To znaczy... Mundus był. Eclipse spadła ze skały, wprost do rwącej rzeki. Przepłynęła przez niski wodospad i odzyskała przytomność, którą podczas upadku utraciła.
- Ty brunatku ohydny! - Mundus krążył wokół niedźwiedzia, tłukąc go porządnie skrzydłami - precz! Precz! Wracaj do siebie, do lasu.
Niedźwiedź odganiając się łapami, chcąc nie chcąc, podąży do lasu.
Mundek skoczył na wysoki brzeg rzeki i spojrzał w dół. Eclipse wiosłowała łapami, płynąc do brzegu. Mundus usiadł na ziemi i odetchnął z ulgą. Wzbił się w powietrze.
- Gdzie lecisz?! - wadera wrzasnęła do ptaka.
- Jak to gdzie?! - odkrzyknął Mundus - poradzisz sobie! - zachichotał - myślałaś, że przywlokłem cię tutaj po to żeby odnieść cię z powrotem? Czy może po to, byśmy razem cierpieli w milczeniu? - usiadł na gałęzi drzewa.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz