Odszedłem od ptaka, uznając naszą rozmowę za zakończoną. Nie chciałem dłużej ciągnąć takich pogaduszek, nie są dla mnie. Szedłem przed siebie, już nawet nie spoglądając na tereny wokół mnie. Dreptałem ze zwieszoną głową, wsłuchując się w odgłosy lasu, który otaczał mnie ze wszystkich stron. Westchnąłem przeciągle, przymykając przy tym swoje oczy. Niby nic się dzisiaj nie wydarzyło, ale jednak byłem już zmęczony. Jednak ta jedna noc nie pomogła mi w odzyskaniu energii po tej ciężkiej i długiej podróży. Stanąłem na chwilę przy niewielkim, spróchniałym drzewie, rozglądając się dookoła. Moją uwagę przyciągnął niski pagórek, na którym leżał pień drzewa. Zainteresowany taką błahostką, ruszyłem w tamtą stronę. Gdy znalazłem się na szczycie, spojrzałem przed siebie. Choć pagórek był niski, mogłem ujrzeć polanę niedaleko stąd, lecz na konary drzew były na tyle wysokie, że uniemożliwiały mi przypatrzenie się terenowi. Pokręciłem głową, odganiając jakiegoś bzyczącego szkodnika, następnie zbiegłem z górki. Będąc na dole, nie zwolniłem tępa, można nawet rzec, że nawet i je przyśpieszyłem. Parłem przed siebie bez większego powodu. Tak jakbym chciał przed czymś uciec. Biegnąc tak, w końcu usłyszałem jakiś szum. Zwolniłem trochę, przysłuchując się temu zjawisku. Była to woda. Stanąłem w miejscu, nasłuchując dźwięk.
- Mają tu nawet wodospad? -zapytałem sam siebie zdziwiony.
Leniwym krokiem ruszyłem w tamtym kierunku, wciąż bacznie nasłuchując wszystkiego wokoło. Po kilku minutach odgłos wodospadu widocznie się zwiększył, co oznaczało, że się do niego zbliżałem. Chciałem już podbiec do tego miejsca, mijając przy tym jakby te same krzewy i drzewa, co poprzednio, lecz moją uwagę przejęła jakaś tajemnicza, ciemna postać. Przekręcając nieznacznie głowę, zacząłem do niej podchodzić. Siedziała do mnie tyłem, więc na początku nie wiedziałem, że był to Jaskier. Dopiero gdy usłyszałem jego cichy głos, to go rozpoznałem. Wyprostowałem się i machnąłem kilka razy ogonem. Nie byłem z tego zbytnio zadowolony. Myślałem już, że odnalazłem kogoś nowego, a tu jednak się okazuje, że jest to on. Przewróciłem oczami, wzdychając przy tym przeciągle, po czym ponownie do niego ruszyłem. Będąc oddalonym od niego o zaledwie pięć, może cztery metry, powiedziałem jakby od niechcenia.
- Czego tak tu siedzisz bez nikogo?
Odwrócił głowę w moją stronę, na początku mnie badając. Dopiero po chwili uznał, że również mnie zna. Zamerdał delikatnie ogonem, wstając i wyprostowując się w moją stronę. Rozejrzał się.
- A gdzie Mundus? -zapytał, już spoglądając na mnie.
Wzruszyłem ramionami, a następnie usiadłem na ziemi, zwieszając przy tym swoje ciało, jakby ktoś lub coś było na nim uwieszone.
- Rozstaliśmy się jakiś czas temu -ziewnąłem krótko i ciągnąłem dalej -a ty? Dlaczego puściłeś go samego na mnie?
Jaskier zmrużył oczy, siadając naprzeciw mnie. Z westchnieniem, pokręcił żywo głową.
- Nigdzie go nie puszczałem, sam odszedł -spojrzał się ponownie na mnie.
Wtedy przypomniałem sobie słowa tej ptaszyny, jak i swoje same. Naprawdę byli dość podobni do siebie pod względem charakterów, na szczęście Jaskier był zbyt głupi, aby mieć w sobie, choć krztę pychy. Choć czy można tak to nazwać? Bardziej ptaka cechuje manipulacja na swoją korzyść. Tak, w zupełności to odpowiednie słowa. Prychnąłem, na co wilk najwidoczniej się zdziwił.
< Jaskier? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz