Mundu nie dokończył swej wypowiedzi ale póścił mnie i odszedł. Byłam bardzo zdziwiona i zmartwiona. Czym? Tym że jego mama podeszła do mnie. Bałam się bo nie wiedziałam co zrobi. Jednak Mundus cieszył się i szeptał:
- Wkońcu odpłacimy swój dług. Ona zginie. Heh... - Jednak rozczarował się tym co jego matka zrobiła. A mianowicie pomogła mi wstać.
- Mamo ale co ty robisz?! Ona zabiła nam tatę...
- Mundus jesteś głupcem. Nie rezszarpuje się starych ran! Ona niczym nie zawiniła. Ona chciała nam pomuc jednak co mogła zrobić kiedy jej ojciec był od nij większy? Pomyśl chwilę Mundusie.
Mundus uspokoił się i zaczął myśleć
- Masz rację. Lecz nigdy prze nigdy jej nie wybaczę! - Spojrzał się na mnie zimnym i złowieszczym wzrokiem.
- J-ja przepraszam - Po mojej wypowiedzi upadłam na ziemię. Jak się okazało Mundus bardzo poważnie mnie zranił. Miałam dwie wielkie rany z których lała się krew. Byłam mocno poobijana. Nie straciłem przytomości bo wiedziałam że tak mogę zginąć. Bolało i to mocno. Hiacynt powiedział do matki Mundusa:
- Mam jedną prośbę. Proszę z nią szybko lecieć do wadery Kati. Proszę!
- Oczywiście.
Samica złapała mnie i wzbiła się w powietrze. Lecieliśmy bardzo szybko jak kazał Hiacynt. Wkońcu wylądowaliśmy. Byliśmy już w jaskini Katii. Położyli mnie. Wtedy zemdlałam.
< Hiacynt? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz