arystotelesie... - zacząłem, lecz ten nie dał mi dokończyć.
- Nie! Moje imię brzmi: Aryst'o Teles.
- Aryst'o Teles - powtórzyłem by zapamiętać.
- Nie! - krzyknął znowu wilk.
- Wiecie o co mu chodzi? - zapytałem zmęczony myśleniem.
- Ja wiem, Hiacyncie - uśmiechnął się Mundus - nie wiem doprawdy, jakże mogłeś popełnić tak tragiczny błąd! - mówiąc to, Mundek starał się nie roześmiać, jednak widać było, że kpi sobie w żywe oczy z Arystotelesa - jak mogłeś! Przecież imię Aryt'o Teles wyraźnie akcentuje się "Aryst'o Teles" a nie "Aryst'o Teles"! - ledwo zdołał powstrzymać śmiech.
- Właśnie! - szary i, jak można podejrzewać, niezbyt mądry wilk przytaknął głośno:
- Właśnie! Myślę, mądry ptaku, że się dogadamy.
Eclipse i Lenek przysłuchiwali się naszej rozmowie. Lenek przerwał:
- Wy obaj, natychmiast do jaskini wytrzeźwień! Nie możecie w takim stanie chodzić po lesie!

< Eclipse? >

Od Eclipse CD Hiacynta

Mundu nie dokończył swej wypowiedzi ale póścił mnie i odszedł. Byłam bardzo zdziwiona i zmartwiona. Czym? Tym że jego mama podeszła do mnie. Bałam się bo nie wiedziałam co zrobi. Jednak Mundus cieszył się i szeptał:
- Wkońcu odpłacimy swój dług. Ona zginie. Heh... - Jednak rozczarował się tym co jego matka zrobiła. A mianowicie pomogła mi wstać.
- Mamo ale co ty robisz?! Ona zabiła nam tatę...
- Mundus jesteś głupcem. Nie rezszarpuje się starych ran! Ona niczym nie zawiniła. Ona chciała nam pomuc jednak co mogła zrobić kiedy jej ojciec był od nij większy? Pomyśl chwilę Mundusie.
Mundus uspokoił się i zaczął myśleć
- Masz rację. Lecz nigdy prze nigdy jej nie wybaczę! - Spojrzał się na mnie zimnym i złowieszczym wzrokiem.
- J-ja przepraszam - Po mojej wypowiedzi upadłam na ziemię. Jak się okazało Mundus bardzo poważnie mnie zranił. Miałam dwie wielkie rany z których lała się krew. Byłam mocno poobijana. Nie straciłem przytomości bo wiedziałam że tak mogę zginąć. Bolało i to mocno. Hiacynt powiedział do matki Mundusa:
- Mam jedną prośbę. Proszę z nią szybko lecieć do wadery Kati. Proszę!
- Oczywiście.
Samica złapała mnie i wzbiła się w powietrze. Lecieliśmy bardzo szybko jak kazał Hiacynt. Wkońcu wylądowaliśmy. Byliśmy już w jaskini Katii. Położyli mnie. Wtedy zemdlałam.
< Hiacynt? >

czwartek, 25 września 2014

Zmiana na liście!

Zmiana na liście
 Osoby teraz się na niej znajdujące:
1. Eclipse
2. Hiacynt
3. Jenny
Gratulacje! Nagrody ukażą się w zakładce .


P.S. Przepraszam, że tak dawno lista nie była aktualizowana. W najbliższym czasie może się także ukazać nowy numer pisma: "Nasz Głos!".

                                                                                             Wasz samiec alfa,
                                                                                                  Hiacynt

Od Hiacynta CD Eclipse

Mundus rzucił się na biedną Eclipse.
- Idźże do... - tu ptak zatrzymał się - mój ojciec najmniej mnie teraz obchodzi! Ty zabójco...
- To przecież nie ja... -  wadera zasłoniła się łapą.
- Nie ty! Ale  nosisz w sobie geny tego parszywca...!
Ptak szarpnął mocno Eclipse. Rzuciłem się na pomoc, jednak Mundek machnął skrzydłem z taką siłą, że zatoczyłem się na prawie dwa metry.
- Gdyby Hiacynt i Andrei nie przyszli wtedy nad tą rzekę, gdybyś była w stanie poradzić sobie z nią sama... albo gdyby po prostu zginęła, może byłbym ci w stanie wybaczyć - mruknął ptak stojąc przed waderą.
- Mundusie - usłyszeliśmy spokojny, cichy głos - puść tą wilczycę.
Mundek wyprostował się i spojrzał niepewnie w stronę, z której dochodził głos.
- Mamusiu - ptak odwrócił się - to sprawa honoru. Tamten wilk z zimną krwią ukrócił żywot...
Przerwał.

< Eclipse? >

Od Eclipse CD Hiacynta

- Eh powiedzmy w prost. Nie lubię kłamać to poprostu nie leży w mojej naturze. Ale jednak tutaj skłamałam. Nie chciałam tego mówić ale wiem dlaczego Mundus mnie nie lubi.
- Dlaczego?
- To długa historia dlatego nie opowiem ci jej całej ale powiem ci najważniejszy szczegół.
- Tak?
- Eh pewnie wiecie że Mundus nie miał ojca. Prawda?
- No tak ale...
- Poczekaj. Zanim wyjmiesz pochopne wnioski nie obwiniaj mnie. Dobrze?
- No dobrze. Mów
- A więc. Em.. - Hiacynt w tym momęcie przerwał moją wypowiedz
- Eclipse może pójdziemy gdzieś w inne miejsce. Myślę że ktoś nas podsłuchuje.
- Dobrze.
Ruszyliśmy nad strumyk. Była tam niska trawa. Żadnych drzew, krzewów ani innej roślinności. Wszystko mogliśmy zobaczyć
- A więc. Mundus nie ma ojca przezamnie
- C-co?!
- Tak to znaczy... Mój ojciec kiedyś zabił niebieskiego ptaka. A ten ptak miał rodzinę.
- To mówisz że Mundus...
- Tak Mundus się jakoś dowiedział. Mi jest tak bardzo głupio...
- Ale to nie twoja wina
- Jak to nie moja! Nie powstrzymałam mego ojca a on zabił ojca Mundusa
Wtedy wtrącił się Mundus
- A więc to przez ciebie mój ojciec zginął!!
- A-ale Mundus. T-to nie tak!
- A jak?! Zabiłaś mi ojca! A teraz mi za to zapłacisz!! - Ptak zaatakował mnie. Zaczeła się bójka. Nie dawałam rady.

Od Hiacynta CD Eclipse

Razem z Eclipse zajadaliśmy się mięsem łosia. Zaczęliśmy rozmowę. Po chwili powiedziałem:
- Eclipse... na pewno nie wiesz, dlaczego Mundek tak cię nie lubi? Zazwyczaj nie zachowuje się tak... w stosunku do obcych... i nowo przybyłych. Powiedz jeszcze coś o sobie. Ja jestem już drugim pokoleniem, które piastuje w WSC stanowisko alfy.
Zauważyłem, że ktoś uważnie przysłuchiwał się naszej rozmowie. Mundek nie silił się nawet, by ukryć zaciekawienie. Nie słuchał już zajmującej dyskusji Lerki i jakiejś wiewiórki. Nie patrzył na Katię siedzącą nieopodal i segregującą zioła. Przysłuchiwał się uważnie temu, co mówi Eclipse. Co chwila uśmiechał się, patrząc na mnie. W chwili, gdy zaproponowałem Eclipse, by coś o sobie powiedziała, dotarło do mnie, iż ten błękitny ptak drwi sobie ze mnie. Ten prowokator, sprawdza jak długo zajmie mi domyślenie się, że muszę usunąć się z pola widzenia razem z Eclipse. W przeciwnym razie, podsłucha najbardziej poufne elementy naszej rozmowy!

< Eclipse? >

Od Eclipse CD Hicaynta

Rozmawiałam z Katią na różne tematy. Nagle doszliśmy do jaskini. Tam zauważyłam Hiacynta, Lerkę i oczywiście Mundusa.
- Dobrze Katia dzięki za pomoc i rozmowę
- Nie ma za co. - Wadera uśmiechneła się - Do zobaczenia
- Papa!
Oczywiście podeszłam do nich
- Hej. Jak się macie?
- O witaj Eclipse - Powiedział radośnie Hiacynt - Gdzie byłaś?
- Ach poszłam się przejść a gdy już wracałam napotkałam Katię. Och przepraszam. Witaj Lerko i Mundusie - Uśmiechnełam się szeroko
- Cześć! - Odpowiedziała wesoło Lerka. Jednak Mundus nie odezwał się ani słowem
- Eclipse jesteś może głodna?
- Tak jestem i to straszliwie
- To może coś upolujemy?
- To dobry pomysł
Odeszłam wraz z Hiacyntem. Odwróciłam się i zobaczyłam jak ptak patrzy się na mnie z nienawiścię.
- O co mu chodzi? Wiesz może Eclipse?
- N-nie nie wiem. - Nie lubię kłamać lecz to jedyne wyjście...
- I już jesteśmy. Oto łąka
- O tam są łosie! Może upolujemy od razu dla całej watahy?
- To dobry pomysł.
Polowaliśmy zaledwie pół godziny a już mieliśmy trzy martwe łosie. Zanieśliśmy je do watahy. Wszyscy jedli ze smakiem. Ja i Hiacynt oderwaliśmy kawałek mięsa i odeszliśmy trochę.
- To co mi o sobie powiesz?
- A co mam mówić? Mogę ci powiedzieć wszystko...

< Hiacynt? >

środa, 24 września 2014

4 listek odnaleziony!

4 listek (zakładka: "Odeszli") został znaleziony przez Eclipse! Gratulacje!

Jako nagrodę Eclipse wybrała 5 Ng za znaleziony kwiatek.

Konkurs zakończony. Wszystkim dziękuję za udział! Tej jesieni trwał wyjątkowo krótko.

                                                                                                      Wasz samiec alfa,
                                                                                                         Hiacynt

3 listek znaleziony!

3 listek (zakładka: "Zasady") został znaleziony przez Lulka! Gratulacje!

Jako nagrodę Lulek wybrał 3 Ng za znaleziony kwiatek.

Przypominam, że do odszukania został jeszcze jeden listek.

2 listki znalezione

1 i 2 listek (zakładka: "Sąd" i "Wilki") został znaleziony przez Lenka! Gratulacje!

Jako nagrodę Lenek wybrał po 5 Ng za każdy znaleziony kwiatek.

Jesienne porządki!

Nadchodzi jesień!

Naszym zwyczajem, gdy na początku każdej pory roku szukamy i zbieramy coś.Tej jesieni, będą to takie właśnie listki: . Ukryły się one na czterech stronach watahy. Za

każdy kwiatek, jego znalazca otrzyma dowolną ilość ng (niebieskie gwiazdki - nasza

waluta), lub dowolny przedmiot z zakładki "Konkursy". Prosimy jednak o zachowanie umiaru w wyborze ilości otrzymanej nagrody ;).

wtorek, 23 września 2014

Od Hiacynta CD Eclipse

Andrei z Mundusem opuścili jaskinię. Z braku lepszego zajęcia wyszedłem przed jaskinię razem z Eclipse. Wadera oddaliła się by zażyć spaceru a ja usiadłem przed grotą, ledwo powstrzymując śmiech.
Mundek... doprawdy, dziwny typ. Inteligentny bardziej, niż cała nasza wataha razem wzięta a tak rzadko wykorzystuje swoje ponadprogramowe zdolności psychologiczne i logiczne...
Co więcej, Andrei spacyfikował tego błękitnego ptaka już pierwszego dnia w którym było dane dzielić im jaskinię. Wcześniej nie spodziewałbym się, że Mundus mugłby się tak komukolwiek podporządkować...
Wbrew pozorom, Mundus jest dość silnym ptakiem, więc mógłby przy odrobinie starań nie dać poprzetrącać sobie skrzydeł. Mógłby nawet "odwdzięczyć się" Andreiowi za wszelkie urazy doznane z jego winy.
Przypuszczenia doprowadziły mnie do krótkiego osądu sytuacji: Mundek prawdopodobnie dla świętego spokoju znosi wszystkie "humory" Andreia. ~Ech...~ właśnie uświadomiłem sobie, jaka wojna rozpętałaby się w jaskini Murki i Andreia, gdyby Mundus i wcześniej wymieniony basior zaczęli próbować zdobyć dominację. Rzeczywiście, jeden nieznośny osobnik w tamtej nieszczęsnej jaskini wystarczył.
W tej chwili, ujrzałem Lerkę - córkę Andreia i Murki, podążającą w moim kierunku. Jak można się było domyślić, Mundus szedł obok niej.
- Dzień dobry, Hiacyncie! - Lerka wesoło skinęła głową na mój widok.
- Dzień dobry, Lerko - uśmiechnąłem się. Młoda wadera do niedawna mieszkała razem ze mną, Gają i naszymi dziećmi w jaskini alf. Kilka dni temu, Lerka wróciła do swojej rodzinnej jaskini. Przedtem nie mogła w niej przebywać, gdyż Gaja uznała, że Andrei nie nadaje się na ojca - jest stanowczo zbyt nerwowy i porywczy.
Popatrzyłem na Mundsa, który zdawał się ignorować moje spojrzenia. Rozglądał się po polanie, na której się znajdowaliśmy, to wpatrywał się tęsknym wzrokiem we wróble wesoło fruwające po niebie. Jak wiemy, Mundek został chwilowo pozbawiony możliwości latania.Co chwila z uśmiechem zerkał na Lerkę: swoją wychowankę, która większość dzieciństwa maszerowała u jego boku poznając świat.
Po chwili wróciły Eclipse i Katia. Wadery prowadziły zajmującą rozmowę.

< Eclipse? >

Od Eclipse CD Hiacynta

Roześmiałam się. Co prawda nie do końca wiedziałam co powiedział ale część zrozumiałam.
- Ty rozumiesz co on powiedział? - Zdziwił się Hiacynt
- Owszem.
- To co takiego? - Spytał rozdrażniony Mundus
- Ty sam wiesz co powiedziałeś więc nie muszę ci tego tłumaczyć - Uśmiechnełam się szyderczo do ptaka. Ptak tak się zdenerwował że chciał wzbić się w powietrze. Nie udało mu się.
- Miłego zdrowienia - Powiediał miło Andrei. Mundus wyszedł za nim bez słowa.
- Eh ten Mundus... Do zobaczenia
- Ty już idziesz?
- Tak. Idę pospacerować.
- Dobrze to do zobaczenia
< Hiacynt? >

Lerka dorasta!

Winter_Wonderland_by_xcelestex.png (1277×792)
Lerka - poseł

W związku z tym, iż Lerka jest już dorosła, znów mieszka w rodzinnej jaskini.

                                                                                             Wasz samiec alfa,
                                                                                                Hiacynt

Od Jenny CD Rozalii

- Do prawdy? - Powiedział z przekąsem - a jaka jeszcze jest możliwa?!
- Oj wiele, mój drogi. - Odparł Mundus. Wilk spojrzał w dał, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Może i tak, ale tylko moja jest prawidłowa! - Fuknął i powiedział do mnie, i (siłą rzeczy) Storczyka:
- Wybaczcie, ale czas nagli! Muszę, ba chcę, już się pożegnać!
- O... Odprowadzimy cię! Prawda Storczyk? - Powiedziałam patrząc na Storczyka. Wilk skrzywił się, ale odpowiedział:
- Ta...
Razem z samcami udałam się na peron. Porzegnawszy się z Mrokiem, wróciliśmy na tereny watahy.

poniedziałek, 22 września 2014

Od Hiacynta CD Eclipse

Razem z Andreiem podbiegliśmy do brzegu rzeki. Jej rwący nurt porwał Eclipse. Wadera zniknęła w wodzie.
- Eclipse!! - krzyczałem. Andrei odwrócił się i dla odmiany wołał:
- Mundus! Munduuus! Gawronie jeden! Tylko mi spróbuj wrócić do naszej jaskini!! Skrzydła ci powykręcam!
Skoczyłem do wody. Udało mi się dotrzeć do dna potoku i z największym trudem wyciągnąć Eclipse z otchłani. Wypłynęliśmy na powierzchnię. Nie jestem zbyt dobrego zdrowia, to też, gdy tylko znalazłem się na brzegu dyszałem ciężko i zacząłem zanosić się kaszlem.
Andrei reanimował nieprzytomną Eclipse i co chwila krzyczał:
- Hiacyncie! Obudź się wreszcie. Jesteś n a  b r z e g u!
- Tak, tak: już wstaję - odpowiedziałem po chwili namysłu pół przytomnie, zbierając siły.

~~ Nazajutrz... ~~

Ja i Eclipse przez kolejny dzień znaleźliśmy się pod opieką medyka - Katii. Ja czułem się już całkiem dobrze, lecz Eclipse dopiero nazajutrz mogła opuścić "szpital".
Możecie sobie wyobrazić, jakie było nasze zdziwienie gdy około południa, do jaskini Katii wkroczył Andrei z miną przywódcy. Za nim,niczym skazaniec, wkroczył Mundus.
Katia akurat wyszła, nazbierać nieopodal jaskini jakiegoś zioła, więc siedzieliśmy razem z
Eclipse w kątach groty, chroniąc się przed upałem.
- Witaj, Eclipse! Witaj, Hiacyncie! - przywitał nas zadowolony Andrei. Odpowiedzieliśmy. Mundus natomiast, patrząc ze złością na Eclipse, nie wyrzekł ani słowa.
- Dorwałem tego gawrona - kontynuował Andrei rzucając Mundusowi nienawistne spojrzenie - i zgodnie z obietnicą, pozbawiłem go możliwości latania. Przynajmniej na kilka dni - na znak zemsty wyszczerzył się w złośliwym do granic uśmiechu.
- Nescio, quid morbi est atque honestum.! - Mundus mruknął okazując swoją nieskończoną złość po łacinie (szczęście, że chyba żaden z członków watahy nie rozumiał tego zawiłego języka: wolę też nie obniżać poziomu moralności czytelników, więc nie przetłumaczę).
Nagle Eclipse roześmiała się głośno. Kobieta zawsze pozostanie zagadką... Czyżby zrozumiała, co powiedział Mundus? Może w niej także zapłonęła chęć zemsty na błękitnym ptaku?

< Eclipse? >

Od Eclipse CD Hiacynta

Byłam bardzo zła na Mundusa
- Pomocy! Pomocy!!
- Ej a ty co robisz?! Jeszcze ktoś cię usłyszy!
- Właśnie o to mi chodzi! Pomocy!!
Nagle z krzaków nad przepaścią wyłonili się Hiacynt i Andrei.
- Eclipse trzymaj się! - Powiedział Andrei
- Chwyć się gałęzi - Krzykną zdenerwowany Hiacynt. Nagle do wody wpadła gałęź jednak była za daleko mnie
- Nie dosięgam!
- Zaczekaj. Zaraz tam zejdziemy - Obydwoje znikneli w zaroślach.
- I widzisz co narobiłaś?! - Wykrzykiwał Mundus
Nagle zaplątałam się w wodorosty.
- O- o nie. Nie, nie nie! Wodorosty!
Ptak odwrócił się i odleciał. Ja zaczełam się topić
- Ratunku! Pomocy!
Po chwili z krzaków na brzegu wyłonili się Hiacynt i Andrei
- Trzymaj się!
- N-nie moge... - I byłam już całkiem pod wodą. Chwilę się targałam ale po chwili zamnknełam oczy i poleciałam na dno.
< Hiacynt? >

sobota, 20 września 2014

Od Hiacynta CD Eclipse

Podczas, gdy ja i Andrei podążaliśmy za Mundusem i Eclipse, ci byli właśnie w trakcie walki z niedźwiedziem.
To znaczy... Mundus był. Eclipse spadła ze skały, wprost do rwącej rzeki. Przepłynęła przez niski wodospad i odzyskała przytomność, którą podczas upadku utraciła.
- Ty brunatku ohydny! - Mundus krążył wokół niedźwiedzia, tłukąc go porządnie skrzydłami - precz! Precz! Wracaj do siebie, do lasu.
Niedźwiedź odganiając się łapami, chcąc nie chcąc, podąży do lasu.
Mundek skoczył na wysoki brzeg rzeki i spojrzał w dół. Eclipse wiosłowała łapami, płynąc do brzegu. Mundus usiadł na ziemi i odetchnął z ulgą. Wzbił się w powietrze.


- Gdzie lecisz?! - wadera wrzasnęła do ptaka.
- Jak to gdzie?! - odkrzyknął Mundus - poradzisz sobie! - zachichotał - myślałaś, że przywlokłem cię tutaj po to żeby odnieść cię z powrotem? Czy może po to, byśmy razem cierpieli w milczeniu? - usiadł na gałęzi drzewa.

< Eclipse? >

Od Eclipse CD Hiacynta

Mundus nie znał mnie a tym bardziej mioch mocy. Zaatakowałam go dzikimi pnączami. Przydusiłu go do ziemi.
- Ej wypóść mnie to może ci nic nie zrobię! - Ptak zaczą się miotać
- Uspokuj się. Nie chcę ci nic zrobić
- Ale ja tak! Porzałujesz tego
Zaczełam się rozglądać. Patrzyłam którędy mam wrócić do domu.
- Nie uciekniesz z tąd
- Zkąd masz taką gwarancję?
- Poprostu to wiem
- Powiedz co ja ci takiego zrobiłam?!
Ptak milczał. Nagle usłyszałam szelest.
- Och nareście mnie znaleźli to znaczy nas. - Odwróciłam się w stronę ptaka jednak go juz nie był - C-co?
Ptak wyplątał się z lian
- Ha teraz mnie porzałujesz!
Jednak zatrzymał się bo z krzaków wyłonił się olbrzymi niedzwieć.
- N-niedzwiedz! - Zaczełam uciekać. Oczywiście jak to niedziedz pobiegł za mną. Słyszałam tylko śmiech Mundusa. Nagle ucichł ryk niedzwiedzia. Ale na nie szczęście niedzwiedz wskoczył na mnie i przycisł mnie do ziemi. Wzioł mnie w swoje zębiska i zaczął mną targać we wszystkie strony. Nagle póścił mnie. A ja spadłam ze skarpy. Widziałam tylko Mundusa i niedzwiedzi. Nagle wpadłam do rwącej rzeki
< Hiacynt? >

Od Hiacynta CD Eclipsy

Mundus odleciał razem z biedną Eclipse...
- Trzeba biec! Ratować ją!! Nie wiadomo gdzie tego pokroju typ może zabrać Eclipse i co jej zrobić! - krzyczałem, będąc w szoku.
- Biegnijmy w stronę gdzie zniknęli - zaproponował Andrei.


~~ Tymczasem, Eclipse i Mundus... ~~

Mundus leciał przez las, ściskając Eclipse w szponach. W końcu, znaleźli się na niewielkiej polanie nieopodal morza. Ptak spokojnie z niejakim wyrazem wzgardy położył niezczęsną waderę na ziemi, po czym przysiadł obok niej.
Po chwili Eclipse podniosła głowę, z przerażeniem wpatrując się w oprawcę.
- Co ty robisz... - jęknęła.
- Siedźże cicho, nic nie mów - oczy ptaka złowieszczo połyskiwały w ciemności.
- Dlaczego? - Eclipse wstała zaniepokojona i rozejrzała się wokoło - gdzie jesteśmy?
- Na granicy Skrytego Lasu. Gdybyś dłużej należała do tej watahy, pewnie wiedziałabyś, gdzie jesteśmy - Mundus rzucił wilczycy nienawistne spojrzenie, po czym popatrzył w stronę, gdzie drzewa były ciemniejsze, niż tam, gdzie się znajdowali.
- Co teraz...? - Eclipse zaczęła cicho.
- Nic. Ja mam skrzydła - nie zostanę długo. Ty, musisz jakoś tu sobie poradzić - zachichotał - może nawet uda ci się wrócić na tereny watahy w ciągu kilku dni? Kto wie... - wzruszył ramionami. Nagle Eclipse zrobiła coś, czego nie mógł spodziewać się Mundus...

< Eclipse? >

Od Eclipse CD Andreia

To ja wypłoszyłam bezbronnego wróbla.
- Ej co ty zrobiłaś - Widocznie bardzo się zdenerwował
- P-przepraszam - Położyłam po sobie uszy
- Ach widać że jesteś tutaj nowa dlatego nic ci nie zrobię. Ale następnym razem kiedy mi przeszkodzisz nie będzie tak miło. Zrozumiałaś?!
- Tak
Andrei już się uspokoił jednak Mundus był na mnie bardzo zły. Ni z tąd ni z nikąd zaatakował mnie. I jak na takiego ptaka podniusł mnie w powietrze. Zaczeliśmy się miotać w powietrzu
- Mundus przestań! - Krzyknął Andrei
- Eclipse spokojnie! - Zaraz po wypowiedzi krzyknął Hiacynt
Krzyczeli tak do Mundusa ale bez żadnego skótku. Natomiast Mundus złapał mnie mocno w szpony i odeciał. Lecieliśmy dosyć długo. Chciałam się uwolnić jednak nie mogłam
- Mundus dlaczego to robisz?! - Zaczełam krzyczeć. Jednak ptak nie odpowiadał ale wleciał w zarośla abym była cicho. Przes wystające patyki byłam lekko zadrapana.
- Mundus stój! - Lecz on mnie nie słuchał ale wlatywał w drzewa aby mnie oszołomić. Na nie szczęście udało mu się zemdlałam po mocnym uderzeniu w gałąź
< Hiacynt, Andrei? >

czwartek, 18 września 2014

Konkurs!

   Nareszcie zaczęło się głosowanie w konkursie na najlepsze opowiadanie!
Zapisy do konkursu trwały niezmiernie & niemiłosiernie długo, bo aż...
                                                                                 od pierwszych dni trwania WSC!
Mało tego, jedna ze zgłoszonych do konkursu osób (a była nią Samanta: pierwsza samica alfa watahy) nie dotrwała głosowania! Niestety, odeszła od nas już bardzo dawno temu, więc zwolniło się kolejne miejsce zapisowe. Nie będę wgłębiać się w ten temat, najważniejsze iż doczekaliśmy się wreszcie głosowania na najlepsze opowiadanie (uffff...)!
Mam nadzieję, że wszyscy członkowie WSC wezmą udział w głosowaniu.Odbędzie się ono w formie ankiety na stronie Kroniki Taktyki.

                                                                                       Wasz cierpliwy samiec alfa,
                                                                                           Hiacynt

wtorek, 16 września 2014

Od Storczyka CD Jenny - "Zatrute pióra"

Trzeba by się dowiedzieć, o co chodzi. Mundus wie wszystko, Kelsie Leży chory...
- Jenny... Mundus przecież mówił o zemście. Krwawej, jak mniemam. Chociaż z drugiej strony... ten ptak nigdy nie posunął się do czegoś takiego, jak próba morderstwa.
"Próba morderstwa": brzmiało to tak dziwnie i strasznie... nie... na pewno to nie tak. Jakaś pomyłka i tyle...
- Natychmiast idziemy do jaskini Murki i Andreia! Mundus z pewnością też tam będzie. Musimy się go o wszystko wypytać - zakomenderowała Jenny.
- Oczywiście! Nie wierzę. Coś musi być nie tak. Nie wiem dlaczego tak myślę ale Mundek nie jest winny... nie... - zacząłem powtarzać, chociaż już przestawałem wierzyć w prawdziwość swojego przekonania.
Udaliśmy się do jaskini Murki i Andreia. Przez niedawne, karygodne wydarzenia, mające miejsce kilka dni temu, para przeżywała BARDZO ciche dni*. Ponadto, Lerka musiała zamieszkać w jaskini alf.
W grocie na uboczu, zajmowanej przez Murkę i Andreia (siłą rzeczy także i Mundusa), zastaliśmy tylko dwie osoby. Murkę: panią domu i jej wiernego i opiekuńczego towarzysza. Jego imię, niewtajemniczonym niech pozostanie nieznane...
- Dzień dobry, Murko - uśmiechnąłem się, wchodząc do jaskini.
- Dzień dobry - przywitała się Jenny
- Witajcie! - odpowiedziała Murka.
Mundus nie powiedział nic.
- My tylko na chwilę, do Mundusa - Jenny skierowała się w stronę rublii.
- Do mnie? Jakże miło cię widzieć, Jenny! - uśmiechnął się towarzysz z kąta jaskini. Odłożył jakąś lokalną gazetę, prawdopodobnie pochodzącą ze wsi.
- Nie miło, nie miło! - warknąłem.
Opowiedzieliśmy wszystko i oczekiwaliśmy odpowiedzi.
- Ale... - Mundus krztusił się ze śmiechu - chyba nie sądzicie, że będę się tłumaczył z urojeń małego dzieciaka?
- Co? Urojeń?! Ty chyba nie wiesz, co mówisz! - ofuknęła go Jenny.
Murka cały czas przysłuchiwała się naszej rozmowie.
- Powiedziałaś, że ja nie wiem co mówię? - Mundus nadal uśmiechał się lekko - czy wyglądam na idiotę? Otóż, oprócz mnie jest w tej jaskini tylko jedna osoba, która ma prawo uważać się za inteligentną.
Razem z Jenny spojrzeliśmy po sobie a następnie na Murkę. Wskazówka, której udzielił nam Mundek, jasno stwierdzała, co miał nam do przekazania.
- Ty uważasz, że ja i Jenny... - zacząłem, lecz wspomniana wadera powstrzymała mnie gestem łapy i powiedziała:
- Ty wiesz COŚ o tragedii Kelsie`go! My dobrze wiemy, co!
- Co, co?! - Mundus zrobił przestraszoną minę i dodał - tylko nie mówcie o niczym Murce! Tak naprawdę, otrułem Kelsie`go wodą mineralną i nie jestem Mundus, tylko Nieznany Osobnik! - wstał i rozejrzał się wymownie, niby z przestrachem, niby z zaciekawieniem.
- Kpisz sobie z nas! - krzyknęła Jenny - ta rozmowa nie ma sensu.
Mundek znów usiadł na ziemi i zaczął układać swoje modre piórka.
- Może macie rację, może mam z tą sprawą coś wspólnego, lecz z nieco innej perspektywy niż sądzicie? A może w ogóle nic o tym nie wiem? - przerwał. Po chwili kontynuował - mówcie dalej... - wyrzekł lekceważąco.
- Ale co? - zapytałem - przecież wszystko ci już powiedzieliśmy.
- Czyli to były wszystkie wasze argumenty i dowody?! - Mundus znów udał zdziwienie - więc sami zadajcie sobie pytanie: co tak naprawdę chcecie usłyszeć?
Nie zdążyliśmy nawet pomyśleć nad odpowiedzią, gdy do jaskini wkroczył nadąsany Andrei.
- Dzień dobry - mruknął.
Mundus struchlał i skulił się.
- Hehe... mina zrzedła... - zachichotałem i z jakim takim spokojem zniosłem spojrzenie Mundusa, z którego można było wywnioskować, że właściciel rozzłoszczonych oczu stracił do mnie szacunek i przestał mnie tolerować.
- Paszoł won - Andrei westchnął i w wiadomym celu wskazał Mundusowi wyjście z jaskini.Ten, wstał i powoli skierował się na zewnątrz. Andrei poczekał, aż nieszczęsna istota opuści progi domostwa i zwrócił się do Jenny i do mnie:
- Słyszałem, że szukacie kogoś, kto otruł twego towarzysza, Jenny? Znalazłem w lesie coś, co bezpośrednio może wskazać winowajcę. Wystarczy tylko sprawdzić.

< Jenny? >
* Patrz opowiadania: "Trzeba wziąć sprawy w swoje łapy..."

Od Jenny - "Zatrute pióra"

- Na prawdę musisz już jechać?
- Tak. Jestem spóźniony o CAŁE 5 minut! - Krzyknął patrząc na zegar.
- No ale mi dużo. - Zakpił Storczyk.
- A wyobraź sobie, że bardzo dużo, jak dla mnie! - Warknął Mrok, po czym zniknął w ładowni pociągu towarowego. Pociąg po chwili odjechał. Storczyk i ja, oddalaliśmy się powoli z peronu.
- To była przygoda! - Zawołał Storczyk - Ilu masz jeszcze takich... Ekhem... ekscentrycznych przyjaciół?
- Tylko jego... A w ogóle widziałeś może mojego towarzysza?
- Nie... A czemu pytasz?
- Bo od afery z Rozalką nie wiem, go nie widziałam...
- Pomóc ci go szukać? - Zapytał wilk.
- Jakbyś mógł...
W lesie, zaczęliśmy po kolei wołać Kelsie'go. Nigdzie go nie było. Zaczęłam się martwić, bo on był przecież jeszcze mały. Po kilku godzinach poszukiwań, usiadłam zrezygnowana nad wodopojem. 
- No gdzie on jest?!
- Może pobiegł się z kimś bawić, czy coś?
- Nie, on zawsze przychodził, gdy go wołałam. - W tej chwili z krzaków wyszedł Kelsie. Nie wyglądał dobrze... Jakby się otruł... Wydusił tylko :
- Mundus...On...wie...wszystko... - I padł na ziemie. Podbiegłam do niego. Jeszcze żył. Zaniosłam go do Katii.
- Przeżyje, ale musi parę dni zostać u mnie... 
Wyszłam ze Storczykiem. 
- Słuchaj, czy tylko mnie to się wydaje dziwne...? - Zapytał delikatnie Storczyk.
- Prawda, to jest dziwne. Zwłaszcza to z Mundusem... Że wie wszystko...
( Storczyk?)

Zmiana!

Zgodnie z przebiegiem opowiadania pt. "Trzeba wziąć sprawy w swoje łapy..." Lerka mieszka teraz z Parą Alfa.


Wasza Samica Alfa,
Gaja

Od Gai CD Murki - "Trzeba wziąć sprawy w swoje łapy..."

     Mundus nastroszył pióra i rzucił się na Andreia. Przewrócił go na ziemię i odskoczył jak oparzony. Stał obok nas z szeroko otwartymi oczyma, przerażony i struchlały. Tym czasem Andrei zawył z wściekłości i bólu, próbując znów pochwycić Murkę.
- DOŚĆ! - Wrzasnęłam.
     Wszyscy nagle zamarli w miejscu.
- Jaki wy przykład dajecie dziecku?! Tego już za wiele! Andreiu! Jesteś w obecności Alfy i nie możesz w żaden sposób kwestionować moich decyzji! Nie masz prawa kierować Mundusem! Lerka idzie ze mną, będzie po moją opieką, tymczasem Mundus zostaje tutaj, by pilnować Murki! I ostrzegam... - Oczy utkwione miałam w Andreiu - Jeśli to się powtórzy, Murka także zamieszka z nami!
     Zbliżyłam się o dwa kroki do Andreia.
- Jeśli kiedykolwiek ją skrzywdzisz... Nie odpuszczę ci.
     I, powiedziawszy to, wyszłam z jaskini razem z Lerką u boku, tłumacząc jej, iż wszystko będzie dobrze.

Od Murki CD Andreia - "..Trzeba wziąć sprawy w swoje łapy..."

- Posłuchaj, Andreiu - zaczęłam - nie będę się z tobą kłócić. Lerka pójdzie z Gają. Uważam Dyskusję za niepotrzebną, z resztą już skończoną. Idę odprowadzić córeczkę. Mundus zostaje. Myślę, że Gaja i Hiacynt potrafią zająć się wychowaniem dzieci. W końcu oni sami mieli pięcioro szczeniąt! Lerciu: idziemy.
- Nie! - krzyknął Andrei, już mniej zły - nie puszczę cię! Ani Lerki. Zostajecie! - to mówiąc, złapał mnie za łapę i szarpnął.
Odruchowo machnęłam drugą łapą. Uderzyłam wilczura w pysk z całej siły. Puścił i krzyknął:
- Tego już za wiele!! Stój, tam gdzie stałaś!
Mundus nastroszył pióra i rzucił się na Andreia. Przewrócił go na ziemię i odskoczył jak oparzony. Stał obok nas z szeroko otwartymi oczyma, przerażony i struchlały. Tym czasem Andrei...

< Gaju? >

Od Andreia CD Murki - "Trzeba wziąć sprawy w swoje łapy..."

- Mundusie - popatrzyłem na rublię.
- Tak? - zdezorientowany ptak zwrócił się w moim kierunku.
- Pójdziesz z Lerką jako opiekun. Nie mogą nam tego zabronić. Jeśli Gaja weźmie Lerkę, weźmie ciebie!
- Ależ ja tutaj... panie Andreiu... - przestraszył się.
- Albo Mundus pójdzie z Lerką, albo zostaną oboje! - rozeźliłem się.

< Murko? >