Mama Mundusa siedziała obok mnie. Patrzyła smutno na wadery.
Chwilę po mnie, w jaskini zjawił się też Mundek. Uśmiechnął się patrząc na Eclipse i podszedł do mnie. Powiedział:
- Hiacyncie...
- O co ci znów chodzi? - warknąłem nieprzyjemnie. Nie zamierzałem mieszać się w konflikt Mundusa z Eclipse. Przykro to mówić, jednak wolałem, żeby sami rozstrzygają swoje nieporozumienia.
- Och nie - zaśmiał się - nie o to, o czym myślisz, przyjacielu!
Byłem zbity z tropu. Tymczasem Mundus kontynuował:
- Pod lasem sterczą dwa wilki, dywagują głośno i szczerzą kły do przechodniów. Gdy razem z Lenkiem spotkaliśmy ich przed chwilą, ci zaczęli wykonywać podejrzane gesty i coś szeptać. Zresztą, sami w sobie są podejrzani - wzruszył ramionami - uważam, że nadmiar chmielu u obu jegomości poskutkował nadmiarem wesołości i chęci ryzykowania - zachichotał - jako samiec alfa, masz obowiązek coś z tym zrobić!
- Gdzie przebywają ci jegomoście! - zapytałem niepewnie.
- Pod pozorem wysokiego zagrożenia publicznego, zostali unieszkodliwieni a następnie przetransportowani do siedziby wojskowej. Lenek ich pilnuje.
- Już tam idę - spojrzałem niepewnie w stronę Eclipse - ale ty idziesz ze mną, mścicielu jeden!
- Ależ oczywiście - zaśmiał się znów Mundek - mogę powiedzieć więcej: Eclipse też może iść z nami. Powiem więcej: powinna. Owi jegomoście wykrzykiwali jej imię wielokrotnie, prawdopodobnym więc jest, iż ją znają.
Udaliśmy się razem z Eclipse i Mundusem do "więzienia". Lenek przywitał nas ciepło:
- Nareszcie jesteście! Ci dwaj doprowadzają mnie do szału! - basior podbiegł do nas.
Z jaskini wyszły dwa wilki.
Jeden z nich wyglądał mniej więcej tak:
Natomiast drugi, tak:
- Ty... Pagaj! - krzyknął szaro- biały wilk podchodząc do nas (mówiąc "nas", mam na myśli Eclipse, Lenka, Mundusa i mnie).
- Czo?! - odkrzyknął drugi, brązowy stojąc pod jaskinią i kiwając się w dwie strony.
- Nie "czo"! Nie "czo"! Nico! - odkrzyknął znów szary - chodźże tu na chwilę!
- Kim jesteście! - zapytałem tego szarego.
- Z tego, co mówili gdy was nie było, udało mi się wywnioskować, że jeden nazywa się "Pagaj" a drugi "Chodź tu" - szepnął Lenek. Posłałem mu pobłażliwe spojrzenie.
Wilki podeszły do nas i znów zaczął szary:
- Ależ ja nazywam się Aryst'o Teles a to mój dobry przyjaciel Paganini!
- Żartujesz? - Mundus spojrzał się na "szarego" pełnym zażenowania wzrokiem.
- Nie! - "szary" zasłonił się łapą, jakby chciał uciec przed ciosem - nie! Jam jest Aryst'o Teles!
- A ten drugi, Paganini? Jak ten muzyk?
- Tak, jak ten "muzyk", ptaku - Aryst'o Teles popatrzył na Mundusa akcentując słowo "muzyk" z niemałym obrzydzeniem.
- Arystotelesie... - zacząłem, lecz ten nie dał mi dokończyć.
- Nie! Moje imię brzmi: Aryst'o Teles.
- Aryst'o Teles - powtórzyłem by zapamiętać.
- Nie! - krzyknął znowu wilk.
- Wiecie o co mu chodzi? - zapytałem zmęczony myśleniem.
- Ja wiem, Hiacyncie - uśmiechnął się Mundus - nie wiem doprawdy, jakże mogłeś popełnić tak tragiczny błąd! - mówiąc to, Mundek starał się nie roześmiać, jednak widać było, że kpi sobie w żywe oczy z Arystotelesa - jak mogłeś! Przecież imię Aryt'o Teles wyraźnie akcentuje się "Aryst'o Teles" a nie "Aryst'o Teles"! - ledwo zdołał powstrzymać śmiech.
- Właśnie! - szary i, jak można podejrzewać, niezbyt mądry wilk przytaknął głośno:
- Właśnie! Myślę, mądry ptaku, że się dogadamy.
Eclipse i Lenek przysłuchiwali się naszej rozmowie. Lenek przerwał:
- Wy obaj, natychmiast do jaskini wytrzeźwień! Nie możecie w takim stanie chodzić po lesie!
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz