Mundus odleciał razem z biedną Eclipse...
- Trzeba biec! Ratować ją!! Nie wiadomo gdzie tego pokroju typ może zabrać Eclipse i co jej zrobić! - krzyczałem, będąc w szoku.
- Biegnijmy w stronę gdzie zniknęli - zaproponował Andrei.
~~ Tymczasem, Eclipse i Mundus... ~~
Mundus leciał przez las, ściskając Eclipse w szponach. W końcu, znaleźli się na niewielkiej polanie nieopodal morza. Ptak spokojnie z niejakim wyrazem wzgardy położył niezczęsną waderę na ziemi, po czym przysiadł obok niej.
Po chwili Eclipse podniosła głowę, z przerażeniem wpatrując się w oprawcę.
- Co ty robisz... - jęknęła.
- Siedźże cicho, nic nie mów - oczy ptaka złowieszczo połyskiwały w ciemności.
- Dlaczego? - Eclipse wstała zaniepokojona i rozejrzała się wokoło - gdzie jesteśmy?
- Na granicy Skrytego Lasu. Gdybyś dłużej należała do tej watahy, pewnie wiedziałabyś, gdzie jesteśmy - Mundus rzucił wilczycy nienawistne spojrzenie, po czym popatrzył w stronę, gdzie drzewa były ciemniejsze, niż tam, gdzie się znajdowali.
- Co teraz...? - Eclipse zaczęła cicho.
- Nic. Ja mam skrzydła - nie zostanę długo. Ty, musisz jakoś tu sobie poradzić - zachichotał - może nawet uda ci się wrócić na tereny watahy w ciągu kilku dni? Kto wie... - wzruszył ramionami. Nagle Eclipse zrobiła coś, czego nie mógł spodziewać się Mundus...
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz