Mundus nie znał mnie a tym bardziej mioch mocy. Zaatakowałam go dzikimi pnączami. Przydusiłu go do ziemi.
- Ej wypóść mnie to może ci nic nie zrobię! - Ptak zaczą się miotać
- Uspokuj się. Nie chcę ci nic zrobić
- Ale ja tak! Porzałujesz tego
Zaczełam się rozglądać. Patrzyłam którędy mam wrócić do domu.
- Nie uciekniesz z tąd
- Zkąd masz taką gwarancję?
- Poprostu to wiem
- Powiedz co ja ci takiego zrobiłam?!
Ptak milczał. Nagle usłyszałam szelest.
- Och nareście mnie znaleźli to znaczy nas. - Odwróciłam się w stronę ptaka jednak go juz nie był - C-co?
Ptak wyplątał się z lian
- Ha teraz mnie porzałujesz!
Jednak zatrzymał się bo z krzaków wyłonił się olbrzymi niedzwieć.
- N-niedzwiedz! - Zaczełam uciekać. Oczywiście jak to niedziedz pobiegł
za mną. Słyszałam tylko śmiech Mundusa. Nagle ucichł ryk niedzwiedzia.
Ale na nie szczęście niedzwiedz wskoczył na mnie i przycisł mnie do
ziemi. Wzioł mnie w swoje zębiska i zaczął mną targać we wszystkie
strony. Nagle póścił mnie. A ja spadłam ze skarpy. Widziałam tylko
Mundusa i niedzwiedzi. Nagle wpadłam do rwącej rzeki
< Hiacynt? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz