Mundus rzucił się na biedną Eclipse.
- Idźże do... - tu ptak zatrzymał się - mój ojciec najmniej mnie teraz obchodzi! Ty zabójco...
- To przecież nie ja... - wadera zasłoniła się łapą.
- Nie ty! Ale nosisz w sobie geny tego parszywca...!
Ptak szarpnął mocno Eclipse. Rzuciłem się na pomoc, jednak Mundek machnął skrzydłem z taką siłą, że zatoczyłem się na prawie dwa metry.
- Gdyby Hiacynt i Andrei nie przyszli wtedy nad tą rzekę, gdybyś była w stanie poradzić sobie z nią sama... albo gdyby po prostu zginęła, może byłbym ci w stanie wybaczyć - mruknął ptak stojąc przed waderą.
- Mundusie - usłyszeliśmy spokojny, cichy głos - puść tą wilczycę.
Mundek wyprostował się i spojrzał niepewnie w stronę, z której dochodził głos.
- Mamusiu - ptak odwrócił się - to sprawa honoru. Tamten wilk z zimną krwią ukrócił żywot...
Przerwał.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz